Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 07/10/14 we wszystkich miejscach

  1. Sorry, zepsuło mi sie cos w poprzednim poście. :c Czy kowbojski kapelusz czyni mnie pegasisterką tła? D:
    4 points
  2. Temat się ździebko... rozrósł. No cóż, parę dni temu miałem z Irwinem małą pogawędkę na AmberMeecie, gdzie - jak zresztą można to zauważyć po kolejnych jego wypowiedziach - nie znaleźliśmy konsensusu. I nie sądzę, by kiedykolwiek ta sztuka miała się nam powieść. Mogę tu chyba po prostu powtórzyć słowa SPIDI'ego (tak to się powinno zapisywać...?) - nie nadajemy na tych samych falach. W pierwszej chwili chciałem napisać, że wszystko wskazuje na to, iż na forum powoli umacnia się podział na dwa obozy: moich apologetów i antagonistów, z tego drugiego jednak dobiegają sprzeczne sobie głosy; raz moje opowiadanie jest parabolą dla sześciolatków o nachalnej symbolice i popisem łopatologicznym, innym razem słyszę zarzut, że jest niejasne. Czyżby Obóz Antagonistów dzielił się na dwie, sprzeczne sobie w tym punkcie frakcje? Nie widzę większego sensu porównywania Śmierci i Białej Pani. Obie postaci pochodzą z prac o zupełnie innym wydźwięku, innej stylistyce, innym sposobie prowadzenia narracji, itd. itd. Pratchett w końcu przede wszystkim satyrycznie komentuje rzeczywistość, Śmierć również pełni u niego tę funkcję. A co do rozważań filozoficznych... cóż, doświadczenie (czytaj: zajęcia na uczelni) każe mi wierzyć, że skłaniać/pobudzać/zachęcać do nich może absolutnie wszystko, w zależności jedynie od osobistych preferencji i spojrzenia. Pani jest owocem moich własnych rozważań, które biegną innym torem niż pratchettowskie. Zgaduję, że po prostu nie trafiłem w Twoje. Przede wszystkim jednak... cóż... to byłoby porównywanie postaci stworzonej przez zawodowego i dojrzałego już pisarza, a która do tego pojawiła się w już co najmniej kilkunastu powieściach, z postacią pochodzącą z pracy debiutanckiej (tak przypominam, gdyby ktoś zapomniał), wciąż jeszcze dość młodego autora. Do tego piszącego hobbystycznie. Miałbym z miejsca dorównać mu poziomem? Nie sądzę, by komukolwiek w fandomie się ta sztuka udała. Korzystając z okazji, chciałbym w tym miejscu zaznaczyć, iż w mojej opinii "Pielgrzyma i Panią", można nazywać fanfikiem. Zarzut o słaby związek z kucami lub jego brak? Cóż, nie mogło być inaczej, skoro powziąłem sobie na cel wypełnienie straszliwej luki, jaka znajduje się w serialu (o czym zresztą wspominałem Irwinowi na meecie). Gdybym sam nie uważał opowiadania za kucowy fanfik, to nie publikowałbym go w kucowym fandomie, zapewniam was. A na zakończenie chciałbym podziękować za kolejne głosy na EPIC, jakie otrzymałem. I cieszę się, że George R.R. Martin zmienił nick - czułbym się niezręcznie, bo tak zostałem przez niego wyróżniony, a ja wciąż jeszcze nie zabrałem się za czytanie "Pieśni Lodu i Ognia"...
    3 points
  3. ] Słyszałem, że niektórzy czekają z niecierpliwością na "Kryształowe Oblężenie", które już dawno przekroczyło 1000, 1100 stron i wciąż rośnie. Niestety, musicie jeszcze trochę wytrzymać. Może nawet całkiem sporo czasu. jednak, aby temat nie umarł śmiercią naturalną, prezentuję jeden z rozdziałów. To trochę jak z "Żelaznym księżycem", czyli mamy jeden z wątków wyjęty z większej całości i przebudowany na samodzielne opowiadanie. Nie nazwałbym tego cyklem, gdyż to nie jest bezpośrednia kontynuacja "Księżyca". No dobrze, ale co my tu mamy? 37 stron 5 ilustracji I... działo kalibru 88 milimetrów! TEKST: Ponieważ program do robienia XPSów stroi fochy i zjada linijki, to dziś tylko PDF. https://drive.google.com/file/d/0Byh5JvDpwTWdOWxnTVJCSUx5bDA/edit?usp=sharing Tekst zawiera brutalne sceny i wulgarny język, więc nie poleca się go osobom niepełnoletnim i wrażliwym. Na końcu jest napisana przeze mnie piosenka, którą na serio da się śpiewać pod wskazaną melodię!
    2 points
  4. Nie powiedziałabym, że kot jest tępy. Według badań naukowych wyszło, że koty są o wiele inteligentniejsze od psów, które są de facto dość głupimi zwierzętami, zwłaszcza w porównaniu do wilków. Psy od kotów różnią się tym, że są to zwierzęta tworzące mocno zhierarchizowane stada, podobnie jak konie. Sprawia to, że są to zwierzęta podatne na tresurę, ponieważ natura zaprogramowała je na zasadzie "słuchaj się alfy, bo jak nie to wpierdol, zresztą jak coś, to alfa obroni". A jak wygląda sprawa u kotów? Koty domowe, choć są zwierzakami towarzyskimi i wchodzą w przyjaźnie, to nie tworzą stad. Hierarchia społeczna praktycznie nie występuje. Doskonale radzą sobie samotnie, nie potrzebują towarzyszy do polowań. To wysoce wyspecjalizowane maszyny do zabijania. Nie mają wewnętrznej potrzeby słuchania czyiś poleceń, dlatego nie są szczególnie na tresurę podatne. A dlaczego są od psów mądrzejsze? Mają lepiej rozwiniętą zdolność samodzielnego myślenia. Psy, szczególnie ras nastawionych na współpracę z człowiekiem zatraciły swój własny rozum, stają się bezradne bez pomocy właściciela. Ale za to lepiej nadają się np. do pracy w służbach mundurowych, jako przewodnicy i ogólnie towarzysze. Aczkolwiek zdziczałe psy odzyskują te zdolności. Z wielką precyzją planują ataki, mentalnie zbliżają się bardziej do wilków, tylko mają mniejszy instynkt samozachowawczy, nie boją się ludzi.
    1 point
  5. Cała przyjemność po mojej stronie. Serio, zerwałem boki!
    1 point
  6. Na Całym Forum nie ma nikogo godnego stopnia Kontradmirała? Aż dziwne. Jestem pewien, że jednak ktoś zasługuje na ten stopień
    1 point
  7. eee... a kto mial kwestionowac?? Jak prawdopodobnie ten klan istnieje tylko po to zeby ludzie w jakims byli??
    1 point
  8. Narodzie, od podobnych dyskusji jest Stowarzyszenie Żyjących Piszących. Idźcie tam, zanim was Dolar pogoni. PS. Żeby nie było offtopa: naprawdę fajne opowiadanie. Wizja życia, a właściwie walki o przetrwanie w oblężeniu jest naprawdę sugestywna. I, podobnie jak inni przede mną, sądzę, że fanfik wiele by stracił, gdybyś wrzucił tu wąterk romantyczny między Maksem i Midnight. A co do bycia amatorem - Draques, zawodowcy nie piszą fanfików. Tu wszyscy są w większym lub mniejszym stopniu amatorami i samoukami.
    1 point
  9. AdamSkanD 1. Nie, nie grywam raczej w gry komputerowe. 2. Myślę, że wszystko po trochu. Bardzo lubię utwory takich twórców jak MandoPony i 4freebrony. Z opowiadań klasyka czyli "Antropologia" i "Past Sins", Fanarty rzadziej przeglądam, więc niestety żaden artysta nie utkwił mi w pamięci. Po za tym jeszcze animacje jak Double Rainboom, Snowdrop. 3. Polski Może Niemiecki. 4. Wolę wersję angielską. Polska nie jest zła, ale niektóre piosenki wiele tracą na tłumaczeniu. 5. W jednorożca. Używanie magii to coś czego na pewno chciałabym spróbować. KamilPL 94 1. Jasne, jedna z moich ulubionych postaci. 2. Discord, jeśli się kwalifikuje, Za inteligencję i poczucie humoru. 3. Jako jednorożca. Chociaż jej zostanie księżniczką ma duży potencjał fabularny. 4. Fanfic Na pewno zajrzę do działu Pinkie. Tak rozpędziłam się, chociaż i z własnego dzieciństwa nie pamiętam tak dobrych kreskówek. Ale właściwie jako dorosły widz, nie oglądałam żadnej poza tą. Wiem jednak, że serial nie ma przedziałów wiekowych i jeśli kogoś nie odstraszają produkcje dla dzieci, może śmiało oglądać w każdym wieku. To jest właśnie to co czyni MLP wyjątkowym. W tym bardzo przypomina filmy Disneya, które uwielbiam.
    1 point
  10. Oczywiście, wytwórnie filmowe tworzą filmy dla siebie, pisarze piszą książki dla siebie, muzycy komponują dla siebie... Gdybym miał robić coś dla siebie z pewnością nie było by to pisanie opowiadań w klimacie mlp. Piszę, ponieważ szukam jakiejś akceptacji w moich pracach, zainteresowania, a jak dobrze pójdzie podziwu. Nie robię tego dla siebie, ponieważ lepsza umiejętność ubierania myśli w słowa nie jest mi potrzebna. Ba, nawet nie jest wskazana w tematyce którą studiuję. A $ to i tak wiedźma !
    1 point
  11. Narobiłem parę zdjęć Łapcie: https://plus.google.com/photos/107600617127891600915/albums/6034006642339191537?authkey=CLGAmIHwwpmWfQ
    1 point
  12. Ktoś coś wspomina o książce? Przyznam szczerze, ze jestem posiadaczem jednego egzemplarza na użytek własny i JEŚLI tłumacz/właściciel tłumaczenia nie miałby nic przeciwko temu, to mógłbym wykonać na zamówienie kilka sztuk Szytych w twardej oprawie. Wykonanie ręczne z użyciem ogólnodostępnego sprzętu. Cena i czas realizacji jest do uzgodnienia. Kontakt w tej sprawie jednak dopiero na początku sierpnia. Najlepiej po 1 tygodniu. Jeśli właściciel tekstu widzi ten komentarz, prosiłbym o wyrażenie opinii. Jeśli zaś nie widzi, to chętni proszeni są o zdobycie jego opinii w tym temacie
    1 point
  13. Witajcie moi drodzy. Ihnes nie jest już opiekunem Zecory, więc szukamy następcy dla niego. Najlepiej kogoś oryginalnego i kreatywnego, zupełnie jak... ona sama. Jeśli jest ktoś kto czuje się na siłach by zająć się działem forumowej zebry - niech napisze konkretne podanie do mnie. Zecora zasługuje na dobrego opiekuna! Pozdrawiam.
    1 point
  14. Ty sie nie śmiej, moja babka mi zawsze robiła mini afery, że mieszam herbatę w złą stronę i naładowuję ją negatywną energią. XD
    1 point
  15. Mieszam herbatę w złą stronę.
    1 point
  16. Po dość długim czasie od mojego ostatniego komentarza powracam, by z zadowoleniem stwierdzić - przeczytałem całe "Światło pośród mroku". Większość swoich przemyśleń i wskazówek przekazałem już bezpośrednio autorowi, a coś w rodzaju recenzji najpewniej jeszcze pojawi się w jakimś fandomowym magazynie. Dlatego też nie jestem przekonany, co dokładnie mam w tym komentarzu zawrzeć. Trudno, wpiszę wszystko co przyjdzie mi do głowy. Na samym wstępie - nie żałuję czasu poświęcone na to opowiadanie, a biorąc pod uwagę trudny styl, ogólne poziom treści, z którymi miałem do czynienia, było to sporo z mojej strony. Tak czy inaczej - naprawdę było warto. Światło... jest bowiem opowiadaniem bardzo dobrym, do tego wszystkiego dość innym od typowych dzieł naszego krajowego rynku literackiego w fandomie. Do dzieła! Błędy zdarzają się więcej niż często niestety. Wiem, że autor powoli kombinuje już nad gruntowną korektą - i bardzo dobrze. Sam pozaznaczałem trochę w niektórych częściach, ale ponieważ większość czytałem na dokumentach poza domem, zrobiłem tylko tyle, ile byłem w stanie, czyli niewiele. Mimo sporej ilości niedoróbek i różnego kalibru błędów, nie jest to aż takim problemem przy czytaniu. W żadnym razie nikogo nie rozgrzeszam, jak każdy tekst ten też byłby lepszy, gdyby był stuprocentowo poprawny, chcę tylko powiedzieć, że treść jest na tyle dająca do myślenia, że błędy były ostatnią rzeczą, na której miałem ochotę zatrzymywać uwagę. Gorzej ze stylem, bo tego nie da się obejść. Styl oscyluje między "ciężkim", "potwornie ciężkim" a "ciężkim ale jednak dobrym". Tak, jeśli ktoś nie czuje się na siłach w zabawie w tekstołamacz, niestety powinien chyba odpuścić sobie tego fika. Co ciekawe, same opowiadania mają różny stopień trudności czytania. Symfonia jest zdecydowanie za trudna do gryzienia jej narracji, do tego wszystkiego najmniej "zapycha" naszą uwagę, więc wypada najgorzej. Opus Magnum jest lepsze, znacznie lepsze, ale też bywa trudno. Ścieżka przez sny okazała się gorsza niż Opus, zwłaszcza w pierwszej połowie. Pojawiające się postacie były naprawdę fajne, ale przez naprawdę ciężki styl zżyłem się z nimi dużo później niż powinienem i o wiele za późno zrozumiałem, o co tam chodzi. Za to z radosną pewnością powiem, że na końcu tego opowiadania styl nie miał już znaczenia, bo tyle się działo. Fui Primus ma odpychająco trudny opis wstępny, ciężki, wręcz niebotycznie ciężki, do tego wszystkiego wcale nie tak bardzo satysfakcjonujący po lekturze, bardziej zostawiający "uff... nareszcie normalny tekst". Reszta tymczasem była dla mnie lżejsza do czytania niż Ścieżka i chyba nawet niż Opus. Może to jednak kwestia tego, że byłem już przyzwyczajony? No i Odrodzenie, wpisujące się dla mnie w poziom narracji Fui Primus. Ogólnie - styl, jak wspomniałem wyżej, bardzo ciężki. Sprawdza się jednak do kilku rzeczy. Mimo wszystko buduje pewną atmosferę i specyficzną głębię tekstu, co więcej robi to dość dobrze, im później tym lepiej. Po drugie, niektóre opisy są przekozackie, jak się w nie wczytać i spróbować sobie powyobrażać, zdecydowanie rządził opis Canterlot. Zanim ocenię całość fabuły i kreacji świata, po kolei powiem kilka słów o każdym opowiadaniu składowym. Niestety, są nierówne, ale to też może być kwestia gustu. Oto i one: Symfonia - mówi się, że mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, a po tym jak kończy. Miejmy nadzieję, że ta zasada jest prawdziwa, bo Symfonia to początek ani trochę nie przystający do poziomu utworu i zdecydowanie najsłabsza część całości. Będąc wydawcą zaśmiałbym się chciwie i kazał do dobrego opowiadania napisać dobry prolog, ale teraz, jako zwykły czytelnik mogę ubolewać, że to opowiadanie, pełne przemyśleń, ciekawych rozwiązań na świat i historię, z własną "teorią mroku", zaczyna się zwykłą sieczką w rytm muzyki. To niegodne. Po prostu było za słabo w stosunku do reszty. Opus magnum - na szczęście po słabym poprzednim następuje dobre Opus. Łatwiej nam na poważnie zacząć przygodę z tą wizją, gdy mamy dobry łącznik w postaci Mane six. Pisałem wyżej o ich niezwykłej kreacji, więc nie będę się powtarzał. Tekst sam w sobie już sprawiał dobre wrażenie, mimo epatowania brutalnością. Jeśli komuś Symfonia wydała się zbyt okrutna, powinien sobie darować następne. Co więcej, bardziej niż na cielesnych uderzeniach, autor skupił się na mentalnych, przez co tekst stał się dużo lepszy. Koniec końców zakończenie trochę... mierzwi moje zmysły (CMC?! poważnie?!), ale ogólna kreacja tego opowiadania, nawet bez późniejszego, skrupulatnego wyjaśniania drugiego dna w następnych, już uczyniłaby Opus dobrym fikiem, nie wybitnym, nawet nie bardzo dobrym, ale całkiem niezłym. Na szczęście, mamy następne dzieła. Ścieżka przez sny - po okrucieństwie, nagły zwrot. Tekst, o którym Madeleine napisała, że został stworzony w klimacie sekty. Tak, po tych wszystkich psychicznych torturach i fizycznym bólu, nagle dostajemy opowiadanko o grupie przyjaciół, którym pomógł pewien jednorożec, regularnie śniący o rzeczach, które nie do końca były dla niego zrozumiałe. Opowiadanie ciepłe, przyjemne, jednak przez pierwszą połowę dla mnie po prostu nudne. Madeleine powiedziała, że to jej ulubiona część. Moja nie, niestety. Przez pierwszą połowę prawie spałem, potem spodobało mi się parę opisów, potem dałem się wciągnąć... by zakończenie dosłownie mnie rozwaliło. Naprawdę, rzadko spotyka się opowiadanie z tak mizernym początkiem i tak doskonałym zakończeniem. Koniec końców Ścieżka jest świetna, właśnie przez to, co się stało. Co więcej uzupełnia Opus. Już po tych trzech opowiadaniach mielibyśmy zupełnie inną wizję tego co się stało, jednak z masą nierozwiązanych tajemnic. I wtedy dostajemy... Fui Primus, Sum Aethernus - wow! To jest moja ulubiona część, pomijając rzecz jasna wstępny opis, za trudny i za ciężki, zwłaszcza dla kogoś tak ceniącego klarowność jak ja. Jednak dalsza część, w której poznajemy szczegółowe uzupełnienie losów całej Equestrii... To naprawdę niesamowita wizja, bardzo spójna i interesująca. Nie zgadzam się też z tym, by był to fanfik o "problemach rodzicielskich" (śmiesznie to brzmi, lecz nie jest pozbawione sensu). Dla mnie był to pewien "pojedynek podejść", filozoficzne starcie tezy i antytezy, walka o zrozumienie samego siebie. Naprawdę, szacun za to, bo filozofia w opowiadaniach nigdy nie była łatwa. Dostrzegłem sporo Hegla, Schopenhauera, trochę Platona, ogólnie rozumianą dialektykę (bez typowego Marksa na szczęście). Autor zarzeka się, że ich nie zna, ale to niczego nie zmienia, są te wątki i są interesujące. Dla mnie, jako domorosłego filozofa - gratka. Jeden tylko duży mankament rzucił mi się w oczy - gdy w Opus czytałem o M6, było to bardzo dobre. Tutaj... czułem, że jest to treść zbędna, bo uzupełnienie ich zachowania z mojej perspektywy nie było ani bardzo potrzebne, ani bardzo udane. Szkoda, bo dla mnie taki detal leciutko popsuł kompozycję. Odrodzenie - jak pisałem wcześniej, poznaje się po tym jak kończy. A kończy dobrze, bardzo dobre, świetnie. Odrodzenie jest właśnie tym, jak powinno wyglądać zakończenie. W pewien sposób nawet leciutko mnie wzruszyło. Skojarzyło mi się z takim momentem w filmie, gdzie akcja została już rozwiązana, zaraz za punktem kulminacyjnym, gdzie wszyscy mogli wziąć oddech. Potem wprawdzie stało się jeszcze kilka ciekawych rzeczy, ale lecieliśmy już na zupełnie innych emocjach. No i tak, zostało to zrobione z pompą, w stylu zakończeń serialowych. Dobra, biorąc pow uwagę, że będę jeszcze pisał recenzję, a i może w tym temacie dodam później komenta, czas się zbliżyć do końca. Powiem jeszcze, że fabuła jest niesamowicie przemyślana, wizja inspirująca, a kilka rzeczy naprawdę mi się spodobało, zwłaszcza w jakiś sposób świeża kreacja zamiany Luny w Nightmare Moon. Do tego wszystkiego całość ma lekkie zadatki na bycie klasyczną epopeją, wielką myślą o tym, co to znaczy być bohaterem, jak się nim stać. No i kolejna myśl - bohater potrzebuje mroku, swojego wroga, dzięki walce z nim udowodni, że jest naprawdę godny tego miana. Do autora - gratuluję, po prostu gratuluję świetnego fika. Do czytelników, przyszłych i teraźniejszych - tak jak wspomniała Madeleine, nie jest to raczej fik, do którego kiedyś się wróci. Dodam jeszcze jednak, że bardzo mi się podobał, dał mi dużo do myślenia. Nie jest to raczej fik, do którego się wróci, ale nie jest to raczej fik, o którym całkiem się zapomni. Polecam trudną i ambitniejszą lekturę w postaci Światła... każdemu, kto ma ochotę poznać nową, dobrą wizję. Pozdrawiam i dziękuję za świetny fanfik!
    1 point
  17. Choć jestem zarejestrowana od tak dawna, to i tak będzie mój pierwszy post na tym forum. Do dzieła! Mogę z dumą powiedzieć, że jestem zaznajomiona z całością i mam pełny obraz historii, która od "Symfonii" rozrosła się do tak kolosalnych rozmiarów, a z każdym kolejnym fragmentem jest coraz lepsza. Styl stylem, znam autora i wiem, że się często wyraża w podobny sposób w prywatnej rozmowie... Jakkolwiek czasami w czytaniu utrudniało mi to odbiór, to jednak nie przeszkadzało mi uznać, że historia jest naprawdę dobra. Podkreślę na początek coś; nie można ocenić rzetelnie jednego fragmentu, nie znając całości, bo to tylko kawałek pełnego obrazka. Żeby go zobaczyć, trzeba przeczytać wszystko i dopiero można ocenić, będąc pewnym o co chodzi. Ale po kolei; "Symfonia" nam przedstawia co się dzieje w pewnej części Equestrii, a dzieje się coś złego. Przeczytałam powyższe opinie i już nie pamiętam, który z was uznał, że jednorożec jest okrutny dla samego okrucieństwa lub dla sztuki samej w sobie i to wam nie odpowiadało. Dla tych, którzy są rozczarowani takim rozwiązaniem mam radę; CZYTAĆ DALEJ! To niby jest jasne, a jednak coś jeszcze się za tym kryje, nie zdradzę co (nawet Opus Magnum nie wyjaśnia tego do końca). Prologi są najcięższe w napisaniu i przeczytaniu. Po prostu trzeba zacisnąć zęby i przebrnąć, a potem jakoś leci. Jeśli komuś naprawdę nie odpowiada "Symfonia", to przechodząc od razu do "Opus Magnum" będzie nadal wszystko rozumiał, a nie trzeba się męczyć. Takim osobom polecam zacząć od "Opus Magnum" i potem przeczytać "Symfonię" jako dopełnienie, jak kto woli. Nie jestem fanką angstu, gore ani okołopodobnych klimatów. Uwielbiam szczęśliwe zakończenia, kocham fluff i dlatego uwielbiam nasze kucyki. Mimo wszystko nie można docenić szczęśliwych zakończeń bez trudności, lubię kibicować swoim faworytom, gdy coś złego się dzieje i satysfakcja z sukcesu jest wtedy pełniejsza. Piszę to wszystko, by osoby, które patrzą na tagi się nie zniechęcały do całości, bo opowiadanie ZACHOWUJE klimat oryginalnych MLP, nie brak tu dowcipów i motywów jak piękna jest przyjaźń, a nawet w części "Fui Primus(...)", która jest chyba najdłuższą i najciekawszą, miłość rodzicielska. Kilka słów o Opus Magnum; każda klacz z mane 6 ma swoją chwilę "upadku", autor rzeczywiście się postarał, żeby naszym bohaterkom zamieszać w głowach. Po kolei widziałam upadek Applejack bez cenzury i było to trochę mocniejsze, mogło w sumie zostać to nieokrojone. Nie zmienia to faktu, że dla klaczy, która tak bardzo ceni sobie rodzinę to i tak było wstrząsające doświadczenie. Rarity jest u mnie na trzecim miejscu pod względem sympatii (a przeraźliwie ciężko mi było wybrać top 3, bo cieszą mnie wszystkie) i nie cierpię, kiedy ktoś uważa, że jest próżna i pusta, bo nie jest. Przywiązuje dużą wagę do wyglądu, bo to jej pasja. Nie jestem zawiedziona jej upadkiem, bo jak dla mnie to chyba najczęściej powracający do mnie obraz przerażającej psychozy, gdy ona próbuje się bezsensownie wyczyścić. Twilight jest tutaj wręcz symbolem nadziei, jedynym głosem rozsądku i jest to jak najbardziej zgodne z kanonem. Nie została potraktowana po macoszemu, wręcz przeciwnie; odgrywa bardzo ważną rolę w opowiadaniu. Po prostu wydaje się mniej wyraźna w porównaniu z tym, co musiały przejść jej przyjaciółki. Twilight szczęśliwie to ominęło. Rainbow Dash jest przedstawiona doskonale, jestem pewna, że każdy fan będzie zadowolony. Rainbow zawsze jest wspaniała ^^ Fluttershy mnie rozczulała... To jej poświęcenie dla przyjaciół nie zważając na to, że sama też cierpi... Jest kochana i bardzo mnie wzruszała każda pomoc zwłaszcza przy Pinkie Pie. I będę się upierać przy tym jak osioł; gdyby to był jeden z odcinków to przy rozwiązaniu Pinkie BYŁABY PIOSENKA! Tam wręcz JEST piosenka! Na pewno. Swoją drogą jeśli chodzi o dawkę Pinkaminy, to ja po części jestem za to odpowiedzialna, bo autor nie czytał absolutnie żadnego fanfiction z MLP poza "Antropologią", którą wręcz kazałam mu przeczytać, a więc nie wiedział nawet, że Pinkie z prostymi włosami nazywamy jakoś inaczej. Jeśli chodzi o końcówkę, to nie jestem uprzedzona, bo nie ma chyba postaci w MLP, której bym nie lubiła... Chyba tylko Dimond Tiara, nawet Silver Spoon mnie nie drażni xD Bardzo mi się podobał finał. Dalej mam "Ścieżkę przez sny", która wręcz ocieka tym co kocham najbardziej; fluffem. Nic tylko czytać i płakać ze wzruszenia, takie to kochane. No i mamy kolejny fragment układanki skąd się wziął i dlaczego atakował Maestro. Czytanie "Ścieżki" jest bardzo przyjemnym doświadczeniem, można powiedzieć, że to wręcz drugi biegun od "Symfonii", chociaż możliwe, że są osoby, które taki nadmiar cukru uznają za niestrawny. Ja uważam, że jest cudny. Poza tym pojawia się główny bohater "Fui Primus" - największy plus tego opowiadania! "Fui Primus - Sum Aeternus" - tutaj ostrzegam przed początkiem, bo jest prawie kompletnie niezrozumiały. Trzeba przebrnąć, dla zachęty zaś dodam, że można się ucieszyć z interesującej wizji tego kim są Celestia i Luna, kim są alikorny w ogóle, oraz skąd się biorą. Pozwolę sobie przedstawić mniej więcej treść niby jako opis z tyłu okładki: Główny bohater - jak go trafnie nazwał Light Shade; Strażnik Mroku, to idea zła zrodzona w mrocznych czasach, kiedy Equestria nie była przyjaznym miejscem. Gdy zrozumiał kim jest powstały jego córki - również idee. Walczyły z nim niosąc nadzieję i miłość, a Jemu nie zajęło wiele czasu, by zrozumieć, że są swoim własnym dopełnieniem. Jest złem, ale sam w sobie nie jest zły i przyglądanie się jego wieczystej egzystencji i temu jak postrzega świat jest fantastyczne. Zwłaszcza, że są tu też retrospekcje z mrocznych czasów, wydarzenia z kanonu przedstawione jego okiem, aż w końcu wydarzenia z samego opowiadania. Ja czasami zatracam się w tym co jest kanonem, a co częścią tego opowiadania, co świadczy dość sporo o potencjale. Chciałabym go zobaczyć na ekranie. "Odrodzenie" jest piękną klamrą całości zamykającą opowiadanie. Jeśli ktoś miał niedosyt Twilight to tutaj się odnajdzie, choć brakuje mi tu z kolei mane 6 (minus Twi). Wiem, było ich wystarczająco poprzednio, ale mimo wszystko mi ich brak... Za to wybrnięcie z tego błędnego koła, w jakim trwają Celestia, Luna oraz ich ojciec wydaje się dosyć nagłe, ale jest nacechowane poczuciem szczęścia i cisnącym się na usta słowem "NARESZCIE".
    1 point
  18. Tym razem przyczłapałam z Derpy! Kosteczek z White Nights.
    1 point
  19. Prychłem śmiechem bardziej niż powinienem. To, że człowiek jest dojrzały fizycznie pod wględem swojej seksualności nie oznacza to, że jest na to gotowy psychicznie.
    1 point
  20. Dlaczego zamykamy pedofilów? Bo dzieci niespecjalnie się cieszą z tego, że ktoś im "grzebie" nie tam, gdzie trzeba. I tu jest różnica. Pedofilia kogoś krzywdzi. Homoseksualizm - nie. Choroby psychiczne, z których homoseksualizm wykreślono. Nie bez powodu. Nie jest to coś, co zakłóca relacje społeczne. To, że jesteś gejem nie oznacza, że nie jesteś w stanie utrzymywać normalnych stosunków z osobami tej samej płci. Szkoda, że wiele osób tego nadal nie rozumie. "Wszyscy skończymy jako homosie". Toś mnie rozbawił, homoseksualistów jest tyle samo, co było kiedyś. Homo/biseksualizm nie jest dominującą orientacją i nigdy nie będzie, wiec tutaj poleciałeś po bandzie równo. Wyjdź na ulicę. Dużo widzisz homoseksualistów? Bo ja nie. A jak porównać do tego ile jest osób heteroseksualnych, to już w ogóle klapa totalna. Jeśli ludzkość wymrze to najprędzej się po prostu powystrzela, seksualnych orientacji w to nie mieszaj. Po raz kolejny celujesz nie tam, gdzie powinieneś. Tym razem przyrównujesz to kto z kim sypia do kanibalizmu. Co ma jedno do drugiego? Tak się składa, że nie od dziś wiadomo, że w średniowieczu społeczeństwo poleciało w dół w porównaniu do antyku. Od higieny na kulturze kończąc. Dostęp do edukacji ograniczony. Bardzo ograniczony. To w czasach antyku rozwinęła się filozofia, powstało wiele elementów zasad, na których współczesne prawo się opiera (mowa tu głównie o Starożytnym Rzymie), to wtedy rodziła się kultura, powstawały pierwsze dzieła. Za średniowiecza: dzieła antyku niszczono, bo były pogańskie, takie wynalazki jak rzymska kanalizacja przestały istnieć, higiena wśród ludzi znacznie się pogorszyła jak już wspomniałem, dostęp do wiedzy był ograniczony i duża część dorobku poprzedniej epoki była przez kościół skutecznie zabezpieczona przed ludźmi. Albo po prostu palona. Razem z tymi, co to czytali. To tak w pigułce. Jeśli to brakuje mogę tu zrobić znacznie dłuższy esej, który tylko udowodni, że starożytność, którą uznajesz za mniej nowoczesną była cywilizacyjnie po prostu lepsza. Zalecam zapoznanie się z tym, co na temat relacji rodzinnych napisałem w poprzednim poście. Nie chce mi się powtarzać. Tu znowu różnica polega na tym, że homoseksualiści nie chcą homofobów lać, bić, mordować, wyzywać. A w drugą stronę - tu już jest różnie. Jedni nie tolerują, inni chcą zabronić, jeszcze lepsi po prostu zabijać.
    1 point
  21. Normalna rodzina (ojciec + matka) jest po prostu lepszym środowiskiem wychowawczym niż osoba samotna albo dwie jednej płci. Ktoś od razu powie, że zna jedną parę lesbijek co wychowała świetnie dziecko, a takie jedno małżeństwo to chleje i z dziecka nic nie wyrosło. To tak, jakby powiedzieć, że to nie prawda, że mężczyźni są lepszymi żołnierzami, bo jedna babka to walczyła na wojnie, a taki jeden chłopak to ubiera rurki i maluje się jak baba.
    1 point
  22. Lesbijki będą dobrymi matkami.... tu przypominają mi się przykłady lesbijek, które nimi zostały, bo je jeden facet skrzywdził jakoś niby mega strasznie. A potem takie będą wpajały córeczce nienawiść do facetów. I co jeśli taka córka jednak okaże się być hetero, a nie homo? Wow, pojedyncze zachowania, które stereotypowo należą do odmiennej płci, super! Od dawna wiadomo, że faceci są lepszymi kucharzami, bo mają więcej kubków smakowych i wychwycą pewne smaki, których nie wychwyci kobieta i tyle. Rola płci w rodzinie... nie powiesz mi, że w sprawach typowo kobiecych jak np. miesiączka prędzej zrozumie cię ojciec niż matka. I, że ojciec prędzej ci wyjaśni jak wyglądają relacje damsko-damskie, czy jak się robi makijaż? Geez, facet robiący sobie makijaże... to straszne. STANY! A w Stanach masz powszechną degenerację. Tam nawet Polak dla Polaka jest gorszy niż w Polsce, bo w Polsce to przynajmniej sobie jeszcze pomogą, a tam z zawiści to jak zarysują ci samochód to jest jeszcze szczęście. STANY! Programy na MTV, czy Jerry Springer, czy inne chyba pokazują na jakim poziomie jest tamten naród. Jak ktoś ci powie, że według badań robionych w Stanach skoczenie do ognia nie zrobi ci krzywdy, to też nagle zaczniesz twierdzić, że ci nic się nie stanie od wejścia do ognia? Ludzie, jest coś takiego jak własny rozum i tu już nie mówię o samym ocenianiu ryzyka wskoczenia do ognia, ale o pomyśleniu na tym, że jeśli ktoś zamówi sobie badania takie i takie, to można odpowiednio ustawić te badania wybierając odpowiednich ludzi, by dostać wyniki jakie się chce osiągnąć. Ale to "własne ja" jest kształtowane poprzez wychowanie... Błąd. Wykreślono to stosunkowo niedawno. Jakoś w latach 2011-2013. Jeszcze pamiętam tą burzę dyskusyjną o tym na uczelni, a jeszcze licencjata nie obroniłem. O ile zarówno mama i ojciec będą potrafili nauczyć dziecko obowiązków domowych, czy zarabiania, tak pewnych rzeczy mogą nauczyć tylko pewne osoby. Np. faceta ciężkiej pracy prędzej nauczy ojciec. Tak samo jak bycia twardym w życiu - bo bez tego w dzisiejszym świecie nie przeżyjesz i padniesz po pierwszej lepszej dramie, albo inni będą tobą się wysługiwali, pomiatali tobą itp. "Ciężka praca? KAJ?!" A przykładowo na wsi. Mimo mechanizacji rolnictwa itd., to jednak ojciec rodziny najwięcej musi robić. Dwie matki sobie na gospodarstwie by super nie poradziły. Że krowy będą doiły? Drogi Mon, za czasów PRL-u szło przeżyć z jednej krowy, dzisiaj możesz ich mieć i 50 i możesz nie dać sobie rady. Matka zaś prędzej będzie umiała pomóc córce w kobiecych sprawach, w końcu ona się na tym zna. Tu oczywiście rozpatruję to pod względem gejów i lesbijek, nie pedałów. Albo inaczej, powiem wprost, co się będę wstydził. Ja przykładowo niby mam ojca, ale on często musi latać za swoimi sprawami, by utrzymać mamę i pomóc mi i siostrze. Wujowie też mało mogli wnieść do mojego wychowania. Jedynym mężczyzną, który mógł mi dawać męskie wzorce to był ś.p. dziadek. Ale co to za wkład, jeśli się go widzi kilka razy na rok przez kilka dni lub raz na rok przez jakieś 2 tygodnie? Tak więc byłem wychowywany głównie przez kobiety (mama, siostra, ciotki, babcia). Miałem głównie babskie wzorce. Owszem, nie przyjąłem jakichś wzorców homoseksualnych, przyjąłem wzorce, które jak się przekonałem nie raz w życiu, są w przypadku facetów utrudnieniem. Co z tego, że grono ludzi uzna mnie za miłego, dobrego, skoro wszystko prowadzi do friendzonów, nie bycia brania na poważnie przez facetów, nie bycia dość silnym do pracy fizycznej (to akurat tylko po części jest wina tego, wiem o innych powodach i tu uświadamiać mnie nie trzeba). Fajnie, można kumplować się tylko z dziewczynami, ale to nie koniecznie wychodzi na dobre. Efektem bycia wychowywanym przez jedną płeć jest to, że mam pewnego rodzaju zacofanie jeśli chodzi o bycie mężczyzną. I wierz mi, czasem potrafi to dobić i to mocno. Od 2-3 lat próbuję to u siebie nadrobić, z różnymi skutkami, jednakże dalej jestem dalej niż w połowie drogi do osiągnięcia... normalności? Wiem po prostu po sobie, że dziecko NIE MOŻE być wychowywane przez tylko jedną płeć. Są pewne wzorce, które wyciągnąłem ze strony kobiet i to dobrze, ale dużo złych przyjąłem. Dziecko musi poznać obydwa wzorce inaczej życie potrafi dla takiego dziecka stać się koszmarne. Możecie mi tu walić różne argumenty za tym, by geje lub lesbijki wychowywały dziecko. Ale wy macie tylko swoje ideologie, lewackie myśli. Ja mam doświadczenia życiowe, z których nie jestem dumny i nie raz doprowadziły mnie do kompleksów, czy wstydzenia się tego, kim jestem. Wspomniałbym o jeszcze jednej rzeczy, ale to już zbyt prywatne. Ale myślę, że pewne osoby znające mnie z przeszłości, z innego fandomu mogą się domyślać o co mi chodzi.
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...