Na wstępie chciałem przeprosić za chaos w jakim ten komentarz został stworzony oraz ilość błędów merytorycznych które mogły się pojawić. Są one wynikiem długotrwałego braku zainteresowania światem typowego MLP, coś mi się po prostu mogło zakręcić w garnku Tak więc:
Dawno nie czytałem fanficów, toteż wybierając takowy nie kierowałem się niczym, kompletna losowość machiny zawiodła mnie tutaj. Zasiadając do lektury "Ostatniego elementu" autorstwa Hoffmana miałem poważne obawy, głównie co do siebie. Czy aby na pewno będę potrafił szybko zaadoptować się do świata który niby dobrze znałem, ale nie odwiedzałem od tak dawna? Czy komentując fanfic człowieka, który znany jest z doskonałych komentarzy, nie narażę się na śmieszność? Bardzo możliwe, ale mając w głowie to, że ten komentarz jest częścią fanficowego eventu dla Ukrainy, kompletnie się tym nie przejąłem. Niemniej umiejscowienie akcji w alternatywnym uniwersum mogło trochę zamieszać w moich zwojach, lub - co gorsza - zanudzić. W przypadku "Ostatniego elementu" nie ma to jednak miejsca, gdyż z miejsca (!) czytelnik jest rzucany w wir akcji, gdzie nie brakuje potężnych istot a stawką są światowe regulacje dotyczące czasu optymalnej ilości światła słonecznego przypadającego na poszczególne formy życia biologicznego i związane z tym konsekwencje natury bio-chemicz... to znaczy, losy dnia i nocy. Klasyka Equestrii.
Jednak tym razem przefiltrowana przez Element Hojności i solidną szczyptę czystego zła w postaci Zmory. Tak, bowiem tym razem to opętana pragnieniem nocy Rarity rusza na podbój świata kucyków. Szybko zdajemy sobie sprawę, że to jedna z tych opowieści, w której nic nie jest pewne, a wertując kolejną kartkę możemy na stałe pożegnać się z obecnością drogich nam postaci w świecie przedstawionym przez autora. Te bowiem, muszą się zmierzyć z bezlitosnymi wrogami którzy nie odpuszczą dopóki nie upewnią się, że szansę na następny oddech protagonistów są równie duże jak to, że za 5 minut Putin przeprosi za to co zrobił na Ukrainie i poda się do dymisji. Najlepiej betonowym blokiem lądującym na jego czaszce. W zaistniałej sytuacji nie ma czasu na pikniki, kiełbaski i inne swojskie zachowania. Moc Zmory jest potężna i pewnie postępuję w miarę jak opowiadanie się rozwija. Kreatywność w śledzeniu, łapaniu czy dezorientowaniu wrogów może budzić podziw i strach, osobiście podobał mi się pomysł mgły zniekształcającej głosy i parę innych patentów. Tymczasem nawet Księżniczki zdają sobie kompletnie nie radzić z sytuacją, a wszechobecne zaszczucie daje się czytelnikowi we znaki, czuć atmosferę strachu i pośpiechu, pośpiechu tak wielkiego, że nie ma czasu nawet rozbić obozu i ułożyć myśli. A czas leci. Podskórne poczucie, że czas leci nieubłaganie na korzyść wroga towarzyszyło mi przez większość opowiadania. Nie było tego jakże częstego elementu w dzisiejszych opowiadaniach, że MIMO WSZYSTKO, jakoś się uda, mimo okropnych przeciwność, jest gdzieś szansa. Obraz wypoczywającej antagonistki zbierającej siły przed głównym rozegraniem dobrze kontrastował z survivalem na jaki narażona była grupa przetrwania, w składzie: Twilight, Trixie i Spike. Mroczne chmury kłębiły się w mojej głowie im dalej zagłębiałem się w powieść.
Mimo to, nawet w tak paskudnych okolicznościach możemy doświadczyć zachowań wręcz bohaterskich, świetnie ukazujących że w najgorszych chwilach najwięksi przeciwnicy potrafią się zjednoczyć i walczyć ramię w ramię ze złem. Tu chylę czoła niesamowitej Trixie, której odwaga i poświęcenie zaskoczyły mnie. Nigdy nie przepadałem za tą postacią, jednak w tamtej chwili czułem, że w trudnych czasach znalazłbym w niej oparcie. Pozbawiona tego całego taniego efekciarstwa, jest bardzo konkretnym kucykiem. I tu przechodzimy do kolejnego elementu - wiarygodność postaci. Te są żywe, mimo że akcja dzieje się dość szybko i nie trwa długo, możemy w mig złapać sytuacje emocjonalną w jakiej znajdują się poszczególne postacie. Męczymy się razem z nimi, wyczuwamy niepewność w kolejnych krokach oraz brak sił. Nić jaka się między nimi zawiązuje jest logicznym następstwem sytuacji w jakiej się znajdują, ale jednocześnie w tych małych elementach dialogu można wyczytać zdolność adaptacji popartej autentyczną wiarą w magię przyjaźni. Dialogi brzmią odpowiednio do sytuacji, mimo ciężkiej sytuacji kucyki starają się być dzielne i pocieszać bliskich, nie brzmią przy tym plastikowo i sztucznie. Także wewnętrzna Rarity walcząca o resztki świadomości wydaje się stłamszona w czasie dialogów ze swoją oprawczynią, jednak nie pozbawiona tożsamości, która została zepchnięta do najmroczniejszych zakamarków duszy. Ta z kolei została zdominowana przez Zmorę, której mroczne intrygi stają się coraz sprytniejsze. Nim jednak dojdą do skutku, możemy zapoznać się z nią w wersji "Hojność". Otóż, autor zaskakująco strawnie wymieszał cechy Rarity i Zmory, tworząc w ten sposób najgorszą wersję Rarci (albo najhojniejszą wersję Zmory). Szczegółowe opisy wygód, luksusów oraz usług jakimi chciałaby być rozpieszczana nasza wybranka zajęłyby całe dzielnice canterlockich bibliotek. Pedantyzm z jakim likwidowałaby swoich wrogów przynosi na myśl najgorszych zbrodniarzy ludzkości.
Na minus liczyłbym tutaj kreację i obecność Cadence, której naiwny i słabo przemyślany plan znacznie skomplikował i tak niełatwą już sytuację. Jako twardogłowemu lunarnemu ciężko także było mi się pogodzić z wersami o słabości Luny, ale to jest właśnie ten moment kiedy patrzę na końcówkę fanfiction i jest mi jakoś tak lżej No i fragmenty z upadkiem Celestii mogłyby być bardziej rozbudowane, myślałem że bardziej się postara a wątek ze zwątpieniem we własne siły w jej wypadku ciekawie się rozkręcał, także tyle dziegciu. Końcówka to z kolei duży plus, który odpowiednio zagęścił sytuację. Czy ta jest beznadziejna? Nie wiem, ale w takich warunkach musiałaby pojawić się naprawdę wyjątkowa postać by zmienić kolej rzeczy... 8/10
Edit: Komentarz do rozbudowania.