Wczoraj przeczytałam Koło Historii i moje odczucia są jak najbardziej pozytywne, choć znajdzie się parę zgrzytów.
Nie dziwi mnie stosunkowo niewielka liczba komentarzy pod tym opowiadaniem, ponieważ jest ono bardzo specyficzne (to tak naprawdę czyste światotworzenie) i tak naprawdę targetem jest wąska grupa odbiorców - miłośnicy historii. Nie licząc Prologu, otrzymaliśmy 5 rozdziałów, które czyta się jak podręcznik do historii. Tylko, że kiedy czytamy prawdziwe podręczniki, to mamy mapy, spisy, etc. A tu dostajemy mnóstwo obcych nazw, nawiązujących do świata rzeczywistego oraz smaczki, które wyłapią tylko historiofile. Czasami trudno się połapać geograficznie gdzie, co i jak, niestety. Generalnie jakbym miała Koło porównać do czegoś innego niż podręcznik, to byłaby to książka Ogień i Krew autorstwa George'a Martina, a także trochę do Delegatur Nocy autorstwa Glena Cooka (to ze względu na świat bardzo podobny do naszego).
Generalnie ze światem przydałoby się więcej informacji odnośnie klimatu i geografii. To co jest określiłabym jako zbyt ubogie i rodzące pytania. Co uprawiają w tych krajach? Czym handlują? Jak to się stało, że te barbarzyńskie, półkoczownicze gryfy mają takie fajne i prawdopodobnie zaawansowane zbroje? (to nie jest sugerowanie błędu, to jest zwykła ciekawość).
Podobają mi się kreacje Nieśmiertelnych i złożoność tego świata. Widać w tym mnóstwo riserczu oraz pracy. Fragmenty bez naszych bogów czy półbogów wypadają moim zdaniem nieco gorzej, chociaż rozumiem, że są potrzebne w celu stworzenia pewnej podbudowy. Po prostu są nieco nudnawe, ale przypominam, że raczej nie jestem targetem.
Nieśmiertelni jako grupa są raczej nieprzyjemną bandą. Ot, zjawili się, Mandat Niebios, Wielki Plan, etc., blokujemy historię, etc. Chcą by ich wyznawcami były głupiutkie owieczki. W teorii mieli wprowadzić coś lepszego, ale czy faktycznie to zrobili? Osobiście uważam, że nie. Ze zrobili tylko coś pozornie lepszego. No, może nie wszyscy, ale wciąż... Powiedziałabym, że bije z nich strasznie dużo arogancji jak na istoty omylne. To nie jest błąd kreacji, oczywiście, raczej moje subiektywne odczucia.
Z Nieśmiertelnych chyba najbardziej przypadł mi do gustu Kairos. Kairos jest sprytny, mądry i jest złośliwym skurczybykiem, ale nie udaje, że jest inaczej. Kruk z wglądem jest też raczej neutralny, zwłaszcza w porównaniu do innych Nieśmiertelnych. Dlatego też zdobył moją sympatię i uważam, że na swój sposób jest najlepszym wyborem dla śmiertelników i póki co, to w tym fanfiku odpowiadał za najmniej czystego i niepotrzebnego okrucieństwa.
Na drugim miejscu są Celestia i Luna. Nie wiem, którą z nich lubię bardziej. Celestia to polityk i chce dobrze, ale wręcz boi się korzystać ze swojej mocy, przez co przedłuża pewne sprawy i prowadzi do tego, że jest gorzej nim stanie się lepiej. Celestia jest w pewnym sensie zbyt bierna. Za to Luna... Zazwyczaj za nią nie przepadam, ponieważ fandom często jedzie w ostrą lunafagię, tworząc parodię tej postaci. Ale ta Luna jest sprawiedliwa. Stoi na straży porządku, mimo pewnego pozornego okrucieństwa. Ale Luna jest przy tym szczera, nie wykonuje też zbędnych ruchów.
Mój problem z Rimstuarem jest taki, że ta postać póki co nie popisała się niczym innym poza mocą i rasizmem. Nie jest zbyt bystry i mocno ograniczony. Ale jednocześnie zapewnia na swoim terenie pokój i stabilizację, wydaje się też mniej ograniczać poddanych.
Saoshyant to paskudny hipokryta i najokrutniejszy z Nieśmiertelnych. Bycie jego poddanym brzmi jak koszmar. Mieni się Czyniącym Dobro, co jest podwójnie obrzydliwe. Karze dzieci za grzechy ojców i to w dość okrutny sposób - Luna zesłała potomków Tuath De, którzy się ukorzyli na wygnanie na Avalon, co chyba było całkiem spoko, ten kazał się oślepić potomkowi władcy, który oślepił jego posłańca. Jednocześnie jest najmniej ludzki, a jednocześnie najbardziej. Bo czy okrucieństwo i swego rodzaju mściwość nie jest właśnie rzeczą ludzką? Jest trochę jak chrześcijański Bóg ze Starego Testamentu. Którego też nie lubię i lekko mówiąc, nie darzę szacunkiem.
Ale nasuwa się pytanie - co się stało, że kuce, gryfy i inne rasy dyskutują o Nieśmiertelnych w taki, a nie inny sposób? Czy coś uwolniło ten świat spod ich jarzma? Naprawdę, chciałabym wiedzieć co będzie dalej. I to zdecydowanie bardziej niż co się działo w jakimś państewku gdzieś tam. Oraz czemu nikt nie wspomniał z imienia o Nieśmiertelnych Siny? To jest naprawdę dziwne, że rozmawiają o pięciorgu, ale pomijają innych, jakby ich nie było. Powinni zostać chociaż wspomnieni z imienia.
Jeśli chodzi o rozdziały, to najbardziej przypadł mi do gustu Prolog, który czytało się najszybciej i był najbardziej skupiony wokół bohaterów. Potem Saoshyant na równi z Luną, Rimstuar, Keiros i Celestia. Luna się wyróżnia, ponieważ jest mniej historyczna, a bardziej baśniowa, magiczna, a przez to również ciekawsza. Saoshyanta jest całkiem sporo i nie jest bierny, czuć też pewną potęgę oraz tajemnicę. Rimstuar jest po prostu w porządku, ale ciężko mi powiedzieć coś więcej. Największą wadą Keirosa są nawiązanie do plag egipskich oraz przynudzanie od dynastii Unicornii. Mało samego Nieśmiertelnego, ale kiedy już wszedł, to klimat zmienił się diametralnie. Na plus, oczywiście. Za to Celestia... Pojawia się w drugiej połowie fanfika, podczas gdy pierwsza się dłużyła, bo czekałam aż w końcu pojawi się Celestia i zacznie się dziać coś ciekawszego, a do tego tekstu zawita odrobina magii. Od pojawienia się samego Słoneczka rozdział przyspieszył, a sama Królowa Equestrii skojarzyła mi się nieco z Joanną d'Arc. Odnoszę wrażenie, że im więcej Nieśmiertelnych, tym sam tekst jest bardziej interesujący. Skala makro, jak to ujęli moi poprzednicy, na dłuższą metę zaczyna przynudzać. Wolałabym czytać więcej o funkcjonowaniu tych społeczeństw i ich kulturze, technologii, etc.
Jeśli chodzi o przerywniki, to uważam, że studenci wypadają lepiej. Brzmią przynajmniej całkiem naturalnie. Problemem radia jest to, że to brzmi zbyt podobnie do reszty tekstu, jakby ta babka czytała ten sam podręcznik, a nie dyskutowała. Nawet forma jest jak wyjęta z forum dla historyków, a nie rozmowy radiowej. Wyszło sztucznie. Po prostu.
Jedną z największych wad jest forma - w fiku znalazło się niestety sporo baboli różnej maści. Myślę, że przydałoby Ci się rozwinąć skład prereadersko-korektorski, bo niektóre zdania brzmiały niczym tzw. humor z zeszytów szkolnych. Stylistycznie jest dziwnie... Słownictwo jednocześnie jest ubogie i nie jest ubogie - pojawia się sporo trudnych, rzadko używanych wyrazów, ale jednocześnie ilość powtórzeń błaga o pomstę. To sprawia, że tekst bywa zwyczajnie brzydki, a szkoda.
Do tego dochodzi kwestia nazw (możesz je poprawić też chociażby w rozdziale Luny, bo tam zostały stare), które czasami aż zbyt chamsko kalkowały prawdziwe, a były czymś na kształt zapisu fonetycznego.
Teraz napiszę coś bardzo osobistego, co zaznaczam, bo nie chcę byś traktował to jakbym dawała Ci radę czy coś, bo nie o to chodzi. W sumie mam nadzieję, że kolejne rozdziały będą bardziej przypominać Twojego zebrofika albo Prolog. Sądzę też, że w takiej formie stałyby się przystępniejsze dla większości ludzi. Szczególnie liczę na więcej Nieśmiertelnych, bo to oni są w tym najciekawsi. Gdybym chciała po prostu historię-historię bez elementu boskiego, to bym sięgnęła po podręcznik.
Na pewno będę czytać dalej, spodziewaj się też recenzji w Equestria Times.