Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 02/05/15 we wszystkich miejscach

  1. Spy Chameleon - RGB Agent wysłane do Dayan Full Mojo Rampage wysłane do Dayan Deadlight wysłane do Zegarmistrz Pixel Piracy wysłane do Arachik Poof vs The Cursed Kitty wysłane do Dayan Fly'N wysłane do Snuja Desert Ashes wysłane do Sosna Dungeon Lurk II - Leona wysłane do Triste Cordis 99 Spirits wysłane do Sosna Gunspell - Steam Edition wysłane do Zegarmistrz Mountain wysłane do Dayan Fist Of Jesus wysłane do PlaguePony
    7 points
  2. Mogę odkopać? Mogę, mogę, mogę? Zniknij z forum na dwa tygodnie - nie dość, że odkopią ci fika starego jak świat, to na dodatek twój nick pojawi się w pewnej dyskusji średnio dwa razy na post. No proszę, proszę. A, to ja też się wypowiem, bo czemu nie? 1. Zabawne jest to, że w kontekście twórczości Mala zawsze pojawia się obok niego moja skromna osoba. I jeszcze śmieszniejsze jest, że moja skromna osoba występuje w tym kontekście zawsze jako, hm... przeciwwaga? Dziwne i osobliwe. 2. Twórczość Malvagia zasługuje na pochwały, bo jest dobra. 3. Mordeczu, twojego podejścia do komentowania i recenzowania nie rozumiem, nie rozumiałam i nie będę rozumiem. Nie mam pojęcia, co tobą kieruje, że "z zasady nie wypisujesz pozytywów opowiadań", uważam za smutne to, co robisz, ale skoro chcesz, to nikt nie ma prawda ci zabronić. Uważam, że każdy ma prawo do wyrażania swej opinii w taki sposób, w jaki chce... niezależnie od tego, jak ta opinia wygląda. Może się to komuś nie podobać, może uznać Mordecza za osobę niewiarygodną jako recenzenta (sama zresztą uważam, że szanowny Mordecz robi WSZYSTKO, żeby za niewiarygodnego uchodzić, duh!), ale zabronić mu podobnego procederu - nie (ach, ta pieprzona demokracja i jakieś wolności-srości!). 4. Kraina Hipokryzji . 5. Mordecz boi się, że jak teraz zawsze zachowywać się jak człowiek, to ludzie przestaną zwracać na niego uwagę . Kurczę, pierwsza próba i już taka gównoburza! 6. A ja wiem, kto powinien ruszyć tyłek i się w temacie wypowiedzieć, ale ten ktoś tyłka nie ruszy, bo się nie angażuje i w ogóle jest na nie, a ja jestem złośliwą prukwą, że o tym wspominam, ale przecież to forum to i tak jedno wielkie Kółko Wzajemnej Adoracji . Pozdrawiam serdecznie! I ja Mordecza lubię, mimo że jest upierdliwy i z uporem maniaka nie pisze o pozytywach opowiadań chyba że są to opowiadania Malvagia . Madeleine PS A tak serio, czemu nikt nie zwracał wcześniej uwagi, kiedy Mordecz pisał pozytywne słowa na temat jakiegoś fika? Bo przecież mu się zdarzyło... tak?
    4 points
  3. Żaden z was nie ma racji. W szkole, szczególnie na podstawie sprawa jest mocno uproszczona i potraktowana po macoszemu. Niewiele jest cech które koduje tylko jeden gen. Gen koduje jedno białko, taka jest definicja. Czasem istnieje więcej niż dwa allele jednego genu - np. w przypadku grup krwi. Zapiszę je tutaj niepoprawnie, bo nie chce mi się bawić w indeksy - A1, A2, B i 0. A i B są dominujące, ale... A1 dominuje nad A2 - chociażby. Sprawa się jeszcze bardziej komplikuje, ponieważ dochodzi antygen H, który da przy grupie AB... grupę 0, a tak przynajmniej wyjdzie w testach, bo grupa 0 to tak naprawdę nie jest. To jest grupa Bombay. To tylko pierwszy z brzegu przykład. No i heterozygota może też wyglądać zupełnie inaczej niż homozygota dominująca. Do tego dochodzi współdziałanie genów - jeden gen przekształca produkt działania drugiego genu, etc. Geny sprzężone - dziedziczą się razem. Geny kumulatywne - ich działanie się kumuluje - i tak para ciemnoskórych może urodzić białe dziecko. A tajemnicze allele wzięły się bezpośrednio od rodziców. Dziecko fentotypowo wcale nie musi przypominać rodziców czy dziadków. Co często widać chociażby u mieszańców międzygatunkowych, które mogą nie przypominać rodziców.
    4 points
  4. Bobasy Cake wyszły ze zdrady, a pan Cake nie chciał rujnować małżeństwa. To pani Cake nosi spodnie w tym związku
    3 points
  5. Panie i panowie... stał się cud. Dzięki determinacji i zaparciu naszego KOREKTORA, mam zaszczyt oddać do waszej dyspozycji rozdział 13. Miłej lektury. Polecam przeczytać przemowy na końcu.
    3 points
  6. Szczęście i tyle. A żeby nieco rozwinąć temat - świat wykreowany na potrzeby "Save Me" jest naprawdę doskonały. Tak, jak napisał Kredke - tutaj wszystko jest na swoim miejscu, ponadto jest to uniwersum w pewien sposób innowacyjne, bo kucyki i ludzie żyją w nim obok siebie od wieków w pokoju (większym bądź mniejszym, ale jednak) i jest to fajna odmiana od tego, "czym karmi nas na co dzień fandom", że bezczelnie zacytuję Pewnego Pana Z Tego Forum (ale i tak cię uwielbiam! ). Nie wiem, co dokładnie wpłynęło na popularność tego konkretnego tekstu, ale wiem na pewno, co spowodowało, że jest dobry: warsztat i styl, który ci się znacznie poprawił - "Save Me" doskonale się czyta; świat przedstawiony, o czym już napisałam; wreszcie mój konik - bohaterowie, którzy są perfekcyjni w swojej odmienności, zgryźliwości, czasem samotności, a czasem wręcz przeciwnie... zresztą, wiesz to wszystko, bo pisałam o tym chyba przy okazji każdego komentarza pod tym opowiadaniem. No i narracja. Twoja narracja pierwszoosobowa to najlepsza pierwszoosobówka, jaką dane mi było czytać. Sama nie piszę tak fanfików i cóż, w sumie powinnam ci podziękować za lekcję warsztatu, bo naprawdę można się tego od ciebie nauczyć. Ale najpierw trzeba stworzyć bohatera będącego własną kalką... co ci się chyba udało. Jeśli chodzi o "One Last Day"... taaaak, klimat jest, ulubieni bohaterowie są, zakończenie idealnie podsumowujące całość - odhaczone... Nie jestem jednak pewna co do tego tekstu. Niby wszystko na swoim miejscu, a jednak nie czytało mi się tego tak dobrze jak poprzedniego dodatku oraz oryginalnego "Save Me". Miłe sceny rodzajowe, końcówka bardzo dobra, a jednak tym razem bohater mnie irytował. Bo on bywa irytujący, wiesz? I tak, kiedy przeczytałam fragment o tym, że "Maks, powinieneś wyjść do ludzi", pokiwałam energicznie głową i dodałam: "tak, do cholery ciężkiej i jasnej promienistej, powinieneś". Maksa z "Save Me" lubiłam, tutaj wydał mi się przesadzony. Jakiś taki... przegięty, żeby był bardziej Maksem niż był. No i te jego rozważania o tym, "jak bardzo nienawidzi ludzi i dlaczego"... Nie kupuję tego. To nie są powody. To nie są dobre powody. O ile w "Save Me" wierzyłam w to, to tutaj miałam wrażenie, że Maks jojczy i ma ból dupy. I to taki solidny. Nie wiarygodne psychologicznie mazgajstwo, żeby usprawiedliwić swój izolacjonizm. (Taaaa, użyłam tego jakże trudnego słowa wyłącznie dlatego że pojawiło się ono na moim dzisiejszym egzaminie, lol, jaka jestem intelektualnie wysoka!) Lubię "Save Me". Zasłużyłeś na Epic. Nie pisz więcej dodatków. Pozdrawiam serdecznie! Madeleine
    3 points
  7. Uszatko, jak widzisz nie ma do czego wracać. Dobra decyzja.
    3 points
  8. Dobra, przydałoby się skomentować, bo do 200 i tak nie dojdziecie, choćbyście mieli tu multikonta pozakładać Numer wyszedł jak zwykle genialnie, cudownie i pragnę też napomknąć, iż magazyn Equestria Times to najlepszy fanzin dla broniaczy. Polecam, jako Piotr Fronczewski. A teraz konkrety. Zacznę może od części najmniej przyjemnej, bo takiej podczas lektury, której panzerfaust sam mi się w kieszeni ładował, a czołg ze strychu wyjeżdżał. Genetyka Znaczków Spidiego. Artykuł czytało się całkiem przyjemnie, ale... Pewne zgrzyty nie mogą zostać pominięte. Jak bowiem moim zdaniem wygląda GENETYKA znaczków? Kiedy mama kucyk i tata kucyk bardzo się... A nie, nie ta taśma... TA! Kiedy mały kucyk odkrywa, że jest coś w czymś jest dobry albo to coś znaczy dla niego bardzo wiele, to na jego tyłku pojawia się karn... Znaczek. I tak - Twilight odkryła, że jest OP w magii - różne gwiazdki i inne tego typu duperele są bardzo popularne wśród jednorożców z Canterlot, ponieważ powiązane są z astronomią, magią i astrologią. Twili też ma na punkcie gwiazd lekkiego bzika. Talent jej brata? Magiczne tarcze i wszystko jasne. Rainbow, Flutter - chyba nie trzeba nic mówić. Rarcia? Róg ją opętał! A tak poważnie? Pod wpływem silnego bodźca użyła nieświadomie swojego specjalnego zaklęcia. Jej talentem z dupoznaczka są kamienie szlachetne, nie krawiectwo. Na tle rodziny wydaje się być wręcz adoptowana , żadnych powiązań. Klan Apple - wiesz... Na farmie się rodzisz, na farmie umierasz. Jeśli ktoś ma coś mocno zaszczepionego przez rodzinę, to jest duże prawdopodobieństwo, że sam to doceni i polubi. Żadna magia, żadna genetyka. Wychowanie i wpływ środowiska. Rodzina Pie - poza Pinkie to samo co wyżej. A Pinkie to buntowniczka, tylko zamiast ciąć się kopystką robi imprezy (pewnie nałogowo ćpa, chla i płodzi małe kociaczki). Znów nie ma tu genetyki. Co do samego podobieństwa kucy, etc. - genetyka jest bardzo skomplikowana, ale to temat na artykuł. Może napiszę. Tylko kto by to czytał. Ale, zboczyłam z tematu. W każdym razie - lecim dalej. Wybrania przez bóstwo, Celestię czy też Krystynę z Gazowni też w tym nie ma. Po prostu źrebak musi coś sobie uświadomić, nawet niekoniecznie w danej chwili. Dodatkowo... Spidi, Spidi... Ze Snipsa i Snailsa zrobiłeś rodzeństwo. Te dwie paskudy są tylko kolegami. Twi uczennicą Luny? Nope. Luna była na Księżycu i perspektywy na jej powrót do normy były niewielkie. Dlaczego Twilight nazywa się Twilight a nie np. Sunset? 1. Jest fioletowa, a to takie trochę nocne barwy. 2. Jednorożce kiedyś bawiły się w podnoszenie Słońca, Księżyca i w zabawę gwiazdami, to taka tradycja. 3. Jej mama nazywa się Twilight Velvet. Może tradycja rodzinna? Podobała mi się tradycyjnie Wieża Zegarowa i artykuł Madelaine. Prokastynacja.... Te 10 kolosów to dopiero za dwa dni. Skąd ja to znam. Ale sposób z listą polecam. Wielka satysfakcja. Na pochwałę zasłużył też Poulsen - zgadzam się. Clopowo-shippingowy syf to zło.
    3 points
  9. Hello there! We are brony RC model car racing team from Latvia. Drift spec Fluttershy Making of Fluttershy (136 photos) Teammate's drift spec Rarity Touring spec Wonderbolts Making of Spitfire & Soarin And yes, we do win races. These are trophies taken since last may when team was announced. More stuff on http://TeamCelestial.com and Facebook But we didn't come here just to brag about our toys. On may 26th to 31th we are going to RC drifting world championship in Netherlands. We are most likely going by car, through Poland and Germany, and would like to meet new friends. We are going through Warsaw, but we can take detours to other cities if it's worth it. So, does anyone here want to spend some afternoon with us?
    2 points
  10. Nawet gdyby napisać je na stronie głównej, złotymi literami to i tak 90% forumowiczów miało by to w pupie (i nie, nie mam na myśli Powiatowego Urzędu Pracy )
    2 points
  11. Wiesz, co jeszcze ma 3? Trójkąt ma 3 boki. ILLUMINATI.
    2 points
  12. >Genetyka opiera się nie tylko na dziedziczeniu od rodziców, bo są również geny recesywne, które dziedziczy się po dziadkach Ogólnie rzadko coś komentuję pod nowym numerem, ale jezusmariakryjeelejson. LINDS JAKIE PO DZIADKACH?? Geny dzieli się na dominujące i recesywne. Kiedy pojawi się Gen dominujący, cecha jaką z sobą niesie (np. ciemne wsłoy) pojawi się u dzieci na 100%. Mogą być też mieszanki kolorów, kiedy pojawiają się 2 dominujące (załóżmy włosy czarne i włosy brązowe. Dadzą wspólnie jakiś kolor) ale geny recesywne, to geny które ustępują miejsca dominującym. Żeby pojawiła się cecha z genu recesywnego, oboje rodziców musi ją przekazać dziecku (ot choćby włosy blond) ale nie są to geny po dziadkach ;__; To moga być geny które od 20 pokoleń są w rodzinie, i akurat właśnie 21 pokolenie miało połączenie z drugim recesywnym, dając w rodzinie blondyna. Edyp - jest to wersja bardzo skrócona i uproszczona, ale błagam, nie pisz, że recesywne są po dziadkach :<
    2 points
  13. Serio? W którym to było odcinku? Tak na poważnie, to chodziło mi o to, że z jakiegoś powodu twórcy/bóg/przeznaczenie ustalili, że to Celestia będzie Dobra, a Luna zła i ją się zbanuje. Bardzo spodobała fizyczna hipernaliza. Nareszcie spotkałem kogoś, kto zajmuje się tym samym co ja, choć osobiście preferuję humanistyczne rozważania ze względu na moje zainteresowania. Niestety nie jestem w stanie podjąć się jakiejkolwiek polemiki w sferze fizyki, gdyż brak mi wiedzy. Przygodę z nauką fizyki zakończyłem w drugiej klasie ogólniaka i mało pamiętam poza ogólnikami. Jednak bardzo doceniam, ze tak trudny i obcy dla wielu osób temat autor starał się wytłumaczyć w sposób całkiem przystępny i co więcej, nawet dowcipny. Wielkie brawa! Mogę jedynie odnieść się do dwóch rzeczy: Pierwsza, to idea próby wytłumaczenia w sposób fizyczny zjawisk występujących w serialu. Jak dla mnie (humanisty) to walka z wiatrakami. Oo ile próba wytłumaczenia humanistycznych zagwozdek serialu (czemu Celestia jest biała i wysoka?) jest trudna, ale ma szansę bytu. Wszak twórcy na pewno musieli odrobić lekcje i zapoznać się z naszym dziedzictwem kulturowym, tworząc nową cegiełkę kultury. Jednak z fizyką jest chyba troszkę trudniej. Nie twierdzę, że animatorzy i scenarzyści jej nie ogarniają, to po prostu fizyka cholernie ogranicza swobodę w tworzeniu takiej abstrakcyjnej rzeczy jak kreskówka. Bo wtedy np. mamy problem z anatomią itd Przykładowo, wyjaśnienie tych piorunów u Wonderboltsów było ciekawe i zajmujące! Jednak tutaj faktycznie proste wyjaśnienie "magic" wydaje mi się o tyle rozsądne, że to nie tylko zwalenie winy na "magic, nie muszę Ci niczego udowadnaiać", ale... to akurat jest logiczne. Wbrew temu, co nieco niekonsekwentnie pokazał IV sezon, sądzę, że nie tylko cała umiejętność latania to magia, a jedynie te świetne efekty, jak smuga, grzmoty, błyski czy Ponaddźwiękowe Bum. OP latanie RD to też magia, ale sama umiejętność lotu nie. I teraz to wszystko jest logiczne i bardzo ładnie pokrywa się z pozostałymi sezonami! Tak samo siła kuców ziemskich! PS: kucyki ziemskie straciły siłę i zdolność uprawy roli, a nie chodzenia, tak na marginesie Jednak naprawdę jestem pod wrażeniem artykułu. Gratulacje! Oby więcej takich ogarniętych prób hiperanalizy! Z kolei bardzo nie spodobał mi się artykuł Poulsena. Tytuł odebrałem przede wszystkim jako próbę zwrócenia uwagi (przekleństwo zawsze zwraca uwagę), potem dużą część tekstu zabiera tłumaczenie się z wulgaryzmu... co w sumie czytelnika za bardzo nie obchodzi. Czekałem na konkrety. Niestety, w moim odczuciu było to zwykłe narzekanie, że "za moich czasów było lepiej". Pomijając fakt, że nie zgadzam się z tą tezą, to... nic odkrywczego. Jedni tęsknią za starymi czasami, inni nie... Po analizie argumentów Poulsena uznałem, że teksty po prostu mu się nie podobały. Czysta kwestia gustu.
    2 points
  14. Pomyśleć, że dopiero teraz tworzę ten temat... Fallout Equestria: Project Horizons to najdłuższy fik w fandomie i jedno z najdłuższych opowiadań w ogóle. Osadzony w tej samej linii czasowej, co oryginał, aczkolwiek praktycznie dwa razy dłuższy... i wciąż nie skończony. Porwałem się na tłumaczenie tego monstrum mniej więcej rok temu wraz z Ureusem, który niestety po kilku miesiącach zrezygnował. Fanfik, który prawdopodobnie będę tłumaczył aż do końca życia. I co mnie to? Autor: Somber Tłumacz(e): Kingofhills, Greenscratch, Bodzio, Ureus, Iron Sky Korektorzy: Erast, Bodzio, Kingofhills, Greenscratch, Kinro Tymczasowa pomoc (zarówno tłumaczeniowa, jak i korektorska): Wizio, CiemnoCzarny, Infernum Rozdział 1: Incepcja Rozdział 2: Zaufanie Rozdział 3: Doświadczenia Rozdział 4: Niewinność Rozdział 5: Praca Rozdział 6: Zabawa Rozdział 7: Ceny Rozdział 8: Długie drogi Rozdział 9: Kamień Rozdział 10: Podbicie stawki Rozdział 11: Spokój Rozdział 12: Zaprzeczenie Rozdział 13: Zwrot Rozdział 14: Siła format .epub format .odt.
    1 point
  15. Sprawa jest prosta. Opuszczam to forum. Nie będę więc dłużej prowadziła działu i pojawiała się tutaj. Może jeszcze przez kilka dni zajrzę czy jakiś znajomy coś napisał i inne takie bajery, ale nie mam zamiaru dłużej się udzielać. Powody? Ludzie mnie tak denerwują, że jestem zmuszona unikać portali społecznościowych żeby odzyskać kontrolę nad złością. To forum niestety ma więcej wad niż zalet. Są ludzie fajni, ale ponad nimi stoi banda idiotów. Nie będę wymieniała każdego z osobna. Powiem tylko, że zachowanie moderacji jest wisienką na tym gorzkim torcie. Zwłaszcza pewnej osoby, która moderatorem być nie powinna z racji swego podejścia do userów i wywyższania się. Do tego dochodzą homofoby wszelkiej maści, cnotki srające się o każdą rzecz związaną z seksem, debilizm szeroko pojęty (do wielu ludzi zwyczajnie nie da się dotrzeć; idą w zaparte i koniec), a także fakt, że najciekawsze tematy + większość moich wątków stoi pusta. Brak aktywności nie zachęca do dalszej pracy. To tyle. Piszę to tutaj, ponieważ jestem moderatorką...sorki, byłam...i uważam, że reszta ma prawo wiedzieć. Piszcie sobie tutaj śmiało co chcecie, mam nadzieję, że wredne mody wam nie zamkną tematu jeśli się rozgadacie.
    1 point
  16. No tak, a ja ostatnio założyłam chyba ze 3 ambitne tematy. Dobra, spróbuję wymyślić jakąś łatwą gierkę...
    1 point
  17. Całe forum jakoś tak ostatnio ma :/ Pamiętaj, im więcej wymagasz od userów tym mniej odwiedzin dany temat będzie miał. Walenie głową w klawiaturę i zabawy pokroju "wymień nick", "policz do 10000", "napisz słowo" będą miały rzędy wielkości więcej postów niż jakakolwiek dyskusja.
    1 point
  18. Jestem coraz mniej na forum. Zazwyczaj czytałam wypowiedzi innych, tylko od czasu do czasu, sama się wypowiadałam, ale teraz i to robię coraz rzadziej. Forum przymiera, w najciekawszych tematach nie ma już życia. Jak dla mnie, te forum zaczyna tracić ,,to coś''. Na pewno nie odejdę od razu, bo nie zamierzam ,,od tak'' odejść. Po prostu jeśli nadal to forum będzie jakie jest, nie będę miała po co tu wchodzić. Mogłabym złożyć podanie,na stanowisko Uszatki, mogłabym spróbować ratować to co zostało, aby forum stało się po prostu ciekawsze, ale nie wiem czy jest sens. Tu już nie chodzi nawet o kucyki, a o sentyment.
    1 point
  19. Można prosić o link? To chyba było jeszcze przed moja kadencją, bo nie pamiętam tego, a chętnie przeczytam. Pamiętam kiedyś wniosek z pewnej ogarniętej dyskusji: broniacz sobie coś wymyśli,z trudem usystematyzuje ten świat, a potem JEB, nowy odcinek i trzeba wszystko od nowa...
    1 point
  20. Mnie też się to z tym skojarzyło. Samo opowiadanie mnie nie zachwyciło. Ono jest... hm, jakby to ująć? Średnie. Przeciętne. Nic specjalnego. Tak, jak napisał aTOM - pocieszne. Trochę zabawne... Całkiem całkiem. Ale ciągle nic specjalnego, nic, na czym można by zawiesić wzrok. Ale tak - podobało mi się kilka rzeczy. Forma narracji - trochę inna niż zazwyczaj, chociaż ciągle pierwszoosobowa... Heh, czy można tu mówić o jakiejkolwiek narracji? Nie no, osoba narratora podobała mi się. Jest zadziorny i sympatyczny, a bohaterki opowiadania i ich zachowania mogą wywołać uśmiech na twarzy. Niektóre odzywki "pisarza" również zasługują na zapamiętanie - dowcipne i trafne (podobał mi się moment, kiedy on zaglądał pod łóżko i polował na pająka, a w tym czasie klacze w najlepsze się kłóciły - to chyba najlepsza część opowiadania). Przeplatanie dialogów klaczek oraz rozmyślań narratora również jest fajne. Niestety, odnoszę wrażenie, że ten tekst jest... za długi. Bardzo rzadko to mówię, bo zazwyczaj czepiam się o rozwinięcie, o lakoniczność, o brak opisów i o inne pierdoły, zresztą, doskonale to wiesz - tutaj odwrotnie, odniosłam wrażenie, że fanfik jest na siłę przeciągnięty, że chciałeś, żeby był śmieszny za wszelką cenę. Przez to wydaje mi się trochę suchy i czasem uniosłam brwi z politowaniem i westchnięciem pt. "o matko, tutaj powinnam się śmiać, okej, łapię, przejdźmy dalej". Również motyw z shippowaniem nie przypadł mi do gustu. Te wszystkie przepychanki słowne, jakieś głupawe odzywki na poziomie dzieci z podstawówki... nie, nie, nie. Naciągane i nieśmieszne. W ogóle tekst mogę podzielić na fajne: narrację, pomysł, niektóre zdania oraz niefajną resztę. Jako komedia mnie nie rozśmieszyło, jako eksperyment - nie zadziwiło. Tekst wspomniany przez aTOMa jest o niebo lepszy. Pozdrawiam! Madeleine
    1 point
  21. O stronie technicznej się nie wypowiem, w sumie w przypadku tego tekstu mało mnie ona obeszła - no i inni bardzo ładnie wypunktowali błędy ^^. W każdym razie - rozumiem, dlaczego ten fanfik zdobył trzecie miejsce. Muszę przyznać, że bardzo zaskoczyłeś mnie tematyką - jeszcze nie spotkałam się z opowiadaniem, które wykorzystywałoby kolorowe taborety do opowiedzenia o problemie dorosłych dzieci alkoholików. Temat jest ważny, cholernie aktualny i wiesz co? Cieszę się, że o tym napisałeś. Nawet jeżeli opowiadanie nie jest najwyższych lotów, nawet jeśli trzeba popracować nad warsztatem i w ogóle są w nim błędy, o których jeszcze wspomnę - było warto. Przeczytałam to dzieło i pokiwałam głową ze smutkiem, że to takie aktualne i uniwersalne - niestety. Szkoda, że całość została napisana dość niechlujnie i przez to odbiór nie jest, że się tak wyrażę, niezakłócony. Nie wiem, czy tylko ja odniosłam takie wrażenie, ale dla mnie ten tekst nie jest zbyt emocjonalny. Szczególnie mam tu na myśli fragment, kiedy Applebloom zaczyna opowiadać o swoim życiu z pijącym ojcem... to powinno być przesiąknięte cierpieniem, zgryzotą, rozgoryczeniem, a nie było. Przynajmniej ja tak tego nie czułam. Znaczy, inaczej - czułam, ale wyłącznie ze względu na TEMAT, bo wiem niestety z czym to się je, jak to wygląda i dlaczego jest aż tak tragiczne (dobrze chociaż, że nie z własnego doświadczenia). Myślę, że po prostu zabrakło ci słów - to opowiadanie jest zdecydowanie zbyt krótkie jak na tak poważną tematykę. Trudno, bo mogłoby być naprawdę dobre. Mimo wszystko uważam, że zasłużyło na trzecie miejsce. I bardzo dobrze nawiązuje do kaca... końcówka z pogrzebem i z tym, że Applebloom mimo okropnego traktowania czuje stratę, jest wymowna i dobra. I niestety trafna, bo dobrzy ludzie czują wyrzuty sumienia nawet wtedy kiedy nie powinni. Pozdrawiam serdecznie! Madeleine
    1 point
  22. :( Rzecz tyle oczywista, co logiczna z punktu widzenia osoby piszącej artykuł. Swego czasu nasmarowałem do Brohoofa czterostronicowy artykuł o feminizmie w serialu. Byłem z niego dość dumny, ale niestety pies z kulawą nogą się nim nie zainteresował. Uznałem więc, że lepiej napisać coś, co od razu przyciągnie uwagę czytelnika. Nie tłumaczyłem wulgaryzmu jako takiego, lecz przyczynę jego użycia, jak i całe sedno planowanej serii artykułów. Wstęp ów jest jednorazowy, aczkolwiek uznałem, że niezbędny. Takie było założenie artykułu - narzekanie i opisywanie rzeczy, które mnie wk**wiają. Dodatkowo, owo "za moich czasów było lepiej" nie jest pozbawione podstaw jeśli chodzi o tematykę artykułu. Owszem, artykuł oparty jest na moich subiektywnych odczuciach, jak też zostało zaznaczone to w tekście. Dziękuję Spidi za komentarz; doceniam go, mimo, że był negatywny. Wyraźnie mamy odmienne podejście do tematu i różne gusta, nie jest to jednak dla mnie coś złego, wszak, jak mawiają anglojęzyczni, "variety is the spice of life" Dziękuję również wszystkim za wyrazy aprobaty dla stworzonej przeze mnie abominacji. Ciąg dalszy nastąpi
    1 point
  23. 1 point
  24. Sweetie Apple Bloom Babs Scoot Grupowo
    1 point
  25. Nie w komiksach tylko w książkach. A i jedne, i drugie często kłócą się z serialem, który jest dla kanonu najważniejszy.
    1 point
  26. Mi się wydawało zawsze, że kryształowe serce u Kredens to znaczek tego, że ta przeklęta demonica umie rzucać najbardziej morderczy i zły czar na świecie. A czemu serce kryształowe? 1. Nie zlewa się z różem jej plota. 2. Osobiście podejrzewam, że jest spokrewniona ze starożytną dynastią z CE i to przez powiązanie magiczne z kryształkami. Niby jakieś odzwierciedlenie pokrewieństwa i dynastii tu jest, ale... Myślę że mało ma to wspólnego z samym talentem jaki jest pokazany na znaczku, a jedynie wybiera formę wizualną dla danego talentu. A Flutter pierwotnie była kucykiem ziemskim i wabiła się Posey. Ojciec Twi ma na dupie księżyc, a jej matka ma gwiazdki. To pewnie też symbolizuje jakąś magię. Tego typu dupoznaczki to nic innego jak pokazanie "magia, gwiazdy, etc.". A Luna to może co najwyżej uczyć na swoich błędach, a i to od niedawna.
    1 point
  27. To jest skrót myślowy. Chodziło mu pewnie, że cecha recesywna która była u dziadka, może ujawnić się u wnuka. Niekoniecznie. Dwójka rodziców z brązowymi oczami może mieć dziecko z niebieskimi. Przy sprzyjających okolicznościach prawdopodobieństwo wyniesie 25% (pomijam fakt że kolor oczu de facto determinuje kilka genów).
    1 point
  28. 1 point
  29. Dorzucę swoje 3 grosze, co by było bliżej do limitu postów odblokujący Caharisa A żeby postów było więcej, swoją ocenę numeru podzielę na kilka części Patrzę na dział muzyczny i się zastanawiam - jakim cudem przez 4 lata fandomu nie powstała jeszcze żadna kucykowa piosenka disco polo? Na początek artykuł Spidiego. Genetyka opiera się nie tylko na dziedziczeniu od rodziców, bo są również geny recesywne, które dziedziczy się po dziadkach. Co prawda teoria o tym, że Applebloom będzie miała jabłkowe CM jest bardzo prawdopodobna, ale zawsze może wystąpić wyjątek od reguły, co pokazuje przypadek Pinkie Pie. Warto o tym pamiętać, zamiast pisać, że na 100% jest tak jak piszesz. AAAALE bardzo pochwalam argument z rodziną Orange! Faktycznie może być tak, że każdy w rodzinie Apple jest jakoś związany z owocami, przy czym nie można talentu ograniczać do czystej formy owoców, ale też do nawiązań (produkty oparte na owocach, owoc jako symbol marketingowy itd.). Wątek z Luną i Celestią jest ciekawy, ale... nieco z dupy. Co ma piernik do wiatraka? Nic. Tematyka rozważań to pokrewieństwo, genetyka, a nie edukacja Twilight. Btw. Snips i Snails to bracia? Myślałem, że to koledzy ze szkolnej ławki Zmiana CM Luny nie łączyłbym w ogóle z kwestią pokrewieństwa. Jak dla mnie to jest po prostu efekt magii, która zmieniła Lunę w NM, zwłaszcza, że zaklęcie majstruje przy genetyce. Na koniec żal, że nie przedstawiono całego procesu uzyskiwania CM - tradycyjnie uczepię się normalnej kwestii. Mowa o serialu skierowanego głównie do dzieci. Trudno, by małym dziewczynkom wyskoczono z prawami genetyki, fizyki, a nawet z problematyką geografii behawioralnej. W sumie podsumowując, teoria jest ciekawa i ma sens. Tylko nie wolno doszukiwać się na siłę, że ona tyczy się każdego przypadku. Nie raz świat i nauka udowodniły istnienie wyjątków od reguł. EDIT: Muszę też skomentować przypisywanie przeznaczenia do CM. CM jedynie ilustruje TALENT kucyka. UMIEJĘTNOŚĆ. A nie przeznaczenie. Można przecież wiele momentów życia przeżyć na różne sposoby, w zależności od tego, kto jakie decyzje podejmie, ale mogą te sposoby być tak, czy siak powiązane z CM i talentem. Równie dobrze Celestia mogła wejść na drogę zła i wypalić całą Equestrię słońcem, tworząc suszę, ale nie zrobiła tego nie z powodu przeznaczenia, a z powodu tego, że podjęła inną decyzję w oparciu o swoje poglądy.
    1 point
  30. Kiedy coś jest na rzeczy. Z ciekawości wszedłem na FiMfictiom i przeliczyłem, co tam mi polecają. Na liście mam... 6 ff z tagiem [sex] (w tym jeden z tentaclami w tytule, brrrrr), a sytuację ratuje jeden dobry fanfik. Imo ta seria ma przyszłość, w końcu kto nie lubi narzekać (albo narzekać na narzekanie?).
    1 point
  31. Znacz się, że nie czytałeś wcześniejszych części Nie ma opublikowanej polskiej wersji i musicie cierpieć czekając na kolejny numer
    1 point
  32. Proszę o umieszczanie szybko migających gifów, lub/i grafik o bardzo intensywnych kolorach w spoilerach, ze stosownym ostrzeżeniem. Coś takiego może wywołać atak epilepsji, nawet u kogoś kto nie wiedział, że jest chory (zdarzają się przypadki, że coś takiego może go wywołać u zdrowych osób). Mam nadzieję, że administracja podzieli moje zdanie. Przykładowy GIF - uwaga, szybko migające kolory! Grafika. Intensywne kolory: PS. To samo dotyczy "screamerów". ### Od siebie dorzucę, coś dla tych, którzy zamiast siostrzyczce biorą kucyka dla siebie xD Klasówki nie są takie straszne...
    1 point
  33. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale rozdział oczywiście podobał mi się jak zwykle!
    1 point
  34. Czytałam ten fanfik, jeszcze zanim zarejestrowałam się na tym forum (coś mi się zdaję, że znam autorkę z forum poświęconego hodowli smoków, ale nie jestem pewna). Jest to jedyny fan-fic jaki zdecydowałam się przeczytać (preferuję komiksy, bo szybciej umiem stwierdzić, czy tematyka mnie nie odrzuci) i teraz wymienię swoje plusy i minusy: + Wszystko dzieje się w Equestrii, a nie w jakimśtam dziwacznym wymiarze pokroju Silent Ponyville czy innego pseudo-crossovera, + Zachowany charakter oraz rola Twilight (w końcu pisane jeszcze przed sezonem czwartym jeśli się nie mylę), + W miarę logiczne wytłumaczenie postępującej zagłady (Drzewo Harmonii umiera, a pszczoły to tylko pierwszy etap apokalipsy, bo wraz z drzewem giną powoli także inne gatunki zwierząt i roślin), + Nieco sadystycznie ironiczne zakończenie (coś za mało literatury czytam czy jak?) + Dobrze mi się czytało. - Mało o tragedii z perspektywy innych osób (Nie było by to rażące, gdyby to sama Twilight była narratorką wspomnień), - Mało reszty głównych postaci (taki Discord jest jedynie wspomniany pomimo tego, że sądząc po jego mocy, był jedyną nadzieją kucyków, które w ficu zwyczajnie olał. Nikt mi nie wmówi, że nie mógł wyczarować nowego ekosystemu na miejsce ginących gatunków związanych z Drzewem Harmonii), - Trochę przesadzona rola pszczół (w pewnym miejscu w Chinach ludzie zapylają kwiatki ręcznie, a i tak ich region jest największym dystrybutorem owoców w całych Chinach), - Trochę przesadzona długość życia głównej bohaterki (choć można to "podciągnąć" pod klątwę umierającego drzewa),
    1 point
  35. Ja mogę być mistrzem Painta, to znaczyyy... fotografem.
    1 point
  36. W końcu zebrałem się w sobie i przeczytałem, więc napiszę króciutkie podsumowanie moich wrażeń i spostrzeżeń. Fanfik napisany jest bardzo sprawnie, było w nim kilka rzeczy, które mi odrobinę przeszkadzały (np. użycie słowa "szuler", moim zdaniem nieco niewłaściwe, ale ja się nie znam na polskim języku), ale ogólnie nie mam nic do zarzucenia pod względem "technicznym" - czyta się gładko, bez "potknięć" na tekście, zaburzających rytm czytania. Sama treść i klimat opowiadania są odpowiednio względem tagów mroczne i ponure, aczkolwiek nie wgniotły mnie w krzesło ani nie spowodowały napływu łez do oczu; jestem jednak dość znieczulony wieloma innymi lekturami, tak "klasycznymi", jak i fandomowymi. Zakończenie okazało się nieco przewidywalne i, hmm jakby niedomknięte lub zbyt... pośpieszne? - w każdym razie, mam odczucie, że mogłoby być lepsze. Mimo to dałbym temu opowiadaniu solidne 8/10 i poleciłbym każdemu fanowi kuców szukającemu tego rodzaju fanfika. Tego, no... to tyle chyba. Wybaczcie, nie jestem zbyt dobry w pisaniu recenzji
    1 point
  37. Dodam sobie do osiągnięć życiowych bycie posłańcem uciśnionego fandomu. Ach ten Alberich, ruszył walczyć z wiatrakami... Fragmenty Poulsena na temat loży są nadzwyczaj zabawne, przyznaję. By jednak post choć trochę korespondował z rzeczywistością jestem Wam winien krótkie wyjaśnienie – nikt mnie tak naprawdę nie wysyłał. Gdybym sam nie wierzył w to co piszę i nie uważał tego za potrzebne i realne, nigdy bym tego posta nie stworzył. A że mnóstwo ludzi daje reputki lub pozytywnie odnosi się do mojej wypowiedzi? Cóż... być może przemknęło się przez nią trochę sensu i coś wspólnego on jednak z rzeczywistością ma. Nie oczekiwałem od Ciebie wyjaśnień, ponieważ w gruncie rzeczy dobrze rozumiem to co robisz, od czasu do czasu jedynie wplatając w to moje własne teorie. Chciałem przede wszystkim tego, byś wiedział, że ktoś może uważać Twoje podejście za nieodpowiednie. A jako że sam powiedziałeś, że ludzie nie wchodzą z krytykami w polemikę, pora by ktoś ich wyręczył. Swoją drogą, dobrze, że fandom "posłał" akurat mnie, bo nieskromnie przyznam, że mam największe szanse coś tutaj ugrać. Po kolei, sukcesywnie: No właśnie, udowodnił Tobie, nie wszystkim. Mnie się "Pielgrzym i Pani" nie podoba wyjątkowo, "Księżniczki" uważam za średniaka. Nie zgadzanie się z recenzentami jest typowe, gdy ma się specyficzne podejście i miejscami egzotyczny gust jak ja, więc i to nie byłoby problemem. Nie w tym sęk – po prostu nagle miłujący "wiarygodność recenzencką" i będący "ścisłowcem" Mordecz spuszcza z tonu i zaczyna recenzować pozytywnie po masie typowych dla siebie, surowych komentarzy. Mówisz, że "zasłużył sobie na odrobinę pochlebstw", ale czy komentowani przez Ciebie na forum autorzy nie zasłużyli? Nawet jeśli recenzja ma służyć do zachęcenia czytelnika, w przypadku wielu Twoich komentarzy można dojść do wniosku, że mają one na celu zniechęcenie autora. Jako, że w swoim poście jedynie wspomniałem o "Czwartej Trzydzieści" Bestera i "Pszczołach" Madeleine, pozwolę sobie zbiorczo odpowiedzieć na Twoją opinię o ich dziełach. Nie było moim celem polemizowanie z Tobą na temat ich twórczości, teraz najwyraźniej to Ty "nie pojąłeś", co miałem na myśli w poście. Chciałem najzwyczajniej w świecie zwrócić Ci uwagę na to, że ktoś może nie być w stanie traktować Twoich postów i pisanych w specyficzny sposób opinii poważnie, nie próbowałem bronić tych autorów i ich dzieł, to zostawię raczej samym pisarzom i ich opowiadaniom. Sam uważam "Pszczoły" za naprawdę dobre, jednak nie pozbawione wad i zdecydowanie niewybitne, zresztą o mojej opinii autorka dobrze wie. Rozumiem, że w opowiadaniu napisanym bardzo dobrze (nie tylko technicznie), trzeba inaczej zabrać się za ocenę. Dawno temu, gdy pisałem komentarz pod "Ostatnią rzeczą jaką zrobi" Thara, był to chyba mój najbardziej czepliwy i przepełniony listą różnej wielkości mankamentów post. Wszystko dlatego, że opowiadanie naprawdę mnie urzekło i zasłużyło na to, by ktoś potraktował je poważnie. Z autorem na tym poziomie mogłem porozmawiać sobie o szczegółach i zarzucić mu drobiazgi, na które inni nawet nie zwróciliby uwagi, bo wiedziałem, że mówię z kimś, kto też będzie to widział i spokojnie rozezna się w moich racjach. Nie musiałem też pisać sprostowań na temat mojej opinii i zarzucać innym, że "nie pojęli" moich wypowiedzi, bo wszyscy, łącznie z Tharem, przyjęli ją pozytywnie. Skoro tak wnikliwie przeanalizowałem Twoją wypowiedź, a wierz mi, przeanalizowałem ją bardzo wnikliwie, musiałem jednak zauważyć, że coś jest z Twoimi komentarzami nie tak. Ty tymczasem pojawiasz się, wyskakujesz jak Filip z konopi tekstem, że "Na wyobraźnię działają, nie przeczę, acz nie z takimi historiami dane mi było się spotykać, będąc kilkulatkiem." Oczywiście, a jakże, bez konkretów i tytułów. Stwierdzasz potem, że ciężko Ci opisywać opowiadania bez przemiany głównej bohaterki (albo nieźle zawężasz sobie pole widzenia literackiego, albo znowu popadasz w przykrą niekonsekwencję), mówisz, że lektura niczego nie uświadamia i nie uczy, a potem jeszcze dodajesz, że fik ma takie same mankamenty jak "Księżniczki", które parę dni później wychwalasz w recenzji. Pozostawiam Wam, czytelnicy ocenę, na ile to był poważny komentarz. Opowiadanie Bestera nie było wybitne, ale mimo wszystko mi się podobało. I znowu, miałem sporą listę rzeczy, którą mógłbym temu opowiadaniu zarzucić (i zrobię to, wrócę tam za parę dni je skomentować), jednak dziwnym trafem nie pokrywała się ona z wypisanymi przez Ciebie bolączkami tekstu. Zresztą, tu znowu kolejny interesujący fakt, mały cytat z Twojego posta pod opowiadaniem: Po takim komentarzu na pewno autor będzie chciał ze wspaniałym krytykiem i analizatorem merytoryczną dyskusję podjąć, nawet, jeśli nie osiągnął jeszcze jej poziomu. Co jak co, ale Bester nie jest nowicjuszem i spokojnie podjąłby polemikę, więc mówienie w ten sposób o autorze niebezpiecznie blisko zbliża się do linii potwarzy. A reszta posta? Stwierdziłeś, że to smęcenie, że znałeś resztę treści po połowie pierwszej strony, że autor musi nauczyć się poruszać ciężkie tematy, że cechą opowiadań z narracją pierwszoosobową jest główny bohater o inteligencji ciut ponad przeciętnej (sic!). Na końcu próbowałeś jeszcze coś pocieszyć, ale w moich oczach nie miało to większego sensu, mało tego, zakrawało o kopanie leżącego. Ja mam jeszcze tę przewagę nad niektórymi, zwłaszcza początkującymi pisarzami, że ja Twoich opinii bazujących na przedziwnych, biorących się najbardziej niezbadanej otchłani pomysłowości zasadach, nie potrafię brać na poważnie. Nie mają dla mnie niemal żadnego przełożenia na rzeczywistość, nie mogę po nich ocenić, czy opowiadanie będzie dobrze napisane. Zdarza Ci się jednak w swoich postach pisać z perspektywy znawcy farmazony, które ktoś może wziąć na poważnie i sobie zaszkodzić. A teraz przechodzę do najciekawszego: Też bym chciał, by pisarze odpowiadali na krytyczne komentarze, byłbym też niezwykle rad, gdyby robili to na poziomie. Jest tylko jeden problem w tej diagnozie... wielu faktycznie to robi! Odpowiadają na komentarze, dziękują za krytykę, mało tego, często się do niej stosują. Przyczyną opieszałości niektórych raczej nie jest to, że im się nie chce. "Bo to nic nie da, bo to tylko potrafiący narzekać na wszystko ponurak, bo po co psuć sobie resztę dnia na dialogu z kimś, kto tylko mówi od rzeczy." – sam nie sformułowałbym tego lepiej. Cudowna autodiagnoza. Fandom, a zwłaszcza jego literacką część, dławi wiele przywar i paskudnych przypadłości. Jednak w przypadku sceny fanfikowej brak przyjmowania krytyki i nie polemizowanie z nią jest zjawiskiem nieznacznym, choć istniejącym. Tam gdzie występuje nie pomoże jednak "brak pozytywów", bo albo są to autorzy zapatrzeni w siebie i własne umiejętności, którzy krytyki przyjąć nie umieją, albo tacy, którzy mają tak niskie mniemanie o sobie i swojej twórczości, że po prostu uciekną z płaczem. W jednej i drugiej sytuacji nic się w sposób jaki działasz nie uzyska. To jest bowiem prawdziwy problem, Mordecz. Przychodzenie do twórców, ocenianie (najczęściej bardzo brutalne i negatywne) ich opowiadań według pokrętnych prawideł i zasad, w sposób sugerujący kompletny brak empatii i niezdolność do komunikacji na poziomie równy z równym. Mało komu z takim podejściem pomożesz, a jeśli, odnosząc się do Twoich słów, lubisz, by mieli Cię za takiego jakiego Cię mają, życzę powodzenia w dalszym uskutecznianiu praktyk śmiertelnie ponurego kota w buldożerze. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że nie narobisz w ten sposób szkód, bo pożytku z tego za wiele raczej mieć nie będziemy. A autorzy nie chcą jedynie, by klepać ich po główkach, pisząc tak pokazujesz, jak naprawdę wygląda Twoja wizja tutejszych twórców. Oni potrzebują rzeczowej krytyki, ale jak pisałem, porządnej, a nie ponuraka. Jeśli faktycznie chcesz komuś pomóc, spraw przynajmniej pozory, że działasz dla ich dobra. Pozwolę sobie przytoczyć pewien przykład. Był sobie na forum użytkownik, którego nie będę wymieniał z nicka, udzielał się czasem w tym dziale. Miał cyniczne i niezwykle szydercze posty, jednak nie można mu było odmówić spostrzegawczości. Strasznie przykra okazała się niestety jego tendencja do narzekania na opowiadania zbyt popularnie i publicznie uznane za znakomite. W ten sposób przesadził i zrównał z ziemią swoją reputację jako komentatora i oceniającego. I wiesz co stało się później? Pojawiło się kilka sytuacji, gdy ów osobnik był bardzo potrzebny w jakimś temacie lub nawet się w nim pojawił i napisał co trzeba... Nikt jednak nie wziął jego słów (często prawdziwych) na poważnie, ponieważ na własne życzenie stworzył sobie łatkę szydercy i opluwacza. Smutne, bardzo smutne. No i końcowy fragment, który pozwolił mi ostatecznie zacementować moją opinię, że działam słusznie, tylko za słabo. Przytaczam cały akapit: Nie traktuję tych postów jako nagrodę od społeczeństwa. Tak jednak traktuję fakt, że ludzie bardziej przychylają się jednak do moich racji niż Twoich. Z wielką przyjemnością wpoiłbym Ci moje zasady, jednak obawiam się, że to bezcelowe. Walka z wiatrakami, tylko tyle. Nie kryję się z tym, że zaogniam konflikt, bo o to mi właśnie chodzi, większa szansa, że ktoś naszą polemikę zauważy i przeczyta. Fragment o konsekwencji przy kilku poprzednich zdaniach jest niesamowicie zabawny, zwłaszcza w kontekście tego, że w moim poście napisałem kilka razy, że chcę jedynie, byś się nad tym zastanowił, a sam zrobisz co będziesz uważał. Nie ma co, jestem najbardziej okrutnym forumowym despotą, który narzucanie innym swojej opinii sprowadza do wypisywania argumentów, dyskusji i apelu o zastanowienie się. Gestapo nie powstydziłoby się moich metod, Święta Inkwizycja chyba też. "Lecz prowadzona dysputa nie wprowadziłaby nic godnego wspominania." Ponieważ najwyraźniej już istnieje ścisłe prawo fanfików, które jedna osoba zna, a druga nie. Ja niestety jestem po przegranej stronie barykady, ale cóż poradzić? Swoją droga kolejny raz polecam spojrzeć na poprzedni akapit o nie odpowiadających na krytykę twórcach. I na dobre zakończenie jeszcze kilka słów do czytelników tej dysputy – faktycznie, polemizujcie z krytykami Waszych dzieł, jednak nie uznawajcie ich opinii za Prawdę Objawioną, bo takiej po prostu nie ma. "Po owocach ich poznacie", jak mówi Pismo. Pozdrawiam i dziękuję za piękną dyskusję!
    1 point
  38. Po prawie roku przyszło mi powrócić do tego posta, by znowu wyrazić swoje zdanie. Nie chodzi już tylko o "Buldożerem...", której to serii entuzjastą nie jestem i niestety nigdy nie byłem. Mordecz... mimo wszystko moja opinia o Twojej działalności komentatorskiej, publicystycznej i recenzenckiej zmieniała się i kształtowała wraz z każdą rzeczą spod Twojego pióra, którą przeczytałem. Teraz dotarłem do tego przykrego momentu, gdy nie wystarczy powiedzieć, że nie jestem entuzjastą tego co robisz, ale wyraźnie mi się to nie podoba. Mam nadzieję, że wybacz mi, a wraz z Tobą moderacja, że w temacie poświęconym jedynie recenzjom powiem kilka słów nie tylko o tym, co pisałeś tutaj, ale też o Twoich komentarzach na tym forum. A wierz mi, jest o czym mówić. Nie kieruję się żadnym prywatnym interesem ani niechęcią personalną, spotkałem Cię dwa razy na meetach, byłem na Twoich prelekcjach, zamieniłem z Tobą kilka słów. Fakt, że najczęściej się z Tobą nie zgadzałem, ale naprawdę, osobiście nic do Ciebie nie mam. Wspomniałem o tym, byś nie odebrał tego jako ataku na siebie. Do rzeczy. Może mi się nie podobać styl, w jakim piszesz swoje recenzję, mogę nie lubić systemu oceniania, mogę nie zgadzać się z postawionym werdyktem, język, który stosujesz może wydawać mi się czasem przeintelektualizowany... To nic, jest to typowa różnica gustów i podejścia. Jednak w ostatniej recenzji i kilku postach pokazałeś przykład zachowania moim zdaniem nieodpowiedniego, nieprzyjemnego, które wyjątkowo mi się nie spodobało. Do tego stopnia, że postanowiłem wyjść i publicznie o tym napisać. Przeczytasz co mam do powiedzenia, mam nadzieję, że się nad tym zastanowisz... a potem oczywiście zrobisz z tym co będziesz uważał za słuszne. Sprawa jest wieloaspektowa i trudna, postaram się jednak ugryźć ją możliwie najlepiej... ach... ostrzegam przed wielką ilością cytatów, nie chcę być gołosłowny. Zaczęło się od następujących sytuacji: Ciężko mi stwierdzić, co to miało być i w jakim celu przyjąłeś taką a nie inną linię. Można sądzić, że to jakiś rodzaj recenzenckiego żartu (zdecydowanie przesadzonego). Sam pisałeś w przedmowie do "Buldożerem...", że chciałeś w fandomie zacząć od inteligentnego trollingu, jednak potem przestawiłeś się na porządniejszą pomoc początkującym twórcom. Teraz są dwie możliwości, co jedna to gorsza: albo "Śmiertelnie ponury kot" dalej trolluje w najlepsze, albo po prostu nie zdaje sobie sprawy z tego, jak nieprzyjazna, wręcz wredna jest jego praktyka. Wariant z trollingiem odłóżmy na bok, bo jednak po Twojej prelekcji Cię o to nie podejrzewam. Dlaczego takie działania są niewłaściwe? Z prostej przyczyny – wszyscy z wyjątkiem wąskiej grupy fetyszystów ciężkiej krytyki lubią słuchać pochlebnych rzeczy o swojej twórczości. Fakt, cenimy sobie rzeczowość, niektórzy nawet bardzo, ale jednak miło jest usłyszeć o swoim opowiadaniu trochę pozytywów. Pisząc w taki sposób automatycznie doprowadzasz do sytuacji, gdy wielu ludzi będzie krzywić się na widok Twoich postów, zresztą nie tylko sami autorzy, ale też entuzjaści ich twórczości. Poza tym, jak wspomniałem wyżej, wielu, w szczególności tych, którzy swoją pisaninę traktują ciut poważniej, bardzo ceni sobie rzeczowość i rzetelność. Krytykę owszem, ale konstruktywną. Tak się jednak składa, że recenzja nie będzie kompletna bez pozytywów, ponieważ na własnych sukcesach można się uczyć, nie tylko na porażkach, jak niektórzy myślą. Autorzy tak samo potrzebują wiedzy o tym, co robią dobrze i co jest ich atutem, jak informacji o ich mankamentach. W dodatku, tu znowu Cię zacytuję: Tak, na pewno wiarygodny recenzent nie będzie pozytywów wymieniał wcale... Dobrze, może pozwalam sobie na nadużycie, Twoje cytaty nie pochodziły z recenzji, tylko z komentarzy... jednak swoją formą znacznie bliżej im do recenzji niż opinii (do czego jeszcze wrócę). Bardzo brutalnej, bo ostatnio zbyt często skupionej wyłącznie na tym co złe. Problem w tym, że rzeczywistość to nie tylko ewidentne błędy. Pamiętam na Twojej prelekcji sławetny fragment "Cechy i wady opowiadań". Twoja wizja jest iście specyficzna... i owszem, działa na Twoją niekorzyść. Ja na przykład, pomimo Twoich starań, nie mogę traktować Cię jako wiarygodnego recenzenta i komentatora. Przykro mi, ale po tym wszystkim nie umiem, choćbym nie wiem jak próbował. No dobrze, pierwszą sprawę mamy za sobą... Trudno, nie podobało mi się Twoje podejście (swoją drogą sądzę, że takich ludzi jak ja jest więcej), ale i tak się zdarza. Potem jednak pojawia się recenzja twórczości Malvagio. I nagle kompletnie zmienia się linia, znika gdzieś zimno i niechęć, brak pozytywów, skupianie się wyłącznie na błędach. Nie ma "cech i wad", pojawia się co innego, znowu cytaty: Może zaczynam uskuteczniać prywatę, bowiem nie jestem miłośnikiem wcześniejszych opowiadań Malvagio (teraz to się na szczęście zmienia, jego nowe teksty naprawdę mi się podobają), jednak nie o to tu chodzi. W tej chwili brakuje Ci konsekwencji, z surowego pana, którym straszy się młodych pisarzy, stajesz się słodzikiem. Mogły Ci się podobać opowiadania Malvagio, w to nie wątpię, ma on bardzo szerokie grono odbiorców. Interesujący jest jednak Twój dobór lektur, gdyż na przykład opowiadanie Madeleine (pisałeś komentarz pod Pszczołami) krytykowałeś mocno, "Czwartą Trzydzieści" Bestera (wiem, teraz Draques, nie mogłem się powstrzymać) oceniłeś w komentarzu naprawdę surowo i do bólu krytycznie. Być może gusta... tylko, znowu cytując Twoją recenzję: Styl Malvagio raz podoba mi się bardziej, raz mniej, ale naprawdę dobrze się rozwija. Jednak Ty byłeś gotowy przyjąć na siebie fakt, że to Twoja wyobraźnia szwankuje, a nie jego sposób przedstawiania wydarzeń. Wziąłeś ten mankament na siebie jako czytelnika. Dziwne, biorąc pod uwagę Twój dotychczasowy wizerunek i dość niekonsekwentne. Przesada z negatywami i niekonsekwencja odhaczone... Teraz kolejny problem, moim zdaniem Twój największy. Jako wstęp do niego kolejnych kilka cytatów: Dla literata czy kogoś zajmującego się komentowaniem i recenzowaniem przyjęcie takiego "ścisłego" punktu widzenia jest po prostu niepoprawne i niemądre. Przede wszystkim twórczość, literatura, w ogóle słowo pisane nie jest i nigdy nauką ścisłą nie będzie. Owszem, są pewne reguły i prawidła, na przykład dotyczące stawiania przecinków, zbyt wiele jednak opiera się na gustach, subiektywizmie i rzeczach do bólu nieuchwytnych. Kartezjusz wysnuł kilkaset lat temu teorię dualizmu na świat materialny i... hmm... "umysłowy". Ten drugi miał różnić się od pierwszego tym, że jest "niemierzalny i nieskończony". Bardzo dobrze pasuje to do tego, co chcę powiedzieć. Myśl, w tym myśl pisana, jest rzeczą tak absolutnie nieuchwytną, że nie da się jej w żaden sposób sprowadzić do reguł nauki ścisłej. By coś być "ścisłe", musi dać się przedstawić w spójnym systemie, być prawdziwe i skuteczne niezależnie od odbiorcy i obserwatora. Nawet około-naukowe dziedziny jak socjologia czy psychologia nie osiągnęły jeszcze wszystkich cech nauk ścisłych w pełni, ciągle jest w nich zbyt wiele miejsca na opinie i spekulacje. Nie ma nic złego w byciu ścisłowcem. Ba! Nie ma nic złego w byciu ścisłowcem literatem! (sam w końcu studiuję matematykę) Jednak masowe sprowadzanie świata pisanego do zasad nauk ścisłych jest niemożliwe i skazane na porażkę, zasada "zmierz co niemierzalne" nie ma tutaj po prostu racji bytu. I nie jest tylko tak, że jedynie piszesz "ścisłowiec". Uskuteczniasz tę myśl w swoich recenzjach i komentarzach nader często. Kolejne cytaty: Nie mam nic przeciwko generalizowaniu w granicach rozsądku, kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamień. Sam pisałem w swoich komentarzach "tak się nie robi", co wyraźnie brzmi jak zasada... Jednak tutaj zdarza Ci się mówić rzeczy co najmniej wątpliwe, ten sam problem miałeś na swojej prelekcji. Stworzyłeś lub poznałeś zasady, być może dobre z Twojej perspektywy, które jednak często (jak każde zasady w dziedzinie humanistycznej) mają wady i dziury. To nic, że starasz się na nich wzorować, jednak wyraźnie sugerujesz, że te zasady są ścisłe i ponadczasowe, a wierz mi – nie są. Przede wszystkim właśnie nad tym radzę Ci się zastanowić. To tyle. Jeszcze raz przepraszam, że tak mało było o samym "Buldożerem...", a tak wiele o Twoich komentarzach. Jak mówiłem, nie masz we mnie wroga, jednak wszystko wskazuje na to, że oponenta już tak. Istnieje tyle podejść do literatury co czytelników i twórców, czyli multum. Ja mam swoją, Ty masz swoją, a dyskusja i wzajemna weryfikacja jest dla myśli czystej dobra, zwłaszcza ścisłej (choć ta taka nie jest... no nic, nie zaszkodzi jej to). Nie podoba mi się co robisz, jednak mimo wszystko doceniam, że w ogóle próbujesz. Mam nadzieję, że przemyślisz sobie moje słowa. Dixi. Pozdrawiam i życzę powodzenia!
    1 point
  39. Zainspirowane "wydarzeniami" na facebookowej grupie MLP Nasze OC wraz z moją przyjaciółką Metką stworzyłyśmy naszego własnego OC alicorna. Pomyślałam, że z wami też podzielę się tym cudownym stworzeniem. Pragniemy przedstawić wam księżniczkę Potencję. Ilustrację wykonałam ja, zarys jej historii napisała zaś Metka. Btw.: Wszystkie kolory na Potencji były wzięte pickerem ze zdjęć ziemniaków, kolory jej grzywy zaś ze zdjęcia stonki ziemniaczanej. Ten kucyk o królewskiej aparycji to nie kto inny, lecz tajemnicza księżniczka Potencja. By uniknąć pomówień o nieczyste myśli, zastrzegam, iż jej imię znajduje swoje uzasadnienie, które pojawi się w dalszej części jej - a jakże - burzliwej historii. Potencja narodziła się w warunkach sterylnych i podziemnych, a konkretniej w piwnicach zamku Canterlot, w czasach tajemniczych i zamierzchłych. Potencja była bowiem skutkiem eksperymentów biologicznych Celestii, mających na celu zakończenie ówczesnej plagi głodu w Equestrii. Kucyk miał posiadać nowy rodzaj magii, pozwalający na przekształcanie bezużytecznej materii organicznej w pożywienie. Jednak możliwości nowo narodzonej księżniczki były mocno ograniczone. Udało się doprowadzić jedynie do uzyskania zaklęcia przemieniającego ożywioną tkankę zwierzęcą w ziemniaki - i tylko w ziemniaki. Stąd też pochodzi imię, wywodzące się od angielskiego słowa Potato. Było to lepsze niż nic, lecz oznaczało poświęcenie wielu istnień, by naród mógł delektować się plackami ziemniaczanymi. Celestia była poważnie zaniepokojona; Potencja miała potężną moc, która skierowana w niewłaściwą stronę mogła prowadzić do zagłady. Zamierzała uciąć eksperyment, jednak klacz przejrzała jej plany i uciekła, zamieniając strażników w dorodne kartofle. Wiele lat ukrywała się w lesie Everfree (jak każdy solidny mhroczny alicorn), doskonaląc swoje zdolności, ćwicząc zaklęcie - jedyne zaklęcie, jakie posiadała - na przedstawicielach leśnej fauny. Sprzyjał temu jej wieczny, niezaspokojony głód, który jednak malał nieco jedynie po spożyciu kartofli własnej produkcji. Pewnego dnia napotkała Zecorę, która nieświadoma jej pochodzenia zaprowadziła ją do Ponyville. Czuła się nieswojo w społeczeństwie, gdyż dorastając w laboratorium, a spędzając resztę życia w głuszy, nie miała pojęcia o kontaktach międzykucnych. Szybko jednak okazało się, iż Potencja jest wielkim niebezpieczeństwem, kiedy w napadzie złości i bolesnego głodu przemieniła klientów SPA w okazałe pyry. Dopiero spożywszy te smakołyki, doznała poczucia nasycenia. Gdy zmieniwszy część miasteczka w świeże warzywa, zjadła je, a nie mogła znaleźć żadnych innych kucyków - które pochowały się w popłochu - wyruszyła w ziemniaczaną krucjatę, która trwała całą jesień i zimę. Na wiosnę zaczęła odczuwać zaspokojenie; nie miała już tej obsesyjnej potrzeby jedzenia. Była pełna, pełna doskonałej skrobi, i delikatne dreszcze zaczęły przechodzić po jej ciele. Czuła się lżej, łagodniej i bardziej chimerycznie; gdy ujrzała swoje odbicie w zwierciadle stawu, okazało się, iż zakwitła. Jej cutie mark, przepiękny ziemniak, wypuścił pędy i delikatny kwiat widniał teraz na jej zadzie. Listki oplotły kawałek jej boku i nogi, a tęczówki - wcześniej złociste jak dobrze wypieczona frytka - zieleniły się. Oparła łeb na ziemi kartoflanego pola, i pomyślała o tym, jak wiele kuców straciło życie z powodu jej zachłanności. Poczuła energię kumulującą się we wnętrzu i po prostu musząc dać jej upust, wystrzeliła zaklęciem w leżącą u jej kopyt pyrę, która ku jej zdumieniu zaczęła rosnąć i na jej oczach przemieniła się w kuca. Przyjrzała mu się i rozpoznała pegaza, którego niegdyś pożarła, lecz bez skrzydeł - a jego skóra, grzywa i ogon były w odcieniach skórki ziemniaka. Siedział oszołomiony na ziemi. Od tej pory Potencja co jesień i zimę szaleje w furii niespętanego głodu, by na okres wiosny i lata zakwitnąć - o ile tegoroczne plony były wystarczająco obfite w skrobię - i przywrócić zjedzone dusze światu, jednak w zmienionej postaci. --- Wizerunek w postaci zakwitniętej pojawi się wkrótce. Czekamy z niecierpliwością na wasze posty. (Tworząc Potencję byłyśmy całkowicie trzeźwe.)
    1 point
  40. 20.11.14 25.11.14 27.11.14 29.11.14 03.12.14 08.12.14 09.12.14 11.12.14 15.12.14 19.12.14 https://derpiboo.ru/787225 22.12.14 25.12.14 01.01.15
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...