Skocz do zawartości

Ścieżki donikąd [NZ][Alternate Universe][Slice of Life][Adventure][Shipping][Violence][Comedy?]


Johnny

Recommended Posts

No i przeczytane.

SPOILERY.

Zacznijmy może od mało istotnej rzeczy (nie, w sumie to nie jest mało istotne, to jest bardzo istotne, szalenie istotne, a ten, kto się sprzecza, że nie... niech przestanie, bo ja i tak mam rację!) - formy. Cóż, problemy są, podobnie jak w prologu - opuszczasz całą masę przecinków (ten tekst woła o korektora, jeszcze nie głosem boleściwym i cierpiącym, ale woła), a do tego znowu mam wrażenie, że niektóre zdania są potraktowane niepotrzebnymi zapychaczami, przeciągnięte, jakoś niezgrabnie napisane... Ale nie było tego tak dużo, by wybitnie zakłócało lekturę. Zresztą, jak powiedział Dolar - po paru akapitach człowiek na powrót wsiąka w ten styl, który już nieco zapomniał przez wielomiesięczną przerwę (to było stwierdzenie faktu, nie wyrzut, seriooooo, czemu mi nie wierzysz?).

Co do treści... Nooo, to było dobre. To było naprawdę bardzo, bardzo dobre.

Dolar wspomniał o tym, że opisy mogłyby być w jakiś sposób przeplatane czymś innym, dla czytelnika nieco lżejszym. Może i tak, chociaż ze względu na specyfikę samej bohaterki to byłoby dość trudne :D.

Poczynając od początku - scenka z chłopakiem posługującym kapłance jest absolutnie urocza i bardzo mi się podobała. Bardzo życiowa, że się tak wyrażę ^^. A bohater cudowny i pocieszny. Dla tej sceny warto się zabrać za czytanie. Dalej było równie przyjemnie - twoje opisy płyną, naprawdę wyśmienicie się je czyta. Podróż przez nocne, choć bynajmniej nie senne miasto, wszystkie te smaczki typu otwarte zakłady, upijanie się na wesoło czy patrole targające na pół przytomnych pijusów - to wszystko nadawało przyjemnego klimatu. No i mamy scenę kulminacyjną... Może zacznę od końca - ostateczna reakcja kapłanki nieco mnie zdziwiła. Znaczy, może nawet nie samo to, że rzuciła się na niego z kopytami (swoją drogą, wyrażenie "gołe kopyta" bardzo mi się podoba, widziałam już coś podobnego u Cahan, ma swój urok), lecz raczej, że nie do końca zrobiła to w obronie własnej splugawionej czci, lecz właśnie... em, no nie wiem, bo odebrano jej wizję z dzieciństwa? Mnie się wydawało, że to ten atak ową wizję wywołał, zamykając umysłowi kapłanki drogę do zapamiętania zdarzeń wywołujących późniejszą ewentualną traumę...

A, nie wiem czy to już mówiłam, ale śluby milczenia naprawdę do tego opowiadania pasują. (A kiedy ogier z zaułka się na nią rzucił, to czy nie jest tak, że powinna wrzasnąć odruchowo? Czy może kapłani nie mogli mówić również ze względów, że tak to ujmę, stricte fizycznych?)

Podsumowując - podoba mi się to demo, opisy bardzo dobre, jak to u ciebie, kapłanka jest wdzięczną i butną postacią z doskonałym charakterem, nad formą pracuj, wplatasz w pracę dużo fajnych nadających smaczku detali... No i co. Pisz dalej. Fanfik jest z górnej półki. Nie daj czytelnikom czekać.

Pozdrawiam serdecznie,

Madeleine

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Muszę z przykrością przyznać, że miałem problemy, aby znów wsiąknąć w tekst - najpewniej wpływ na to miała ta spora przerwa. Albo to, że pierwsza część, czyli biedny, zdenerwowany młodzik jakoś mnie nie wciągnęła - jakby nie było, widzieliśmy/czytaliśmy już takie sceny nie raz. Opowiadanie znowu "poczułem" dopiero gdzieś w chwili, w której Swallow znalazła się na ulicy (Celestio, jak to brzmi). Sama Swallow jako postać bardzo mi się podoba, zbudowana na zasadzie kontrastów (pobożna i miła, ale potrafi przywalić, jak trza - RPG-owy kapłan jak nic ;)), do tego śluby milczenia, czyli prosty i sprawdzony sposób na dodanie postaci tajemniczości.

 

Opisy jak zwykle, czyli poziom Himalaje.

Najbardziej podobała mi się wstawka z pomnikiem Nightmare Moon. Niby można się było spodziewać, ale i tak wykonanie było mistrzowskie.

 

Życzę weny, coby kolejne rozdziały leciały równie ładne (no i może nieco szybciej ;))

Edytowano przez aTOM
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

o ile na początku rzucałem komentarz za komentarzem, to później ich liczba znacząco spadała

A żeby było śmieszniej, dodam że chyba im wcześniejsza strona tym więcej poświęciłem na nią czasu. Wniosek: nie siedzieć nad nimi aż tyle ;)

 

Wątki religijne są super, tylko podchodź do nich ostrożnie - łatwo się na czymś w tym temacie potknąć

A żebyś Ty wiedział, że łatwo. Początkowo zamierzałem wprowadzić w opowiadaniu parę, że tak powiem, prowokacji (typu tłum krzyczący "Ukrzyżować!") ale ostatecznie uznałem, że się boję...

 

ten tekst woła o korektora, jeszcze nie głosem boleściwym i cierpiącym, ale woła

Ech... a miałem nadzieję, że sobie poradzę. No nic, trzeba poszukać dodatkowej siły roboczej...

 

nie do końca zrobiła to w obronie własnej splugawionej czci, lecz właśnie... em, no nie wiem, bo odebrano jej wizję z dzieciństwa? Mnie się wydawało, że to ten atak ową wizję wywołał, zamykając umysłowi kapłanki drogę do zapamiętania zdarzeń wywołujących późniejszą ewentualną traumę...

Swallow miała swoje powody by zaatakować. A trauma i tak będzie, chociaż być może z więcej niż jednego powodu, wśród których niekoniecznie będzie ten najbardziej oczywisty.

 

A kiedy ogier z zaułka się na nią rzucił, to czy nie jest tak, że powinna wrzasnąć odruchowo? Czy może kapłani nie mogli mówić również ze względów, że tak to ujmę, stricte fizycznych?

No i zaliczyłem wpadkę. A myślałem, że już nie będę poprawiał tych kilku stron. Masz rację, Madeleine. Tym bardzej, że w pierwszym rozdziale Swallow pokazała, że umie się śmiać, więc krzyczeć tym bardziej... Kiedy wydam pełną wersję, zamieszczę patcha do tej sceny :D

 

pobożna i miła, ale potrafi przywalić, jak trza - RPG-owy kapłan jak nic ;)

He he... Yup...

 

Najbardziej podobała mi się wstawka z pomnikiem Nightmare Moon. Niby można się było spodziewać, ale i tak wykonanie było mistrzowskie.

Po pierwsze - wiedz, że wstawiłem ten fragment dosłownie w ostatniej chwili :D

Po drugie - można było się spodziewać? Serio?

Edytowano przez Johnny
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozdziału jeszcze nie czytałam [wkrótce nadrobię], ale co do krzyków podczas napadów - kiedyś jak mnie napadnięto nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu. Tylko cicho spuściłam napastnikowi manto. Więc to akurat nie jest takie dziwne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


A żebyś Ty wiedział, że łatwo. Początkowo zamierzałem wprowadzić w opowiadaniu parę, że tak powiem, prowokacji (typu tłum krzyczący "Ukrzyżować!") ale ostatecznie uznałem, że się boję...

 

Nie musisz mi mówić, w jednej ze swoich serii religia jest mało eksponowanym (póki co) ale wszechobecnym tłem dla wydarzeń :D Jednak sądzę, że warto nie tyle przenosić znane nam wierzenia do Equestrii, lecz wymyślać swoje własne - możliwości jest multum, potencjalnych bóstw mrowie. Oczywiście pewne nawiązanie z konieczności powinny się znaleźć, jednak zdecydowanie odradzałbym czyste kalkowanie - tu by wyszło to dobrze potrzeba by umiejętności wprost mistrzowskich, a czy takie posiada ktokolwiek piszący w fandomie... nie wiem. Naturalnie, jeżeli miałeś taki zamysł to spróbuj - może akurat Tobie uda się to zrobić w taki sposób, że lektura będzie przyjemnością :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Ok, to było dziwne.

 

Początek rzeczywiście jakiś taki sztywny i niewciągający. Problemy młodego akolity nudziły niemiłosiernie i dłużyły się niepotrzebnie.

 

Sam wątek Swallow wypadł o wiele lepiej - zarówno fabularnie jak i stylistycznie.

 

Jednak słabo rozumiem jej scenę odpłynięcia podczas napadu. To było bardzo dziwne i takie "aha". Gwałt nie jest zbyt adekwatnym momentem na miłe wspomnienia.

.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ok, to było dziwne.

Madeleine całkiem ładnie to ujęła:

 

Mnie się wydawało, że to ten atak ową wizję wywołał, zamykając umysłowi kapłanki drogę do zapamiętania zdarzeń wywołujących późniejszą ewentualną traumę...

 

Nie mówię, że jest to strzał w dziesiątkę, ale trop jest całkiem niezły. Zarzucę tutaj szczegółem na który koniecznie trzeba zwrócić uwagę:

Swallow gdy tylko nastąpił pocałunek przestała walczyć - "

delikatnie objęła kopytkami leżącego na niej ogiera, nie chcąc by obecny moment kiedykolwiek ustał"

 

Jeśli to za mało to bardzo mi przykro :P. Nie będę bardziej spoilerował.

Apropo, jestem ciut zaskoczony, że nikt nie dopytuje się o powód opuszczenia przez Swallow klasztoru... Serio, nikt nie ma pomysłu jakie to mroczne tajemnice ukrywa przed światem?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgodzę się z poprzednikami odnośnie nierówności tej próbki. I odnośnie tego nie mam nic do dodania, wątek Swallow był po prostu lepszy i ciekawszy. I czuć, że lepiej napisany.

Zresztą, ja wolę komentować fabułę:

Wątek akolity, który w najbliższej przyszłości będzie miał kilka mokrych snów o Swallow (co za bezwstydna klacz!) uznaję za wstęp, sposób, żeby czytelnik dotarł do chabrowej klaczy. I nie mam nic do niego, nie katowałem się, czytając go. Po prostu był.

Co do wątku samej kapłanki, to pierwszą rzeczą, na którą zwrócę uwagę, będzie pomnik NMM. Ciekawe. Nocna Wiedźma jako członek panteonu bóstw, w dodatku uznawany za walczącego ze złem? Jest to pewne niekonwencjonalne podejście i tak myślę nad przyczyną takiego stanu rzeczy. Albo kucyki źle interpretują tą religię (zważywszy, że w czasach serialu nie ma po niej śladu). Albo był jakiś przewrót tam na Górze. Choć nie doszukiwałbym się takiego mistyczno-epickiego wątku. O, nie. Raczej coś o wiele bliższego i zakłamanego.

A wracając do chabrowej klaczy... Jej zniknięcie rzeczywiście wzbudza moje zainteresowanie i niepokój. Nie wydaje się mieć mrocznej tajemnicy, polegającej na zabijaniu i zjadaniu dzieci, ale jednak coś jest nie tak. I nie będę dywagował nad tym, dopóki nie przeczytam. :P

Od momentu gwałtu na moim czole pojawiły się wielkie, czerwone litery "KI CH*J?". Widzisz, sam gwałt nie jest czymś, co mnie od opowiadania odpycha, bo to forma przemocy nie różniąca się tak od zabijania. Tylko o reakcję gwałconej. Wiesz... sam nie zostałem zgwałcony i opieram się jedynie na relacjach ofiar, ale... gwałt za nic nie powinien wzbudzać przyjemnych odczuć, czy nawet skojarzeń. Dlatego powątpiewam, aczkolwiek w powietrzu unosi mi się zapach załamania psychicznego. (W tamtym szczególnym momencie.) Bardzo podoba mi się postać Swallow, bo jest naprawdę fajnie zrobiona. Ma Charakter przez duże C.

Jeżeli wydając tą "wersje demo" szukałeś słów motywacji, to mam nadzieję, że te wystarczą: bardzo mnie zaintrygował ten "rozdział" i nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć całość!

Pozdrawiam.

Edytowano przez Zodiak
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 months later...

Zacznę od tego, że nie czytałem żadnego z powyższych postów i zająłem się wyłącznie tekstem, którego jeszcze nie skończyłem. Dlatego na razie skomentuję nie tyle fabułę, gdyż na to za wcześnie, ale Twój styl, o który także pytałeś.

Bardzo mi się podoba!

 

Dojrzałe, eleganckie opisy z nutka poetyki to coś, co dobrze świadczy o pisarzu i jego wrażliwości, a także szacunku do artystycznej strony pisania. Kreujesz kompletny świat, który ma wiele wymiarów i co najważniejsze - sens, jest czytelny i łatwy do przyjęcia. Nie muszę się zgadzać ze wszystkimi wyborami, ale na pewno mnie to nie odrzuca, a zaciekawia.

 

Język postaci póki co był jednak nieco wymuszony, ale niejako narzuca to konwencja. Cóż, popatrzymy dalej. Mam wielkie nadzieje. Na pewno jednak mogę na całej rozciągłości pochwalić opisy, barwne i dobrze ilustrujące uniwersum. Mają klimat!

 

Nie do końca rozumiem ideę ankiet powyżej. Nie biorę w nich udziału, bo jak dla mnie to nie czytelnik ma decydować, o czym autor będzie pisał i jak to robi. Co więcej, takie ankiety niejako motywują do słuchania głosu tłumu, a jak dobrze wiadomo, oznacza to zabicie artystycznej części twórczości. Konsekwencje bywają przykre. Jeśli wolno mi cos polecić, to raczej asertywność. Jeśli ktoś w komentarzu Ci opowie o swoich wrażeniach, to super, ale ankieta...

 

Co można dodać do tekstu? W bogactwi opisów brakowało mi jednej rzeczy, a mianowicie odrobiny techniki,opisów przedmiotów i sposób, jak radza sobie ielenie z życiem codziennym. To było, nie odmawiam, ale warto poczytać trochę archeologii o kulturach subneolitu leśnego, kręgach nordysjkcih czy nordyckich, Celtach i tak dalej... i nasycić to detalami. Póki co dostrzegłem parę bardzo ładnych analogii do Celtów czy Wiedźmina (driady), a także pewnego filmu 3D, którego nie lubię :P Oczywiście to tylko moja sugestia, nic więcej.

 

Krótko: podoba mi się, powieść zaczyna się pro.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

Khe, khe... Panienko Wychodząca z Morza, skąd tu się wzięło tyle kurzu....

 

Hello_Boys,_I%27M_BACK!!!_-_Imgur.gif

 

Witam strudzonych archeologów o anielskiej cierpliwości i fanatycznej wierze, że ten temat kiedyś może odkopie się sam. Otóż śpieszę ogłosić, że tak właśnie się stało i jako dowód uznania, że czekaliście prezentuje wam jeszcze cieplutki rozdział trzeci nafaszerowany spokojnymi, dziejącymi się swoim rytmem wydarzeniami z dodatkiem kiepskich żartów słownych, kilkoma szczyptami nawiązań, a wszytko to polane gęstym sosem opisowym. Kucharzyna w mojej osobie, życzy smacznego:

 

Rozdział 3

 

No i oczywiście, prosiłbym wszystkich czytających lub chociaż co poniektórych z nich o pozostawienie tutaj jakiegoś widocznego śladu w postaci szczerego komentarza, uwagi, pomysłu etc. Kucharz też musi się czymś żywić ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem niekłamaną przyjemność czynić prereading tego rodziału. Nie mówię tego aż tak często, ale to naprawdę była czysta, nieskażona przyjemność.

 

Dlaczego?

 

Beware the spoilers!

 

Ponieważ dostałem wszystkiego po trochu i to w absolutnie doskonałej jakości. Świetnie prowadzona akcja, przeskoki między różnymi punktami widzenia, ciekawa fabuła niezależnie od prowadzonego akurat bohatera no i kolejna nowa postać, którą można się absolutnie zachwycić - Wielki Passaro to klasa sama w sobie. Czy z początku może wydawać się iż to po prostu inna Trixie? Można. Czy po skończeniu jego epizodu nadal będzie się tak uważać? W mojej opinii absolutnie nie. Jest podobny, ale cudownie odmienny. Został wykreowany niesamowicie naturalnie i to z niebywałym kunsztem. Najprostszy przykład - tak prozaiczna i na pierwszy rzut oka niezbyt przyjemna rzecz jak czyszczenie cudzych kopyt stała się, dzięki tej postaci i niesamowitej zdolności autora do tworzenia wspaniałych opisów fragmentem tak (i nie waham się użyć tego słowa) porywającym, iż kilkukrotnie wracałem do niego by jeszcze raz nasycić oczy wspomnianymi opisami. Przy okazji nie dostaliśmy tutaj typowego hochsztaplera - on jest inteligentny, i to nie książkowo a życiowo. A że ma z tego zyski... kolejny plus za jego kreację.

 

Lazy Cannabis również wypadł doskonale - ciągnący się przez kilka stron opis doprowadzania go do przytomności to swoista perełka, zakończona przezabawną wiązanką, która, choć wyraża jednoznacznie negatywne emocje, to jednak wywołuje szeroki uśmiech na twarzy czytelnika. No bo jak można się nie roześmiać, kiedy biedny bohater po wrzuceniu do antałka lodowatej deszczówki (błogosławieństwo przy obecnej pogodzie) obrzuca swoich oprawców stekiem wyzwisk zawierającym tak cudowne i rzadko spotykane w fanfikach określenia jak "łachudry" czy absolutnie boskie "psuje"? Coś pięknego!

 

Swallow z kolei dostarcza nam nieco mroczniejszych przeżyć, a jej wątek urywa się dosyć nagle - w pierwszym momencie możemy poczuć zaskoczenie, jednak po uważniejszym wczytaniu się jednoznacznie określiłbym to jako kolejny plus rozdziału (co sporo o nim mówi, gdyż zwykle ostro ganię brak płynnych przejść - tu pewna "kanciastość" pasuje idealnie). A to jak się rozpoczyna kolejna.... nie, nie powiem Wam jak. Sami sobie sprawdźcie, bo naprawdę warto.

 

Nie mogę nie wspomnieć o dialogach, które prezentują się o niebo lepiej od tych, z którymi mieliśmy do czynienia w początkowych rozdziałach - widać stały progres. Dodatkowo pochwalę jeszcze przebogate słownictwo i mnogość nawiązań, których szukanie jest prawdziwym smaczkiem

 

Jak to napisałem już Johnny'emu podczas jednej z naszych deliberacji w czas prereadingu moja ocena tego rozdziału to: 10/10, Epic Instant, Bezwzględnie Polecam!

 

I w sumie po tych czterech rozdziałach mogę z czystym sumieniem rozpocząć głosowanie na tag [Epic]. Ścieżki Donikąd bezwzględnie na niego zasługują. A jeżeli będą się rozwijać tak dalej to mam nadzieję, iż w końcu doczekamy się pierwszego [Legendary].

 

Mocium autorze! Jako prereader - aprobuję! Jako czytelnik - żądam więcej! Natychmiast albo i jeszcze szybciej!

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Widząc komentarz wyżej można by pomyśleć, że tekst jest idealny. Skorzystam z mojego świętego prawa do odmiennego zdania i dodam swoje trzy grosze. Prereadowanie i lektura sprawiły mi nie lada przyjemność, temu nie zaprzeczę. Ale dla równowagi wymienię tu moje dwa zarzuty wobec rozdziału:

Po pierwsze: Rozwój fabuły. A raczej jej zastój. Cały tekst można podzielić na cztery części, które popychają historię w stopniu minimalnym. I nie chodzi tu o powolną akcję czy przegadany rozdział. Tutaj fabuła praktycznie stoi w miejscu. Podsumowując: Time Turner kupuje itemek, Swallow spotyka mała... przygoda, Cananbisa wyciągają z palarni, a Inches... no właśnie. No i w zasadzie... tyle. A wszystko okraszone tonami opisów. 39 stron. A dziać się coś zaczyna dopiero przy wątku Swallow. Owszem, rozmowa Turnera z Passaro była ciekawa, nocna wycieczka kapłanki podnosiła napięcie... Ale Cannabis i Inches? Wielka nuda. Tutaj nie zadziało się absolutnie nic, a tekstu pochłonęło niemal tyle, ile dwa poprzednie wątki.

 

Po drugie: Opisy. Łączy się to bezpośrednio z zarzutem pierwszym. Nie przeczę, że większość opisów w tym opowiadaniu jest świetna, barwna, dobrze oddająca atmosferę itd. Ale tutaj, jak wspominałem, pojawiają się wątki Cannabisa i Ichnes, które po prostu zapychają tekst. Zwłaszcza ten pierwszy. Czytałem go bez żadnych emocji, czekając tylko, aż stanie się coś ciekawego. Postać nawet zabawna, jego wypowiedzi barwne i charakterystyczne... Ale co z tego, skoro całość nudzi? Nic nie wnosi, a nudzi. W przypadku Ichnes - tak samo, tylko trochę mniej. Rozprawka o niczym.

 

Podsumowując: opisy w owym rozdziale są jak lody. Pyszne, ale w nadmiarze bardzo mdlące.

 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolego Zodiaku, teraz ja skorzystam ze świętego prawa i będę się bronił :P

Prereadowanie i lektura sprawiły mi nie lada przyjemność, temu nie zaprzeczę.

Za tę opinię jestem wdzięczny i mnie również jest przyjemnie :D

Rozwój fabuły. A raczej jej zastój. (...) Tutaj fabuła praktycznie stoi w miejscu.

Ech, nie ukrywam, że faktycznie przesadziłem ale widzę w tym swoją winę - nie byłem w stanie inaczej wcisnąć rozmowy Inches z Opalbloom więc pozostawało mi zrobienie z niej retrospekcji, może nudnej ale koniecznej dla rozwoju fabuły. Bo ów jest, wbrew pozorom. Wątek Cannabisa również jest rozwleczony i tutaj objawia się moje upodobanie do opisów czasami zbyt statycznych, chciałem pokazać nie tylko komizm zjaranego pegaza ale też palarnię opium i dzielnicę czerwonych latarni, by na koniec dodać jeszcze szczyptę mroku związaną z wizjami naszego zielarza i tym po co wezwano go do kliniki.

Niestety, uważam że zastój fabuły bywa czasami konieczny ale na swoją obronę dodam, że w kolejnym rozdziale jednak coś się będzie działo (opisów będzie mniej więcej tyle co dotychczas :P)

 

Podsumowując: opisy w owym rozdziale są jak lody. Pyszne, ale w nadmiarze bardzo mdlące.

A tym porównaniem, drogi Zodiaku, mnie rozwaliłeś. Bardzo mi spodobało :)

 

Cóż, miałem napisać więcej, ale swoje chyba powiedziałem. Zobaczymy jak będzie później...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie chodzi tu o samą retrospekcję, ale o paplaninę ją poprzedzającą. Bajka była sympatyczna, ale teks okraszający retrospekcję po prostu nudził. I ja nie twierdzę, jakoby zastój fabuły był niepotrzebny i niemile widziany. Chodzi o to, żeby nie było nudno. A wątek Cannabisa... Cóż, moim skromnym, całkiem subiektywnym zdaniem można to było przedstawić nawet śmieszniej i nieco... hm... dynamiczniej.

 

A żeby nie było, że tak ciągle tylko narzekam, to powiem, że najbardziej mi się podoba konstrukcja świata. Czuć tu ten bardzo specyficzny klimat, który ciężko mi do czegokolwiek porównać. Różne rasy, różne profesje, czuć to tętniąc życiem miasto. Postacie mają bardzo dobrze wykreowane charaktery i cechy specyficzne... Da się ich polubić. I znienawidzić. Czyli budzą emocje, a to dobrze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Dobra, rozdział przeczytany już dawno, a wciąż nie uraczyłam go komentarzem. Powiem szczerze: jestem zawiedziona i to bardzo. W zasadzie to w 100 % zgadzam się z opinią kolegi powyżej, więc nie będę się zbytnio rozwodzić, tylko dodam jeszcze więcej ochrzanu :crazytwi:.

Normalnie lubię rozwlekłe opisy, ale tutaj nudziły. Choćby akcja z Cannabisem... No błagam, straż miejska wyciąga narąbanego w 3 dupy (i to nielegalnymi środkami) bohatera i gdzieś go prowadzi, a ja mam wrażenie, że czytam tekst o kopulacji członów macicznych tasiemca uzbrojonego. Za długie zdania, za mało akcji. Przerost formy nad treścią. I niestety takie coś towarzyszyło nam przez większą część rozdziału. Po prostu prawie nic się nie działo, a to co się działo zostało dosłownie przytłoczone toną opisówki. A przecież mamy kryształową klaczkę, mamy wątek Sombry, czy nawet nasz nieszczęsny friendzone (choć ten został odrobinę pchnięty)...

No i kolejna rzecz... CO TO MIAŁO BYĆ Z TYM GWAŁTEM?! Nie, nie chodzi o sam akt, bo taki motyw może być wykorzystany dobrze. Problem w tym, że tu nie został wykorzystany dobrze. Gwałcą ją, ta sobie wspomina dzieciństwo (wut?), a potem się wścieka, bo jej wizja zniknęła. To nie ma sensu. Serio.

Pisz dalej i nie grzesz więcej.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uuu... Auć, samo czytanie sprawia ból ;)
Cóż, niewiele mam na swoją obronę ale wytoczę ten swój nieszczęsny arsenał przeciwko opini mojej pierwszej czytelniczki :P

Normalnie lubię rozwlekłe opisy, ale tutaj nudziły.

Stało się - przesadziłem z opisami. Przyznaję, że obawiałem się doprowadzenia do czegoś takiego. Przyznaję również, że układając plan kolejnych dni w Ścieżkach, najwyraźniej popełniłem błąd dając między początkiem historii a koronacją (będzie w następnym rozdziale) jeszcze jedną dodatkową noc na wszystko to co działo się w rozdziale trzecim. Dodam również, że cholernie boli mnie to co zrobiłem z Opalbloom - jak już wspominałem, wątek jej choroby mogłem śmiało rozwinąć w rozdziale drugim lecz tego nie zrobiłem i pozostało mi wyjaśnienie co nieco poprzez nocne rozterki Inches. Może byłoby lepiej gdyby wszystko skrócił ale nie ma co gdybać. Wyszło jak wyszło, a wyszło tak, że mogło wyjść lepiej.

Choćby akcja z Cannabisem... No błagam, straż miejska wyciąga narąbanego w 3 dupy (i to nielegalnymi środkami) bohatera i gdzieś go prowadzi, a ja mam wrażenie, że czytam tekst o kopulacji członów macicznych tasiemca uzbrojonego.

Przede wszystkim rozwaliło mnie to porównanie :D ale w tym opisie faktycznie niewiele miało się dziać - chciałem ubarwić charakter Cannabisa a przy okazji dodać szczyptę dolnego Canterlotu. Chodziło również o to by ukazać nieco odmienną twarz zielarza, który, choć wiecznie zjarany i pełniący raczej rolę komiczną, jest z jakiegoś dziwnego powodu zaciągany w miejsce zbrodni. Co to za powód można się łatwo domyślić (chyba), a kto i dlaczego zginął, okaże się niedługo (bodajże w rozdziale V). Wiele może podpowiedzieć fakt, że kreując Lazy Cannabis inspirowałem się postacią inspektora Fredericka Abberline w wykonaniu Johnny'ego Deppa, zaś sam fakt śmierci nieznanej klaczy jest niewyobrażalnie ważny dla całości fabuły i mogę obiecać, że Cannabis znajdzie sobie ciekawsze zajęcie niż ćpanie proszku z niedojrzałych makówek.

CO TO MIAŁO BYĆ Z TYM GWAŁTEM?!

Aż miło mi się robi na sercu gdy czytam to mieszanie mnie z błotem za wiadomą scenę :P. To nie to, że nie zdaję sobie sprawy czym jest gwałt i absolutnie nie staram się tego przedstawić w pozytywnym świetle, choć muszę przyznać, że cały zabieg miał faktycznie nieco zszokować czytelnika. Niewiele mogę powiedzieć, nie zdradzając przy tym ważnych szczegółów, ale na osłodę dodam, że wszystko ma związek z planem całości i zostanie wytłumaczone. I mam nadzieje, że kiedy już zostanie wytłumaczone, wielu czytelników będzie się zastanawiać jak mogło nie wpaść na to rozwiązanie wcześniej. Jest naprawdę proste.

A przecież mamy kryształową klaczkę, mamy wątek Sombry

Oj tak, jeszcze jak mamy... Nadchodzi coś większego ale poczekajcie jeszcze tylko trochę...

 

Fiu, słaba obrona ale myślę, że nieco naprostowałem. Na koniec pozostaje mi przeprosić Cahan, Zodiaka i wszystkich innych zawiedzionych tym rozdziałem i obiecać im, że w miarę możliwości następny będzie lepszy. Na pewno będzie się w nim więcej działo. No bo jak może być inaczej podczas imprezy w świetle księżyca na cały Canterlot ;)?

PS: spodziewajcie się niespodziewanego

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 months later...

Czas zrobić coś, o czym już od dłuższego czasu myślałem. Mianowicie, podzielić się wszystkim, co znalazło się w mojej głowie po przeczytaniu „Ścieżek Donikąd”. Ogólnie, nie wydaje mi się, aby był to najsławniejszy fanfik pod słońcem (drodzy przyjaciele, naprawdę, poza kucykowym Falloutem są inne tytuły ;P I nie, nie mam na myśli Past Sins ;PP), ale na podstawie tego, czym podzielili się ci, którzy nad „Ścieżkami” się pochyli, widzę, że opowiadanie cieszy się bardzo dobrymi komentarzami. Czy zatem te wszystkie wyrazy uznania były słuszne, czy może okazały się nieco przesadzone? A może jest wręcz odwrotnie i opowiadanie zasługuje na dużo, dużo większy rozgłos? Odpowiedzi szukajcie w poniższym tekście.

 

 

Zaczynając od prologu, powiem, że w trakcie jego czytania miałem wrażenia, skojarzenia, zarówno pozytywne, jak i dosyć mieszane. Po pierwsze, jakoś od razu uderzyło we mnie wspomnienie drugiego dodatku do Heroes of Might and Magic IV, kampania bodajże Erutana Revola. Ogólnie, chodziło w niej o to, że elficki strażnik wypowiada wojnę królestwu ludzi za to, że mieli czelność wkroczyć do jego lasów, ściąć drzewa, wybudować coś, te sprawy.

 

Weratyr funkcjonuje bardzo podobnie. Gardzi kucykami, nie waha się ich zgładzić, jeśli zabrną za daleko (to znaczy, waha, ale pod wpływem ukochanej ;P), również posługuje się łukiem, las, natura są dla niego świętością, ich wolę szanuje ponad wszystko. Co by nie mówić, postać ta jest zarysowana bardzo wyraźnie, z pomysłem i konsekwencją. A przynajmniej do pewnego momentu, o czym powiem nieco więcej później.

 

Szczególnie zapadł mi w pamięć kawałek, w którym czytelnik dowiaduje się jak Weratyr postrzega to, co kucyki robią z lasem, że po to ścinają drzewa, by zmienić je w coś martwego, zmuszonego do służenia w ich godnym pogardy żywocie. Bardzo dobry był również fragment, kiedy już po wszystkim dowiadujemy się, że ten na pozór bezwzględny i zimny ieleń ma swoją jasną stronę, która w całości jest oddana Oski.

 

Konsekwencja w kreowaniu postaci Weratyra ulega pewnemu zmąceniu w scenie z kupcem, Whisky Jarem, z którym to bez większych, czy bardziej krwawych sprzeczek wymienia się towarami. Bądź co bądź, sama ta sytuacja wydała mi się nieco naciągana, jest to właśnie pewne zmącenie, o czym wspominałem wcześniej – Weratyr dalej nie ukrywa swej niechęci, pogardy, agresji, niczego nie żałuje, a całe to spotkanie jest niczym więcej niż smutną koniecznością, no bo przecież się umówił… Wciąż jednak, wydaje mi się, że jeżeli gardzi wszystkim co kucze, to z automatu nie powinien z kucykami nawet handlować, manifestując przy tym swą dumę, niezależność.

 

Ale prawdziwe zdziwienie przyszło pod sam koniec prologu, kiedy to nagle Weratyr zwraca się przeciwko naturze, przeciwko puszczy, którą to przysiągł bronić. Z jednej strony rozumiem jego motywy, niemniej scena tejże zdrady wydała mnie się strasznie… Teatralna. Niby opisy były wystarczająco przekonujące, ale jakoś nie mogłem w to uwierzyć, średnio mi to pasowało. Popsuło to nieco wrażenie z prologu, który nie dość, że wydał mnie się odrobinkę przydługi (momentami sam nie wiedziałem, czy to jeszcze prolog, czy już rozdział). Zabrakło tu jakiegoś stopniowania, pomału narastającego żalu, czy złości. Byłoby moim zdaniem dużo lepiej, jakby prolog zakończył się na jego zaśnięciu, a dopiero później, śledząc losy Oski oraz jej przeznaczenie, Weratyr zaczął mieć wątpliwości. A tak, rozstaliśmy się z całkiem ciekawą i doskonale zarysowaną postacią bardzo wcześnie… Ale czy na pewno?

 

Swoją drogą, na stronie pierwszej, czwartej, siódmej i ósmej jest literówka – Weartyr, zamiast Weratyr. Zaznaczyłbym w dokumencie, ale Google mi się kiełbasi i zrywa połączenie jak chcę wnieść poprawkę.

 

Ale ostatecznie, prolog wypada bardziej na plus, pomimo wszystkiego, o czym napisałem powyżej. Zdaje się, że ze wszystkimi mankamentami w pojedynkę poradziły sobie skojarzenia z Heroes IV, po prostu za bardzo uwielbiam tę grę.

 

Jeśli chodzi o rozdział pierwszy oraz drugi, nie jest to nic, czego można by się spodziewać po lekturze prologu. Przygoda? Nie. Wartka akcja? Nie. No to może więcej ieleni i scen w lesie? Gdzie tam. To, co serwują nam dwa pierwsze rozdziały, to mozolne, szczegółowe do bólu, ale również przepełnione charakterystycznym stylem, poznawanie nie tyle postaci, co otoczenia, w jakim się obracają. Myślę, że będzie najlepiej, jeśli teraz polecę zainteresowanym poczytanie poszczególnych fragmentów, na wyrywki, jeśli nie mają chwilowo czasu, a chcieliby się przekonać co mam na myśli. Opisy są wręcz przebogate w słowa, zdecydowanie dominują doskonale skomponowane zdania złożone, choć momentami odnosi się wrażenie, że autor troszeczkę przedobrzył, w wyniku czego rozmywa się nieco ich brzmienie, czy sens. Tak czy inaczej, jest pod tym względem świetnie, choć nie powiem, że taka forma zadowoli absolutnie wszystkich. Mnie to nie przeszkadza, śledząc po kolei kolejne opisy, czy to mebli, czy pokoi, czy nawet przemierzanych przez bohaterów uliczek oraz najbliższego otoczenia, na elementach ubioru kończąc, czułem się naprawdę „wciągnięty”. Bez trudu układałem sobie wszystko w głowie, począwszy od układu kolejnych elementów, na kolorach kończąc. Moim zdaniem jest to zaleta opowiadania, choć jak wspominałem, aż tak szczegółowe, masywne wręcz opisy, mówiące nawet o tych absolutnie najdrobniejszych szczególikach, niuansach, mogą zadziałać zniechęcająco na osoby, które po tagu [Adventure] oraz prologu spodziewały się akcji, większych ilości wydarzeń per rozdział, czy nieco szybszego tempa akcji. Kolejne przystanki, czy dłużące się opisy mogą po jakimś czasie zmęczyć, zaś zmiana scenerii, przy jednoczesnym braku akcji, czy czegoś bardziej efektywnego – przyprawić o wiele mówiące przewrócenie oczami. Innymi słowy, to, co dla miłośnika [Slice of Life] jest prawdziwą ucztą, dla osoby oczekującej akcji, magii, przemocy i zabierających dech w piersiach bitew o wszystko, może okazać się swego rodzaju zaporą, być może nie do przebycia. Nawet, jeśli miałoby to służyć przedstawieniu miejsca akcji, postaci oraz realiów.

 

Naprawdę, wszystko, co zostało zawarte w ramach dwóch pierwszych rozdziałach, zdecydowanie bardziej podpada pod [Slice of Life], bardzo obszernego, do smaku przyprawionego o elementy komediowe. Nie znam całej fabuły i nie wiem w jakim kierunku podąży historia, więc może to być jedynie coś w rodzaju wstępu, wprowadzenia w realia, ale jeśli tego typu fragmentów miałoby być więcej, jeśli miałyby przeplatać się ze scenami akcji, zwrotami akcji oraz typowo przygodowymi smaczkami (na co liczę), wówczas radziłbym dodać do puli tagów to [Slice of Life]. Ot, aby niezdecydowani wiedzieli w co się pakują, że tak to ujmę.

 

Przechodząc do postaci, które poznajemy, muszę powiedzieć, że jestem usatysfakcjonowany. Ogólnie, mamy do czynienia z zupełnie zwyczajnymi kucykami, których sylwetki i cechy charakterystyczne już zostały wyraźnie zarysowane. Objawia się to między innymi w sposobie mówienia, wykorzystywanych słowach, zwyczajach, czy też podejściu do spraw takich jak religia, praca, interesy. Charakterystyczną postacią, ze względu na swe zachowanie jest Lazy Cannabis, charakterystyczną postacią ze względu na swój sposób bycia jest Whisky Jar, charakterystyczną postacią ze względu na swe podejście do pracy oraz przyszłości jest Time Turner. Również charakterystyczna, dająca się polubić, jest klacz, póki co kreowana na jedną z główniejszych postaci biorących udział w historii - Squarely Inches. Medyczka, ciekawa świata i szukająca w nim inspiracji, pisarka o całkiem przyjacielskim nastawieniu, bynajmniej nie stroniąca od kufla dobrego piwa. Bez wątpienia jest to ktoś, kto ma zadatki na wielowymiarową, barwną postać, zapadającą w pamięć, z którą naprawdę chciałoby się pogadać, czy czegoś napić.

 

Jeśli zaś chodzi o Sombrę, którego obecność może wydać się co niektórym niespodzianką – póki co wydaje się tajemniczy i opanowany, choć w scenach z nim, pobrzmiewa coś, co każe mi sądzić, że jego intencje nie są tak do końca czyste i że to wcale nie był przypadek, że Clever Clover spotkała właśnie jego i jeszcze zaprosiła na nauki do Equestrii. Póki co, wyrasta to na wątek przewodni, albo taki motor napędowy fabuły, gdzie znajdą się również ielenie, a może także inne istoty. Tak czy inaczej, zapowiada się bogato.

 

Z innych rzeczy, bardzo spodobała mi się próba stworzenia czegoś poza znanymi jak dotychczas miejscami, elementami – dalekie południe, nazwy dla poszczególnych miejsc, smaczki kulturowe (scena w klasztorze świetna), czy też elementy folkloru, objawiające się przy okazji otwarcia każdej części tekstu. Krótko mówiąc – jest ciekawie.

 

Ogólnie, chciałem od razu „ugryźć” rozdział trzeci, lecz po kilku stronach poczułem, jak brakuje mi sił. Nie jest to bynajmniej zwiastun czegoś negatywnego, o nie. Jeśli miałbym to wrażenie do czegoś przyrównać, było to coś, co towarzyszyło mi podczas pierwszych chwil przy Might and Magic VI, Final Fantasy XII, czy nawet Borderlands. Mianowicie – gry te wydały mnie się tak wielkie (po angielsku na to się ładnie mówi „huge games”), rozległe, z setkami, tysiącami możliwości i naprawdę gigantycznym, rozbudowanym światem do zwiedzenia, że aż zabrakło mi sił, by rzucić się w wir eksploracji. Po prostu potrzebowałem czasu, żeby się zebrać, czekałem na odpowiedni moment, kiedy nie będę musiał zajmować się niczym innym, by móc skoncentrować się tylko na tym. W przypadku rozdziału trzeciego „Ścieżek”, a także, jak przypuszczam, każdego kolejnego, jest i będzie podobnie. Podkreślam, że nie jest to wadą dzieła – zazwyczaj jeśli coś takiego mi się przytrafia, na końcu czeka satysfakcjonujące zakończenie, same pozytywne wspomnienia oraz tona rzeczy i przemyśleń, czekających na podzielenie się.

 

 

Jeśli miałbym krótko podsumować wszystkie spostrzeżenia i wrażenia – póki co, „Ścieżki” zapowiadają się na długą, niezwykle klimatyczną opowieść, cechującą się głównie obszernymi, barwnymi opisami, zrealizowanymi z dbałością o każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Słów, czy dźwięcznych określeń nie brakuje ani dla miejsc akcji, ani dla postaci, które to, praktycznie bez wyjątku są kreowane w taki sposób, że od samego początku wyróżniają się czymś szczególnym, są charakterystyczne, budzą sympatię, są interesujące. Treść jest bogata w słowa, w swej kompozycji wprost perfekcyjna, choć jak wspominałem, niekoniecznie jest to forma, która wciągnie każdego. Jak na razie, widzę tutaj więcej elementów charakterystycznych dla [Slice of Life] aniżeli [Adventure]. Nie ma zbyt wiele akcji, na razie poznajemy bohaterów, realia. Jeśli o mnie chodzi, tylko momentami miałem wrażenie, że zdania są nieco za długie, czy też niektóre fragmenty niepotrzebne, bo dana informacja już została podana, ale to naprawdę niewiele. Na tle całości, zwłaszcza biorąc pod uwagę klimat, to  drobnostki, które giną pośród zalet prezentowanej historii. Ale jeśli ktoś powie mi, że nie ma pojęcia czym się zachwycam, bo dzieje się mało, dzieje się za wolno, forma okupiona jest treścią – zrozumiem. Mnie taki styl odpowiada, lubię długie, szczegółowe opisy oraz świat, który ma w sobie dużo elementów autorskich, dający się wyobrazić. W ogóle, świat, który autor chce tak obszernie opisywać, bo mu zależy na tym, aby czytelnicy podzielili jak największą ilość jego wizji, żeby zobaczyli to, co on. Bez wątpienia należą się wyrazy uznania za poświęcony czas oraz całe serce włożone w napisanie tekstu.

 

Co mogę polecić autorowi? Mimo wszystko, trzymać się swojej wizji oraz utrzymać ten styl, może z czasem zwiększając dawki akcji. Być może to już nastąpiło w rozdziale trzecim, którego jeszcze dokładnie nie obadałem z przyczyn już przytoczonych, ale mówię o tym myśląc również o dalszych rozdziałach. Historia zapowiada się naprawdę obiecująco, toteż czytelnikom, ogólnie, polecam zapoznanie się ze „Ścieżkami” i wytrwanie przez te długie, obszerne, kwieciste wręcz opisy, jeśli ktoś nie jest zwolennikiem takiej formy. Wierzę, że z czasem fabuła skomplikuje się, pojawią się nowe postacie, [Adventure] zostanie zrealizowane, a autor niejeden raz zaskoczy nas jakimś zwrotem akcji. Być może oczekuję zbyt wielu rzeczy, ale nic na to nie poradzę, że właśnie taki przedsmak stwarza to, co już autor nam udostępnił.

 

Tak więc, jest świetnie i aż dziw, że historia nie jest przywoływana częściej.

Pozdrawiam!

Edytowano przez Hoffman
  • +1 5
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 11 months later...

Na początku z tego miejsca pragnę podziękować Zodiakowi, który polecił mi to opowiadanie. Naprawdę było warto.

 

1. Fabuła:

No cóż, na razie jeszcze się powoli rozkręca, ale cały świat przedstawiony jest bardzo dobrze rozwinięty. Jeżeli tylko kiedyś doczekamy się dalszej części, będziemy mieć do czynienia z czymś wspaniałym. Póki co, jest całkiem przyjemny Slice of Life.

Spoiler

W prologu jednak cały ten żal Weratyra mógłby się rozwijać jednak powoli i stopniowo. Wyglądałoby to naturalniej. Na początku też mogłoby się pojawić w jego umyśle jakieś ziarenko żalu.

Scena ze wspominkami Swallow podczas gwałtu - mindfuck. Oby tylko było jakieś dobre wytłumaczenie tego faktu.

 

2. Bohaterowie:

Nic dodać, nic ująć. Cud miód. Każdy odróżnia się od innych, jest dobrze scharakteryzowany... Bosko. Piszę tylko tyle, bo nie mam się do czego przyczepić, no może tylko do sytuacji opisanych w spoilerze.

 

3. Opisy i styl:

Oprócz bohaterów największy plus opowiadania. Plastyczne, wyrafinowane, ale nie nudzą. Gdybym był w jury Oskarów, to byłby mój faworyt. Po prostu, aż chce się czytać. Nie ma tu mowy o przeintelektualizowaniu. Zacnie to wyszło, milordzie.

 

4. Strona techniczna:

W prologu i pierwszym rozdziale powinny być półpauzy zamiast myślników w zapisie dialogowym, poza tym zdarzały się sporadyczne literówki. Poza tym, wszystko ok.

 

Podsumowując, szkoda, że ostatni rozdział został opublikowany tak dawno temu, bo chciało by się więcej.

 

Ocena: 9,5/10 :pinkie:

 

Pozdrawiam i czekam na dalsze losy bohaterów. Może się ich w końcu doczekam.

  • +1 4
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako, że fanfik "Ścieżki Donikąd" ma być pierwszym tematem dyskusji w Klubie Konesera Polskiego Fanfika, zdecydowałem się przeczytać do dzieło by do tejże dyskusji być gotowym (i do czego zachęcam też innych). Dodatkowo przeczytałem wiele pochlebnych opinii na temat tego opowiadania, tak więc chyba nie powinno być źle, prawda? 

 

Zacznę od tego, że opowiadanie jest fatalnie otagowane. Nie wiem jakim musiałeś pójść tokiem rozumowania by oznaczyć to jako [Adventure] i [Violence], a nie dać tagu [Slice of Life]. Gdybym miał oceniać to opowiadanie jako opowiadanie przygodowe, to musiałbym ostro opieprzyć ten fanfik, gdyż przygody ni diabła tu nie ma, a jej okruszki czy symptomy są budowane tak bardzo powoli, że za swego żywota chyba do właściwej przygody nie przeżyję.

 

Skoro opieprzyłem, to teraz pochwalę. Nie czytam dużo polskiej fanfikcji, ale wydaję mi się, że mogę bezpiecznie stwierdzić, że Ścieżki Donikąd posiadają najpiękniejsze opisy i styl jaki dotychczas widziałem. Nie mam dużego materiału porównawczego, ale dbałość o piękno stosowanego języka jest niesamowita. Jest do naprawdę warte odnotowania i chwalenia - w rezultacie Ścieżki Donikąd ewidentnie się wyróżniają wśród dziesiątek innych fanfików. Niestety, grzech perfekcji oznacza, że nawet najmniejsza rysa na diamencie jest brutalnie widoczna. Kilka razy przyłapałem autora na tym, że potrafił napisać piękny, długi, klimatyczny opis czy dialog tylko po to by rozpieprzyć klimat jednym słowem. Gdy Lazy Cannabis rzucił zupełnie znikąd w trakcie dialogu określenie "wywiad-rzeka" głęboko westchnąłem ze smutku, bo poza tą wrzutką, rozmowa była 10/10.

 

W żadnym innym fanfiku nie zwróciłbym na to uwagę, ale niestety gdy większość fanfika jest pisana tak perfekcyjnym językiem, te "średnie elementy" czasem walą w mordę.

 

Kreacja postaci jest bezbłędna. Będąc szczerym, nie jestem czytelnikiem, który lubi się rozpływać nad opisami mimiki, emocji każdego bohatera i generalnie czytania tej wielkiej ściany tekstu, ale no nie mogę nie powiedzieć, że bohaterowie fanfika prezentują się naprawdę dobrze. Nie zamierzam tutaj jakoś specjalnie się rozpisywać ani opowiadać o swoich odczuciach do każdej postaci - wystarczy powiedzieć, że autor naprawdę spisał się wspaniale. Podobnie stoi sprawa ze światem przedstawionym, który jest i klimatyczny i naprawdę realistyczny.

 

A skoro mowa o ścianie tekstu. Autor bardzo lubi stosować manewr polegający na tym, że zamiast jasno przenieść akcję ze sceny do sceny, to buduje ciekawy opis i zmienia scenerię niejako płynnie. O ile oczywiście jakość tekstu na tym bardzo zyskuje, to ja mam ochotę sobie wydłubać oczy. Ścieżki Donikąd czyta się bowiem fatalnie - jest to ściana tekstu, aż do 16 tys. słów, bez łatwych oznaczeń gdzie się zaczyna, a gdzie kończy kolejna scena (brak standardowych trzechgwiazdkowców - ***). W rezultacie próba potem znalezienia jakiejś starszej sceny i jej doczytania by lepiej rozumieć główny wątek to absolutny koszmar.

 

Jest jeszcze jedna rzecz do omówienia, która wyjątkowo będzie w spoilerze.

 

Spoiler

Scena gwałtu z Rozdziału 3 to skrajny brak rozumu i godności pisarza. Nie, nie kupuję wymówki, że wizja jaką widzi klacz ma jakiekolwiek znaczenia dla fabuły. Scena ta została napisana bez smaku i pomyślunku. Zamiast naprawdę czuć się smutnym i oburzonym miałem wielkie WTF gdy autor, który dotychczas mnie zaskakiwał wyłącznie pozytywnie dla odmiany zaskoczył mnie skrajnie negatywnie.

 

Teraz przejdę może do punktu, który może być najbardziej kontrowersyjny, czyli fabuły i generalnie konstrukcji fanfika. Spokojnie, będzie bez spoilerów.

 

"Ścieżki Donikąd" w moim odczuciu są typowym przykładem opowiadania napisanego absolutnie pięknie, lecz nie podbudowanego żadną twardą treścią. Podsumujmy - fanfik w obecnej chwili mniej więcej trochę powyżej 40 tysięcy słów. Czy od Prologu do Rozdziału 3 naprawdę coś się w fabule posunęło do przodu? Odpowiedź brzmi - nie. Mamy przepiękne przedstawienie postaci, świetnie zarysowany świat, jakieś rzeczywiście raczkujące wątki... i tyle.

 

Opowiadanie zostało tu porównane do twórczości Verne'a. Generalnie się zgadzam, że opisy są piękne, ale warto zwrócić uwagę, że w tę samą ilość słów Verne jednocześnie pisał piękne opisy i dialogi i przesuwał fabułę do przodu. W 15 tysięcy słów bohaterowie Verne'a znaleźli się zagubieni wewnątrz Nautilusa, do 25 tysięcy mamy świetne przedstawienie kapitana Nemo, do 40 tysięcy zaś "20 tysięcy mil podmorskiej żeglugi" są już mocno do przodu w przebiegu zdarzeń i fabule. 

 

No i Verne dialogi pisał jednak krótko:

 

Cytuj

— Ostatnie jeszcze pytanie — rzekłem w chwili, gdy niepojęty ten człowiek zdawał się chcieć oddalić.

— Słucham cię, panie profesorze.

— Jak mam pana nazywać?

— Dla pana — odpowiedział dowódca — jestem kapitanem Nemo; pan zaś i pańscy towarzysze jesteście dla mnie podróżnymi na „Nautilusie”⁷¹.

 

Piękne, detaliczne opisy nad którymi autor się starał zawsze są zaletą - ale naprawdę nie jestem w stanie móc cenić tego opowiadania wysoko, gdy w sumie Ścieżki Donikąd są galerią dobrych opisów. Gdybym rzeczywiście miał je oceniać, stawiałbym 10/10 bez dwóch zdań. Ale ja nie oceniam opisy, tylko fanfik.

 

Tutaj warto zwrócić uwagę, że to co opisałem tu powyżej nie musi być wadą. Można zawsze powiedzieć, że autor pisząc tak przydługie wprowadzenia dla postaci naszych bohaterów powoli i nieuchronnie zmierza do akcji, która (dzięki poprzedniemu wprowadzeniu) będzie naprawdę wartka, pełna zaskoczeń, zwrotów akcji, pięknych opisów (a jakże) i generalnie - będzie tłumaczyła skąd u diabła wziął się tu tag [Adventure]. Ale tutaj chciałbym zadać jak najbardziej poważne twórcy Ścieżek - naprawdę stać cię na to by właśnie tak prowadzić fabułę?

 

Skoro 40 tysięcy zajęło samo wprowadzenie postaci, to jak zamierzasz wreszcie rozkręcić akcję i pchnąć fabułę do przodu? Czy stać cię wytrzymałościowo by pisać fanfik definitywnie przydługi przez tyle rozdziałów? Wreszcie, to pytanie najbardziej bolesne - jak wiele z tych pięknych opisów, dialogów czy scen jest naprawdę istotna dla fabuły, a ile z tego to "tworzenie klimatu", "rozbudowanie portretów postaci", "wprowadzanie postaci pobocznej"? 

 

Generalnie skoro się pisze niejako "recenzje" fanfika to się powinno wystawić ocenę. Wydaję mi się jednak, że jakkolwiek bym podsumował byłoby to niesprawiedliwe. Niewątpliwie - autor poświęcił masę czasu by napisać coś, co naprawdę bije jakością jeśli chodzi o styl. Niewątpliwie też, być może na moje sceptyczne podejście do fanfika wpływa moja własna preferencja. Stąd też wydaję mi się, że choć jasnej oceny wydać nie mogę, to na pewno mogę rekomendować to opowiadanie każdemu, choćby po to by doświadczyć tego unikatowego, pięknego stylu pisania. Naprawdę warto.

 

Pozdrawiam

 

- Verlax

 

 

  • +1 6
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co ja tu jeszcze robię…? Po tak długim czasie aż wstyd mi się tu pokazywać, ale odezwę się choćby po to by podziękować.

 

Bo to jest najważniejsze. Dziękuję Verlaxowi, Coldwindowi i całej reszcie  za wyrażone opinie. Każdy pisarz lubi być oceniany, a szczególną przyjemność sprawiają mu oceny tak pochlebne, choć chyba najbardziej miłe są mi te doprawione krytyką uwagi „że można by to zrobić jeszcze lepiej” - znaczą one dla mnie bardzo wiele. Nie ukrywam przy tym, że moją ambicją jest stworzyć coś fajnego, coś jak najbliższego mojej i Waszej definicji perfekcji, choć nie oszukujmy się – ponadczasowe dzieło to nie będzie, a ja mimo wszystko pozostaje amatorem piszącym wyłącznie dla zabicia czasu. Pozwolę sobie jednak dodać dlaczego w ogóle zacząłem pisać. Cóż, to pewnie zabrzmi naiwnie ale kieruje mną coś tak prostego jak marzenie. Miałem w życiu styczność z kilkoma książkami, które zauroczyły mnie do tego stopnia, że szczerze zapragnąłem stworzyć coś na ich kształt i choć wiem, że jest to trudne zadanie, uparcie trzymam się swoich marzeń, mimo że (jak to banalnie brzmi) problemy, o których nie chce tutaj mówić, bardzo utrudniały mi wszystko co związane ze Ścieżkami. Zwątpienie przyszło zaskakująco szybko. Gdzieś po drodze zgubiłem to jak początkowo chciałem prowadzić historię. Przytłaczała mnie nawet masa pojawiających się regularnie nowych pomysłów, z których nie potrafiłem zrezygnować, ale przede wszystkim to niepewność własnych możliwości nie pozwalała mi dalej pisać. Każdy chyba tak miał, że wiązał wielkie nadzieje ze swoim pierwszym poważnym opowiadaniem, które z czasem mocno stygły. Nie chcę tu się żalić ani się wymądrzać, powiem tylko że tego, przez co przechodziłem, a wątpliwości związane z fanfikiem są tylko jedną tego przyczyną, nie życzę nikomu. Tym bardziej jednak chcę podziękować wszystkim czytelnikom, komentującym, tym, którzy czytają „po cichu” i tym, którzy pozostawiają po sobie jakąś zachętę czy uwagę. Pozwoliły mi one spojrzeć na Ścieżki od innej strony oraz dostrzec jak wiele rzeczy chciałbym zmienić. Jak mówiłem, gdzieś się zgubiłem, choć te długie miesiące mojej nieobecności spożytkowałem na spisywaniu pojedynczych scen zajmujących w tej chwili jakieś 60-70 stron. Gdybym się naprawdę sprężył, może już dawno skleiłbym z nich rozdział, ale prawda jest taka że chyba nie umiałbym się na to zdobyć. Kłóciłoby się to z moim marzeniem.


Tak czy owak, na pewno będę musiał wziąć się za przynajmniej niewielką przebudowę tego co już udostępniłem, tak aby nie sprawiało to aż takiego wrażenia braku fabuły. Bo dotarło do mnie, że faktycznie zabrnąłem za daleko w moim pragnieniu przedostawania wszystkiego tak dokładnie. Wiązało się ono z tym, że chciałem stworzyć opowieść w chyba nieco starszym stylu. Nie chcę opisywać, a raczej pokazywać. Nie dążę do przedstawienia nieco tylko szerszego planu wydarzeń zawierającego niewiele ponad relację z kolejnych wypadków. Za największą wartość opowiadania obrałem klimat. Chcę by tekst był płynny, narrator bardziej gawędził niż mówił i tym samym by czytelnik naprawdę zanurzał się w stworzony przeze mnie świat. Brak pośpiechu z prowadzeniem fabuły również miał temu służyć, ale jak wielu już nieraz zauważyło, nie tędy droga. To znaczy, na pewno nie zrezygnuję z ukochanych przeze mnie, długich, szczegółowych opisów, lecz muszę koniecznie ruszyć z kopyta z fabułą. Na pewno będę musiał też coś zrobić z samymi opisami, bo skoro coraz więcej osób mówi mi, że przesadzam, coś zdecydowanie jest na rzeczy i prawdę powiedziawszy jak sam je teraz czytam to pierwszy bym przyznał, że w zbyt wielu miejscach coś jest nie tak. Już wiem, że poprawki będą dla mnie trudne. Jestem perfekcjonistą – nie chwalę się i nie narzekam, taki po prostu jestem i stąd bierze się moje pragnienie by tekst był, jak to określił Verlax, piękny, ale też aby opowieść była ciekawa. A w odpowiedzi na pytanie Verlaxa czy jestem w stanie tak pisać, powiem, że naprawdę nie wiem, ale z całą pewnością tego właśnie chce. I, co ważniejsze, nie chcę być jedyną osobą, która uważa swoje wypociny za coś dobrego. Chcę zapracować sobie na Wasze pochwały i mieć poczucie, że na nie zasłużyłem.


Jeśli chodzi o mniej ogólne sprawy – czuje się przekonany co do tagowania. Rzeczywiście wyszedł mi SoL i z czystym sumieniem go dodaje. Jeśli chodzi o resztę tagów, postanowiłem przynajmniej tymczasowo je zachować. Wrażenie złego otagowania to kolejny efekt mojego przesadnego rozwleczenia pierwszych kilku rozdziałów. Mam nadzieję, że kolejne, jeśli się pojawią, rozwieją te wątpliwości.


Nie mogę też nie wspomnieć o wiadomej scenie. Widzę, że wymaga ona pewnego wyjaśnienia, choć nie będzie to łatwe bez zdradzania przyszłych wątków.

Spoiler

Być może zabrzmi to jak słabe wykręcanie się z popełnionej gafy, ale mogę jedynie zapewnić, że to co przydarzyło się Swallow jest przeze mnie dokładnie zaplanowane i jest to tylko pierwszy etap w rozwoju tej postaci oraz motyw, który pociągnie do przodu cały wątek główny. Przyznaję się, że przedstawiając to co przedstawiłem poszedłem nieco na łatwiznę jeśli chodzi o zszokowanie czytelnika, lecz tak niespotykany opis tej zbrodni miał właśnie wywołać jeszcze większy szok. Tak, to była prowokacja. Chciałem wywołać u czytelnika zaskoczenie, siarczyste WTF?! i niezrozumienie sytuacji, która miała wyjaśnić się powoli i stopniowo. I niech nikt nie sądzi, że nie rozumiem czym jest gwałt. Absolutnie nie było moją intencją wybielanie podobnej zbrodni czy też przedstawiania Swallow jako postaci chorej psychicznie. Stała jej się wielka krzywda i zamierzam to ukazać najlepiej jak będę potrafił. Tych, którzy chcieliby dalej czytać Ścieżki proszę jedynie by zaufali mi w tym względzie. Sprawa maluje się tak, że w opowiadaniu jest jeszcze za mało poszlak, dzięki którym można to sobie wyjaśnić, ale mam nadzieję, że gdy przyjdzie co do czego, przynajmniej niektórzy uznają ten motyw za „dobrą zagadkę” – kiedy już zna się odpowiedź, cały problem wydaje się być bardzo prosty.


Co jeszcze mogę powiedzieć…? Rozdział czwarty się produkuje, choć powstawał i nadal powstaje w ciężkich dla mnie chwilach. Zostało mi naprawdę niewiele do napisania ale nie potrafię określić kiedy ów rozdział się pojawi. Na pewno stanie się to przed przebudową już udostępnionych rozdziałów – czuję, że jestem to winien tym, którzy nie stracili we mnie wiary. Nie mogę jednak niczego obiecać, bo naprawdę nie wiem czy byłbym w stanie dotrzymać jakiejkolwiek obietnicy. Nie zabrzmię chyba zbyt pyszałkowato jeśli poproszę Was byście przynajmniej o mnie nie zapominali.


I tym akcentem kończę.


No, może jeszcze pozwolę sobie zamieścić to również tutaj – w najbliższy piątek o godzinie 20:00 na kanale Klubu Konesera Polskiego Fanfika trwać będzie dyskusja na temat Ścieżek Donikąd. Zapraszam wszystkich serdecznie.

Edytowano przez Johnny
  • +1 5
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podobnie, jak Verlax, przeczytałem "Ścieżki..." z powodu Klubu Konesera.

Mam mieszane uczucia.

Podoba mi się pomysł na prowadzenie fabuły (splatające się losy różnych, pozornie odległych postaci) i uważam go za najmocniejszy punkt fanfika. Szkoda tylko, że na przestrzeni ok. stu stron mamy tak niewiele wydarzeń, które pchałyby tę fabułę do przodu. Duża część tekstu to zapychacze, i na przestrzeni tych trzech rozdziałów tak naprawdę zdarzyło się niewiele.

Prolog jest obiecujący. Zarysowuje jakiś konflikt między kucami a ieleni i solidnie buduje postać Weratyra. Tym większe jest zaskoczenie czytelnika, gdy

Spoiler

okazuje się, że Weratyr umiera i to w dość dziwnych okolicznościach.

Przypuszczam, że taki właśnie efekt zamierzałeś uzyskać, ale ja osobiście poczułem się oszukany. Tym bardziej, że wyrazistego Weratyra zastąpił szereg nudnych postaci, które tylko uganiają się za własnymi, codziennymi sprawami i w gruncie rzeczy, poza profesjami i sposobem mówienia, są do siebie dość podobne, a przynajmniej takie było moje wrażenie. A wynikało ono zapewne stąd, że poza Weratyrem i od biedy Time Turnerem

Spoiler

(scena kupowania eliksiru miłosnego)

  jak dotąd żadna z postaci nie została jeszcze postawiona przed próbą przez duże "P", podczas której mogła by ujawnić swoją naturę.

To sprawia, że czytelnik nie odczuwa więzi emocjonalnej z bohaterami, nie kibicuje im (bo nie ma w czym), ani nie życzy rychłej śmierci. Czyli wkrada się nuda. Nuda, która towarzyszy nam, przypominam, przez ponad setkę stron.

 

Fabuła fanfika przywodzi mi na myśl popularną swego czasu w Polsce powieść "1Q84". Fabuła "1Q84" jest dwuwątkowa i pokazuje losy dwójki ludzi, którzy, choć niezwiązani ze sobą, na końcu muszą się zejść. Bohaterów, podobnie jak w "Ścieżkach" śledzimy podczas ich codziennych zajęć i obserwujemy różne ciągi zdarzeń, które bądź to oddalają ich od siebie, bądź zbliżają.

Dlaczego więc "1Q84" czyta się z zapartym tchem, a "Ścieżki", no cóż, nie?

Po pierwsze, w powieści Murakamiego już na początku zarysowana jest istota głównego wątku, jedno z pary bohaterów postawione jest przed wyzwaniem, któremu będzie musiało sprostać, a czytelnik od razu wie, że gra toczy się o wysoką stawkę. W "Ścieżkach" mamy

Spoiler

kryształowe dziecko i Sombrę

i jak na razie wiemy tylko tyle, że są. To za mało.

Po drugie, choć w "1Q84" mamy do czynienia z długimi opisami robienia śniadania, jazdy taksówką, czy chodzenia po zakupy, czytelnik ma świadomość, że żadna z tych scen nie znalazła się w książce przypadkowo i każda z nich w jakiś sposób popycha fabułę naprzód. W "Ścieżkach" mamy wiele scen, które się ciągną i ciągną a służą tylko wprowadzeniu nowych bohaterów, albo zgoła niczemu. Niektóre z tych scen, same w sobie, byłyby niezłymi  slice of life. Ale mi w prologu i w tagach obiecano adventure, a nie slice of life.

Po trzecie, bohaterowie "1Q84" cały czas mają ciekawe przemyślenia i ciekawe relacje z otaczającym ich światem. Codzienny, z pozoru nudny żywot jest pretekstem do poruszenia wątków przemocy wobec kobiet, samotności w wielkim mieście, relacji na linii rodzic-dziecko, relacji romantycznych w najróżniejszych konfiguracjach... krótko mówiąc, różnych aspektów życia. Bohaterowie "Ścieżek" nic ciekawego nie myślą ani nie mówią, tylko przytrafiają im się rzeczy. To by było w porządku, gdybyśmy mieli do czynienia z opowiadaniem przygodowym, high fantasy, lub podobnym. Ale "Ścieżkom..." chyba najbliżej do obyczajówki.

 

Przejdźmy do stylistyki. Sprawa kontrowersyjna, bo po komentarzach widzę, że większości się podoba. Mi zaś nie.

Jest trochę dobrych momentów, np.: scena w sklepie Turnera, z postacią kupującą okulary. Bardzo ładnie, powoli i z opóźnieniem odsłaniasz w niej szczegóły postaci, dając czytelnikowi możliwość wcześniejszego domyślenia się niespodzianki, która go czeka.

Majstersztykiem jest również scena czyszczenia kopyt. Dialogi stały na wysokim poziomie a w powietrzu wisiało napięcie. Była to też jedna z nielicznych scen, które budowały charakter postaci, i sprawiały, że te zyskiwały trochę na indywidualności.

Takie sceny to jednak rzadkie jasne punkty w otchłani przegadania, zbędnego udziwnienia i niestety, licznych błędów stylistycznych.

Rozumiem, że chciałeś uzyskać efekt, jakoby narrator był jakimś ogniskowym gadułą, i to Ci się udało, ale na dłuższą metę jest to męczące i niestety w tym przypadku nienajlepiej wykonane. Starając się za wszelką cenę, żeby było dziwniej, mądrzej, bardziej he he, artystycznie, często pakujesz się w błędnie użyte słowa, zbitki słów będące stylistycznymi potworkami (na przykład łączenie dwóch idiomów o podobnym znaczeniu w jeden), czy wręcz gubisz logikę w zdaniach. Miejscami czyta się to naprawdę źle.

Dalej opisy. Za dużo ich i nic nie wnoszą. Po pewnym czasie je po prostu przeskakiwałem.

Budowanie żyjącego świata to nie jest rozwodzenie się przez pół strony nad tym, że stolik był zielony, a lampa świeciła migotliwym płomieniem. To jest opisywanie relacji bohaterów ze światem zewnętrznym i tego, jak świat zmienia bohaterów. A takich rzeczy akurat masz niewiele.

Na zakończenie, nieszczęsna scena

Spoiler

gwałtu

.

Jest zupełnie niewiarygodna psychologicznie i wręcz szkodliwa społecznie.

Z opisywanym wydarzeniem w literaturze związany jest pewien trop, który określa się mianem "specjalnego rodzaju zła".

Otóż, aby nie wzbudzić u czytelników uczucia niesmaku i zażenowania, taki czyn należy opisywać pewien określony sposób. Postać go dokonująca powinna być przedstawiona jako jednoznacznie zła (a nie po wszystkim kulić się i mówić, że nie chciała) i niedopuszczalne są jakiekolwiek sugestie, że ofiara mogła z tego czerpać przyjemność.

Oczywiście, możesz tłumaczyć, że twórczo nagiąłeś zasady, wykazałeś indywidualnością, ale... cóż. Łamiąc silne tabu (które istnieje nie bez powodu), przeprowadziłeś eksperyment i był to eksperyment nieudany, co zresztą widać w komentarzach, bo akurat w tej kwestii moja opinia nie jest odosobniona.

 

I to by było na tyle. Oczywiście nie roszczę sobie prawa do wyłączności na rację i w sumie to komentarz zwykłego randoma z forum, więc nie musisz sobie go brać do serca.

 

 

  • +1 6
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I ja zostawię tu swój komentarz, choć krótki. 

Mamy do czynienia z całkiem fajnym, poczytnym dziełem, napisanym ciekawym językiem. Czasami owszem, zaciemnia on nieco ogląd sytuacji, ale mimo to gratki dla autora, że postanowił się tak pobawić. 

Co do fabuły, to w zasadzie nic tu nie ma. Jest głównie kreacja świata i delikatny szkic kilku wątków (nie sądzę by wszystkich), więc biorąc pod uwagę ile to zajęło, to obawiam się, że ukończone dzieło może zawstydzić rozmiarem naprawdę wiele fanfików. A z kolei biorąc pod uwagę czas powstawania, to istnieje obawa, że nigdy nie zostanie ukończony (co by było niefajne)

Bohaterów mamy różnych, jedni ciekawsi i bardziej intrygujący, drudzy nieco mniej przypadający do gustu. Ale to akurat jest kwestia względna. Mam jednak nadzieję, że na tej ilości bohaterów się nie skończy i poza standardowymi, których przyszłą obecność fabuła już zdradza (księżniczki), pojawi się kilku nowych. 

 

Tak więc na razie mamy przedstawienie świata i masę ciekawych pomysłów, ale niewiele ponad to. Liczę na więcej i polecam do czytania. 

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21.08.2015 at 18:28 Zodiak napisał:

Po drugie: Opisy. Łączy się to bezpośrednio z zarzutem pierwszym. Nie przeczę, że większość opisów w tym opowiadaniu jest świetna, barwna, dobrze oddająca atmosferę itd. Ale tutaj, jak wspominałem, pojawiają się wątki Cannabisa i Ichnes, które po prostu zapychają tekst. Zwłaszcza ten pierwszy. Czytałem go bez żadnych emocji, czekając tylko, aż stanie się coś ciekawego. Postać nawet zabawna, jego wypowiedzi barwne i charakterystyczne... Ale co z tego, skoro całość nudzi? Nic nie wnosi, a nudzi. W przypadku Ichnes - tak samo, tylko trochę mniej. Rozprawka o niczym.

Czyli podsumowując, też miałeś lekkie wrażenie... Ja akurat nieco też, gdy czytałem nawet skokami... Że za dużo opisów, a zbyt powolna "akcja", może zrzucić na czytelnika lekkie nudnosci? Stopniem rozmachu opisów, przypomina mi to dzieło TloU, tak nieco... Albo Crisisa. Tyle, że w Crisisie takie przestoje po ciągłej niemal akcji były wskazane, no a tutaj...

 

Użyje mojego znajomego, któremu pokazałem kiedyś Lasta i Crisisa, a w zasadzie jego słów, w mniejszym bądź większym stopniu "Barwne opisy, choćby najpiękniejsze. Nie powstrzymają czytelnika od odłożenia książki na pewien czas, gdy nic się nie będzie działo. A zacznie wiać nudą i bedzie za spokojnie już niemal na samym "początku" ".

 

:)

 

Bardziej wnikliwy komentarz dam, a raczej się postaram - choć co do komentów to mam bezbrzeżnego lenia - Gdy przeczytam to dzieło ponownie, tym razem nie na "wyrywki".

 

Ale już teraz Jonny ma pewność, a raczej niech ma... Że gdy tylko wprowadzi poprawki o których mówił podczas posiedzenia "Discordowego Klubu", a raczej NA Discordzie... Że zgłoszę się do niego z prośba o zgodę na nagranie tego :D

 

13 godziny temu Sun napisał:

Co do fabuły, to w zasadzie nic tu nie ma. Jest głównie kreacja świata i delikatny szkic kilku wątków (nie sądzę by wszystkich), więc biorąc pod uwagę ile to zajęło, to obawiam się, że ukończone dzieło może zawstydzić rozmiarem naprawdę wiele fanfików. A z kolei biorąc pod uwagę czas powstawania, to istnieje obawa, że nigdy nie zostanie ukończony (co by było niefajne)

Musze się tu zgodzić, to może być moloch pokroju Crisisa, o którym już wspominałem, gdyż tam zaczynało się podobnie. Kreacją świata... Choć kreacją Miasta, byłoby bardziej adekwatne. I było w "miarę" spokojnie. I jednakowoż autor nie podołał jego ukończeniu :( Wierzę, że tu tak nie będzie :) Ale nadzieja potrafi być zwodnicza.

Edytowano przez Accurate Accu Memory
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 years later...

Sam zawrócił Nad Wodę i pod wieczór dotarł na Pagórek. Wspinając się po zboczu, z daleka zobaczył żółte światełko w oknie i odblask ognia płonącego na kominku. Wieczerza była gotowa, tak jak się spodziewał. Różyczka wciągnęła go do domu, usadowiła w fotelu i posadziła mu na kolanach małą Elanor. Sam odetchnął głęboko.
- Ano, wróciłem! – powiedział.

 

Ścieżki donikąd, Rozdział 1 (poprawiony)

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...