Skocz do zawartości

Austraeoh [PL][NZ][Alternate Universe][Adventure][Random]


Coldwind

Jak publikować kolejne rozdziały?  

19 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Jak publikować kolejne rozdziały?

    • Rozdział co ok. 3 dni
    • Większa paczka np. co dwa tygodnie
  2. 2. Jak oceniasz tłumaczenie w skali 1-10?



Recommended Posts

W sumie to pierwsze tłumaczenie, które zacząłem czytać (nie licząc paru klasyków u zarania fandomu), jakoś zawsze wolałem czytać i komentować fanfiki z polskiej części fandomu (hurr durr udzielajmy wsparcia naszym i tak dalej). Tym bardziej, że ten temat wydawał mi sie być aktywny, ale dopiero teraz po jego przeczytaniu zrozumiałem, że duża ilość komentarzy wynika z hejtstormu na początku i dużej liczby aktualizacji... tyle czasu w błędzie. xD

Niemniej doskonale rozumiem czemu Coldwind wziął się za tłumaczenie tegoż fanfika, jest to udana historia, którą lekko się czyta.

Jeśli chodzi o samą jakość tłumaczenia to uważam ją za na najwyższym poziomie. Było parę niezbyt zgrabnych sformułować, ale jak na 80 rozdziałów było ich bardzo mało. Do tego rzuciło mi się określenie "kuczej krwi", może tak jest poprawnie, jednak ja uważam, że "kucnej/kucykowej" brzmiałoby o wiele lepiej. No i przyznam, że  określaniem "elementu lojalności" mianem "wisiora" zamiast "naszyjnika" bardzo mi nie pasuje. Jednak to już wybitnie kwestia gustu.

Wierności tłumaczenia oceniać nie będę, po pierwsze nie chce mi się czytać drugi raz tego samego (nawet jeśli jest w innym języku). Po drugie, uważam, że w kwestii fanfików wierność jest bez znaczenia. Całość trzeba przełożyć, czy właściwie napisać tak, żeby się dobrze czytała. I to Coldwindowi się udało, opisy jak i dialogi miedzy bohaterami są bardzo dobre..

Sama formuła, bardzo krótkich rozdziałów bardzo dobrze działa na samym początku, gdy po prostu Rainbow Dash leci na wschód. Dzięki czemu całość zyskuje coś metaforycznego, dając czytelnikowi spore pole do interpretacji.

Jednak według mnie ta formuła już zaczyna gorzej się sprawdzać od momentu dołączenia Dash do karawany, wtedy narracja staje się bardziej ciągła, a mniej wyrywkowa, a krótkie rozdziały temu nie sprzyjają.

Sama historia balansuje między klimatem poważnego fantasy, a "nierealizmem" serialu. Jednak to całe przerysowanie jest zadziwiająco łatwe do przełknięcia, w końcu za większość z nich odpowiada Rainbow Dash "wzmocniona" magicznym artefaktem. ;)

No właśnie, Rainbow Dash, główny bohater i siła napędowa tej historii. W stosunku do serialowego oryginału wydaje mi się być zdecydowanie lepsza, ma wiele mistrzowskich odzywek, jest pewna siebie do granic możliwości i wykazuje się niezłomną wolą. W sumie ten fanfik można streścić zdaniem "Historia w której fajność Rainbow Dash jest podkreślana na każdym kroku, zaś kolejne wyzwania mają to jeszcze bardziej podkreślić".

W sumie można ten fanfik polecać każdemu, lekki przygodowy klimat i szybka  akcja każdemu powinna przypaść do gustu.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wow, dzięki za tak długiego komcia. Aż mi się ciepło zrobiło na sercu. Cieszę się, że ci się spodobało.

 

35 minut temu, Xelacient napisał:

Jednak według mnie ta formuła już zaczyna gorzej się sprawdzać od momentu dołączenia Dash do karawany, wtedy narracja staje się bardziej ciągła, a mniej wyrywkowa, a krótkie rozdziały temu nie sprzyjają.

Pierwszy tom sagi był pisany jako swego rodzaju eksperyment, rozdział co dzień, i stąd może to wynikać. W kolejnych częściach jednak rozdziały powoli stają się coraz dłuższe i przez to problem ten zanika.

 

37 minut temu, Xelacient napisał:

Sama historia balansuje między klimatem poważnego fantasy, a "nierealizmem" serialu. Jednak to całe przerysowanie jest zadziwiająco łatwe do przełknięcia, w końcu za większość z nich odpowiada Rainbow Dash "wzmocniona" magicznym artefaktem.

Spoiler

Nie tylko tym, ale na wyjaśnienie trzeba będzie dłużej poczekać.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months later...

Nie, nie przynoszę dziś nowych rozdziałów, chciałem tak po prostu napisać jakiś post.

 

Co z tłumaczeniem? Aktualnie stoi w miejscu. Studia póki co są czasochłonne, na dodatek staram się o jakąś pracę na wakacje, przez co nie jestem w stanie poświęcić na fandom tyle czasu, ile chciałbym. Mam co prawda jakieś 25 rozdziałów zapasu, jednak niestety moja korektorka i prereaderka, @karlik, która wykonała sporo wybornej roboty przy opublikowanych dotychczas rozdziałach, nie daje znaku życia. Nie chcę publikować tego tłumaczenia, bo wiem, że mogą się w nim kryć jakieś większe babole, pragnę dostarczyć produkt o możliwie najwyższej jakości.

 

Nie, nie zamierzam porzucić tłumaczenia, zwłaszcza teraz, gdy przetłumaczyłem już prawie 60%. Przyznam szczerze, że parę razy korciło mnie, by to zrobić, ale udawało mi się jednak za każdym razem wziąć w garść. Szkoda tylko, że się to tak przedłuża. Jeszcze rok temu pisałem, że ostatni rozdział wydam najpóźniej w marcu tego roku, tymczasem zaczął się już maj. Przepraszam, ale życie jest ciężkie.

 

Może niedługo coś się pojawi, najpewniej w wakacje. Z tego miejsca pragnę pozdrowić wszystkich czyteników, tych, którzy czekali i tych, którzy czekają nadal.

 

Bądźcie cierpliwi.

 

Coldwind

  • +1 4
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

Wild Crab appears!

 

***

I oto zatem znalazłem się w tym temacie... po czasie. Bardzo długo po czasie. Już dawno temu, widząc tworzone przez Colda multiposty mówiące o nowych rozdziałach, postanowiłem przeczytać to dzieło, tak, by mój komentarz mógł mu choć trochę poprawić humor. A jak wyszło... chyba sami widzicie. Tłumaczenie stoi od maja i w sumie trudno powiedzieć, czy ruszy dalej.

 

No ale przejdźmy do rzeczy... Póki co, przeczytałem rozdziały 1-15, pochłaniając ten krótki metraż w jakiś kwadrans. O samej jakości tłumaczenia nie powiem za wiele, bo, szczerze mówiąc, nie chciało mi się porównywać tłumaczenia z oryginałem. Ale znając Colda, nie muszę się martwić o jakość.

 

A sama historia intryguje samym opisem - Rainbow Dash leci na wschód. Co ją tam ciągnie? Z pewnością zew przygody, chęć odkrycia nieznanego, bycia niczym jej ulubiona bohaterka Daring Do. Obserwujemy też jej podróż z różnych perspektyw, powoli odsłaniając tajemnicę wschodu. Opisy są dość lekkie, acz na tyle szczegółowe, by pobudzić wyobraźnię i mieć wrażenie faktycznego uczestnictwa w tej niezwykłej ekspedycji. Opowieść ma w sobie coś mistycznego, coś, co przykuwa naszą uwagę i sprawia, iż chcemy poznać więcej faktów z wędrówki Rainbow Dash.

 

Sam początek brzmi niesamowicie interesująco i z pewnością powrócę do tego opowiadania. No bo wiecie, Wschód się sam nie odkryje!

Edytowano przez Niklas
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Skoro borume zechciało się łaskawie włączyć, można kontynuować.

 

16-30

 

Podróżując na wschód, napotkałem na kilka drobnych błędów, jak niepotrzebne przecinki w dialogach (co zdecydowanie wynikało z późniejszego dodania didaskaliów), pojedyncze literówki, zgubione spacje. Patrząc jednak na ilość tego dzieła, jest dobrze.

 

Historia zaś toczy się dalej. Rainbow zdecydowała się jednak dołączyć do spostrzeżonej karawany i sprawić swoją niesamowitością, że dotarła do celu cała i bezpieczna... tylko lekko przeżuta przez hydrę, ale to nic takiego! No i pierwsze miasto tak daleko od domu. Fascynująco inne zwyczaje, zależności, sposób bycia... I fakt, że tylko najstarsi pamiętają o istnieniu pegazów... Zdecydowanie wiele rzeczy musiało tutaj pójść nie tak... Z pewnością dowiem się o nich nieco później, ale to już będzie opowieść na inną chwilę.

 

Wybierając tego fica, podjąłeś dobrą decyzję, Cold!

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No cóż, dziękuję za komentarze, zrobiło mi się tak jakoś cieplej na serduszku. Niestety, drodzy czytelnicy, póki co musi wam wystarczyć to, co jest. Aktualnie mam bardzo mało wolnego czasu, który ponadto muszę przeznaczyć na pilniejsze rzeczy do roboty, tak więc zapewne do września nic się nie ruszy, później zresztą też czasu może mi zacząć brakować.

 

Naprawdę chciałbym skończyć tłumaczenie tego fika, serię pokochałem całym sercem i chciałem naszym rodakom przedstawić choćby i zaledwie ten jeden, pierwszy jej tom. Czy to się uda? Marzę o tym, ale wolę nie rzucać żadnymi terminami, bo już wiele razy przewidywania wzięły w łeb. Miałem momenty lepsze, ale i gorsze, lecz udało mi się przetłumaczyć 114 rozdziałów z 200, z czego 25 czeka na prereading i korektę (właśnie muszę chyba od nowa zebrać jakąś ekipę). Bywały chwile, że chciałem to rzucić, ale w porę się otrząsałem z takich myśli. Niestety, życie jednak na razie nie jest dla mnie łaskawe.

 

Szkoda, że muszę pisać taki kolejny post o niczym, ale chcę żebyście mieli nadal jakąś tam nadzieję. Żebyście choć przez chwilę zatęsknili.

 

Dziękuję wam za to, że czytaliście i czytacie, choć tylko nieliczni pozostawiali tu jakiś znak swej obecności. Wiem, że jest was więcej, i ta świadomość mnie pokrzepia.

 

Lećcie dalej na wschód, choćby i czytając oryginał, warto.

 

Coldwind

  • Lubię to! 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 6 months later...

Hmm, sporo czasu upłynęło od mojej ostatniej wizyty w temacie opowiadania. Zdecydowanie nie planowałem aż tak długiej przerwy i naprawdę byłem przekonany, iż przeczytałem znacznie więcej rozdziałów. No ale cóż, pora zatem wziąć się do roboty.

 

31-45

 

Chwila rozmowy z Luną. Widzę, że autor mocno tutaj poszedł w stronę księżniczki wciąż nie rozumiejącej obecnych realiów, ani nie wyłapującej przenośni. Ech, no cóż... Mieliśmy również kolejny atak skołowania, niezamierzony easter egg, a i również jeden z mieszkańców tego zapomnianego przez świat miasteczka nie jest tym, za kogo się podaje. A tak przy okazji, odmiana Wintergatian bardzo mocno kojarzy mi się z  tym zespołem: https://www.youtube.com/watch?v=IvUU8joBb1Q

 

Uwielbiam też, jak bardzo rainbowdashowa jest Rainbow Dash. Zwłaszcza pod koniec rozdziału 35, gdzie pręży muskuły swojego ego, tylko po to, by pożałować tego sekundę później. I ta jedna scena z kolejnego odcinka dała mi deja vu z twojego zwyczajnego odcinka Dragon Balla. I jakoś jeszcze odniosłem wrażenie, że dialogi z rozdziału na rozdział stają się jakieś takie... płytsze. Jakieś takie męczące przez tę jej arogancję. No bo cały czas podkreśla tę swoją NIESAMOWITOŚĆ™, by dosłownie za moment potknąć się i rozwalić sobie swój głupi pysk.

 

Jakoś tak, moim zdaniem, fabuła nieco siadła podczas pobytu w jednym miejscu. No niby mieliśmy starcie z robalami, ale jakoś tak... nie wiem, nudne mi się to wydawało. Ot, festiwal krwi i tęczowej buty. Dużo lepiej się zrobiło, gdy Rainbow ruszyłą swój zad do kopalni. Przynajmniej powrócił u mnie to poczucie podróży i odkrywania nieznanego. A tak swoją drogą... czy wierzymy w to, że austraeohowa wersja naszej błękitnej klaczy zna takie rzeczy jak "kształt omegi"? :P I patrząc na rozdziały w kopalni, widać, że fic najbardziej rozkwita, gdy zamiast na walce, skupiamy się na eksploracji. Ma to coś w sobie, co sprawia, że chcesz poznać ciąg dalszy tej historii jak najszybciej. 

 

No to ten, ponownie, Cold, dobra robota z tłumaczeniem i fajnie, że się na to zdecydowałeś. I mam nadzieję, że jeszcze wrócisz do translacji Austraeoh. I że będziesz w stanie dodać do 1 posta rozdziały, których nie mogłeś wcześniej przez limity kodów borume.

 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 months later...

W nocy przeczytałam całe Austraeoh (w sensie, że pierwszy tom). Czytałam po angielsku, na tłumaczenie Colda tylko rzuciłam okiem i uznałam, że jest naprawdę w porządku. Ale przyszłam tu by skomentować fanfik, a nie samo tłumaczenie. Komentować będę całość, dlatego no, to jest audycja spoilerowa.

Spoiler

 

Na początku Austraeoh (ta nazwa to koszmarek) mnie odrzuciło. Przez pierwsze kilkadziesiąt stron towarzyszą nam opisy przyrody i RD lecącej na wschód. Po coś, bo nic nie jest wyjaśnione. Ot, RD leci, RD znajduje szopę, RD je, RD zwiedza jaskinię. Matko, jakie to było nudne. Nie złe, tylko po prostu nudne. Wychodzę z założenia, że pierwsze 20 stron jest po to by jako tako nakreślić fabułę i zaciekawić czytelnika. A naprawdę nie wiem czemu miałabym się przejmować tą Rainbow Dash. Jakby padła na kiłę, to chociaż mój trud byłby skończon :rainderp:.

 

No, ale potem spotkała na swojej drodze jakieś kucyki i zaczęła się właściwa akcja. Jakieś interakcje, rozmowy z Luną, no, cokolwiek ciekawego. I było lepiej. Ale czy to znaczy, że mi się podobało? No, nie do końca.

 

Zacznijmy od tego, że RD jest dobrze przedstawiona, ale no... Może aż zbyt wiernie jak na taki format. Ona jest po prostu nudna, kiedy kolejny raz mówi jaka to jest zajebista. No, jak zdarta płyta. Wkurzająca, bezczelna i irytująca. Do tego jest marynarzem, który ma dziewczynę w każdym porcie, co jest po prostu słabe.

 

Za to sama fabuła zaczyna się zagęszczać, a my poznajemy kolejne elementy układanki. I to jest fajne, bo nagle wszystko powoli nabiera sensu, a samo lore świata jawi się jako całkiem interesujące.

 

Gorzej, że wszystkie motywy antagonistów oraz niechęć RD do zabijania są takie... głupie. Serio, Lordzie Darh Vaderze, znaczy Księciuniu Zaap Natorze, wrzucanie źrebaków do dziury na pewno sprawi, że elektrownia znowu wyjdzie z dziury... Tak, synu Hushtaila, który miał imię na S, pomoc w nasyłaniu na swoją wiochę potworów na pewno pomoże jej mieszkańcom, a wy, ziomki minotaury? Was też pogrzało. A, Axan, skoro cały świat umiera, to ten skarb ci się chyba za bardzo nie przyda...

 

Ogółem ciężko mi lubić jakieś Embery, Gold Petalsy i inne Samy Rosy. W ogóle ciężko mi lubić większość tych randomów, może poza Whitemane i Axan.

 

Poza początkiem najmniej mi chyba przypadło do gustu Darkstine, które wydawało się takie... od czapy pod względem technologicznym i społecznym w stosunku do reszty świata i sąsiadów. Nie mówiąc o tym, że Duke Zaap Nator nie tylko ma idiotyczne imię oraz stylówę, ale jeszcze głupsze poglądy i pomysły. Ale uśmiałam się, kiedy Zetta mówił o założycielu tej krainy dziwnomówców.

 

 

Humor jest... Czasami bawi, czasami zdecydowanie nie. Częściej jednak nie, szczególnie głupie teksty Rainbow.

 

Także tego, przede mną jeszcze 2 tomy, jeśli ktoś ma ochotę na dyskusję, to ten temat chyba będzie odpowiedni.

Edytowano przez Cahan
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 years later...

Słyszałem opinię, że fanfik „Austraeoh” jest utworem eksperymentalnym. Jeśli tak jest to z pewnością testuje on jak zmusić czytelnika by poszukiwał odpowiedzi na pytanie o sens. To musi być to, bo fanfik ten zwyczajnie nie ma sensu.

 

Czytelniku, kiedy zasiadasz do jakiegoś utworu zadajesz sobie wpierw pytanie o czym on jest. W odpowiedzi na to pytanie pomagają tagi. Już na wstępie stwierdzę, że fanfik „Austraeoh” nie jest randomem, gdyż randomy są bezsensownym zbiorem wydarzeń celowo tak napisanym a często też są bardzo krótkie. Tymczasem  „Austraeoh” tworzy wrażenie, że jakiś sens ma, że jest on opowieścią o czymś. O tym, że Rainbow Dash leci na wschód. Ponoć leci znacznie więcej rozdziałów, niż jest przetłumaczone. 

 

A teraz trochę rozważań. Z rozdziałami „Austraeoh” jest coś dziwnego. Zasadniczo w każdym jest od dwóch do czterech stron. Sumarycznie na polski przełożono w ten sposób jakieś 200-300 stron. W formacie A4 to bardzo dużo tekstu. Dość powiedzieć, że przykładowo „Krwawe słońce” Verlaxa jest tylko dwa razy dłuższe. Za to ile się w nim dzieje, prawda? To cała kampania obejmująca miesiące planowania, walk i akcji dyplomatycznych. A tutaj? 

 

Ale zanim odpowiem na to pytanie, zastanówmy się czemu właściwie służy rozdział. Rozdział tworzy jakąś jedną fabularną całość. Koncentruje się na wydarzeniach dotyczących jednego wątku albo jakiegoś określonego odcinka czasowego. Co to oznacza? Że jeśli rozdział jest krótki to prawdopodobnie obejmuje on mały odcinek czasu albo tylko jedno wydarzenie. I tak jest właśnie w tym wypadku! Przykładowo opowiadają one jak, Rainbow Dash leci, Rainbow Dash leci i znajduje jaskinię, Rainbow Dash leci i znajduje domek, Rainbow Dash leci i walczy z bestią, Rainbow Dash leci i znajduje kucyka z wozem, Rainbow Dash znajduje całą karawanę, Raibow Dash broni karawany przed hydrą, Rainbow Dash dolatuje do miasta, Rainbow Dash odkrywa, że jeden ogier jest klaczą, Rainbow Dash dowiaduje się, czemu klacz się przebiera za ogiera, Rainbow Dash pomaga odeprzeć atak jakichś stworów itd. Praktycznie każdy rozdział można podsumować jednym, prostym zdaniem. O czym to świadczy? Moim zdaniem o tym, że tam prawie nie ma treści. W efekcie postępy fabuły wydają się prawie żadne a jeśli się zastanowić, to mogę stwierdzić, że aby ją popchnąć to autor poświęca na nie zbyt wiele wysiłku. Ale nie to jest najważniejsze. W tym fanfiku po prostu nie ma celu, to co się dzieje nie służy osiągnięciu czegokolwiek. Prawie każde z tych wydarzeń można pominąć, bo one są jakby zapisem pewnego momentu podróży, ale same w sobie nie mają wpływu na podróż na wschód. Są niejako po drodze. Rainbow Dash nie musi się w nie angażować, bo coś jej uniemożliwia lot na wschód. Ona się nimi interesuje bo akurat tam przelatywała a z podróżą na wschód to nie ma nic wspólnego. W efekcie przestałem sobie szybko zadawać pytanie co jest ciekawego na tym wschodzie, dlaczego Rainbow Dash chce tam dolecieć. Bo i po co, przecież i tak wiem, że w kolejnym rozdziale Rainbow Dash zrobi coś co za nic nie przybliży jej do wspomnianego wschodu.

 

Ale prawdziwy szlag mnie trafia, gdy sobie pomyślę ile ja popchnąłem fabułę mojego fanfika mając te niecałe dwieście stron. Opisałem dwa duże miasta, dwa duże pałace, kilka mniejszych budynków, wioskę, ogród, statek, kilka kap i zbroi, stworzyłem relacje pomiędzy kilkunastoma postaciami, przedstawiłem wybiórczo system rządów, system prawny i w tym wszystkim zdążyłem popchnąć fabułę do przodu a przecież posługuję się głównie dialogami. Dialogami! A tymczasem autor „Austraeoh” na takiej samej ilości stron zdążył tylko pokazać jak Rainbow Dash znajduje amulet, ratuje karawanę i ratuje wioskę. Dobry Boże, co to za nonsens! 

 

W dodatku literacko, tłumaczenie nie opiera się na mnóstwie opisów przyrody czy rozważań, oj nie. Tutaj jest głównie tzw. akcja czyli opisy jak Rainbow Dash coś robi. Czasem nawet z kimś porozmawia. Prawdę mówiąc, język użyty w fanfiku jest naprawdę prosty, zwarty i czysto informacyjny, nie pozostawiający żadnego pola do interpretacji. Osiągnięcie tak wolnych postępów fabularnych zakrawa w tym przypadku z cudem. trzeba nielichych umiejętności, żeby tak spowolnić akcję fanfika. A jednak, autorowi „Austraeoh” się to udało.

 

Czy polecam? Ten fanfik jest zupełnie bezsensu. Nie ma celu a forma jest w najlepszym razie średnia. Nie ma potrzeby, by go w ogóle czytać, chyba że akurat bierzecie udział w konkursie gdy potrzebujecie dużo punktów a te są liczone od ilości rozdziałów albo się z kimś założyliście. A zatem nie polecam i żałuję każdej minuty, podczas której czytałem „Austraeoh”.  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, Obsede napisał:

Czy polecam? Ten fanfik jest zupełnie bezsensu. Nie ma celu a forma jest w najlepszym razie średnia.

 Sens w Austraeoh jak najbardziej jest, z tym że jest rozciągnięty na dużo większą ilość rozdziałów. I jest dawkowany stopniowo. Forma zaś jest świetna - w oryginale. Tłumaczenie nie odchodzi od niej jakościowo, Coldwind wykonał kawał naprawdę dobrej roboty.

 

11 godzin temu, Obsede napisał:

Ale prawdziwy szlag mnie trafia, gdy sobie pomyślę ile ja popchnąłem fabułę mojego fanfika mając te niecałe dwieście stron. Opisałem dwa duże miasta, dwa duże pałace, kilka mniejszych budynków, wioskę, ogród, statek, kilka kap i zbroi, stworzyłem relacje pomiędzy kilkunastoma postaciami, przedstawiłem wybiórczo system rządów, system prawny i w tym wszystkim zdążyłem popchnąć fabułę do przodu a przecież posługuję się głównie dialogami. Dialogami! A tymczasem autor „Austraeoh” na takiej samej ilości stron zdążył tylko pokazać jak Rainbow Dash znajduje amulet, ratuje karawanę i ratuje wioskę. Dobry Boże, co to za nonsens! 

Najpierw komentarz do ostatniego zdania - to eksperyment autora. Miał ochotę w ten sposób to napisać, więc tak zrobił, a za jego podejściem przemawia fakt, iż seria liczy 8 ukończonych opowiadań i jedno w produkcji (teoretycznej) liczących 3 miliony 924 tysiące słów i jest popularna, można przyjąć za pewnik, że czytelnicy gremialnie docenili rzeczony eksperyment i popierali taką a nie inną formę opowiadań. Które, tak w Austraeoh, jak i w kolejnych częściach są bardzo dobre i ciekawe, ze spójną fabułą i ekstremalnie interesującymi postaciami.

 

Piszesz ile Ty nie zdążyłeś napisać u siebie na porównywalnej liczbie stron. I co z tego? Piszesz inną formę, więc bezpośrednie ich porównywanie i na dodatek puszenie się przy tym swoimi, ekhm... osiągnieciami... dopiero jest encyklopedycznym wręcz przykładem nonsensu. A przynajmniej wzbudza poważny niesmak.

 

Sugeruję zapoznanie się z całą serią - podejrzewam, że może to doprowadzić do raczej radykalnej zmiany zdania dotyczącej "Austraeoh".

  • Mistrzostwo 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cytat

Piszesz ile Ty nie zdążyłeś napisać u siebie na porównywalnej liczbie stron.

 

Nie, ja stwierdzam, ile mi się udało zmieścić na porównywalnej ilości stron, ale ja dokonywałem selekcji tego co chcę aby się tam znalazło. I jak wskazują komentarze, czytelnicy się nie pogubili przed nadmiar skrótów myślowych. Tutaj nie istnieje coś takiego jak selekcja. Autor po prostu w każdym krótkim rozdzialiku opisuje jedno wydarzenie, a fabuła jest i bez tego prościutka. Są tutaj jakieś wątki poboczne, pogłębiona psychologia postaci, opisy zwyczajów, przedstawienie wypadków z innej perspektywy? W części, którą przeczytałem ich nie znalazłem. To bardzo prosta opowieść przygodowa, wręcz podróżniczo-awanturnicza. Tajemnicą dla mnie nie jest kto to czyta, tajemnicą jest dla mnie po co autorowi tyle stron by to przedstawić. 

 

Styl fanfika jest dla mnie średni lub jakby to ująć inaczej poprawny. Nie ma tutaj pięknych opisów akcji, przyrody, potyczek słownych, ten tekst od strony formalnej nic dla mnie nie wyróżnia. Postaciom raczej brakuje charakterystycznego tylko im sposobu wysławiania się. Nie ma też tutaj składających się z wielu zdań podrzędnie złożonych łamańców, które trzeba czytać dwa razy aby zrozumieć co autor chciał przekazać, nawały błędów ortograficznych, interpunkcyjnych, słowem to jest styl dobry dla kogoś kto zaczyna pisać i publikować swoje fanfiki. Jest on jasny i czytelny lecz nie zachwyca w niczym. Jest on poprawny lub inaczej mówiąc średni.

 

Ten tekst to dla mnie kwintesencja średniaka. Czytasz i zaraz zapominasz, bo po drodze dzieje się niby dużo ale z drugiej strony nic nad czym by się trzeba było zastanowić, przemyśleć. Natomiast brak selekcji materiału i próba jakiegoś nagromadzenia wydarzeń w jednym rozdziale, które pchną wydarzenia do przodu tutaj dla mnie występuje. Autor nie zastawia się chyba co chce osiągnąć i nie przycina tekstu do swoich potrzeb. Natomiast każdy z tych rozdziałków można napisać podczas jednej sesji, a ponieważ nie muszą bardzo popychać akcji do przodu nie trzeba się zastanawiać nad tym czy się nie napisało zbyt dużo, czy coś usunąć, czy coś będzie niejasne w przyszłości, jeśli teraz nie umieszczę o tym informacji. Natomiast długość tego tekstu ma w sobie jakąś tendencję do grafomaństwa. Wbrew pozorom grafoman potrafi czasem całkiem składnie pisać, po prostu używa więcej słów niż jest to konieczne. Coś jak tutaj. Nie wiem dlaczego ten tekst nie mam uznać za grafomański. Grafomański średniak to chyba najlepsze podsumowanie tych wszystkich rozdziałów, które przetłumaczono. 

 

3 godziny temu, Dolar84 napisał:

Najpierw komentarz do ostatniego zdania - to eksperyment autora. Miał ochotę w ten sposób to napisać, więc tak zrobił, a za jego podejściem przemawia fakt, iż seria liczy 8 ukończonych opowiadań i jedno w produkcji (teoretycznej) liczących 3 miliony 924 tysiące słów i jest popularna, można przyjąć za pewnik, że czytelnicy gremialnie docenili rzeczony eksperyment i popierali taką a nie inną formę opowiadań. Które, tak w Austraeoh, jak i w kolejnych częściach są bardzo dobre i ciekawe, ze spójną fabułą i ekstremalnie interesującymi postaciami.

 

Nie dysponuję taką ilością czasu aby poświęcić ją autorowi, który napisał 4 miliony słów, chociaż pewnie by mu starczył milion jeśli nie pół miliona. Mam inne ważne lektury w rodzaju książek o kawalerii rzymskiej, o kulturze hellenistycznej i mam fanfik do pisania w którym te mogą być przydatne. I poświęcenie „Austraeoh” każdej kolejnej minuty po 31 grudnia 2023 r. byłoby dla mnie nie tylko marnotrawstwem ale wręcz zbrodnią. Tutaj nawet nie ma co za bardzo poprawiać, tutaj trzeba by wziąć redaktora, który przeczyta i stwierdzi co można usunąć i zredukować do jakichś rozsądnych rozmiarów. Ja naprawdę nie wierzę w teorię, że książka, która nie była fajna przez 300 stron nagle będzie warta przeczytania od strony 301. 

 

Czy polecam? Jeśli czytasz tak szybko jak Dolar to dlaczego nie? Ale jeśli nie czytasz 100 książek rocznie (minimum) to chyba szkoda tracić czas. 

Edytowano przez Obsede
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...
Dnia 31.12.2023 o 00:42, Obsede napisał:

Słyszałem opinię, że fanfik „Austraeoh” jest utworem eksperymentalnym. Jeśli tak jest to z pewnością testuje on jak zmusić czytelnika by poszukiwał odpowiedzi na pytanie o sens. To musi być to, bo fanfik ten zwyczajnie nie ma sensu.

Jest i jego założeniem, było pisanie jednego rozdziału dziennie. Co jak najbardziej ma pewien sens - zmuszanie się do pisania i wyrobienie pewnej regularności, zabawę i zobaczenie co z tego wyniknie.

 

Dnia 31.12.2023 o 00:42, Obsede napisał:

Czytelniku, kiedy zasiadasz do jakiegoś utworu zadajesz sobie wpierw pytanie o czym on jest. W odpowiedzi na to pytanie pomagają tagi. Już na wstępie stwierdzę, że fanfik „Austraeoh” nie jest randomem, gdyż randomy są bezsensownym zbiorem wydarzeń celowo tak napisanym a często też są bardzo krótkie. Tymczasem  „Austraeoh” tworzy wrażenie, że jakiś sens ma, że jest on opowieścią o czymś. O tym, że Rainbow Dash leci na wschód. Ponoć leci znacznie więcej rozdziałów, niż jest przetłumaczone. 

Ponoć leci kilka milionów słów, a ile jest rozdziałów, to nie wiem, bo nie liczyłam. Bardzo dużo. Jest też opowieścią, która jest o czymś więcej niż locie RD na wschód. Oczywiście, trudno byś o tym wiedział na tym etapie powieści. Bo niestety, ale to, co dotychczas widziałeś, to dopiero przedsionek przedsionka sagi Austraeoh. I tak jak uważam, że tajemniczość i rzadkie dozowanie pewnych informacji jest zaletą, tak ten fik przegina ostro.

 

I w sumie bym się zgodziła, że trudno go nazwać [randomem]. Może był nim w początkowych założeniach?

 

Dnia 31.12.2023 o 00:42, Obsede napisał:

A teraz trochę rozważań. Z rozdziałami „Austraeoh” jest coś dziwnego. Zasadniczo w każdym jest od dwóch do czterech stron. Sumarycznie na polski przełożono w ten sposób jakieś 200-300 stron. W formacie A4 to bardzo dużo tekstu. Dość powiedzieć, że przykładowo „Krwawe słońce” Verlaxa jest tylko dwa razy dłuższe. Za to ile się w nim dzieje, prawda? To cała kampania obejmująca miesiące planowania, walk i akcji dyplomatycznych. A tutaj? 

Owszem, największą bolączką Austraeoh jest też jedna z jego głównych targ przetargowych. To było pisane jako projekt 1 rozdział dziennie, a nie fanfik. Przez co nie zostało zredagowane i widać, że niektóre rozdziały były pisane na siłę, bo dosłownie nic się w nich nie dzieje.

 

I niestety, ale ten wstęp jest niewyobrażalnie wręcz nudny. Jakbym nie była zmuszona do przeczytania całości, to bym po nim tego fika rzuciła. Bo materiału jest tu na stron 50, od biedy 100, nie więcej.

 

Mimo wszystko, nie ma co porównywać ze sobą dwóch różnych tekstów, należących do dwóch różnych gatunków. Austraeoh to przygodówka, która ma nas zabrać w podróż z RD... I jest tu udana. Czytelnik doskonale czuje te dni i trudy lotu na wschód. Łącznie z nudą tego lotu na wschód. Ma to swój klimat, mimo wszystko.

 

Dnia 31.12.2023 o 00:42, Obsede napisał:

W tym fanfiku po prostu nie ma celu, to co się dzieje nie służy osiągnięciu czegokolwiek. Prawie każde z tych wydarzeń można pominąć, bo one są jakby zapisem pewnego momentu podróży, ale same w sobie nie mają wpływu na podróż na wschód. Są niejako po drodze. Rainbow Dash nie musi się w nie angażować, bo coś jej uniemożliwia lot na wschód. Ona się nimi interesuje bo akurat tam przelatywała a z podróżą na wschód to nie ma nic wspólnego.

Czy sama droga nie może być celem? Czy sama droga nie jest równie ważna, a czasem wręcz ważniejsza niż cel? Czy fik nie może być o drodze?

 

Dodatkowo, wbrew pozorom, Austraeoh ma bardzo rozbudowaną fabułę i lore, serio. I są wciągające, są zabawne i w ogóle... Problem w tym, że jakbym przestała czytać na tym samym etapie, co Ty, to też bym miała wątpliwości. I znowu, jest to bolączka tego jak to było pisane, i że nie zostało potem poddane ostrej redakcji, która ograniczyłaby rozdziały typu "Rainbow Dash ogląda krzaki", albo chociaż bardziej spięła je w jedno (i skróciła), by nie były aż tak rażące.

 

Dnia 31.12.2023 o 00:42, Obsede napisał:

Ale prawdziwy szlag mnie trafia, gdy sobie pomyślę ile ja popchnąłem fabułę mojego fanfika mając te niecałe dwieście stron. Opisałem dwa duże miasta, dwa duże pałace, kilka mniejszych budynków, wioskę, ogród, statek, kilka kap i zbroi, stworzyłem relacje pomiędzy kilkunastoma postaciami, przedstawiłem wybiórczo system rządów, system prawny i w tym wszystkim zdążyłem popchnąć fabułę do przodu a przecież posługuję się głównie dialogami. Dialogami! A tymczasem autor „Austraeoh” na takiej samej ilości stron zdążył tylko pokazać jak Rainbow Dash znajduje amulet, ratuje karawanę i ratuje wioskę. Dobry Boże, co to za nonsens! 

Czasami opakowanie bywa ważniejsze od treści. Pomyśl o tym.

Gwarantuję Ci, że można napisać powieść, w której Rainbow Dash znajduje amulet, ratuje karawanę i ratuje wioskę w taki sposób, by zapierała dech w piersiach, cieszyła bogactwem opisów i czytelnik żałował, że nie ma tego więcej.

 

Nie porównuj ostryg do schabowego, bo się tym tylko ośmieszasz.

 

Dnia 31.12.2023 o 00:42, Obsede napisał:

Czy polecam? Ten fanfik jest zupełnie bezsensu. Nie ma celu a forma jest w najlepszym razie średnia. Nie ma potrzeby, by go w ogóle czytać, chyba że akurat bierzecie udział w konkursie gdy potrzebujecie dużo punktów a te są liczone od ilości rozdziałów albo się z kimś założyliście. A zatem nie polecam i żałuję każdej minuty, podczas której czytałem „Austraeoh”.  

Na podstawie małego (procentowo) wycinka fanfika stwierdzasz, że jest zupełnie bezsensu? Odważnie.

Rozumiem skąd ta myśl, ale jest absolutnie błędna. Bo mimo swych wad (BRAK REDAKCJI) i rozwleczenia jak "Moda na sukces", to jest to opowiadanie średnie/dobre, które ma momenty wybitności. I błyszczy zwłaszcza kreacją postaci, ich interakcji oraz odkrywania lore. Szkoda tylko, że chyba zostało porzucone.

Forma? Jest bardzo okej jak na coś, co za bardzo nie miało korekty.

 

W powodów by je czytać... Niech każdy ma własne, ale potencjalnie widzę ich znacznie więcej niż konkurs. To jednak klasyka i to klasyka, która zatrzymała przy sobie wielu członków tego fandomu. Klasyka, która potrafi wciągnąć. Klasyka, która przynosi wiatry nostalgii i kto wie, może doda nam drugiego wiatru?

 

Dnia 31.12.2023 o 15:14, Obsede napisał:

Są tutaj jakieś wątki poboczne, pogłębiona psychologia postaci, opisy zwyczajów, przedstawienie wypadków z innej perspektywy?

To powiem Ci, że później są. I są świetne.

 

Dnia 31.12.2023 o 15:14, Obsede napisał:

Postaciom raczej brakuje charakterystycznego tylko im sposobu wysławiania się.

Nie brakuje, tylko tam nie dotarłeś.

Dnia 31.12.2023 o 15:14, Obsede napisał:

Nie ma też tutaj składających się z wielu zdań podrzędnie złożonych łamańców, które trzeba czytać dwa razy aby zrozumieć co autor chciał przekazać, nawały błędów ortograficznych, interpunkcyjnych, słowem to jest styl dobry dla kogoś kto zaczyna pisać i publikować swoje fanfiki. Jest on jasny i czytelny lecz nie zachwyca w niczym. Jest on poprawny lub inaczej mówiąc średni.

Jakby tak pisali nowicjusze, to członkowie fandomu MLP zdobyliby już z dziesięć literackich Nobli.

 

Dnia 31.12.2023 o 15:14, Obsede napisał:

Nie dysponuję taką ilością czasu aby poświęcić ją autorowi, który napisał 4 miliony słów, chociaż pewnie by mu starczył milion jeśli nie pół miliona. Mam inne ważne lektury w rodzaju książek o kawalerii rzymskiej, o kulturze hellenistycznej i mam fanfik do pisania w którym te mogą być przydatne. I poświęcenie „Austraeoh” każdej kolejnej minuty po 31 grudnia 2023 r. byłoby dla mnie nie tylko marnotrawstwem ale wręcz zbrodnią. Tutaj nawet nie ma co za bardzo poprawiać, tutaj trzeba by wziąć redaktora, który przeczyta i stwierdzi co można usunąć i zredukować do jakichś rozsądnych rozmiarów. Ja naprawdę nie wierzę w teorię, że książka, która nie była fajna przez 300 stron nagle będzie warta przeczytania od strony 301.

xD

 

Pozdrawiam,

Cahan I Jadowita

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 9 months later...

Ja mam na prawdę problem z tym fikiem. Z jednej strony chce poznać go całego. Z drugiej jestem nim absolutnie zdziwiony. Z trzeciej mam go dość. Z czwartej ja go na prawdę lubię. Podchodzę od trzystu sześćdziesięciu stron do tego fika i każda jest inna!
 

Czegokolwiek bym nie chciał, to i tak bez znaczenia, bo i tak nie ma przetłumaczonej reszty, także fajrant, można pisać komentarz.
 

Mam wrażenie, że fik padł ofiarą własnego założenia - by pisać ten jeden rozdział dziennie. Prędzej czy później u każdego wytworzyło by to rozdziały zapełniacze. Tu jest ich dość dużo. Na 88 rozdziałów jakie przeczytałem, czuje, jakbym przeczytał może z 10. Ten fik zasługuje na porządny rewrite. 
 

I właściwie ciężko mi powiedzieć wiele poza tym. I to nie jest tak, że w tym fiku nic się nie działo, wręcz przeciwnie, działo się bardzo dużo, zwłaszcza w ostatnich, przetłumaczonych rozdziałach. 
 

Fabuła jest dość prosta, chociaż właściwie ciężko tu mówić o fabule jako takiej. Prawdę mówiąc, mam wrażenie, że gdybym czytał te rozdziały w losowej kolejności, nie straciłbym wiele, zwłaszcza ze wcześniejszych. Rainbow Dash (dalej, RD) leci na wschód, robiąc sobie masę problemów swoim, wprost to ujmując, idiotyzmem, a także chęcią pomocy. A czasem obydwoma tymi rzeczami na raz. To nawet nie jest tak, że te rzeczy RD robiła bezcelowo. One po prostu są oddzielnymi historiami często. Wydaje mi się, że najpierw powstała chęć pisania jednego rozdziału dziennie, a potem pomysł na fanfik i jakoś tak się to potoczyło, że urosło do ponad 200 rozdziałów. 
 

Stylistycznie jest okej. Pierwsze rozdziały zwłaszcza przyjemnie mi się czytało dla stylu. Było w tym coś takiego pierwotnego, dziecinnego. Chęć po prostu odlecenia od tego wszystkiego, gdzieś daleko i wysoko. Potem jest już tylko okej. Ciężko mi tu ocenić same tłumaczenie, ale wierze, że jest dobre.
 

Postacie… no są no, tak szczerze. RD jest mocno jak RD i to się chwali. Jedynie Gold Petals jakoś bardziej zapadła mi w pamięć, chociaż może to kwestia tego, że de facto ona była bardzo ważna na końcówce.
 

Dobra, a z innych rzeczy? Prawdę mówiąc, nie wiem. Na tę ponad sto stron, załóżmy, że jest tego około 200, ale nie liczyłem, nie czuje, bym miał coś więcej do powiedzenia. Być może z mojego komentarza wyłania się obraz fanfika średniego, jednakże… jest w nim coś urzekającego. Coś, co sprawia, że chciałbym go dalej czytać, gdyby było tłumaczenie. A tak, zostaje to kolejny punkt na liście niezakończonych fików, których nigdy nie przeczytam w całości. Być może jest to moje zamiłowanie do najbardziej eksperymentalnych fanfików, a być może po prostu jest to fik lepszy niż mi się obecnie wydaje. A być może, i to najpewniejsza opcja, po prostu moja desperacka chęć zajęcia czymś myśli uczyniła czytanie tego fika po prostu przyjemnym, bo odciągającym. Mniejsza.
 

W każdym razie, ciężko mi polecić tego fika… może inaczej, te tłumaczenie, bo o fanfiku ciężko mi się wypowiedzieć, jako, że nie znam całości… A ciężko mi polecić głównie przez sam fakt niedokończenia. Trochę tak, jakbym miał ocenić film, ale dane mi było oglądać tylko jedną trzecią, a reszta jest po hebrajsku i ze zepsutymi klatkami. Ta opinia jest więc niedokończona i zawieszona, jak samo tłumaczenie. Nie mam tu nic do tłumacza, nie zrozumcie mnie źle. Fakt jest jednak faktem, siły na niebie i na ziemi, w piekle i w czyśćcu nie zmuszą mnie, bym przeczytał fika po angielsku, bo po prostu nie lubię tego języka całym serduszkiem. By nie być jednak całkowicie negatywnym, bo chyba tak wychodzi ta ocena na razie, ja naprawdę mam niewiele przeciwko temu fanfikowi. Jest jak jest i jeśli ktoś umie czerpać przyjemność z czytania po angielsku, to zachęcam do kontynuacji i opowiedzenia mi czy warto. Z tego co widzę, raczej warto i tej drobnej nadziei bym się trzymał.
 

Powtarzając początek: „Podchodzę od trzystu sześćdziesięciu stron do tego fika i każda jest inna!” A tłumacząc czemu: Chcę poznać go całego, bo mnie zaciekawił. Zadziwił mnie, jak wiele miejsca można poświęcić, na w gruncie rzeczy, czysto solowe rozdziały. Mam go dość, by przez to wszystko, w niczym na razie nie był wyśmienity, najwyżej dobry. Z czwartej, ja naprawdę polubiłem czytanie go, tak po prostu. 
 

Pozdrawiam!
 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...