Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 11/07/18 we wszystkich miejscach

  1. Pół roku po wydarzeniach na Wzgórzu Ognia Tamte dni zmieniły wszystko. Podczas nowiu siódmego listopada purpurowe płomienie dosięgły nieba, które spowiło się pomarańczem i karmazynem. Zerwał się huragan, którego nie przewidziały pegazy, a w tej wichurze było słychać krzyki potępionych. A potem ogień się wypalił i wszystko ucichło. Większość mieszkańców uwierzyła, że to koniec Koszmaru, że wygraliśmy. Jak bardzo się mylili. Wiele kucyków opuściło Ponyville, nie trzymało ich tu już nic poza złymi wspomnieniami. Martwi przyjaciele, rzucane oskarżenia, błagania wleczonych na stosy. Koszmary, ciągłe koszmary. Przez to nawet nie zauważyliśmy nieobecności Lyry i Spitfire. Ale one wróciły… później. Twilight Sparkle przejęła obowiązki swej mentorki, Księżniczki Celestii i wraz z grupą możnych próbowała odsunąć Lunę od władzy. Młoda księżniczka zmieniła się - ogień wypalił z niej całą niewinność, pozostały żal, ból i poczucie obowiązku. Nie mogła uwierzyć, że Pani Dnia dała się skorumpować. Dopiero Koszmarowi udało się je pogodzić i wychudzone, półżywe alikorny stanęły po jednej stronie by stanąć do tego beznadziejnego boju. W kraju nastał głód, zgromadzona żywność zaczęła pleśnieć i gnić, nie mogliśmy nad tym zapanować. Z dnia na dzień coraz bardziej słabliśmy. Wtedy dopadły nas choroby. Źrebięta i starsi umierali jako pierwsi, ich żywota były zbyt wątłe by przedłużyć egzystencję o suchej trawie. Stosy gnijących ciał, których nikt nie miał siły pochować, a później już tylko trupy, walające się wszędzie niby śmieci, za które miał nas Koszmar. Wiarę straciłam jeszcze na Wzgórzu Ognia, jednak mimo wszystko walczyłam. Cóż innego mi pozostało? Walczyłam, bo tak trzeba. Bo tak mówiły martwe ideały. Wielu prosiło mnie o pomoc. Niektórzy przynosili na grzbietach swe martwe źrebięta, jakby nie pojmując, że to koniec. Rozpacz. Brak nadziei. Szloch matek. Szloch ojców. Szloch żon i szloch mężów. Płacz rodzin i płacz przyjaciół. Świadomość, że nie ma ucieczki. Gnijące zwłoki i uczta dla wron. Trzeba nam było spłonąć na Wzgórzu Ognia. Płomień oczyszcza. Płomień nie jest gnijącą raną, z której wychodzą larwy. Płomień nie katuje cię tygodniami. Płomień uwalnia duszę i pozwala jej umknąć w noc. Spoza Equestrii zaczęły napływać złe wieści, naszych sąsiadów spotkało to samo i błagali o ratunek. Księżniczka Luna obawiała się, że w swej desperacji mogą nas najechać. Jednak tak się nie stało, ich wojska pierwiej przegrały z głodem i zarazą niż z nami. Cierpienie. Ból skręcający trzewia. I zmęczenie, śmiertelne zmęczenie. Jakbym była we śnie, który się nie kończy. Chyba to pozwoliło mi przetrwać tak długo. Twilight, Luna i Cadance próbowały nas ratować. Szukały zaklęć, artefaktów i wiedzy w prastarych księgach. Nie wiem, czy alikorny jeszcze żyją. Podczas Solstycjum po niebie przegalopowały dwie klacze. Jedna wychudzona i wynędzniała, z wyleniałą, zielonkawą sierścią i długim rogiem, druga zaś wielka, uskrzydlona, zostawiająca za sobą stada much. Jej ciało gniło i odpadało płatami, lecz mimo to wciąż żyła. Śmiały się i krzyczały, drwiąc z naszych męczarni. O, śmierci! Dlaczego nie przychodzisz?! Dlaczego nie chcesz nas tak po prostu zabrać? Przytul nas! Ukochaj nas! Bo tyś jest jedyną matką, która może nam pomóc. I gdzie teraz jest przyjaźń? Gdzie się podziała Harmonia? Miłość? Jakie to wszystkie wydaje się puste w tych chwilach. Jak pozbawione znaczenia banały, powtarzane w spokojnych czasach by poczuć się lepiej. Tam gdzie one się kończą, tam rodzą się bestie. Widziałam jak Applejack zabija Pinkie Pie o pęczek szczawiu. Jak mąż pożywia się na zwłokach żony. Jak proste kucyki szukają winnych i mordują sąsiadów. Jak… jak… Jak Koszmar posila się na duszach słabych, jak obejmuje tych, którzy dali się złamać i ogarnąć zepsuciu w tych trudnych czasach. Bestie stały się plagą. Parę razy widziałam przemiany, zwłaszcza wtedy, kiedy się zaczęły. Później uciekłam, zapadłam w głąb Everfree i zabarykadowałam się w moim domu. Applejack jako pierwsza uległa zezwierzęceniu. Na początku chciała ratować rodzinę. Takich jak ona, dopuszczających się okropnych rzeczy, byle pomóc bliskim, znalazło się sporo. Potem nie miała już kogo chronić, jednak granica została przekroczona. Pamiętam ten widok, pamiętam jak pomarańczowa klacz unosi swe puste spojrzenie znad zmaltretowanego truchła różowej klaczy, a potem krzyczy długo i przeciągle, zaś jej ciało skręca się spazmatycznie, rośnie. Pysk wydłuża się i wypełnia długimi, ostrymi kłami. Jelenie rogi, wyrastające z głowy i długą sierść. Wielka, silna, potężna. Bestie nie pamiętają kim były wcześniej. Napędza je tylko głód, którego nie mogą ugasić. Ucztują na żywych i piją ich krew. Tropiciele wiedźm, którzy narodzili się na Wzgórzu Ognia, zostali pierwszymi łowcami bestii. Dowodzenie nad nimi objęła Rainbow Dash, jednak długo nie piastowała tej funkcji. W końcu sama stała się tym, z czym walczyła. Jak i wielu innych. Łowy były podstępne. Zacierały się granice pomiędzy świadomością a bestialestwem. Polujący tracili strach i zastępowali go radością mordu, na swą zgubę. Robiłam straszne rzeczy. Nie uchroniłam Equestrii, pozwoliłam by spalono niewinnych. I weszłam w zaświaty, by zapobiec Zagładzie, która i tak nadeszła. Boję się. Boję się, że ja również jestem bestią. Słyszę szepty i krzyki. Krew szumi mi w uszach. To koniec. Mój czas nadszedł. Nie wiem, czy dla Equestrii jeszcze jest nadzieja. Na pewno Koszmar nie uderzył z pełną mocą. Może jeśli istoty rozumne wzniosą się na pewien poziom, kiedy pokonają własne słabości… Może wtedy... Może wtedy Koszmar odpuści, bo będziemy od niego silniejsi. Bo nie będzie mógł nas dotknąć i zranić. Kiedy byłam mała, to matka opowiadała mi, że całe zło tego świata narodziło się wraz z samoświadomością żyjących. Że każdy ma dwie strony, a ono reprezentuje jedną z nich. Koszmar wyrósł na nas i to my go karmimy. On tylko ujawnił naszą zgniliznę. Dla mnie nie ma już nadziei. Straciłam wiarę, coś, co okazało się najcenniejszą rzeczą jaką można mieć. Bez niej nie ma już niczego. Bez niej się już tylko czeka na koniec tej beznadziei. Na ciemność, w której nie czeka nas nic. Jaki jest sens tego wszystkiego, skoro zakończenie jest takie niesprawiedliwe? Zebra odłożyła pióro i westchnęła z ulgą. Zdążyła dokończyć swoje wspomnienia. Nie wierzyła w to, że ktokolwiek je kiedyś przeczyta. Nie wiedziała nawet, czy nie jest ostatnią istotą pozostałą przy zdrowych zmysłach. Chciała jednak pozostawić po sobie cokolwiek i w pewnym sensie dokończyć tę historię. Zecora chwyciła kopytojeść sztyletu. Był długi i wąski, oferował szybką śmierć. Przyłożyła czubek do klatki piersiowej, z boku, od lewej strony. Przez chwilę się zawahała. Przymknęła oczy i przypomniała sobie radosne chwile źrebięctwa, dni beztroski, wypełnione szczęściem i miłością, rzeczami, o których już niemal zapomniała. Po czym zamachnęła się i wbiła mizerykordię prosto w serce. Uśmiechnęła się po raz ostatni. Czuła ulgę. Ulgę, że to już koniec.
    7 points
  2. Zaintrygowany ostatnimi tematami z Tawerny pod rubinową gwiazdą chciałem przedstawić swój punkt widzenia oraz zapytać was o zdanie w wyżej wymienionym temacie. Ostatni wątek poruszający takie tematy znalazłem(z pomocą Stormy Mood) w archiwum, więc pomyślałem, że go trochę odświeżę dorzucając swoje trzy grosze. Na początku chciałbym zaznaczyć, że nie jestem żadnym specjalistą odnośnie fizyki itp. Przedstawiam tu jedynie swoje przemyślenia oparte na własnych analizach i założeniach. Jeżeli ktoś się zna i łapie się za głowę widząc jakie bzdury tu piszę, prosiłbym go/ją o korektę. Zaczynajmy Otóż, chciałbym poruszyć tutaj temat cofania czasu wraz z podróżą do przeszłości. Według mnie cofanie czasu jest często mylone przez ludzi z przemieszczaniem danych postaci lub obiektów do przeszłości. Jest to jak dla mnie błąd, ponieważ cofając czas nie przenosimy postaci do przeszłości zastępując nimi dotychczasowe odpowiedniki. To tak jakbyśmy cofnęli film. Cofamy wszystko co się zdarzyło, więc wszystkie wspomnienia nie mają miejsca, ponieważ nie było wydarzeń, które mogły je wywołać. Po prostu wracamy do danego stanu rzeczy. Załóżmy, że ktoś ze względu na jakieś wydarzenia postanawia cofnąć się w czasie aby zmienić przeszłość. Cofa się... i co? Co robi dalej. Zakładam, że nie da się podróżować w przyszłość, bo wtedy przyszłość musiałaby być predefiniowana a tak według mnie nie jest. Co nasz bohater robi dalej? Kim on w ogóle jest? Jest sobą z przyszłości? Czy tylko cofa się w czasie do danego momentu, wymazując tym samym swoją przyszłość? W tym drugim wypadku wpakowuje się w swego rodzaju pętlę będąc tego nie świadomym, oraz nigdy nie mogąc sobie tego uświadomić. Dla czego? Ponieważ nie może mieć wspomnień z przyszłości, więc żyje jakby nigdy nic się nie stało, nie mając świadomości tego, że cofnął się w czasie, aż ponownie dochodzi do momentu gdy chce cofnąć się w czasie i tak w kółko. W tym pierwszym przypadku mamy do czynienia, z innym zjawiskiem, mianowicie nasz bohater trafia do przyszłości... i teraz są trzy opcje. Albo spotka siebie z przeszłości i nie zmieni biegu wydarzeń, albo nie spotka siebie z przyszłości i zmieni bieg wydarzeń. O trzeciej opcji za chwilę. Te dwie w sumie będą miały ten sam skutek, zmienią bieg czasu. Ale, jeżeli bieg czasu zostanie zmieniony, to czy nasz bohater miał możliwość aby przenieść się w czasie aby zmienić wydarzenia? Według mnie, nie. I tu powstaje paradoks. Trzecia opcja natomiast zakłada, że bohater nie zmieni biegu wydarzeń i będzie żył równolegle ze swoim alter ego, nie mając żadnego wpływu na jego życie, ani życie innych osób. W tym momencie mamy do czynienia z tą samą sytuacją którą omawiałem nieco wyżej. Zostaje uwięziony w pętli, ponieważ drugi on w pewnym momencie cofa się w czasie i jego dotychczasowe alter ego staje się nim. Co o tym sądzicie? Mam nadzieję, że nie jest to napisane zbyt chaotycznie i da się cokolwiek z tego zrozumieć. Jak już wyżej pisałem nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, ale mam nadzieję, że zachęcę do wypowiedzenia się osoby które coś na ten temat wiedzą, albo chociaż tak jak ja chcą wyrazić swoje zdanie. Zapraszam do dyskusji.
    5 points
  3. Event forumowy dobiegł już końca, więc czas na podsumowanie i podziękowanie. Może zacznę od tego, że pomysł powstał na spontanie jako dziecko moje i Zegara, któremu bardzo dziękuję za współorganizację. Był on inspirowany grami - konkretnie Bloodborne i Town of Salem. Podczas pisania tych długich postów słuchałam soundtracku z tej pierwszej (jest cudowny, więc polecam) Wiedźmy zostały wybrane przez losowanie, a były nimi: Celestia - śmierć (Szonszczyk), Lyra - głód (Triste Cordis), Spitfire - zaraza (Sosna) i Fluttershy - wojna (Anoax). Każdy wybór miał znaczenie i determinował inne zakończenie. Jednak nawet wygrana nie miała być tym dobrym i szczęśliwym. Historia powstawała w trakcie, a obecnie nadawałaby się na materiał do całkiem długiego fanfika. Zwłaszcza, że nie wszystko trafiło do gry. Nie bez przyczyny, ale o tym na koniec. Chciałam wykreować grę, w której gracze poczują konsekwencje swoich decyzji. W której stosy nie będą czymś zabawnym, tylko faktycznymi decyzjami, które dadzą jakiegoś moralniaka. I sądzę, że mi się to udało. Jestem zadowolona z całości. Z członków ekipy, którzy wcieli się w NPCów, w graczy, którzy wzięli udział w zabawie. Mniej z tego, że wielu graczy zamiast wysnuwać własne podejrzenia, to podpinało się pod lincze. I to czasami było widać aż zanadto. Uważam również, że wskazówki średnio wypaliły - na początku jeszcze staraliście się je zdobyć, ale z czasem już mniej. Również niekoniecznie potrafiliście z nich zrobić dobry użytek. Bo nawet jeśli wydawały się pozornie bezwartościowe, to takie nie były. Często starałam się wam pomóc, kiedy się fiksowaliście na jakieś rzeczy i brnęliście w ślepy zaułek. Swoją drogą - różni NPCe mieli inne informacje odnośnie rogów. I informacje o różnych czarnoksiężnikach. W ogóle wiele wątków wykreowali sami opiekunowie postaci. Wiele z nich było nieplanowanych i ryzykownych. Moim zadaniem było też moderowanie tego na bieżąco i dopisywanie do nich fabuły oraz wyjaśnień. To było cholernie ryzykowane, ale teraz uważam, że jednak zajebiste. Czemu? Bo przez to historia zaskakiwała również mnie, a wszystko prowadziło do powstawania coraz ciekawszych rzeczy. Event miał na celu parę rzeczy: aktywizację forum, pokazanie ludziom, że sesje i fanfiki są fajne, a w działach można znaleźć wiele interesujących tematów. Nie wiem, czy ten cel został spełniony. Odpowiedzcie sobie sami. I co najważniejsze! Zamknęłam Wzgórze Ognia nie bez powodu. Niedługo w Dziale Opowiadań pojawi się temat konkursowy na sequel do fabuły eventu. Tam będziecie mogli dopisać ciąg dalszy tej historii. No i przy okazji porobić coś fajnego, a także wygrać nagrody. PS. Awardy za event będą, kiedy będą. Ale je przydzielimy. PS2. Podzielcie się swoimi ocenami eventu.
    5 points
  4. Ten cały film jest cudowny, ale zostawię tutaj ten kawałek.
    5 points
  5. Manipulacja czasem niejako zachodzi nieustannie w całym wszechświecie, odbywa się ona bez żadnych ingerencji, naturalnie, a ma to związek z dylatacją czasu, która została wyprowadzona z ogólnej teorii względności. Nie jestem ekspertem od tego, jak prawdopodobnie większość osób tutaj, ale te zasady zdają się być dla mnie zrozumiałe. Żyjemy w rzeczywistość na która składają się cztery wymiary (trzy przestrzenne oraz czas, który jest czwartym wymiarem), przez to powstała czasoprzestrzeń, czyli połączenie czasu i przestrzeni. Są ze sobą nierozerwalne. Czym jest dylatacja czasu? To pewne różnice w doświadczaniu czasu przez różne ciała, postawione w różnych sytuacjach. Przykładem niech będzie to, że gdyby ludzkość posiadała statek zdolny rozpędzić się do prędkości światła, który ma dolecieć do gwiazdy Proximy A oddalonej o 4 lata świetlne, to z perspektywy osób znajdujących się na statku dotarliby oni tam natychmiast, natomiast ziemianie musieliby czekać aż tam dolecą aż 4 lata. Różnice w upływie czasu zależą od prędkości ciała oraz od siły grawitacji. Zjawiska dylatacji czasu zachodzą cały czas, nieustannie, nawet tej chwili, kiedy ktoś siedzi i to czyta, zachodzi dylatacja czasu oddziałująca na taką osobę, tylko ktoś taki rusza się bardzo wolno, grawitacja jest za słaba, przez co takie różnice są nie do zauważenia. Dlatego też, gdyby ojciec syna wsiadł do rakiety kosmicznej i poleciał w podróż kosmiczną z prędkością światła, przebył dystans 30 lat świetlnych i wrócił, to spotkałby swojego syna starszego o 60 lat, pomimo, że ojciec w ogóle by się nie zmienił. Okazałoby się, że syn biologicznie jest starszy od ojca. Takie różnice w dylatacji czasu muszą być brane np: przy nawigacji satelitarnej. Bardzo małe ułamki sekund są tam bardzo ważne, a dylatacja czasu jest zaburza, przez co muszą być nieustannie uwzględniane korekty, żeby nawigacja mogła wskazywać właściwe koordynaty. Jeżeli chodzi o czarną dziurę, to tam grawitacja przy samym horyzoncie zdarzeń jest już tak silna, że nawet światło nie może się z niej wydostać. Błędem jest też myślenie, że czarna dziura ma tendencję do tego, aby pożerać wszystko wokół, ale do nie do końca prawda. To tylko ciało ściśnięte do tak małych rozmiarów, że materia się tam zapada w samej sobie, przez co nabywa niebywałej gęstości i formuje osobliwość. Czarna dziura mogłaby mieć satelitę, jak nasza planeta Księżyca. Można opaść na powierzchnie czarnej dziury oraz pod horyzont zdarzeń, gdzie znajduje się osobliwość, jednak nie wiadomo jak ona wygląda i czy za tym kryję się coś jeszcze. Jakbyśmy mieli prześledzić sobie proces wpadania tam człowieka, to z jego perspektywy nic by się nie zmieniało (pomijając to, że na pewnym etapie najpewniej by umarł), leciałby dalej wgłąb czarnej dziury. Dla obserwatora z zewnątrz zwalniałby on coraz bardziej i bardziej, aż w pewnym momencie zatrzymałby się i znieruchomiał. Dla obserwatorów czas względem tamtego człowieka co wpadała do czarnej dziury zatrzymałby się całkowicie. Oczywiście pomijając fakt, że zostałby rozerwany na atomy, przez siły wpływowe. xd Jest też hipoteza, już nie taka naukowa, że gdyby rozpędzić coś do prędkości nad świetlnej to czas dla takiego przedmiotu miałby się cofać. Gdybyśmy rozpędzali zegarek i patrzyli na jego wskazówki, to zauważylibyśmy, że upływ czasu zwalnia, gdy dochodzimy do prędkości równej prędkości światła, wskazówki poruszałby się coraz wolniej. Gdyby zegarek osiągnął prędkość równą prędkości światła, wskazówki by się zatrzymały. Natomiast przy przekraczaniu prędkości światła, wskazówki zaczęłyby się cofać, wraz z upływem czasu na takie przedmiot. Oczywiście z perspektywy obserwatora z zewnątrz. Mogłoby to dać bardzo ciekawe efekty. Czy można by było wtedy wysłać zwłoki i sprawić, że proces gnilny by się cofną i takie człowiek by wrócił do życia? Nie wiadomo, to tylko takie luźne myśli. Jeżeli jeszcze chodzi o manipulacje czasem, to ja rozumiem czas na tej zasadzie, że każda chwila, to jedna klatka całego wszechświata, w której ułożenie wszystkich jakie istnieją atomów i cząstek oraz ich stany w jakich się znajdują odpowiadają jednemu, najkrótszemu momentowi, jaki dałoby się wyróżnić. Gdyby udało się poprzestawiać wszystkie atomy we wszechświecie do takiego stanu w takie miejsce, w którym się znajdowały w 1410 roku, do oglądalibyśmy bitwę pod Gruwaldem raz jeszcze.
    4 points
  6. Gdy tylko Bon Bon uchyliła drzwi w jej stronę wystrzelił magiczny pocisk, który na chwilę rozświetlił pogrążone w ciemnościach pomieszczenie. Uderzył w drzwi tuż obok głowy klaczy i zrobił w nich niewielką dziurę. - Oszalałaś!? - ryknęła Bon Bon. - Ach, to ty. Myślałem, że to ta banda oszołomów. - Jakich znowu oszołomów? - cukierniczka zrobiła kilka kroków i weszła do środka. Nagle poczuła niesamowicie obrzydliwy odór. Poczuła, że za chwilę zwymiotuje, ale jakoś to powstrzymała. - Lyra, co tu tak śmierdzi!? Bon Bon zapaliła światło. To co ujrzała zmroziło jej krew w żyłach. Jedzenie stojące na stołach było zgniłe i porośnięte grubą warstwą pleśni. Na podłodze leżało kilka zdechłych myszy i szczurów, zaś sok stojący w dzbanku miał dziwaczną zielonkawą barwę. Coś w nim pływało... Karaluchy? A może inne obrzydliwe robale? Pod otwartą lodówką stała wielka kałuża, w której leżało kilka rozbitych jaj. Wszystkie rośliny doniczkowe zwiędły, z jabłek wychodziły obślizgłe robaki, a sałatę zjadały wyjątkowo obrzydliwe ślimaki zostawiające za sobą zielonkawy śluz. - Lyra... Coś ty narobiła? Co tu się stało? W ogóle tutaj nie sprzątałaś, czy co? - To nie tak. Po prostu zmieniłam wystrój wnętrza, dostosowałam do mojego gustu. Czyż tak nie jest lepiej? - Nie! Masz to natychmiast posprzątać, słyszysz!? - Nie krzycz. Już wkrótce wszystkie domy w Equestrii będą tak wyglądać - Bon Bon zamurowało. Przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć. - Lyra, co z tobą... Zachowujesz się... dziwnie. I to bardzo. - Ech... - westchnęła. - Nie wiesz co tu się działo przez ostatni miesiąc, prawda? - A co miało się dziać? Jeśli myślisz, że opowiadając jakąś historyjkę wymigasz się od... - Stul pysk i słuchaj. Nieco ponad miesiąc temu... Lyra przez dobre dziesięć minut opowiadała o ostatnich wydarzeniach. Bon Bon słuchała jej jak zaczarowana, nie wtrącała się. Wpatrywała się w Lyrę z niedowierzaniem. Gdy tylko jednorożec skończyła swój monolog, cukierniczka zapytała roztrzęsionym głosem: - Celestia nie żyje? Spaliliście cztery kucyki na stosie? Jesteś wiedźmą głodu? Jak to się stało, Lyra? - Zostałam wybrana przez mojego pana, którego wy nazywacie Koszmarem. Pozostali wybrańcy to: Celestia, Spitfire oraz Fluttershy. Każda z nas miała pewne zadanie. Ja miałam pozbyć się jednego z nielicznych zagrożeń, ciebie. - Co takiego? - Początkowo chciałam ciebie otruć, ale uznałam, że to zbyt ryzykowne. Luna zaczęłaby węszyć. Musiałam wymyślić coś innego. Jak myślisz, czy śmierć twojej babci była przypadkowa? Przecież nic jej nie dolegało. Nie dziwi ciebie, że ot tak "zgasła" dzień po swoich urodzinach? Ciąg dalszy nastąpi... Post robi się zbyt długi
    2 points
  7. Event po długim czasie wreszcie dobiegł końca. Czy jestem zadowolony z jego przebiegu oczywiście. Bardzo lubię roleplay, choć do pisania jakichś bardzo twórczych tekstów nie mam talentu. Doskonale bawiłem się zbierając informację w poszczególnych tawernach. Chciałbym też podziękować darkbloodpony, Stormy Mood, Grento YTP i Sucharowi. Razem stworzyliśmy najlepszą grupę łowców czarownic o jakiej Equestria mogła marzyć. Choć nie udało nam się spalić wszystkich wiedźm, to jednak nie ponieśliśmy całkowitej klęski. Nie zgodzę się ze słowami Cahan, że zamiast wysuwać własne podejrzenia, podpisaliśmy się pod lincze innych. Każda nasza decyzja, była dokładnie omawiana przez nas na Discordzie. Niekiedy potrafiliśmy godzinami dyskutować nad uzyskanymi przez nas informacjami, wymyślając różne pokręcone teorię. I jedno muszę przyznać, o ile Lyre podejrzewam od momentu odwiedzenia jej tawerny, to Spitfire nigdy bym nie podejrzewał, może rzeczywiście zbyt szybko porzuciłem ten trop. Niestety spalenie Twilight uważam za największy błąd jaki popełniłem podczas eventu, a wszystko to przez książki. Chciałbym także podziękować organizatorom eventu, oraz wszystkim opiekunom postaci, którzy doskonale odegrali swoje postaci, choć nie wszystkim dałem możliwość zrealizowania swoich wątków. W w szczególności chciałbym podziękować Starlight Sparkle opiekunowi Starlight. (Zawsze lubiłem postać Starlight w serialu, ale dzięki jej opiekunowi polubiłem ją jeszcze bardziej.) Co nie oznacza, że pozostali opiekunowie spisali się gorzej, wręcz przeciwnie, wykazali ogromne zaangażowanie oraz oddanie w sprawach eventu. Mam tylko nadzieję, że nie przyjdzie mi długo czekać na kolejny event w którym z pewnością wezmę udział.
    2 points
  8. Ciekawie mi się czytało domysły graczy, na temat tego kto jest wiedźmą, doskonale wiedząc, kto jest wszystkimi. Początkowo obawiałem się, że mnie szybko wykryją ale z każdym kolejnym tygodniem jakoś te obawy mi przechodziły. Po gdzieś drugim tygodniu, gdy pojawił się wątek tego, że pióro użyte w rytuale nie należy do Rainbow a do ogiera byłem wręcz pewny, że będą mnie ciągnąć za język w sprawie tego pióra, a tu skończyło się na jednym pytaniu, jednej odpowiedzi i wątek się praktycznie całkowicie urwał. Cóż byłem srogo tym obrotem spraw zawiedziony a i oczekiwałem, że do mojej tawerny będzie przychodziło więcej łowczych po informacje. Również zawiedziony jestem tym, że gracze tak rzadko się później starali o wskazówki, ale i tym że podczas linczów każdy kolejny szedł za tłumem, a jedyny tydzień, w którym udało się wywołać jako taką dyskusję na temat tego, kto jest wiedźmą i dlaczego to ten przedostatni. A i korzystając z mojej mocy, że w danym tygodniu jakiś gracz miał nie dostać wskazówki początkowo kierowałem się tym, kto potencjalnie mógłby stanowić największe zagrożenie dla wiedźm, ale potem wybierałem na zasadzie trochę obserwacji, trochę losowania, acz i tak taktyka udawaj zwykłego kuca tak długo jak to tylko możliwe okazała się rażąco długodystansowa. Co jest ciekawe, bo ile na początku coś niecoś podejrzewali, że Spit jest wiedźmą, tak potem już zupełnie nie ruszali tego wątku. Aczkolwiek w samym evencie bawiłem się świetnie i przy kolejnym też chętnie pomogę.
    2 points
  9. 2 points
  10. Obiecałem, że napiszę już jakiś czas temu... więc proszę bardzo. Miało być krótko i zwięźle i w sumie tak właśnie wyszło. (blisko 2200 słów) Buck 'a Bookacjo [one-shoot] [random] Miłego czytania *Dywizy to magia... nawet nie sądziłem, że tak bardzo odmieniają wizualnie odbiór tekstu. Od dzisiaj tylko one i koniec z myślnikami!*
    2 points
  11. Dobra, czemu by nie, bo przecież co złego może się stać, nie?
    2 points
  12. Hmm... Pomyślmy... Dobra, wiem, że nie można dawać "boskiego czary-mary", ale za bardzo kusi
    2 points
  13. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  14. Deadpool 2 na blu-ray już jest! Metalowe pudełko a w nim dwie płyty. Jedna z wersją kinową, druga z rozszerzoną. Do tego sporo dodatków. Będzie co oglądać w weekend.
    1 point
  15. Epilog forumowego eventu pojawił się w nocy na Wzgórzu Ognia.
    1 point
  16. Kolejny rok i kolejny krok bliżej do tego by 7 listopada znów był świętem państwowym :^) Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!
    1 point
  17. Słyszałem, że poszukujecie zaklęć do księgi magicznej. Pozwólcie zatem, iż podzielę się moimi własnymi dociekaniami na temat pewnego mało znanego zaklęcia. Mam nadzieję, iż długość notatek Was nie odstraszy. W każdym razie, notatki te dalekie są od wyczerpujących, mimo to, mam nadzieję, iż się Wam przydadzą. Somniculosus Animus Życzę również owocnych poszukiwań kolejnych zaklęć. Mam nadzieję, iż uzyskacie bogaty spis czarów wszelakich
    1 point
  18. — Dzięki — podmieniec chwycił za kufel i podniósł go do ust, pijąc i łagodząc w ten sposób wyschnięte gardło. — Nasza fizjologia nie potrzebowała pożywienia, dopóki żywiliśmy się uczuciami. Ta magiczna energia była w stanie odżywić komórki naszego ciała. W takim stanie nawet nie byliśmy w stanie niczego zjeść, bo od razu wszystko zwracaliśmy. Nasz organizm nie potrzebował normalnego pokarmu, więc kiedy jeszcze żerowaliśmy na innych, nasze spiżarnie były wypełnione nie chlebem, a innymi istotami, złapanymi i uwięzionymi, abyśmy mogli na nich żerować. Jednak odkąd uwolniliśmy się od zgubnego wpływu Chrysalis, nasze narządy zaczęły funkcjonować normalnie i zaczęliśmy odczuwać zwyczajny głód. Dlatego też bardzo ważne było to, że roślinki odrosły w miejscu dawnego gniazda Chrysalis. Teraz mamy co jeść i nie są do uczucia innych stworzeń. Alrix upił jeszcze łyk i postawił na blacie kufel już do połowy pusty. — Tak więc spożywanie normalnego pokarmu wpływa na nas tak samo jak na kucyki. Jako ciekawostkę mogę dodać, że jeżeli miałby określić jaki smak miała miłość to... hmm, to bardzo indywidualna sprawa, każdy podmienic może powiedzieć inaczej, jednak dla mnie smakowała trochę jak wasza czekolada.
    1 point
  19. Podmieniec był zaskoczony nagłą ciekawością ze strony Silver. Czyżby miała zamiar napisać o jego rasie jakąś książkę? Jednak nie widział w tym nic złego. Sam był ciekawski świata kucyków, chętnie by wypytywał, gdyby oczywiście miał jeszcze więcej znajomych, zamiast przypadkowych mieszkańców Equestrii, którzy bez namysłu daliby mu w pysk. – Nastroje podmieńców po przemianie Thoraxa były różne. – Rozpoczął swoja opowieść, przy okazji zamawiając cydr. – Niestety, ale tryb życia, który wpoiła Chrysalis, która sączyła niczym truciznę do naszych umysłów, była tak mocno zakorzeniony, że niektórym niełatwo było z tym zerwać. Przez całe życie wierzyli tylko w jedną ideologię i życie było idealnie poukładane. Z jednym momencie to wszystko znikło, a ich wiara w rządy Chrysalis okazała się być pusta. Byli zdezorientowani i nie wiedzieli co ze sobą zrobić. Ja również nie wiedziałem, ale całe szczęście z czasem znalazłem sobie różne zajęcia, które to Thorax zaplanował dla nas. Alrix oparł swoją głowę o kopyto, spoglądając to po przyjaciołach i po Sliver. – Wydaje mi się, że gdyby nie nagła zmiana naszego przywódcy, to w roju doszłoby do rozpadu. Jednak coś na niego wpłynęło. Pojechał do Ponyville, żeby odwiedzić tego małego smoka. Czyżby to on go nauczył jak rządzić? – mruknął pod nosem, po czym się uśmiechnał, kręcąc głową. – Nie. To niemożliwe. Taki malec nie mógłby tego zrobić, chociaż smoki są twarde i równie okrutne. W każdym razie po tym przekonał większość, w tym także mnie, a później całą resztą. Oprócz jednego... swojego brata. Ale i na niego przyszła pora, gdy panna Starlight oraz Trixie odwiedziły Thoraxa w jego klanie. To one pomogły całkowicie odmienić naszą społeczność, za co jesteśmy wdzięczni. Teraz rój stał się jednością. Bardziej spójną i twardą, niż kiedykolwiek. Tak więc póki co nie widzę ryzyka rozłamu. No chyba, że Chrysalis wróci, przebudzając mroczne żądze, które się gdzieś skrywają w naszych ciałach...
    1 point
  20. Cóż ode mnie... Króciutkie, to na pewno. W tym wypadku wymieniłbym to jako plus, jako że dzięki temu dużo zyskał klimat. Choć jednak robi swoje. Samo dzieło zachęciło mnie też do przeczytania pozostałych wymienionych fanhyców. Jest ono po prostu świetne. Może nie wyleje morza łez, jednak czuć tę nutkę goryczy i smutku. Co jest niewątpliwym atutem. Co do zakończenia... zawsze uważałem, że dobre można rozpoznać po ciszy i paru (acz nie za wielu) niedopowiedzeniach. To jest takie zakończenie. Całość polecam, zwłaszcza że krótka, każdemu, kto lubi takie smutne klimaty. Łapaj, 8+/10. Swoje robi krótkość, która, choć plusem to też przesadą z jednej strony. Tylko 3 strony. Oczywiście nie chce, by to się rozpaćkało na 100, bo to by było bezcelowe, jednak sądzę, że można by dodać tu i tam trochę więcej szczegółów. Znalazłem też minimalną ilość błędów, jednak zaraz jeszcze raz zobaczę, czy wzrok nie kpi ze mnie od nadmiernej ilości szukania na godzinę sześcienną w ostatnim czasie :v. Pozdrawiam.
    1 point
  21. Tajemniczy kryształ mocy, podarowany przez Galiona był pierwszym magicznym artefaktem, który Alrix mógł trzymać w tym kopytach, a gdy tylko go dotknął, przez jego ciało przeszedł dziwny dreszcz. Tak, z pewnością ten przedmiot to nie podróbka. Podmieńce mogły to wyczuć, dzięki nie tylko wyostrzonym zmysłom, ale również dzięki dodatkowemu, który mógł podpowiedzieć takiemu osobnikowi o wibracjach w strukturze magii. Kryształ zdolny skomunikować ich w dowolnej chwili wydawał się być genialnym pomysłem, wręcz przełomowy, którzy mógłby rozwiązać wiele problemów komunikacji, a dziedzin, które chętnie by przyjęły takie rozwiązanie z pewnością byłoby sporo. Lepiej to ukryć przed złodziejami. Przed kimkolwiek. Podmieniec wcisnął kryształ do mieszka, który zwisał z jego pasa. Znając siebie od tej pory będzie go sprawdzać obsesyjnie co kilka sekund. Z pewnością będzie zmuszony zainwestować w lepszą ochronę. Kryształ, kryształem, jednak równie interesują była gra, w która zaczęli grać jego przyjaciele. Alrix również znał parę gier w które grał, zwłaszcza w dzieciństwie. A polegały one najczęściej ma rozrywaniu kłami kukieł kucyków, deptanie ich, czy krwawe starcia z jego rówieśnikami. Roje podmieńców podzielone był na szczepy, a młode larwy podmieńców z poszczególny szczepów często napuszczano na siebie. Ze starannością pielęgnowano tę gorącą nienawiść, aby mogła raz po raz kłaść trupem słabsze jednostki. Młodzi nie mieli wyboru. Pod surowym okiem swych opiekunów nie byli wypuszczani ze specjalnie przygotowanych aren. Z tego miejsca mogła wrócić tylko określona liczba podmieńców. Równie dobrze z areny mógł nie wrócić już nikt. Czasem tak bywało. W roczniku Alrixa zebrano krwawe żniwa i nikomu nie było z tego powodu przykro, a przynajmniej na to wyglądało. Być może innym podmieńcom, które przeżyły masakrę, było z tego powodu smutno, przez co później tak bardzo nienawidziły świata. Alrixowi było smutno, ale tego nie okazywał, bo nie mógł, tak samo jak inni kadeci, wiec mógł tylko przypuszczać, że mogli czuć to samo co oni. Zebrało mu się na te wspominki, o których wolał zapomnieć, ale to już nigdy go nie opuści. Już nic nie zmieni faktu, że był mordercą własnych sióstr oraz braci, a kto wie, czy też nie paru niewinnych kucyków. Nic już tego nie zmieni. – No cóż... ja też chciałbym się czymś podzielić, bo nie miałem jeszcze okazji, nikogo godnego zaufania, żeby to zrobić. Westchnął z trudem rozpoczynając swoją spowiedź. Łatwiej by było mu się wspiąć na najwyższą górę, niż o tym opowiadać.
    1 point
  22. Best Gift Ever Polskie napisy: SparkleSubs Plik z napisami .srt: GD Napisy zostały dopasowane do wersji iTunes-YP
    1 point
  23. 1 point
  24. Z cyklu: poematy krzykpudłem pisane Poniżej przykład wzorowej krytyki od jednego z obserwatorów
    1 point
  25. nie lubię wody (w rozumieniu rzek, jezior, mórz, oceanów itepe), nie znam się kompletnie na statkach, ale co z tego. Napisałem fik na konkurs o tematyce morskiej. A jest on krótki i przedstawia kilka wydarzeń z rejsu pewnego jegomościa do Nowej Equestrii. Zawiera on (fik, nie gościu) elementy komedii, steampunku, absurdu, reklam, narzekania (sporo narzekania), crosovera i co gorsza jest anthro. czyż można sobie wyobrazić gorsze połączenie? Pewnie można, ale niech na razie to wam wystarczy. Tera Nova Equestrica Już wam współczuję, zapewne bedę ostatni i niech wygra najlepszy (nie ja)
    1 point
  26. Facet trzy lata temu wyszedł z więzienia, bo zamordował swojego kumpla, zadźgał go i schował zwłoki w śniegu. Dopiero wiosną go znaleźli i sprawdzali z kim się zadawał. Sprawdzili deski pod ultrafioletem, a tam ślady krwi. Wyjaśniło się że ofiara jeszcze żyła kiedy była zagrzebywana. Kiedy morderca wyszedł z więzienia i wrócił do swojej koszmarnej i rozpadającej się chaty skołował sobie konia i psa. Jest alkoholikiem. W zeszłym roku przeprowadziła się do wioski patologiczna rodzina. Zamieszkali kolka domów dalej. Trója dzieci, najstarszy syn, około 13 lat ledwo się na nogach trzymał, taki pijany był. Jego ojciec też. Jakiś czas później ulotnili się zostawiając kobietę, 5 letnią dziewczynkę i 8 letniego chłopca w tej budzie. Cała ta banda postanowiła się wprowadzić do mordercy. Mają jeszcze kozła i owcę. I drugiego psa, szczeniaka. Oba psiaki to szkielety obciągnięte skórą, głównie dlatego że sami ludzie nie mają co do gara włożyć. Szczeniak został niedawno zabity, bo ukradł kurę sąsiadki z głodu. Mały kociak który się przyplątał został roztrzaskany o ścianę. Starszy pies jest bity przez około 10 minut dziennie, słuchać to i czasami widać. Koń obrywa metalowym prętem za każde zarzucenie łbem, czy skrobnięcie kopytem. Dzieci chodzą brudne i pakują do kieszeni wszystko co znajdą. Jak im dajesz coś to mówią że mają pełno, a kiedy tylko odwraca się wzrok to już uciekają ze zdobyczą. Kłamią, że mają wszystko lepsze, większe. Ukradli kota i głodzili w zamknięciu przez tydzień. Teraz znowu to robią, a to nie ich kot. Mówią o tym jak ich przybrany ojciec zabije te psy jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Często włączają głośno muzykę by nie było słychać wrzasków i łomotów. Dzieci krążą po podwórkach, obserwują mieszkańców zza krzaka, usiłują dostać się do domów. Nawet zabrali jedzenie ze stypy. Ci ludzie to moi sąsiedzi, mój kot cały czas u nich przebywa. Chcę się z nimi wymienić na czekoladę. Tylko nie wiem czy się zgodzą. Ludzie chcieli dzwonić do opieki społecznej, ale że facet kiedyś zabił człowieka to się boją. Do tego będzie wiadomo kto dzwonił. To moi pierwsi koszmarni sąsiedzi. Mam nadzieję że ostatni.
    0 points
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...