Przeszukaj forum
Pokazywanie wyników dla tagów 'Grimdark'.
Znaleziono 23 wyników
-
Tytuł: "O smakołykach" Autorzy: Discors & Finn Di Cordian Pre-reading: Poranny Kapitan Scyfer Korekta: Scyfer & Discors ^^ Link do utworu, który absolutnie nie ma nic wspólnego z opowiadaniem: https://www.youtube.com/watch?v=tejkhFyjoGE Link do utworu, który jest opowiadaniem: https://docs.google.com/document/d/1VB5YM1Bdt99DvfuDdgrC1ei9csfxSB2W1D55zD3lgNE/edit Źródło obrazka, najprawdopodobniej tytułowego: http://www.swifterfans.com/blue/industrial-fan-applications.html
-
https://docs.google.com/document/d/1zhmJDVgvPvfb22zwYKpfO50vbc8G4rAkB8JDAucYRG0/edit W Equestri od zawsze było pełno wynalazców, którzy w jakiś sposób przysłużyli się jej, aby kucom żyło się milej i lepiej. Twilight znajduje o nich książkę. To wydarzenie daje początek zupełnie dla nikogo niespodziewanych zdarzeń, których klacz jest główną prowodyrką. Ze zwykłej klaczy i studentki staje się bezlitosną maszyną do zabijania. Przez to wszystko żadna z jej przyjaciółek nie może już być bezpieczna. Twilight bowiem chce dokonać za ich pomocą czegoś bardzo wielkiego i wyniosłego. Chce stworzyć zupełnie nowy gatunek kuca. Chce stworzyć nową istotę. W tym wszystkim pomagać jej będzie inna "Istota" - najgorsze, co może być w jej mózgu, jej własny, ukryty i nieokiełznany, gdy już jest na wolności demon.
-
Dobry! Postanowiłem zrobić jedną z rzeczy, które ostatnio bardzo rzadko robię, to jest napisać coś po polsku. Ot, tak dla odmiany. Przed wami remake mojego starego angielskiego fanfika, Pierwszy i Jedyny z Equestrii. Opowiadanie to jest oparte o najlepszą serię jaka dotychczas powstała w świecie Warhammer 40.000, czyli “Duchy Gaunta” ze sławetnym Pierwszym i Jedynym z Tanith. Akcja dzieje się w mrocznych wiekach 41. tysiąclecia i możecie się spodziewać scen batalistycznych, realistycznych scen walki oraz typowej dla tego uniwersum niesamowitości. No i oczywiście tony pojęć, które mogą sprawiać problemy. Dlatego też poza zwykłymi rozdziałami specjalnie dla czytelników nie rozumiejących zbytnio tego uniwersum stworzyłem Lexicanum, słowniczek pojęć. Prolog Rozdział I Rozdział II Rozdział III Rozdział IV Lexicanum Chciałbym gorąco podziękować Gandzii za korektę oraz pomoc z ogarnianiem pojęć z WH40k oraz Dolarowi84, że był na tyle miły by pomóc ogarnąć to opowiadanie przed publikacją. Miłego czytania i mam nadzieję, że się wam spodoba.
- 14 odpowiedzi
-
- Warhammer 40.000
- Cross-Over
- (i 3 więcej)
-
Oto krótka historia bezsilności, strachu, bólu i krzyku, którego nie usłyszał prawie nikt. Osamotnienia wśród gęstego mroku i sidłach z których nie ma ucieczki. Pytań na które zabrakło odpowiedzi. Uwaga: Fanfic zawiera sceny szczególnego okrucieństwa oraz wulgaryzmy i jest niewłaściwy dla wrażliwego czytelnika. Link: https://docs.google.com/document/d/1yA2G7rVAMcPftn19n0osO5Q7cYm1pDKrui8Ze_wznHw/edit?usp=sharing Prace nad opowiadaniem wciąż trwają. Opowiadanie może zostać nieznacznie poszerzone, w celu wyjaśnienia pewnych wątków. [Edit 31.03.2020 : Nie, jednak nie.] Możliwość zostawiania komentarzy i sugestii na dokumencie jest po to by z niej korzystać w przypadku znalezienia błędów, o co też bym prosił Miłej lektury.
-
Niniejsza seria zainspirowana została znaną miejską legendą o pewnym tajemniczym automacie do gry - Polybiusie. Jak się okazuje, ów mit aż do dzisiaj posiada swoich zwolenników, którzy nie znajdując jednoznacznych dowodów na nieistnienie maszyny, a za to podając konkretne argumenty, uwiarygadniają tę legendę, utrzymując ją przy życiu i wprawiając kolejnych interesantów w niepewność. By nie zmieniać posta w wykład, przedstawiam Wam http://www.youtube.com/watch?v=QMtekKTJhMY, który przybliży w interesujący sposób (prezentując m.in. gameplay i obrazy) całą tę legendę, uwzględniając najważniejsze szczegóły i konfrontując argumenty za oraz przeciw istnieniu maszyny. Wszystko oczywiście po polsku. Przechodząc do rzeczy - bezpośrednim bodźcem odpowiedzialnym za powstanie pierwszego opowiadania był konkurs literacki - pierwsza edycja specjalna, edycja [Gore], którą to oryginalny "Ponybius" wygrał. Nieograniczona limitem słów kontynuacja jest już dłuższa, bardziej rozbudowana i posiada podział na poszczególne rozdziały. Istotą tej historii jest oczywiście ponyfikacja wspomnianej miejskiej legendy, utrzymana w mrocznym klimacie, z [Gore] jako elementem towarzyszącym. Plus, inspiracje najróżniejszymi "smaczkami" z najróżniejszych filmów grozy, a czasem i również motywami z innych fanfików [Gore] i creepypast wszelakich. Czy odważysz się wrzucić monetę? Ponybius [Oneshot] [Gore] [Grimdark] Mieszkańcy miasteczka Ponyville są nieźle podekscytowani, gdy wielki salon rozrywki wreszcie zostaje otwarty. Nie mija wiele czasu i budynek po brzegi wypełnia się kucykami, które znajdując ulubione atrakcje, deklarują bawić się do białego rana. Los sprawia, że Rainbow Dash wraz z Ligą Znaczkową odkrywa pewien automat do gry, wyraźnie odizolowany od reszty atrakcji. Klacze nie mając pojęcia, że to, na czym kładą kopyta bynajmniej nie ma służyć ich rozrywce rzucają się w wir gry... Ponybius ~ Terroru ciąg dalszy ~ [Z] [Gore] [Grimdark] [slice of Life] Prolog Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Epilog Mija kilka dni od przerażającego incydentu, który wstrząsnął całym miasteczkiem Ponyville. Śledztwo nie przyniosło odpowiedzi na nurtujące kucyki pytania, a automat z grą przepadł bez śladu, pozostawiając odpowiednie służby bez żadnych tropów. Mimo to, mieszkańcy miasteczka starają się żyć normalnie, lecz nie mogą pozbyć się wrażenia, że ktoś ich obserwuje... Podczas, gdy Twilight Sparkle stara się odkryć prawdę, Pinkie Pie przytrafia się coś, czego ta nie zapomni do końca swego życia. Ponybius znów pojawił się w Ponyville.
-
Witam serdecznie wszystkich potencjalnych czytelników! Mając chwilową przerwę w projekcie Bronies, postanowiłem ruszyć z własnym fikiem. Jako że ostatnimi czasy pocinam w Hellgate London, za radą Ghatorra (Lazarusa) i przy pomocy Verarda Nightmare'a postanowiłem zmieszać dwa universa. W Equestrii zostają otwarte Wrota Piekieł i... no cóż, macie prolog, będą rozdziały. Prolog Rozdział I
-
Tytuł: "Zasłona" Autorzy: Finn Di Cordian & Discors Pre-reading i korekta: Poranny Kapitan ^^ Link do utworu, który jest opowiadaniem: https://docs.google.com/document/d/1mxrMGu4W-UFn_NyOWuNh_x-kRT1xM1JU1zxHvqbeBGU/edit Tutaj chciałbym przekazać również pozdrowienia od Scyfera dla ludzi tego forum, konkretnie dla Dolara, Ylthin, Cygnusa, Discorsa oraz Decadeda ^^
-
Siedziałeś w swoim pokoju którym był przedział jednego z wagonów metra. Przedział był podzielonym na 4 części zwykłym kawałkiem materiału. Wszystkie twoje rzeczy były schowane do sporego plecaka o który była oparta twoja broń, czekałeś na kogoś A ten ktoś się spóźniał. Była godzina 1 w nocy, w plecaku znajdowały się twoje pieczołowicie schowane rzeczy. Trochę prowiantu, maska gazowa, amunicja wykonana przez tutejszego zbrojmistrza oraz 36 fabrycznych naboi których wołał byś nie używać do strzelania. Zaczynałeś się niecierpliwość i denerwować na swoją dawną znajomą.
-
Czy kiedyś myśleliście co się stało gdy Piotruś pan pokonał kapitana Haka. Czy kiedyś zastanawialiście nad tym co się stało z nibylandią po zakończeniu "bajki". Oczywiście że nie, ponieważ to uczyniło by z was dorosłych. A tego nikt nie chcę. Oczywiście gdy Piotruś pokonał Haka na początku było przyjemnie. Ale gdy nasz bohater zrozumiał że nie ma swojego "arcywroga" to już nie ma dla niego zabawy i "bangarang". A kukuryku już nigdy nie zostanie usłyszane przy wygranej. Piotruś dorósł i stał się kapitanem Piotrem stając na czele załogi pirackiej którą kiedyś dowodził Hak. Piotr obrał sobie za cel zniszczenia Zaginionych chłopców, dzwoneczka i wszelkiego dobra w nibylandii. Tak właśnie rozpoczęła się wasza przygoda, to teraz wasza kolej by piać kukuryku i urządzać bangarang. ~~~~~~~~~~~~~~ XD kolejna sesja kolejny początek xD Zasady jak zawsze kp: BTW przed wstawieniem tutaj karty postaci pokażcie mi ją na pw, jeśli ktoś chcę może grać Dzwoneczkiem. Imię: Charakter: Broń wyboru: < dopiero dostaniecie, czyli od początku nie macie nic. Nie ma broni palnej> Wygląd: <art, zdjęcie + krótki opis> Info dodatkowe: Sesja na podstawie książki Jakuba Ćwieka "Chłopcy". Moja postać
- 2 odpowiedzi
-
- piotruśpan
- nibylandia
- (i 4 więcej)
-
Pomyśleć, że dopiero teraz tworzę ten temat... Fallout Equestria: Project Horizons to najdłuższy fik w fandomie i jedno z najdłuższych opowiadań w ogóle. Osadzony w tej samej linii czasowej, co oryginał, aczkolwiek praktycznie dwa razy dłuższy... i wciąż nie skończony. Porwałem się na tłumaczenie tego monstrum mniej więcej rok temu wraz z Ureusem, który niestety po kilku miesiącach zrezygnował. Fanfik, który prawdopodobnie będę tłumaczył aż do końca życia. I co mnie to? Autor: Somber Tłumacz(e): Kingofhills, Greenscratch, Bodzio, Ureus, Iron Sky Korektorzy: Erast, Bodzio, Kingofhills, Greenscratch, Kinro Tymczasowa pomoc (zarówno tłumaczeniowa, jak i korektorska): Wizio, CiemnoCzarny, Infernum Rozdział 1: Incepcja Rozdział 2: Zaufanie Rozdział 3: Doświadczenia Rozdział 4: Niewinność Rozdział 5: Praca Rozdział 6: Zabawa Rozdział 7: Ceny Rozdział 8: Długie drogi Rozdział 9: Kamień Rozdział 10: Podbicie stawki Rozdział 11: Spokój Rozdział 12: Zaprzeczenie Rozdział 13: Zwrot Rozdział 14: Siła format .epub format .odt.
-
Witam serdecznie. Chcę przedstawić moje drugie opowiadanie pt. „Ważka”. Tak jestem tym który napisał znienawidzone „Polacy są wszędzie”. Czy to jest lepiej napisane? Oceńcie sami. W każdym razie, od wydania pierwszego opowiadania moja wena i pasja została... zrównana z ziemią, zmiksowana, spalona i jeszcze powieszona. Od tej pory jakoś ciężko jest mi napisać cokolwiek. Dlatego mając jeszcze jakąś nadzieję w przywrócenie weny, publikuję właśnie to, to. Napisane zostało już w zeszłym roku i tak do tej pory leżało i się kisiło. Napisałem pierwszy i drugi rozdział, ale opowiadanie może spokojnie egzystować jako „oneshot”. Jeśli nikt nie będzie chciał tego choćby kijem tknąć, to dodam ten tag. Trzeci rozdział jest pisany już jakieś pół roku? Coś w ten deseń. Tak więc idzie tragicznie. Jeśli coś nie tak jak powinno, to proszę o wytłumaczenie mi „łopatologicznie” co zrobiłem źle, jak tego unikać i jak to poprawić. Prosiłbym także o rady. Tego nigdy nie jest za dużo. Ważka 001 Pierwszy wybór 002 Widziałem kostuchę
-
Czas płynie i kolejne rozdziały się pojawiają. Wprawdzie trwa to dłużej niż zakładałem, ale mimo wszystko... pomalutku i do przodu Jeśli znajdę czas, to postaram się w najbliższym czasie dołączyć jakąś muzykę do poszczególnych rozdziałów. W opowiadaniu występują nawiązania do lubianych przeze mnie gier, książek i opowiadań, jak choćby oczywiste nawiązanie do "Planescape: Torment" czy "Silent Ponyville" Jak zwykle, liczę na Wasze komentarze i życzę wszystkim miłego czytania. Wiedza - prolog[Grimdark][sad][Mystery][NZ] Wiedza - upadek Wiedza - gildia Wiedza - plan Opowiadania powiązane (stanowiące coś w rodzaju wątków pobocznych czy też dopełnień historii): Wieczność Mur Na razie jedno, ale jak coś więcej napiszę, a jest w planach, to dorzucę. Muffin dla osoby, która wie czego dotyczy Będę wdzięczny za wszelkie opinie I z góry przepraszam, za ewentualne błędy
-
Zanim zacznę tę sesję, ostrzegam wszystkich, który tu zaszli, że ta sesja, to jeden wielki kociołek fetyszów i marzeń niewyżytego Japończyka, który łowi ośmiornice na laleczki z Anime, sapie, śmierdzi i poci się nadmiernie. Jeśli w jakiś sposób możesz poczuć się urażony zamieszczonymi tu treściami, gwałtami, wykorzystywaniem seksualnym przez robale, itp. To na wstępie lepiej opuść to miejsce, by potem nie było płaczu. *** Fire Speed obudziła się sama w łóżku, w kryjówce. Dzieliła razem z czterema ogierami sypialnie, ale nie przeszkadzało jej to, wręcz przeciwnie. Jako Klacz Nocy, istota pokrewna succubom uwielbiała towarzystwo innych, zwłaszcza ogierów i ich nocnych zabaw. Teraz jednak każdy z jej towarzyszy był w głównej sali i obmyślali plan. Klacz pamiętała, że Star planował jakiś większy skok i że zbierał na ten plan mnóstwo środków, kontaktów, oraz dawał odpowiednim strażnikom łapówki. Z jej leża dało się słyszeć ciche głosy dyskutujących. Słychać było, że każdy z ogierów był tą akcją podekscytowany, nawet sam Star był pobudzony, długo układał plan i jak na razie wszystko było zapięte na ostatni guzik.
-
Leddy Spędziłaś spokojnie te kilka miesięcy w Ponyville. Przez ten czas spotykałaś się z swoją nianią, którą poszłaś za nią, kiedy miałaś szesnaście lat. Na swoje życie zarabiałaś jako opiekunka dla dzieci. Miałaś wszystko co dla takiej młodej klaczy potrzeby oprócz jednego miłości. Po chwili przypomniałaś o tym, że Pinkie Pie poprosiła Cię, żebyś zagrała na jednej z jej imprezek w dziś wieczorem. Miałaś jeszcze dużo czasu dla siebie, zanim się to zacznie. Resonance Kilka miesięcy temu przeprowadziłeś wraz ze swoim krukiem się do Ponyville, opuszczając swoją rodzinę jednorożców, którzy przez twój wygląd i tym, że jesteś pegazem uważali, że zawiodłeś ich, również środowisko Canterlotu nie było po twojej stronie, oprócz grupy pegazów, którzy chodzili z tobą do oddzielnej klasy. Zacząłeś się przyzwyczajać do tego miejsca, bowiem było ono spokojnym i tolerancyjnym miejscem w Equestrii. Siedziałeś w swojej posiadłości, kiedy ktoś zapukał do drzwi i podsunął list pod nie.
-
Rok 1275. Trzy lata po wielkiej zarazie. Siedem lat od ostatniego pokoju Cintryjskiego. Od roku trwa zażarta wojna. Nilfgaard ponownie zaatakował, tym jednak razem siły wroga były nader skuteczne. W ciągu zaledwie kilku dni, czarne siły zajęły wyspy Skellige, oraz wkroczyły w głąb, osłabionej ostatnią wojną i zarazą, Lyrii. Ponownie odbyła się narada Królestw Północy, której przewodził król Foltest. W tym samym czasie żołnierze cesarstwa przystąpiły do przejścia Jarugi, na wysokości Brugge. Atak został jednak odparty dzięki wojskom zaciężnym Temerii, dowodzonym przez najemnika. Wojna jednak dopiero się rozpoczęła... *** Mężczyzna leżał teraz na łóżku polowym, w środku jakiegoś namiotu. Nie pamiętał co tu robił, jak się tu znalazł, ani nawet kim był. Czuł jednak ból, ból przeszywający całe jego ciało. Był on bowiem ranny. Nie, raczej poszarpany, niczym przez dziką zwierzynę, ostrymi jak miecze zębiskami. Rany jednak były już zaleczone, choć wciąż sprawiały ból. Mężczyzna rozmyślał co tutaj robi. Kim jest. Co mu się stało. W jego pamięci migotała jedynie wizja, wizja bitwy. Wizja... Stał na skarpie. Wpatrywał się na toczącą się w dole bitwę – wyglądało tak jakby przeciwko sobie walczyli cieniści żołnierze. Mimo starań, nie potrafił odgadnąć ich przynależności. Spojrzał na siebie. W ręce dzierżył łuk. Obok niego stał oddział elfów. Ci patrzyli na niego jakby oczekiwali rozkazów. Dlaczego – pierwsza zagadka. Wtem nagle coś dostrzegł. Na polu bitwy zapanowało poruszenie. Próbował zobaczyć kto to, ale nie potrafił – widział tylko cienistą sylwetkę. Ta osoba wyraźnie podbudowała morale żołnierzy. Dał znak swoim towarzyszom. Wszyscy napięli cięciwy. Salwa. Kilkudziesięciu żołnierzy padło i rozwiało się niczym duchy. Cienisty wojownik spojrzał w jego stronę. Nie mógł dostrzec jego twarzy, ale… jakoś czuł, że to nic dobrego… Salwa. Kolejna grupa wrogów została przeszyta strzałami. Wtem dostrzegł daleko na horyzoncie jakiś ruch. Dowódca. Sięgnął po strzałę, napiął cięciwę i czekał… Mierzył wzrokiem swojego przeciwnika. Czekał. Obok jego ucha zaczęły świszczeć strzały – przeciwnicy w końcu przypomnieli sobie, że też mają łuczników… Dowódca stał niezwykle daleko, na jakimś ruchomym podwyższeniu. Nie miał zbroi ani magicznej osłony – pewno był przekonany, że skoro nie ma magów to nikt go nie ruszy. Padł strzał. Widział to tak, jakby nagle czas zwolnił swój bieg. Strzała powoli zaczęła pędzić ku swojemu celowi. Wszystko inne zniknęło w czerni – widział tylko siebie, strzałę oraz wrogiego dowódcę. Ten do ostatniej chwili stał nieruchomo. Kiedy już zaczął próbować odskoczyć, było już za późno. Grot przeszył mu gardło. Nie musiał nawet patrzeć, by wiedzieć, że na twarzy przeciwnika wymalowało się przerażenie. Taki był koniec wielkiego dowódcy… Tak, ta wizja nie dawała mu spokoju, a jej nawroty sprawiały ból. Teraz jednak musiał soc uczynić, nie wiedział jednak co. Mężczyzna rozejrzał się. Był w jakimś czarnym namiocie. Był on sporawy i na pierwszą myśl mógł przypominać szpital polowy. Był jednak zbyt porządny, stały tu bowiem dębowe meble, na ziemi leżały dywany. Gdzieś koło szafy stało duże lustro, oraz jakiś wieszak ze zbroją. Ta nie nadawała się już do niczego, była bowiem pocięta, niczym papier. Podarta i ledwie trzymała się w kupie. Ciekawość mogła zrodzić pytanie, czy należała ona do owego mężczyzny? Teraz jednak słyszał tylko ciszę, przerywaną głosami z poza namiotu, iż komuś nie grozi już niebezpieczeństwo. Ale komu? Czyżby jemu?
-
PlaguePony Drzwi do karczmy otwarły się przed tobą z głośnym skrzypieniem. W środku panowała głośna wrzawa, spośród której dało się rozpoznać śmiechy, wyzwiska, przekleństwa czy fałszywie śpiewane pijackie utwory, swoją tematyką ograniczające się do narządów płciowych różnych klaczy. Do twoich nozdrzy dotarła również mieszanina różnorakich zapachów, głównie potu, kiepskiego piwa i dymu z paleniska wypełniającego izbę. Twój węch, "naturalnie" wyczulony na takie aromaty, rozpoznał w niej także krew. Parę osób musiało się lekko skaleczyć, u nich wypływała głównie naczyń krwionośnych. W toalecie siedział kuc z krwawą biegunką - zdechnie szybko, niewarto nawet go kąsać, zbyt duże ryzyko zarażenia. Twój "ulepszony" organizm poradziłby sobie z chorobą, ale po co zapewniać sobie niemiłe chwile? Ze zdziwieniem wyczułaś na sali również posokę miesiączkową, pochodzącą z pierwszego w życiu okresu. Przeżywać swe pierwsze "klacze" dni w takim miejscu i w takim towarzystwie... Niemal współczułaś tej małej. To wszystko było jednak pikusiem w porównaniu z siłą woni wydzielanej przez jednego ogiera. Przecięta tętnica, jucha ulatywała z niego jak z dziurawego wiadra. A debil jeszcze się upijał. Miałaś kilka minut, zanim się wykrwawi. Poprawiłaś kaptur, upewniając się, że rzuca cień na twarz. Chyba tylko pijacy lubili takie miejsca. Niezbyt widziało ci się tam wchodzić, ale nie widziałaś wyjścia. Głód z dnia na dzień bardziej ciążył i mamił zmysły. Tutaj mogłaś chociaż coś zjeść. W karczmach na granicy często sprzedawano potrawy mięsne, którymi żywiły się gryfy, a kuce próbujące tego przysmaku nie były specjalnie wielkim ewenementem. Krwisty stek mógłby pomóc ci się nieco opanować. Wkroczyłaś do środka. Światło w izbie dawały jedynie świece na stołach i ścianach, więc w pomieszczeniu panował półmrok. Niestety, wyglądało na to, że wszystkie ławy zostały zajęte, a niezbyt widziało ci się z kimś siadać. Na szczęście przy ladzie, za którą stał karczmarz, stało jeszcze kilka wolnych krzeseł. Z braku laku ruszyłaś w tamtym kierunku. Woń tętniczej krwi dochodziła z jednego ze stołów po lewej. Pijany zbir, nieco bladszy od kompanów, unosił właśnie kufel piwa w toaście o nikomu nieznanym znaczeniu. Zamglony wzrok kręcił chodzących się po zadach kelnerek kręcących się po izbie. Nawet nie wiedział, że wkrótce umrze. - Co dla milejdi? - spytał karczmarz, nieudolnie naśladując gryfiński akcent, kiedy tylko usiadłaś przy ladzie. Sajback Pociągnąłeś łyka z kufla stojącego na stoliku przed tobą. Byłeś zmuszony pić to obrzydliwstwo, trzeba przecież jakoś nawodnić organizm. Początkowo zamówiłeś wodę, ale gdy zobaczyłeś, co w niej pływa, zrezygnowałeś i gdy tylko karczmarz nie patrzył, wylałeś ją na ziemię. Teoretycznie alkohol jedynie wzmagał odwodnienie, ale to piwo zostało tak rozcieńczone, że chyba nic ci się nie stanie. Siedziałeś sam przy ławie w kącie izby. Tutejsi pijacy nie dość, że śmierdzili na kilometr, to jeszcze upijali się jedynie we własnych bandach. Trzymałeś kuszę na na tylnich kopytach - rok podróżowania nauczył cię, że warto mieć broń przy sobie. Nosiłeś na głowie kaptur. Kiedy kuce nie widzą twoich oczu, nie wiedzą, gdzie patrzysz. Obserwowałeś spokojnie otoczenie, nic innego do roboty nie miałeś. Nagle drzwi się otworzyły i do karczmy weszła zakapturzona klacz. Płaszcz zakrywał większość jej ciała, w tym Uroczy Znaczek. Nowoprzybyła ruszyła w kierunku lady, nie mając gdzie spocząć i usiadła na krześle przy niej.
-
...kap...kap...kap. Kolejne krople deszczu bębniły o liście drzew w lesie Everfree. Padało bez przerwy. I znowu ...kap...kap...kap Obudziłeś się z głębokiego snu. Zamroczony, starałeś się przetrzeć oczy zakryte jeszcze resztkami koszmaru. Koszmaru, który śnił ci się co noc. Cały czas, bez przerwy. Budzisz się, otwierasz oczy. Widzisz przed sobą tylko zielone ściany. Dotykasz ich. Miękkie i delikatne, a zarazem zapewniające doskonałą ochronę. Nagle koniec. Otwiera się. Cała znajdująca się tam ciecz i śluz wydostają się i ściekają na czarną, onyksową podłogę. Widzisz przed sobą tylko jedną postać. Królowa Chrysalis. Zimna, niewzruszona. Patrzyła się na ciebie swoimi wielkimi oczami. Nie wyrażała żadnych emocji. I wtedy, nagle, zupełnie jakby rażenie piorunem, scena się zmienia. Widzisz przed sobą suchą, nagą ziemię. Changea. Za sobą masz mury Czarnej Twierdzy. Biegniesz. Słyszysz za sobą czyjeś okrzyki. Nie odwracasz się. Tylko biegniesz. Podrywasz się do góry. Skrzydła, wyprostowane, zaczynają trzepotać. Unosisz się i odlatujesz. Zamek staje się coraz mniej widoczny. ...kap...kap...kap I zawsze ten dźwięk. Zawsze to on cię wybudza. Przetarłeś oczy i zmiotłeś zmęczenie z powiek. Nie wiele czekając, wyszedłeś ze swojej kryjówki. Może ten dzień okaże się łaskawy ?
-
W Lodowej Krainie jutrzenka wstała bardzo wcześnie. Promienie Słońca odbijały się od śniegu leżącego na ziemi, co dawało piękny efekt tysiąca tańczących, lodowych iskier. Lodowe istoty mieszkające w tej krainie dopiero co się budziły. Część z nich wyszła z domu zmierzając do Świątyni. Po ulicach maszerowały Lodowe Golemy, a nad głowami tych wszystkich istot unosiły się Niebiańskie Pałace, zamieszkiwane przez Anioły i inne istoty z Boskiego Wymiaru. W słoneczny dzień możliwe było nawet, że istoty te zejdą na dół, aby odwiedzić Mroźne Pustkowie. Tymczasem Frost, przygotowana już przez swoje dwórki, znajdowała się w sali tronowej Mroźnej Wieży, swojego pałacu, z którego panowała. Codziennie zmierzały tam tłumy mieszkańców, powierzając swoje sprawy w delikatne kopytka Władczyni Śniegu.Wysłuchiwała ona każdego i osądzała sprawiedliwie, za co poddani otaczali ją niemal boską czcią. Dzieci, przybywające wraz z rodzicami do Lodowej Wieży, bawiły się z Aharielem, który, mimo swej powagi z naturalnego dystansu, witał je czule, pozwalając im nawet dotknąć jego świetlistych skrzydeł. Jednak, mimo tej sielanki, wszyscy wiedzieli, że Lodowa Pani jest zasmucona. Zasmucona kimś, kogo mogłaby objąć, bez groźby utraty go. Brakowało jej małżonka. Tuż po zakończeniu ostatniej audiencji, nadbiegł posłaniec ----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Nether przebudził się do życia jak zawsze spowity gęstym kłębem wulkanicznych pyłów. Poddani Władcy oraz niewolnicy nie raz już widzieli wybuchające góry czy rzeki lawy. Przyzwyczajeni do krajobrazu swojej krainy, zaczęli ją powoli darzyć uczuciem lezącym pomiędzy miłością, a nienawiścią. A nad wszystkimi płaskowyżami, pagórkami, wąwozami i kotlinami panował, niepodzielnie, Władca Netheru, Lord Blaze. W Wieży Przeznaczenia, zbudowanej z obsydianu i czarnego metalu, znajdowała się Sala Wszechwładzy. To stamtąd Lord Blaze panował mentalnie nad hordami swych wojsk, a były to maszkary, które nie śniły się nikomu w najgorszych koszmarach. Najstraszliwszym pomiotem Piekła był Arcywładca, drugi, po Lordzie, najważniejszy dowódca Piekielnych Legionów. Ociekające lawą pyski, skóra sczerniała, z przyszpilonym pancerzem była znakiem rozpoznawczym Wojsk Podziemia. armia ta, zaprawiona w boju, była gotowa na dowolne skinienie swego władcy. Jednak Blaze, mimo swej kamiennej twarzy, potrafił być dobrotliwy. Za jego panowania niewolnicy otrzymali podstawowe prawa przysługujące mieszkańcom. Obywatele mogli się cieszyć dużą swobodą, choć nadal to Lord panował niepodzielnie w krainie. Blaze jednak, mimo ogromu swej potęgi, czuł, że czegoś mu brakuje. Brakowało mu tutaj królowej. Podczas kiedy Lord po raz kolejny pojedynkował się ze swym dobrym przyjacielem, Arcylordem Mephisto, nadbiegł goniec.
-
Kilka dni po badaniach Code'a... Siedzieliście obydwoje na peronie. Kucykowi, jak i Tobie kończyny zwisały z krawędzi. Do ziemi miały daleką drogę... Ogier rozglądnął się dookoła, raz na jeden tunel, raz na drugi. Westchnął i spojrzał na Ciebie. - Ehh... I skąd Ty wiesz, gdzie co jest? Przecie jest tak cimno, że nic nie widać w tych tunelach! - powiedział kuc i zainteresował się Twoim pistoletem. Code wziął do kopytka broń i dokładnie przeanalizował wszystkie szczegóły jakie posiadał oraz cały jego wygląd. W końcu w Equestrii nie było takich cudów. Spojrzałeś tylko na niego i się uśmiechnąłeś, a on szybko odłożył pistolet na ziemię i zaczął się głośno śmiać. Ty również..
-
< Witaj w mojej sesji. Na początek wybierz punkt widzenia postaci, a reszta sama się wykreuje > Wielkie Drzewo Wiatrów, największe i najbardziej okazałe drzewo na całym świecie, znajduje się pośrodku miasta które zostało zbudowane na jego cześć, Wichrowej Polany. Elfy z rodu Valaina, boskich istot które wedle legendy, przybyły tutaj za morza w celu nauczenia tutejszych ras, czytania, pisania i więcej na temat rzeczy które pomagają w zbudowaniu państwa. Całe miasto prócz wielkiego drzewa, jest zapełnione mniejszymi drzewami które służą jako domy, sklepy i zakłady pracy, drogi są zrobione z jasnego marmuru, pomniki połyskują z srebra ozdobionymi kamieniami szlachetnymi. W mieście można zobaczyć pasące się jelenie, zające i inne zwierzęta z natury mieszkające w lesie. Całe to miasto jest otoczone drewnianym murem wzmocnionym magią, która utwardza owy mur który jest niemal tak twardy jak kamienne mury z sąsiedniego Cesarstwa Eldarów, ludzi którzy posługują się z natury czarną magią, lecz nie do złych czynów, lecz do całkowicie dobrych. Minusem tego jest to że lubią nauczać innych w tej dziedzinie, co czyni że każdy Nie-Eldarczyk znający Czarną Magie, schodzi na Ścieżkę Morgula, złego władcy który przepowiedział że wróci i podbije królestwa Centralnego Kontynentu. Cesarz Knave III, który rezyduje w Polonezie, największym i najstarszym mieście świata, które jest zbudowane na Wzgórzu, gdzie rzekomo Tarrat, pan stworzyciel wykreował obecny świat. Ty... Lenwë Táralóm, Elf z małej wioski nieopodal gór Błękitnych, przybywasz do Stolicy Elven'Mar, do Wielkiego Drzewa w poszukiwaniu szczęścia i wykreowaniu swojego przeznaczenia. Przeszedłeś przez bramę i twoim oczom ukazał się przepiękny rynek, z straganami, sarnami i Elfami które kupują i sprzedają różne dobra. Zaciekawiło cię piękno tego miasta. Może Inne rasy nazywały to "zbiorem badyli", ale w oczach elfa widok lasu, zwłaszcza Lasu Wiatrów, czyli Wichrowej Polany która niekiedy jest tak nazywana, jest widokiem piękniejszym od znanej ci kobiety. Jesteś wyczerpany po podróży, i widzisz że słońce zajdzie za około godzinę...
-
Konoha. Miejsce twoich narodzin. Wioska zbudowana przez wspaniałego Hokage Hashiramę. Byłaś najsilniejsza z rodzeństwa, dzięki losowi zdałaś akademię, a kiedy nadszedł czas i egzamin na chunina. Jednak podczas misji, na których towarzyszyłaś z Perfim i Sheskiem popadała Cię głupawka, przez to misje kończyły się niepowodzeniem. Podczas jednych treningów odkryłaś, że posiadłaś swoją naturę czakry żywiołu błyskawic. Na nich nauczyłaś się władać swym żywiołem na dobrym poziomie i większym stopniu kontrolować głupawkę. Jednak Tsunade nie zauważała twoich postępów i przeniosła Cię do słabszej drużyny. Z tego powodu postanowiłaś w nocy spakować swoje rzeczy oraz zebrane podczas misji ryo i od samego rana wyruszyć w podróż. Po przemyśleniach zdecydowałaś, że wyruszysz do Kraju Deszczu, gdzie mieszkają twoi kuzyni. Rano już naszykowana stałaś przy Ramen Ichiraku by za chwilę pójść do bramy wyjściowej, przy okazji zauważając niedaleko Perfimiego, który patrzył w niebo.
-
(Jako iż nie napisałaś dokładnego miejsca zamieszkania, to ja podam miasto Najwyżej mnie poprawisz) Detroit. Właśnie nastawał ranek. Słońce powoli i ospale wznosiło się ponad horyzont, a Księżyc w pełni chował się za wysokimi budynkami, by chwilę później zniknąć i oddać Złotej Gwieździe całe niebo. Ty jeszcze leżałaś w swoim wielkim łożu. Jeszcze spałaś. Gdy jednak pierwsze promienie Słoneczka wdarły się do pokoju, oświetlając Twoją twarz - obudziłaś się. Spojrzałaś na zegarek. Była dopiero 7:38. Wstałaś więc wolno i ociężale, po czym pofatygowałaś się do kuchni, by zrobić sobie śniadanie. Oczywiście nie zapomniałaś zapalić! Wyciągnęłaś z lodówki piwko i po podgrzaniu ostatniego kawałka pizzy z wczoraj, usiadłaś na kanapie i włączyłaś telewizor, delektując się smakiem ciepłego kawałka ciasta i zimnego alkoholu. Nie zdążyłaś wysłuchać pierwszych słów pogodynki z telewizji, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi...
-
Był już wieczór. Słońce niedawno zaszło i na dworze zrobiło się już ciemno. Saladin w tym czasie był w pubie, by nieco się rozerwać. Zamówił jednego z wielu drinków do wyboru i czekał. W tym czasie podszedł do niego ogier. Wyglądał obleśnie. Miał na sobie jakąś starą, siwą szmatę, porwane skarpety i śmierdział jak stos zgniłych jabłek. Gość usiadł obok Saladina i spojrzał na niego z zaciekawieniem. W tym czasie na małą scenę, jaką posiadała mała restauracja wyszła zielonogrzywa klacz, o białym umaszczeniu. Podobno była sławna i grała w zespole muzycznym. Gromadka się rozpadła, a ona śpiewa teraz po takich lokalach. Niemniej jednak, gdy inny ogier zaczął grać, jej głos był nieziemski. Brzmiał cudnie! Wszyscy, którzy byli na sali zaczęli jej bić brawo. Nawet obleśny kuc poklaskiwał od czasu do czasu... Kiedy klacz skończyła śpiewać, barman podał Saladinowi jego wcześniej zamówiony drink.