Skocz do zawartości

Wyżal się.


Mellie

Recommended Posts


Ironia losu jest o tyle większa, że w dniu dzisiejszym przy posiadaniu legitki mogłem jeździć ZA DARMO (bo Juwenalia ;d ). Nie dość, że zgubiłem ważny dokument uprawniający do cennych zniżek, to jeszcze na dzień dziecka zakosiłem mandat 200 zł za brak biletu

 

Może nie musisz płacić mandatu, jeśli udowodnisz im, że jesteś studentem. W końcu bilety czasem się gubią. Czytałem, że jak zostawi się ważny bilet w domu i kanar złapie to nie trzeba płacić, tylko trzeba się udać później z tym biletem do odpowiedniego miejsca (piszę z perspektywy Warszawy). Może tutaj jest analogicznie. Sytuacja trochę inna bo legitymacji w ogóle nie ma (chyba, że się odnajdzie), ale może da się mimo to coś zrobić.

Chyba, że już zapłaciłeś...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A więc tu przenieśli mój ulubiony temat ;_;

No więc mam 15 lat, będę kończył 2 klasę gimnazjum. Jestem dobity. Powodów jest kilka. Nie mam takiego bliskiego towarzystwa w szkole, przyjaciół którym mógłbym się wyżalić, którzy by mnie pocieszali gdybym był smutny, przytulili. Niby mam kilku kolegów, ale nie czuję specjalnej więzi z nimi ani chęci pogłębienia znajomości. Nie mamy nawet o czym rozmawiać. Jak tylko ktoś z nich zaczyna mówić o swoich zainteresowaniach, to praktycznie nic nie rozumiem o czym oni mówią i tylko czasem przytakuję dla sprawienia wrażenia, że słucham. Niestety, moje zainteresowania trochę wychodzą poza założenia tego czym się interesuje standardowa gimbaza ;_;

Z resztą, w szkole raczej nikt nie chciałby się ze mną kolegować. Dlatego też nie lubię się przywiązywać do kogoś, a w szczególności nie znoszę wpadać w zauroczenie, czy zakochiwać się w kimś. Po co przysparzać sobie smutku, skoro i tak ci wszyscy piękni, mądrzy i idealni nie chcieliby się nawet kolegować z brzydalem. Taka myśl tylko wprawia ich w przerażenie.

Lubię podkładać głos pod postacie i śpiewać. Taka trochę moja pasja. Czasem coś tam nagrywam, ale nie znoszę swojego głosu! Do niczego się nie nadaje! O ile śpiewać jako tako umiem, to mój głos psuje cały efekt.

Poza tym, boję się o przyszłość. Przez cały czas byłem fajtłapowaty, nieogarniający niczego. Boję się o to, co będę robił po szkole, czy będę kontynuował męczącą mnie naukę, czy znajdę dobrą pracę, bądź zamienię pasję w zawód, czy będę miał własny dom, czy znajdę kogoś kto będzie podzielał moje zainteresowania, czy kiedykolwiek zakocham się ze wzajemnością, i tego typu rzeczy. Mówią mi, że "wszystko się samo jakoś ułoży", ale nie zmienia to faktu, że kiedy pomyślę o moich dalszych losach, to popadam w przerażenie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Robię wszystko dla innych. Nie potrafię patrzeć na smutek innych. Powiecie pewnie: "Taki człowiek to skarb". Ale dla takiego "skarbu" jest to strasznie trudne. Nie zliczę ile razy porzuciłam coś lub kogoś kogo kocham, ponieważ ktoś inny o to prosił. Nie usiądę obok osoby, którą kocham bo ktoś mógłby się czuć urażony. Nie powiem tego co chcę powiedzieć, bo jeśli przez to komuś będzie smutno? Żyję w błędnym kole nie robienia niemal nic dla siebie, pomocy, chcę być obojętna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A więc tu przenieśli mój ulubiony temat ;_;

No więc mam 15 lat, będę kończył 2 klasę gimnazjum. Jestem dobity. Powodów jest kilka. Nie mam takiego bliskiego towarzystwa w szkole, przyjaciół którym mógłbym się wyżalić, którzy by mnie pocieszali gdybym był smutny, przytulili. Niby mam kilku kolegów, ale nie czuję specjalnej więzi z nimi ani chęci pogłębienia znajomości. Nie mamy nawet o czym rozmawiać. Jak tylko ktoś z nich zaczyna mówić o swoich zainteresowaniach, to praktycznie nic nie rozumiem o czym oni mówią i tylko czasem przytakuję dla sprawienia wrażenia, że słucham. Niestety, moje zainteresowania trochę wychodzą poza założenia tego czym się interesuje standardowa gimbaza ;_;

Z resztą, w szkole raczej nikt nie chciałby się ze mną kolegować. Dlatego też nie lubię się przywiązywać do kogoś, a w szczególności nie znoszę wpadać w zauroczenie, czy zakochiwać się w kimś. Po co przysparzać sobie smutku, skoro i tak ci wszyscy piękni, mądrzy i idealni nie chcieliby się nawet kolegować z brzydalem. Taka myśl tylko wprawia ich w przerażenie.

Lubię podkładać głos pod postacie i śpiewać. Taka trochę moja pasja. Czasem coś tam nagrywam, ale nie znoszę swojego głosu! Do niczego się nie nadaje! O ile śpiewać jako tako umiem, to mój głos psuje cały efekt.

Poza tym, boję się o przyszłość. Przez cały czas byłem fajtłapowaty, nieogarniający niczego. Boję się o to, co będę robił po szkole, czy będę kontynuował męczącą mnie naukę, czy znajdę dobrą pracę, bądź zamienię pasję w zawód, czy będę miał własny dom, czy znajdę kogoś kto będzie podzielał moje zainteresowania, czy kiedykolwiek zakocham się ze wzajemnością, i tego typu rzeczy. Mówią mi, że "wszystko się samo jakoś ułoży", ale nie zmienia to faktu, że kiedy pomyślę o moich dalszych losach, to popadam w przerażenie.

Prawie jak ja. Życie jest okrutne. A po drugie nie ma co mówić o przyszłości, poczekamy zobaczymy...

 

Więc teraz ja (Po raz 2) :

1.Nikt mnie nie lubi oprócz moich 3 kolegów z podst. oraz kolegi i koleżanki (Dziewczyny zresztą..) z internetu.

2.Brzydki jestem

3.Totalna fajtłapa. Nie umiem się wykazać. Słaby jestem. W nauce i w wszystkim..

4.Co dzień przygnębiony. Może i nawet depresja 

5.Ciągłe wyzywanie od debila hu... już nawet nie reaguje na to.

6.Powaleni ANTYkoledzy w klasie którzy chcą się tylko popisać. 

7.Ponury jak beton... Codziennie gorzej z mną

Szkoda gadać...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z takich denerwujących drobnostek:

- Kiedy zapominałem biletu, dwa razy mnie złapali na kontroli w autobusie. Teraz od prawie roku ani razu nie zapomniałem biletu i kontrolę w tym okresie miałem tylko raz.

- Mój brat jest chyba jasnowidzem. Mogę mieć telefon przez kilka dni przy sobie, ale wystarczy, że go na chwilę odłożę na bok (wyciszony, bo zapominam włączyć dźwięki, więc nie słyszę) - akurat wtedy musi zadzwonić i potem ma pretensje ,,dlaczego nigdy nie masz przy sobie telefonu?".

- Kiedy stoję przy moim tacie, nic ode mnie nie chce. Ale jak tylko chcę obejrzeć jakiś film, czy robię akurat coś innego, wtedy właśnie ma do mnie jakąś sprawę nie cierpiącą zwłoki.

- Mam 160 cm wzrostu i więcej nie będzie.

- Krzywe zęby.

- Wada wzroku.

 

Z drobnostek to tyle. Z większych rzeczy - tak naprawdę nie wiem, czy mam na co narzekać. Mama zmarła 2 lata temu, mieszkam sam z tatą w dużym domu. Znajomych brak, nie pamiętam, kiedy ostatnio z kimś przeprowadziłem rozmowę dłuższą niż 1 minuta. Ale już się do tej samotności przyzwyczaiłem i to tak, że teraz nawet kiedy ktoś do mnie zagada, nie umiem z tym kimś gadać. Kiedy się parę lat nie gada na tematy nie związane z pracą czy nauką i nagle ktoś chce pogadać, to po prostu nie wiem, co powiedzieć. Chyba odzwyczaiłem się od rozmawiania. Przez internet łatwiej mi się gada, bo mogę sobie przemyśleć, co chcę napisać. Ale w rozmowie twarzą w twarz powiem parę słów i koniec.

Skończyłem studia, po których nie ma pracy. Wybrałem taki kierunek, bo nie miałem lepszego pomysłu. Pół roku darmowego wolontariatu związanego z kierunkiem, 9 miesięcy pół-darmowego stażu i na tym się skończyło.

Ale czy mam faktycznie na co narzekać? Po roku znalazłem pracę na umowę-zlecenie jako recepcjonista, gdzie zarabiam w miarę nieźle, a roboty nie ma za wiele. Z tych studiów mam taką korzyść, że raz na rok dorabiam sobie w takiej jednej firmie, gdzie robotę biorę do domu i wychodzi z tego też niezła kasa. Nadal żyją moja babcia i dziadek. Jestem sprawniejszy niż przeciętna osoba w moim wieku. Łysina mi chyba nie grozi, bo mam bardzo gęste i bujne włosy. Moja idolka często występuje w okolicy, więc raz na miesiąc-dwa mogę uczestniczyć w jej występach. Mogę się uważać chyba za szczęsciarza, mając od niej 3 autografy (każdy inny) i 3 wspólne zdjęcia (jedno celowe, dwa przypadkowe). Większość osób może się cieszyć, jak swojego idola zobaczy na żywo raz w życiu. Więc nie mam chyba tak źle, choć to moje życie różni się od życia przeciętnego dorosłego.

Edytowano przez kamiledi15
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Huh, kiedyś mógłbym tu napisać kilka postów wypełnionych bólem i żalem. Wystarczyło jednak trochę popracować i większość tych smutków zniknęła.

Casper i TheCoRes:

1. Myślenie, że nikt was nie lubi, nie sprawi, że was polubią. Z takim nastawieniem do każdego będziecie oziębli, co raczej nie przysporzy wam wielu przyjaciół.
2. Wygląd. Co z tego? Też nie jestem najpiękniejszy, ale w zasadzie co to zmienia? Róbcie co chcecie i nie zważajcie na to jak wyglądacie. Ważne jest wnętrze, co chyba powinniście już wiedzieć - w końcu jesteśmy na forum o MLP.
3. Popracujcie nad sobą. Pouczcie się. Nie poddawajcie się, bo to najgorsze, co można zrobić. Lepiej pracować, niż siedzieć i się użalać.
4. Jeśli będziecie myśleć "jestem przygnębiony", to na pewno nie wyjdziecie z tego stanu.  

 

Jeśli uważacie, że "życie jest bez sensu/nudne", to znaczy, że nie potraficie w pełni z niego korzystać. Nauczcie się tego, zmieńcie szkołę, zapiszcie się do psychologa i poszukajcie czegoś, co sprawia wam radość. Mi się w ten sposób po roku przygnębienia udało z tego wyjść, więc myślę, że wam też się powinno udać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Triste po raz kolejny będzie się żalił... a kto zabroni?  :fluttershy3:

 

Z każdym dniem wkurza mnie średniowieczne i zabobonne podejście ojca do XXI, w którym żyjemy. Najwidoczniej tego nie zauważył. 

 

1. Każdego - powtarzam - każdego ranka, przed wyjściem do pracy ma pretensje, które mówi tak głośno, żebym usłyszał je z bratem. Pomijam fakt, że jest 4 rano. "Harujem we dwóch jak woły na dwóch nierobów. Nowak ma piątkę dzieci. Pracują, pożenili się, a te? W domu siedzą. Jeden tylko słuchawki na uszach i klepie w ten komputer, a drugi krzyżówki rozwiązuje. W życiu to sobie nie poradzą, nawet łyżki jeden z drugim nie weźmie, podać do ręki trzeba... - itd

 

a) Nowak załatwił robotę po znajomości. Każdemu, bez wyjątku. Bez tego synusie i córeczki ganialiby do pośredniaka.  

 

b) Mają żony / mężów bo ich rodzice mają sporą gospodarkę = majątek, dzięki czemu mogli "przekonać" odpowiednie osoby. 

 

c) Ojciec po przyjściu do domu siada przy stole i niczym w restauracji czeka na podanie wszystkiego. Bezczelnie potrafi powiedzieć "daj sól". 

 

d) Nie potrafi gotować. W ogóle - i kto tu nie potrafi sobie radzić w życiu? 

 

2. Żaden niczym się nie zainteresuje, czy to trawę na działce skosić, zielsko wyrwać, skopać, warzywo przebrać... 

 

a) To powiedz, że coś trzeba zrobić! Weź przykład z matki, która mówi "idź do sklepu i kup X". 

b) Zapytany czy trzeba w czymś pomóc odpowiada, że nie, a później ma pretensje, że "nie zainteresuje się jeden z drugim..."  :rarity5: 

To po prostu żenada. 

 

3. "BO TAK ICH WYCHOWAŁAŚ!"

 

a) Może się mylę, ale dziecko wychowuje oboje rodziców. Chyba że... 

 

b) A tak... jak miał być ojcem skoro był wiecznie zalany w trupa i bił matkę na naszych oczach. Ciężko zyskać szacunek gdy 7-8 letnie dziecko widzi coś takiego. Jeśli coś zyska to strach, zamknie się w sobie (na dobre). A później zdziwienie, że u Nowaków wszyscy się pożenili (a że mieli normalnego ojca...)

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja się tylko wyżalę, żeby rozładować się trochę z ogólnej histerii...

Wzięłam rok awansem, żeby poprawić przedmioty- uwaliłam je w jeszcze gorszym stylu niż w zeszłym roku mimo, że bardziej się starałam.

Dzisiaj nie zdałam kolejnego egzaminu, który byłam pewna, że zdałam, więc byłam załamana i dopiero udało mi się wywlec z łóżka i ogarnąć.

Coraz bardziej wierzę, że jestem tępą dzidą, której nic się nie uda w życiu i zostanę bez wykształcenia i guzik będę mogła.

Zaczynam siwieć ze stresu i jeszcze robię się wredna z tego wszystkiego, zauważam to po fakcie i potem nie mam ochoty gadać z ludźmi, żeby przypadkiem znowu nie zacząć wyżywania się na nich.

Drugi rok wałkuję przedmioty, które mnie w ogóle nie interesują i fatalnie mi to idzie, czekam z niecierpliwością na coś związanego ze specjalizacją tylko po to, żeby się dowiedzieć, że guzik mnie nauczą w szkole i muszę większość ogarnąć na własną rękę albo poprzez drogie kursy.

Mam już 3 egzaminy do poprawy na wakacje, jutro prawdopodobnie uwale ten największy i będą 4, więc ZNOWU zamiast spokojnie wypocząć i nacieszyć się tym bezcennym czasem z partnerem będe się dołować nauką i popadać głębiej w kompleksy idioty. Uroczo...

A i prawdopodobnie z powodu całego miesiąca ciężkiej depresji rozwaliło mi organizm, bo bez powodu mam nagle jakąś dziwną alergię i randomowo puchną mi migdałki tak, że nic nie mogę przełknąć. Spać bez 5 nerwowych przebudzeń po drodze też się nie da ostatnio. x.x

Edytowano przez Burning Question
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trochę cię rozumiem. Ja jak uwalałem spedycję po raz któryś to też się denerwowałem. Zwłaszcza, że 3 lata zmarnowałem na studiach, które mnie nie ciekawią.

 

Teraz? Szykuję się do obrony we wtorek i muszę wykuć odpowiedzi na ponad 90 pytań. 90 pytań z zakresu, które ani trochę mnie nie ciekawią. A potem? Problem z wyborem studiów.

Z jednej strony rodzina mnie namawia, bym nie porzucał logistyki i poszedł na magisterkę albo z tego, albo z czegoś pokrewnego, albo z bezpieczeństwa narodowego/wewnętrznego (w tym nie widzę najmniejszego sensu, zwłaszcza, że w przyszłości chcę wyemigrować, a za granicą nikt nie pozwoliłby mi raczej działać w obszarze bezpieczeństwa). 

Z drugiej strony chcę zmienić studia, zacząć drugie. Ostatecznie skończy się na ciągnięciu dwóch studiów na raz, bo chcę być w przyszłości zabezpieczony tak, by mieć jakąś pracę... W każdym razie o drugich studiach to mam dwie opcje:

* zacząć w TYM roku Geografię na Uniwersytecie Warszawskim, w przyszłości wyrobić sobie specjalizację społeczno-ekonomiczną albo geografię miast i turystyki i potem ewentualnie jeśli jeszcze zechcę to robić podyplomówkę z Turystyki i Rekreacji, kursy na przewodnika, pilota itd.

* zacząć za rok Turystykę i Rekreację na Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego (SGGW) - uczelnia ponoć bardzo dobra, o wysokim poziomie, organizują kursy na pilotów itd. 

 

Gorzej, że zapewne pracy pilota nie znajdę, bo pilotów, przewodników itd. narobiło się w cholerę i teraz ludziom trudno znaleźć w tym robotę, która byłaby powyżej 200 zł (dobra stawka, przy której się człowiek jakoś utrzyma to dopiero 300 zł za dzień), najczęściej w ofertach jest 100 zł - z racji, że jest za dużo młodych traktujących tę pracę jako "dorabianie sobie", a nie jako główne źródło utrzymania się. 

Ale geografię i tak chcę studiować i liczę na jakąś pracę z tego.

Bardzo fajnie bym się miał o pracę po geografii fizycznej, ale ze mnie bardziej humanista niż ścisłowiec i zgaduję, że na studiach będę miał problem z zaliczeniem matematyki i statystyki, chyba, że mi na studiach uznają wyniki z Akademii. 

 

Najgorsze jest to, że czasu na decyzję mam mało, a muszę go jeszcze podzielić na naukę do obrony.

 

 

Wracając, przepraszam Burning - musisz się opanować, uspokoić. Stres ci nic nie da, tylko obłoży Ciebie dodatkowymi problemami. Trzeba po prostu wziąć się w garść i się uczyć, innej opcji nie ma. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakbym czytał o sobie... I nie, nie jesteś tępa. Masz doła z powodu oblanych egzaminów. Tak jak ja miałem. Magisterki nie zrobiłem, mam licencjat i guzik z tego mam. Kursy (ile byś ich nie miała) nic nie dadzą jeśli nie weźmiesz się w garść. Doskonale znam uczucie oblewania pierwszego, drugiego, trzeciego egzaminu... stosy notatek rosną a w głowie uczucie, że za Chiny ludowe tego nie poprawisz. Poprawisz tylko weź się w garść.

 

Odpocznij jeśli to możliwe. Nie myśl non stop o tych egzaminach - wiem, trudne. Idź do kina, na spacer z chłopakiem / koleżanką etc. Mózg musi odpocząć. Bez tego można zwariować. Przy ostatniej poprawce myślałem, że zwariuję (odruch Pawłowa jeśli wiecie o co chodzi), byłem kompletnie wyczerpany. Tak fizycznie jak i psychicznie. Bóle głowy, trudności z zasypianiem...  Żyłem tym przeklętym egzaminem. Po zdaniu indeksu poczułem jakby zdjęto ze mnie ogromny ciężar... jakieś 100 ton.  

 

Co do przedmiotów. Powiem tak: "wprowadzenie do pedagogiki (wykłady + ćwiczenia)", "podstawy pedagogiki (wykłady + ćwiczenia)", "pedagogika (wykłady + ćwiczenia)" - trzy lata o tym samym, z tą różnicą, że za każdym razem bardziej rozbudowane. Do tego: filozofia, logika... po co mi to w pracy nauczyciela? 

Oblany egzamin to często wynik syndromu tzw. "samospełniającej się przepowiedni":

1. Mówisz sobie, że nie zdasz = wzmaga się stres
2. Stres utrudnia naukę
3. Słabe wyniki w nauce zwiększają stres
4. Zapętlić 2 i 3 do czasu egzaminu
5. Przez ten stres i myślenie: nic nie umiem, nie nauczyłam się oblewasz egzamin
6. Mówisz sobie "a nie mówiłam, że nie zdam?" I znowu ten stres...

Niestety studia mają to do siebie, że na 10 przedmiotów 1 dotyczy dziedziny, której chcesz się nauczyć. Pozostałe to idiotyczne zapchajdziury. Przynajmniej u mnie tak było. Na te wszystkie lata, wliczając w to rok poprawki miałem "aż" trzy przedmioty dotyczące kierunku. Żeby było "śmieszniej" na coś tak podstawowego jak "metodologia nauczania (matematyka / plastyka / język polski) przeznaczono 10 godzin! Czyli 3 na każdą dziedzinę. Podsumowując... więcej nauczyłem się na praktykach słuchając rad nauczycielek oraz wyciągając wnioski z popełnianych błędów niż przez 6 lat studiów  :burned:   

Edytowano przez Triste Cordis
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety studia mają to do siebie, że na 10 przedmiotów 1 dotyczy dziedziny, której chcesz się nauczyć. Pozostałe to idiotyczne zapchajdziury. Przynajmniej u mnie tak było. Na te wszystkie lata, wliczając w to rok poprawki miałem "aż" trzy przedmioty dotyczące kierunku. Żeby było "śmieszniej" na coś tak podstawowego jak "metodologia nauczania (matematyka / plastyka / język polski) przeznaczono 10 godzin! Czyli 3 na każdą dziedzinę. Podsumowując... więcej nauczyłem się na praktykach słuchając rad nauczycielek oraz wyciągając wnioski z popełnianych błędów niż przez 6 lat studiów  :burned:   

 

Wszystko rozbija się o dofinansowanie unijne i rządowe - uczelnie je otrzymują jeśli uczy się odpowiedniej liczby przedmiotów, przy odpowiedniej liczbie godzin itd. Podobnie jeśli uczelnia chce zyskać status uniwersytetu - okazało się, że moja uczelnia by zyskać tytuł uniwersytetu musi utworzyć jeszcze jeden wydział, na którym na pewno nie zabraknie zapchajdziur. Już teraz na logistyce - w młodszych rocznikach - pojawiły się zapchajdziury typu socjologia, ja zaś miałem np. filozofię i historię ekonomiczną. Cóż, mnie to akurat się podobało, bo jak wspominałem, jestem bardziej humanistą, więc tego typu przedmioty były dla mnie przyjemnością. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

No cóż... Uważam iż w końcu przyszedł ten czas abym także się wyżaliła.

Zacznę może od tego że nie mam i właściwie nigdy nie miałam ojca. Moi rodzice rozwiedli się gdy miałam niespełna rok. Oczywiście... Rozmawiał ze mną i spotykaliśmy się, ale później znalazł sobie jakąś kobietę z którą się ożenił i ma z nią dwójkę dzieci. Nie miał już dla mnie czasu, ale widywaliśmy się jeszcze. Jednak teraz... Od jakiegoś pół roku czasu nie utrzymuję z nim kontaktu. Dlaczego? Bo nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Od początku jego żona była dla mnie nie miła, a później jeszcze nakrzyczała na mnie za coś czego nie zrobiłam. Wkurzają mnie jego dzieci, którymi prawie cały czas kiedy u niego byłam musiałam się zajmować.

Jednak zdążyłam się przyzwyczaić do jego nieobecności. Tak po prostu wyszło.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taki trochę offtop. To nie wyżalanie się, ale właśnie widziałem w TV coś co mnie rozwaliło. Pewien facet chciał mieć na sercu tatuaż swojego kilkuletniego dziecka. Konkretnie twarz. Nic specjalnego? Nie do końca... Chorowało ono na raka. Przegrało walkę, pozostało mu max tydzień życia. Wypuszczono go ze szpitala tylko i wyłącznie na chwilę, na potrzebę zrobienia tatuażu.

 

Tatuażysta widząc chłopaka musiał wyjść na zaplecze, żeby dojść do siebie (sam stracił dziecko, które było w podobnym wieku). Po wszystkim na podstawie zdjęcia, na sercu ojca pojawiło się idealnie odwzorowane zdjęcie z podpisem "mój  mały żołnierz"  :sadsmile:

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak ja uwielbiam wakacje.

Matka ma do mnie non-stop wyrzuty. Bo nigdzie nie wychodzę, bo nic nie robię, bo siedzę przy laptopie, bo leżę na kanapie, bo nie zakręciłam pasty do zębów. Tak, na rację, nic nie robię, bo praktycznie nie mogę! Nie mam przyjaciół, żeby non-stop z nimi wychodzić, nie mogę iść na spacer, bo po co, a z nią na spacer z psem nie mam zamiaru chodzić.

"A co robisz na tym komputerze?!", "Rozmawiasz z kimś?!", "Co dziś robiłaś?!", "Bo ty nic nie robisz!". Szału można dostać. Ale przecież jej nie powiem, że znowu przesiedziałam

cały dzień na siedzenie z nudów na forum o kolorowych konikach, czekając na PW od osoby, o której ona nawet nie ma zielonego pojęcia. Przy okazji byłam jeszcze na Tumblrze, na którym oprócz reblogowania co 4 obrazka nic nie zrobiłam, a w tle leciał jakiś folk. :burned: Nie, bo by było kolejnych milion pytań. Chętnie bym wyszła, pograła w coś na podwórku ze znajomymi, ale ej, ja ich nie mam. No i tu się zaczyna pretensja, że z nikim się praktycznie nie przyjaźnie. Ah tak, raz, czy dwa poszła ze mną na pizze, przy czym nazwała mnie ciotą, dlatego, że nie chciałam spróbować piwa i nie mam 3 kilogramów makijażu na twarzy jak ona... A potem się dziwi, że nie chce z nią zbytnio wychodzić, bo wygląda jak MILF :forgiveme:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobrze, że chociaż dostajesz jakieś PW. A w ,,realu" mam podobnie jak Ty. Tyle, że mój tata dawno już się pogodził z tym, że nie mam znajomych i nie zwraca już na to uwagi. Mieszkamy w jednym domu, ale właściwie jedyny wspólny temat to co zrobimy na obiad, a tak to żyjemy obok siebie niezależnie.

Ja też długi czas nie wychodziłem z domu, ale od jakiegoś czasu raz w miesiącu chodzę do teatru na jakieś przedstawienie, albo występ mojej idolki - to dzięki niej zacząłem jeździć na takie rzeczy. Kino mam praktycznie w domu, więc wolę do teatru.

Edytowano przez kamiledi15
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do wyjść i kontaktów ze znajomymi...

Wracam do domu z parodniowego wyjazdu ze znajomymi i sobie chcę odpocząć. Co słyszę? Że nie mam przyjaciół i tylko w domu bym siedziała!

Za tydzień znowu chcę jechać. Reakcja rodziców "Po co?".

I nie podoba im się nasz kompletny brak organizacji, czyt. podejście zdroworozsądkowe typu "jeśli zapomnę mydła, to nie umrę, tylko od kogoś pożyczę".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Aspitia

Chciałabym się zwierzyć. Nie chcę porad tylko zwierzenia się z tego co mnie boli bo nie mam z kim o tym rozmawiać.

Otóż jak wspominałam mój brat ma narzeczoną.

Co prawda odkąd już skończył remontować mieszkanie i mieszka z narzeczoną to już nie mówi o budownictwie.

Denerwuje mnie tylko ciągle gadanie tego typu, że (narzeczona ma na imię Marta) Marta to Marta tamto. Ja siedzę cicho rzecz jasna bo kogo to obchodzi, że mam dosyć słuchania o niej.

Odkąd ta narzeczona się pojawiła to starzy mniej poświęcają mi uwagi, a więcej o tym czego to ta narzeczona nie zrobiła. Czuję się zepchnięta na boczny tor w związku z tym, a że jestem samotna to tym bardziej źle się z tym czuję bo nie mam komu się zwierzyć z tego wszystkiego.

Dzisiaj jeszcze byłam na parapetówce. Tłumaczę matce, że nudzą mnie takie spotkania bo na tych spotkaniach jest tak, że wszyscy ze sobą rozmawiają, a mnie mają w dupie po prostu bo ze mną nie rozmawiają. Ona twierdzi, że to rozumie ale ja jej nie wierzę. Mówię: Nie chcę jeździć na te spotkanie. Ona na to to twój brat i jak ona umrze to on ci zostanie. Moja mama nie ma rodzeństwa i nie rozumiem jak ona może mi tłumaczyć relacje siostra- brat jak sama jest jedynaczką. Ojciec ma brata co prawda ale nie utrzymuje z nim za bliskich kontaktów lecz jak się widzą to normalnie ze sobą rozmawiają.

Narzeczona mojego brata mnie denerwuje. Żle się czuje w jej towarzystwie co może się wiązać z tym, że jest ona zodiakalnym baranem a ja koziorożcem.

Edytowano przez Aspitia
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Denerwują mnie moi rodzice. Są wakacje i jak wiadomo zazwyczaj nic się robi. Tylko że moi rodzice ubzdurali sobie że jestem aspołeczna i poważnie uzależniona od komputera. Po prostu CAŁY dzień nic nie robię siedzę po przy nim i gapię się w pulpit. Mówią że mam gdzieś wychodzić, żeby się ruszać. Oczywiście moja matka musiała, powiedzieć babci jaka to ja trudna młodzież jestem, leże na łóżku i nic nie robię! Mamy w mieście jezioro w którym ludzie pływają. Moi rodzice chcieli mnie wczoraj wyciągnąć na plażę. Nie miałam wczoraj ochoty więc mówię im nie. Oni oburzeni mama na skargę do babci, i babcia oczywiście musiała ze mną porozmawiać. Ja po prostu nic nie robię. Prawie codziennie idę po pływać,rysuję lub tak jak ostatnio wychodzę na spacer z koleżanką, robię prace domowe które mi zostawiają. Nie ja po prostu jestem leniwa, aspołeczna i uzależniona od komputera.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
×
×
  • Utwórz nowe...