Już prawie się udało. Właśnie, prawie. Przeciwnik nie odpuszczał ani na chwilę, trzeba było działać szybko, inaczej zostałby przebity przez setki czarnych odłamków. Fakt, że przed chwilą niemalże wyczerpał swoje siły, wcale tego nie ułatwił. Za to zaklęcie przeciwnika, mimo iż nie było oparte na magii żywiołów, nadal dało się skontrować przez jeden z czarów czterech elementów. Rzucenie tak potężnego zaklęcia jak to, mogło do końca wyczerpać jego siły. To było szalone. Ale czym było szaleństwo? Szansą na zwycięstwo.
Podniósł ręce do góry, samemu zlatując w dół, dalsza lewitacja w niczym by nie pomogła, a tylko dalej wysysała energię magiczną. Po chwili odłamki, poczynając od najbliższych, zaczęły unosić się do góry, aby rozbić się o zaklęcie zabezpieczające sufit. Wprawdzie niebezpieczeństwo minęło, ale kilka kawałków zdążyło naciąć odsłoniętą skórę rąk. Rany boleśnie krwawiły, ale na całe szczęście nie były na tyle groźne, by sprowadzić śmierć, chyba że walka przedłuży się na tyle, aby ubytek krwi naprawdę mu zaszkodził.
Był wyczerpany, potrzebował chwili odpoczynku, musiał rzucić zaklęcie, które dałoby mu chwilę czasu, nie zużywając przy tym resztek jego energii magicznej.
- Kamienne więzienie!
Z podłoża wyłoniły się skały, z każdą chwilą przybierające na masie i rozmiarze. Popędziły w kierunku oponenta. Wątpił, by tamten dał się tak po prostu się im zmiażdżyć, ale na pewno zapewni mu to chwilę czasu, wystarczającego na regenerację zarówno magiczną, jak i fizyczną.
- Wichrze, ziemio, ogniu! Dajcie mi siłę, abym mógł walczyć dalej!
Zaczęły go otaczać eteryczne smugi w najróżniejszych kolorach, od jaskrawej zieleni do ciemnego brązu, zasklepiające rany i dające energię. Jeśli przeciwnik szybko nie odpowie, mag żywiołów będzie miał jeszcze więcej mocy, niż na samym początku walki.