Skocz do zawartości

Wyżal się.


Mellie

Recommended Posts

Boi się, bo widocznie nie jest super koksem, który poradzi sobie z bandą dresów jak wy. Ma swoje powody, jak chcecie komuś pomóc to nie patrzcie przez pryzmat siebie, bo to raczej nie pomoże, trochę empatii.

Cóż ja też nie jestem "super koksem" :v i też nie dam rady dresiarzom, a mimo to nawet miałem odwagę paradować w mundurze ochrony na ulicy, po ciemku, że nawet kierownicy się dziwili, że się nie boję oklepu po pracy...

A po za tym, kto tu kazał mu radzić sobie z bandą dresów? 

Przecież każdy kazał ich omijać, a nie walczyć z nimi ...

Btw...

 

 

jak chcecie komuś pomóc to nie patrzcie przez pryzmat siebie, bo to raczej nie pomoże, trochę empatii.

Ale sztuczne użalanie się też nie pomoże, więc chyba dobra rada pomoże bardziej, niż współczucie i takie tam...

Edytowano przez BRONIESiPEGASIS
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trzeba się po prostu przełamać. Problem nie tkwi w Tarnowie, a w twoim umyśle (nie odbierz tego źle). To normalne, że boimy się nieznanego. Jeśli dorzucić do tego wymyślanie czarnych scenariuszy... Gdy zacząłem studiować, w piątki i soboty kończyłem zajęcia o 20. Pół biedy jeśli wracała duża grupa studentów ze starszych roczników. Niestety bardzo często musiałem iść sam. Co gorsza uczelnia jest na zadupiu, a do przystanku MPK jest trochę drogi. Zimą było już ciemno, a w soboty nie brakowało "spacerowiczów". Czekanie 20-30 minut na autobus, przez pierwszy miesiąc było katorgą. Ale musiałem się przełamać. Wiele razy do prawie pustego autobusu wsiadali "kibice". Jeszcze raz - trzeba się przełamać. Prędzej czy później, będziesz musiał.  

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kurczę troszkę późno to piszę.

Są pewne proste zasady jeśli chodzi o walkę. Pluj, gryź, bierz piach, butelki, wydłubuj oczy, kop w jądra, bij w krtań, uszy i uciekaj.

  • I zasada: Unikaj miejsc i sytuacji niebezpiecznych.
  • II zasada: Jeżeli znajdziesz się w niebezpiecznym miejscu lub sytuacji, to oddal się z tego miejsca jak najszybciej.
  • III zasada: Jeżeli znajdziesz się w niebezpiecznym miejscu lub sytuacji i nie możesz się z niej oddalić, to walcz używając wszelkich dostępnych przedmiotów, które mogą Ci pomóc.
  • IV zasada: Jeżeli znalazłeś się w niebezpiecznym miejscu lub sytuacji, nie możesz się oddalić i w zasięgu nie ma żadnych przedmiotów, które można by było w walce wykorzystać, to walcz w sposób maksymalny, nie stawiając sobie żadnych ograniczeń.

Życie to nie film akcji. Znam ludzi którzy się chwalili jaki to oni I czy tam II Dan mają. Pustaki rozbić umiał fakt, ale po mordzie dostawał równo, ale ja nie o tym chciałem.

 

W życiu ludzie mówią, że trzeba się zastanowić i czekać na rozwój wypadków. Po prostu ludzie chcą uciekać od życia, bo to bezpieczniej. I mają racje jest bezpiecznej, ale co z tego skoro całe życie ci ucieka. Jeśli możesz jechać do Warszawy i akurat odjeżdża ostatni pociąg, to wskakuj,a nie mów sobie, że jutro też jest dzień. A na miejscu? Na miejscu możesz mieć problem z mieszkaniem, z możesz dostać w łeb, ale możesz też poznać wspaniałych ludzi i zdobyć doświadczenie. Czasami trzeba zaryzykować, rzucić prace, bezpieczny kąt, bo może czeka cię coś lepszego albo gorszego. I to jest wspaniałe w życiu, wolność i jej konsekwencje. Nie uciekaj od życia, a żyj.

Ja wiem, że masz ciężko, też tak miałem, ale to się zmieniło.

 

 

No, mnie akurat parę razy napadnięto. Wielu frajerów myślało że samotna dziewczyna będzie łatwym celem. Cóż... Potem to oni uciekali, a nie ja.

A co, zdjęłaś torbę z twarzy? (Coś czuje, że skończę jako człowiek bezzębny i bezpłodny)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Parę razy obyło się bez walki. Potrafię być całkiem wyszczekana, a to czasami pomaga - spodziewają się pokornej, współpracującej ofiary, a zostają wyśmiani, obrażeni i zlekceważeni. I co robią? Uciekają z podkulonymi ogonami, bo nie rozumieją że ktoś może się ich nie bać.

 

Innym razem rzucił się na mnie jakiś facet. Nie znałam go, nawet nie pamiętam jak wygląda. Najpierw ze strachu mnie sparaliżowało, ale potem włączył się instynkt. Skopałam mu dupę i żałuję że nie goniłam by dokończyć dzieła.

 

Dziś już się w sumie nie boję. Jest mi wszystko jedno na temat tego co przyniesie mi jutro. Potrafię walczyć o swoje, a w razie czego, to wiem jak się zabić bez użycia dodatkowych narzędzi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziś już się w sumie nie boję. Jest mi wszystko jedno na temat tego co przyniesie mi jutro. Potrafię walczyć o swoje, a w razie czego, to wiem jak się zabić bez użycia dodatkowych narzędzi.

 

Po co się, lepiej kogoś. A tak poważnie, jak umiesz walczyć to boisz się o życie przeciwnika. Przynajmniej ja się obawiam, bo wcale nie jest tak trudno  z człowieka zrobić kalekę (tak bardzo łatwo też nie) O wiele łatwiej jest jak walczy się z kilkoma przeciwnikami(oczywiście mowa o tych nieogarniętych) wtedy nie boisz się tak bardzo krzywdzić. Jednak zawsze lepiej kochać niż krzywdzić(choć czasem trzeba).

 

 

a zostają wyśmiani, obrażeni i zlekceważeni.

Aż boję się pytać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie boję się krzywdzić sukinsynów. Niewinnych nie ruszam. Ale jeśli ktoś atakuje mnie, to sam prosi się o kalectwo i inne nieprzyjemności. Generalnie to jestem pokojowo nastawioną istotą, ale dokopać jak trzeba potrafię i lubię. I szczerze - bardzo zabawne jest uczucie, kiedy jakiś gnojek, który myślał, że jest silniejszy i chciał Cię skrzywdzić odkrywa jak bardzo się pomylił.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ludzie walczyć (mowa o tych, którzy nie za bardzo potrafią)? Bez jaj, w dzisiejszych czasach, wyglądające na niewinne 12 letnie chuchro, może ci "sprzedać kosę"! Życie jest do rzyci. Mogą ci spuścić łomot w drodze do osiedlowego sklepiku, który jest oddalony od domu o 100m. Nie można myśleć takimi kategoriami, inaczej za 10 lat będziemy jechać na psychotropach. 

Edytowano przez Triste Cordis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie boję się krzywdzić sukinsynów. Niewinnych nie ruszam. Ale jeśli ktoś atakuje mnie, to sam prosi się o kalectwo i inne nieprzyjemności. Generalnie to jestem pokojowo nastawioną istotą, ale dokopać jak trzeba potrafię i lubię. I szczerze - bardzo zabawne jest uczucie, kiedy jakiś gnojek, który myślał, że jest silniejszy i chciał Cię skrzywdzić odkrywa jak bardzo się pomylił.

 

Przestań już pisać, bo jeszcze się w tobie zakocham.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie przypominaj...

Największy problem to raczej to że po prostu boje się świata i przy okazji ludzi. Nigdy w życiu nie wyszedłem z domu z własnej woli, "wyjście z kolegami" to dla mnie pojęcie abstrakcyjne, a nawet jak z jakichś powodów chodzę sam w dzień i w mieście gdzie mieszkam boje się że zostanę prze kogoś zaatakowany/porwany/pobity/wypatroszony. Ale nie serio, serce zaczyna mi mocniej bić kiedy inny człowiek przejdzie obok mnie. Właściwie wystarczy że ktoś nieznajomy się do mnie odezwie i czuje się zdenerwowany.

Po za tym wszędzie chodzą nastolatkowie, boje się nastolatków.

 

Kruczek- wybacz nie czuje że to dobry plan

 

I rozumiem że wszyscy są zgodni że mogę zginąć w Tarnowie?

 

Wiesz, że reagowanie stresem (przyśpieszone bicie serca) i lękiem podczas relacji społecznych to objawy fobii społecznej? Powinieneś jak najszybciej powiedzieć o tym rodzinie, poważnie mówię. Tym powinien się zająć psychiatra dla Twojego dobra.

 

Jeśli moje obawy się potwierdzą, to niestety, ale żadne dobre rady w żaden sposób nie pomogą, bo to najzwyklejsza w świecie choroba. To jakby leczyć raka poprzez homeopatię.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Proszek placebo, jedyne skuteczne lekarstwo na raka!

 

Fajne lavstori się tu robi :3

 

 

Ludzie walczyć (mowa o tych, którzy nie za bardzo potrafią)? Bez jaj, w dzisiejszych czasach, wyglądające na niewinne 12 letnie chuchro, może ci "sprzedać kosę"! Życie jest do rzyci. Mogą ci spuścić łomot w drodze do osiedlowego sklepiku, który jest oddalony od domu o 100m. Nie można myśleć takimi kategoriami, inaczej za 10 lat będziemy jechać na psychotropach. 

A jakimi kategoriami chcesz myśleć?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od około dwóch dni mam doła. W sumie nawet nie wiem dlaczego, ale przez te dni zdarzyły się sytuację o których muszę komuś opowiedzieć. Dlaczego tutaj, a nie jakiemuś znajomemu? No cóż, o tym też będzie.

 

 

Po pierwsze, dlaczego w temacie "Wyżal się" piszę o swoim problemie, a nie zwierzę się komuś z rodziny albo przyjacielowi.

Po pierwsze, z moją rodziną ciężko się rozmawia. Mama albo przychodzi wpiórwiona z pracy, albo od razu idzie spać. Odpada. Tato, no cóż, nie mamy najlepszej relacji i wiem, że mógłby naszą rozmowę wykorzystać w kłótni z rodzicielką. Odpada. Z siostrą mam dobry kontakt, ale nie taki żeby się jej zwierzać, tak więc ona też odpada. Poza tym wiem, ze ona także ma swoje problemy, nie chcę jej dokładać swoich.

 

Co z przyjaciółmi, możecie się spytać. No cóż, takowych nie posiadam. Ostatni dobry przyjaciel wypiął się na mnie w chwil kiedy najbardziej go potrzebowałem, od tamtego czasu nawet cześć mu nie mówię. I nie byłoby to przykre gdyby nie fakt, że ja pomogłem mu, gdy miał podobną sytuację. Przyjaciółka którą poznałem na tym forum po kilku miesiącach dobrej znajomości wypięła się na mnie, zerwała kontakt bez słowa i tyle. Płakałem po niej, myślałem że to przeze mnie. Teraz już wiem, że tak nie było, przynajmniej nie w całości.

 

 

Dlaczego jednak smucę się od kilku dni? No cóż, myślę że wszystko co miało mnie przytłoczyć a wydarzyło się wcześniej po prostu zbierało się we mnie i dopiero teraz pękło. Pękło po wizycie w domu rodzinnym mojej mamy. Odwiedziliśmy cmentarz na którym leżą moi kochani dziadkowie. Po tej wizycie coś we mnie pękło. Zdałem sobie sprawę, że minęła podstawówka, gimnazjum, liceum w połowie, a ja nie znalazłem jeszcze ani jednego dobrego przyjaciela z którym mógłbym pogadać, wyżalić się, szukać pocieszenia. Czas pędził a mi jakby całe życie przebiegło przez palce. Przypomniałem sobie całe dzieciństwo, pooglądałem parę starych kreskówek i dotarło do mnie, że działo się to wszystko 10 lat, a nie rok temu.

 

Najgorsze jest we wszystkim, że muszę sobie radzić z tym wszystkim sam. W życiu założyłem jakby maskę osoby uśmiechniętej, wesołej, chowając swoją zranioną osobę. Zastanawiam się teraz czy nie był to błąd. Może powinienem wylać z siebie to wszystko przed jakimś krewnym? Szczerze mówiąc nie wiem. Wiem natomiast, że wczoraj płakałem 7 razy słuchając paru piosenek. Płaczę nawet teraz, pisząc tego posta. Siedzę na balkonie, żeby rodzina nie widziała. Mam minę jak kobieta z mojej sygnatury.

 

Niekiedy zazdroszczę niektórym ludziom, a to pieniędzy, a to znajomych. Zastanawiam się co byłoby gdybym zachowywał się inaczej, dopasował do modelu licealnego chłopaka. Zastanawiam się też czy rodzina zauważyłaby gdybym po prostu zniknął, wyszedł.Czasem mam wrażenie, że jedyną osobą dla której żyje to ja sam.

 

Piosenki których słucham:

 

 

 

 

 

Nie musisz się wstydzić ani czuć się źle z tym, że tutaj piszesz. Wiele osób to robi z mniejszymi i większymi problemami. To zdrowe, nie bój się :)

Co do Twojego problemu... Mam parę rad.

Zamierzasz studiować? Jeżeli tak to spróbuj być otwarty, na studiach często poznaje się zakręconych ludzi, często bardzo chętnie oni otwierają się na innych. Bo wiadomo że w gimnazjum czy średniej bardzo różnie to bywa, ale kolejna szansa przed Tobą :3

Możesz też popróbować spotkać się  z kimś z forum, bądź innej internetowej społeczności, jeżeli nie będziesz mieć za daleko.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie musisz się wstydzić ani czuć się źle z tym, że tutaj piszesz. Wiele osób to robi z mniejszymi i większymi problemami. To zdrowe, nie bój się :)

Co do Twojego problemu... Mam parę rad.

Zamierzasz studiować? Jeżeli tak to spróbuj być otwarty, na studiach często poznaje się zakręconych ludzi, często bardzo chętnie oni otwierają się na innych. Bo wiadomo że w gimnazjum czy średniej bardzo różnie to bywa, ale kolejna szansa przed Tobą :3

Możesz też popróbować spotkać się  z kimś z forum, bądź innej internetowej społeczności, jeżeli nie będziesz mieć za daleko.

Otwarty próbuję być już teraz i fakt, parę osób poznałem. Problem jest taki, że żadna z nich nie chce dopuścić mnie do siebie bliżej, traktując po prostu jak znajomego z klasy. Smuci mnie to, bo większość osób z klasy to już starzy znajomi a ja siedzę najczęściej sam cały dzień.

Studia powiadasz? Jedno z wielu rzeczy związanych z tym okresem to fakt mojej abstynencji i to, że nie jestem typem imprezowym.Chyba po prostu nie umiem się bawić, nawet bez alkoholu :dunno:

Spotkać się z kimś z forum poza forum? Trochu trudne, bo ani ja kasy na wyjazd nie mam, ani ktoś raczej nie mógłby przyjechać do mnie. Niemniej Jaskierka dzięki za poradę :discohug:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Otwarty próbuję być już teraz i fakt, parę osób poznałem. Problem jest taki, że żadna z nich nie chce dopuścić mnie do siebie bliżej, traktując po prostu jak znajomego z klasy. Smuci mnie to, bo większość osób z klasy to już starzy znajomi a ja siedzę najczęściej sam cały dzień.

Studia powiadasz? Jedno z wielu rzeczy związanych z tym okresem to fakt mojej abstynencji i to, że nie jestem typem imprezowym.Chyba po prostu nie umiem się bawić, nawet bez alkoholu :dunno:

Spotkać się z kimś z forum poza forum? Trochu trudne, bo ani ja kasy na wyjazd nie mam, ani ktoś raczej nie mógłby przyjechać do mnie. Niemniej Jaskierka dzięki za poradę :discohug:

Nie trzeba pić alkoholu, by się dobrze bawić, serio :D U mnie są też osoby które często wyrywam na piwo mimo że mówią że nie chcą. Albo są samochodem i nie mogą, to po prostu idziemy z kumplami wszystkimi i jedni piją, inni nie ^^ Oczywiście nie tak, by się upić. Ale no, zależy jak wyjdzie to w Twojej grupie. W każdym razie trzymam kciuki ^^ Wiesz, teraz w klasie obecnej wiele osób może już mieć swoich przyjaciół i nie szuka nowych, nie wiem, równie to bywa ^^

 

A gdzie mieszkasz? Kasa na wyjazd to może być nawet dwie dychy w dwie strony, jeżeli poszczęści się miejsce zamieszkania ^^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, że reagowanie stresem (przyśpieszone bicie serca) i lękiem podczas relacji społecznych to objawy fobii społecznej? Powinieneś jak najszybciej powiedzieć o tym rodzinie, poważnie mówię. Tym powinien się zająć psychiatra dla Twojego dobra.

 

1. W sumie już koniec pieśni, przeżyłem załamanie nerwowe w momencie "pojadę albo nie pojadę" i pomyślałem "YOLO, jak umre to po filmie". Żyje, nic mi nie jest, o filmie napisze gdzie indziej.

 

2.Szczerze? Jak ktoś mi polecił (już zapomniałem kto) w tym temacie poczytać o tym to rzeczywiście mogę na to cierpieć. Czy che komuś o tym mówić...? Raczej nie, na pewno nie rodzicom. I to nie jest tak że mam zły kontakt z rodzicami ale...nie chcę jeszcze bardziej dobijać taty.

 

Sprawa jest taka że pewnego razu zdałem sobie sprawę "Łał, jakiego mój tata ma pecha". Dlaczego? A bo- jestem jego jedynym synem, to uno. Druga rzecz, tata jest...człowiekiem praktycznie bez problemów, w szkolę miał prawie same szóstki na świadectwach (widziałem dyplomy), został dyrektorem, a przy okazji był i jest bardzo towarzyski oraz aktywny, zwykle to on chce chodzić w góry i jeździc na rowerze. Ta sytułacja może nie byłaby taka zła gdyby nie fakt (a podejrzewam że jest to pewien problem) iż mój ojciec w dość młodym wieku stracił swojego ojca (albo mojego dziadka, mówcie jak chcecie).

 

I teraz rodzę się ja. Osoba całkowicie inna od mojego taty i...czasem myślę że on jest po prostu zawiedziony.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

MewTwo zobacz plusy, już prędzej poznasz się na ludziach, a samotność to lepsze niż być otoczonym samymi fałszywymi ludźmi... ,,nie wpada się dwa razy w tę samą anomalię" peace, JLB trzymaj się, polecam ci piosenkę hemp gru - jestem

Wysłane z mojego ST21i przy użyciu Tapatalka

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I teraz rodzę się ja. Osoba całkowicie inna od mojego taty i...czasem myślę że on jest po prostu zawiedziony.

 

Słuchaj, nie znam twojego Ojca. Wiem, że moja matka mnie nienawidzi, ale to inna historia.

 

Opowiem ci pewną historie.

W pewnym królestwie, żył sprawiedliwy król. Był najsprawiedliwszy z najsprawiedliwszych. Kochał też swoich poddanych, ale co dziwne poddani wcale go nie lubili. Pewnego razu każdy z królestwa dopuścił się przewinienia ta, że nie było w królestwie, żadnego niewinnego człowieka oprócz jego samego i księcia. Tu pojawił się problem. Król bardzo kochał swój naród, ale był też sprawiedliwy i musiał ukarać przestępców. Król długo głowił się co zrobić. Wreszcie wpadł na pomysł. Pomysł tak kosztowny, tak bolesny...

Poprosił swojego syna, by odszedł z zamku i zamieszkał wśród gminu. To nie było by takie straszne, ale plan miał też cześć drugą. Król poprosił go, żeby przyjął karę na siebie. Książę zgodził się i kiedy zamieszkał wśród ludu został zamordowany. W ten oto sposób krew zmazała winę. Od tego momentu drzwi zamku stoją otworem dla każdego. To nie wszystko król obiecał, że każdy kto zachce może dołączyć do rodziny królewskiej i stać się dziedzicem.

 

 

MewTwo nigdy nie jesteś sam. Po prostu musisz zobaczyć to czego wcześniej nie widziałeś. Edytowano przez White Hood
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


MewTwo nigdy nie jesteś sam. Po prostu musisz zobaczyć to czego wcześniej nie widziałeś.

 

WhiteHood przepraszam za wyrażenie, ale przestań pierdolić mi o tym, żebym zobaczył Boga w swoim życiu. Nie widziałem go ani kiedy umierał dziadek z którym nie zdążyłem się pożegnać, bo zatrzymaliśmy się na chwilę w kościele, ani kiedy moja babcia dostała Alzhimmera i nie pamiętała własnej córki, o mnie nie wspominając. Nie zauważyłem go kiedy moja rodzina staczała się po równi pochyłej. Powiem krótko;: każdy swój krzyż nieść musi, ale czemu mam wrażenie, ze niosę krzyż wszystkich znanych mi osób?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

WhiteHood przepraszam za wyrażenie, ale przestań pierdolić mi o tym, żebym zobaczył Boga w swoim życiu. Nie widziałem go ani kiedy umierał dziadek z którym nie zdążyłem się pożegnać, bo zatrzymaliśmy się na chwilę w kościele, ani kiedy moja babcia dostała Alzhimmera i nie pamiętała własnej córki, o mnie nie wspominając. Nie zauważyłem go kiedy moja rodzina staczała się po równi pochyłej. Powiem krótko;: każdy swój krzyż nieść musi, ale czemu mam wrażenie, ze niosę krzyż wszystkich znanych mi osób?

 

A ja widzę go nawet teraz w twoim życiu. Najlepszy znak, żyjesz. Twoja rodzina nie była torturowana, a dziadkowie jeśli dobrze czytam nie umarli bardzo się męcząc. 

 

To trochę przypomina mi "Gdzie był Bóg jak wybuchła II wojna światowa" Odpowiadam. Był w tym, że wojna trwała tylko 6 lat.

Problem jest w tym, że ludzie chcą widzieć Boga jako świętego Mikołaja.

I przypominam bardzo ważną rzecz. Bóg działa jeśli ty na to pozwolisz. O ile znam Ojca to wiem, że ma pewną zasadę. "Szanuję twoją wolność bardziej niż twoje bezpieczeństwo"

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

MewTwo - właśnie kumpel, który był u mnie prawie dwa tygodnie wrócił do domu. Jak masz ochotę to mogę się któregoś dnia ruszyć z domu, gdzieś się popałętać czy coś :v Ale nie wiem czy odpowiada Ci moje towarzystwo. To tak totalnie btw. Ale pożalić się sobie wzajemnie - można. 

 

 

Żalę się, bo w sumie jest mi smutno. Nawet nie wiem czemu konkretnie. Cierpię na dziwny rodzaj braku zajęć. Nie wiem co z sobą zrobić. Siedzę pół dnia i gram w jakieś durnoty na telefonie, czasem coś nabazgram na komputerze. A potem czekam godzinami aż mi ktoś odpisze. Teraz ostatnie 2 tygodnie jakoś przeżyłem - kumpel był. Ale w sumie, zaczął mnie już męczyć, bo wcale nie rozwiązało to problemu z brakiem zajęć. Wręcz przeciwnie. Zamiast się czymś ciekawym zająć, to głównie było "nie chce mi się" z którejś ze stron. I dwa tygodnie... wegetowania. 

Poza tym, znów zatęskniłem za internatem. Niby był wkurzający, ale jednak, miałem więcej ludzi wokół siebie, z którymi dało się pogadać. A tak, wszyscy się rozjeżdżają w swoje strony. Niby odwiedzałem czasem mój plastuś przez ten ostatni rok - ale jednak to już co innego. Smutno mi z tego powodu. Studia i akademik nie są fajne. Ludzie nie tacy, klimat nie taki. Niby wakacje są, ale zajmuję się szukaniem stancji, co też mi nie idzie, bo ceny straszne, a jak coś sensownego, to po paru minutach od dodania ogłoszenia - zaklepane. Ludzie świrują.
Nie wiem co ze sobą zrobić. Uszyłbym coś. Porysował. Tak na zamówienie. Ale zainteresowanie marne. A jak szyję, czy rysuję - to chociaż mam zajęcie. I trochę pieniążków przybędzie. A pieniążki mi bardzo potrzebne. Ciągle ich brakuje. Tracę motywację do czegokolwiek. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Nie wiem co ze sobą zrobić. Uszyłbym coś. Porysował. Tak na zamówienie. Ale zainteresowanie marne. A jak szyję, czy rysuję - to chociaż mam zajęcie. I trochę pieniążków przybędzie. A pieniążki mi bardzo potrzebne. Ciągle ich brakuje. Tracę motywację do czegokolwiek.

Idź do pracy, czytaj, trenuj, rozwijaj pasje. No bo co ja ci mogę polecić?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Idź do pracy, czytaj, trenuj, rozwijaj pasje. No bo co ja ci mogę polecić?

 

Z pracą jest taki problem, że nie każdy nadaje się do każdej pracy. A w moich okolicach to co najwyżej jakby mi się poszczęściło to by mnie do Maca wzięli. A ja bym tam zdechł, bo mam kręgosłup zwinięty w rulon niczym dywan i problemy z kolanami, więc no. Dlatego chciałbym szyć, czy tworzyć coś graficznego - ale co poradzę, że wzięcia nie ma specjalnego. 

Szyję, bazgram, czytam - niby rozwijam pasję. Ale nadal czuję hmm.. bezsens egzystencjalny. Przytłacza mnie to już. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szyję, bazgram, czytam - niby rozwijam pasję

 

I dnia ci starczy?

Fakt z takim kręgosłupem, czy kolanami to na kuchni pracy nie szukaj. W hotelach czasami po 30h się pracuje (chyba zły zawód wybrałem)

Edytowano przez White Hood
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...