Skocz do zawartości

Stowarzyszenie Żyjących Piszących - dyskusje ogólne o pisaniu/tłumaczeniu.


Dolar84

Recommended Posts


Prawda, miłość to czysta biologia i reakcje chemiczne. Ale nie widzę w tym żadnego niszczenia romantyzmu. Czy zegar robi się brzydszy od działających w nim trybików

 

 Masz jakieś dowody, czy tylko potrafisz tak powiedzieć? Świat jest bardziej złożony niż nam się wydaje. Często jest tak, że nie zdajemy sobie z czegoś sprawę. Miłość zahacza nie tylko o biologię, ale także np: filozofię i religię. I zgodnie z walorami naukowymi, powinno się dopuszczać wszystkie możliwości, a nie zakładać, że wiemy już wszystko i sprowadzać do słownikowej definicji.

 


Homo i biseksualizm występuje u większości zwierząt rozdzielnopłciowych. Skąd się wziął?
Wola bogów?
Przypadek?
 
Nie sądzę.
 
U wielu gatunków zwierząt większość osobników i tak jest wykluczona z rozrodu. Rozmnażanie jest dla wybranych. Heteroseksualne się frustrują, a homosie i bi mają rozładowanie dla tego napięcia. W efekcie są przyjaźniej nastawione do innych osobników tego gatunku, pomagają parom hetero wychowywać potomstwo, a nie przeszkadzają im, co wpływa korzystnie na rzecz przetrwania gatunku. Homoseksualizm najczęściej występuje u zwierząt stadnych.
 
I właśnie za to kocham biologię
 
Zdarza się to bardzo rzadko. Z tego co wiem, to ten pingwinek homo już dawno wrócił do swojej pingwinicy. Jak samiec zapina samca na oczach stada, to robi to żeby go upokorzyć. W stadzie zazwyczaj jest więcej samic, więc będzie mógł się rozładować. Gdyby nie było homoseksualizmu, to raczej spokojnie moglibyśmy sobie poradzić, także pomagając z wychowywaniu potomstwa. Para hetero pomaga hetero. I nie wiem, czemu tu kochać biologię akurat za homoseksualizmy. Poza bardziej rozmaitymi więziami społecznymi, nie wnosi tak naprawdę niczego nowego do tej biologii.
 
Ale wciąż nie odpowiedziałaś mi, dlaczego mamy zahamowania do kopulowania z każdym na każdym kroku, a zwierzęta nie? Dlaczego na lato nie chodzimy nadzy, jak inne zwierzęta? Przecież, jak sama powiedziałaś, my także jesteśmy zwierzętami. Z tym się zgodzę, że jesteśmy zwierzętami. Nie tylko w biologii.  
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Założyłam taki sympatyczny temacik, może dyskusję prowadźmy tam...
http://mlppolska.pl/watek/10695-o-biologii-dyskusje-różne/

 

A odpowiedź na Twoje pytanie jest bardzo ciekawa: Nie wszystkie gatunki zwierząt tak postępują.

Inna sprawa, że te zahamowania nie u wszystkich występują. Znam osobników, podobno Homo sapiens sapiens, którzy z każdym i za darmo. Nawet przyznawali, a raczej przyznawały się do tego otwarcie. Zahamowania mają uwarunkowania biologiczno - kulturowe. U zwierząt też są. Samiec o niskiej hierarchii w stadzie raczej nie będzie kopulował, bo dostanie manto od alfy. Samice też nie dają każdemu jak leci. Selekcjonują.

 

Nie opieram się jedynie na pingwinkach z ZOO. A chociażby na baranach. Hodowcy owiec mają problem, bo homoseksualizm jest u tych zwierząt bardzo powszechny i wiele samców w ogóle nie interesuje się samicami. I nie pokryje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 Masz jakieś dowody, czy tylko potrafisz tak powiedzieć? Świat jest bardziej złożony niż nam się wydaje. Często jest tak, że nie zdajemy sobie z czegoś sprawę. Miłość zahacza nie tylko o biologię, ale także np: filozofię i religię. I zgodnie z walorami naukowymi, powinno się dopuszczać wszystkie możliwości, a nie zakładać, że wiemy już wszystko i sprowadzać do słownikowej definicji.

 

Jeśli o dowody chodzi, to musiałbym wygrzebać jakieś stare numery "Wiedzy i Życia" chyba, bo to moje główne źródło wiedzy biologicznej (której, zresztą, mam bardzo mało, więc we wszelkich dyskusjach na ten temat z góry uznaję się za pokonanego). Ale nie neguję przecież tego, że miłość to uczucie piękne, mistyczne, tajemnicze i godne wielu rozważań. Wręcz przeciwnie. Po prostu uważam, że wszystko da się rozłożyć na czynniki pierwsze, zajrzeć do wnętrza i zobaczyć "jak to jest zrobione". I nie ma w tym żadnej profanacji, wszak po odłożeniu mikroskopu/podręcznika bez najmniejszego problemu można zasiąść w fotelu przed kominkiem, by zadumać się nad złożonością życia, tajemnicą stworzenia i temu podobnymi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest to mój ostatni post w tym temacie o biologii, bo to jest never ending story. Z resztą gonią mnie inne rzeczy.

 

Biologia nie nauczy Cię jak żyć z drugim człowiekiem, czy jak zachowywać się w związku małżeńskim.

 

 

 


Nie wszystkie gatunki zwierząt tak postępują.

 

Pewnie, zawsze zdarzają się wyjątki. W każdej dziedzinie. Nie zapominajmy o tym, że jednak przewaga ilości hetero jest. I to miażdżąca. Jest to taki mały procencik homosiów. 

 

 


Znam osobników, podobno Homo sapiens sapiens, którzy z każdym i za darmo. Nawet przyznawali, a raczej przyznawały się do tego otwarcie.

 

Ty to masz życie... Ja niestety nie znam nikogo takiego i nigdy nie słyszałem o czymś podobnym. Może to i lepiej.

 

 

 


Samiec o niskiej hierarchii w stadzie raczej nie będzie kopulował, bo dostanie manto od alfy. Samice też nie dają każdemu jak leci. Selekcjonują.

 

Naprawdę? No chyba, że jakoś tak w krzakach, w ukryciu przed alfą. Ale tak całkiem serio. Selekcje może sobie wykonać, ale z tego co wiem, to ona się zmienia. A jak już jej dokona, to wtedy zaczyna się ostra jazda z pokryciem.

 

 

 


Nie opieram się jedynie na pingwinkach z ZOO. A chociażby na baranach. Hodowcy owiec mają problem, bo homoseksualizm jest u tych zwierząt bardzo powszechny i wiele samców w ogóle nie interesuje się samicami. I nie pokryje.

 

Byłem w Zakopanym ostatnio. Szkoda, że nie zapytałem o to pasterza, bo przejeżdżałem obok takiej trzódki. Tyle, że tam był jeden baran, a reszta samice. No i cóż ten biedny baran teraz pocznie? Chyba po prostu odezwie się natura i przejrzy na oczy.

 

Cahan, biologia, to jedna z tych nauk, które powinny być obowiązkowe w szkole. I dobrze, że są. Jest to jedna z moich ulubionych i najciekawszych przedmiotów. Mimo iż koniec końców wylądowałem na humanie. Z własnego wyboru! To będzie dla mnie lepsze. Ale! Dobrze, że masz taką pasję, która dostarczy Ci tylu ciekawych wiadomości. Nie zmieniło to mojego zdania, jednak dzięki Tobie nauczyłem się czegoś nowego. 

 

 


Po prostu uważam, że wszystko da się rozłożyć na czynniki pierwsze, zajrzeć do wnętrza i zobaczyć "jak to jest zrobione". I nie ma w tym żadnej profanacji, wszak po odłożeniu mikroskopu/podręcznika bez najmniejszego problemu można zasiąść w fotelu przed kominkiem, by zadumać się nad złożonością życia, tajemnicą stworzenia i temu podobnymi.
 
Tak samo można rozłożyć atomy na protony i neutrony oraz elektrony. Protony na kwarki lub leptony. Kwarki będzie można rozłożyć na coś jeszcze innego, a to coś jeszcze innego, na coś jeszcze innego... W pewnym momencie ciąg logicznego rozumowania się urywa. Tak samo, dlaczego słońce świeci? Bo zachodzą różnorakie reakcje. A dlaczego one zachodzą? Bo warunkuje to jakiś tam czynnik. A dlaczego warunkuje? I tak dalej i tak dalej... 
 
Ja sam widzisz, nauka nie dostarczy Ci wszystkiego. Człowiek już jest taki, że chce wszystko wiedzieć, chce to rozumieć. Będzie dążyć do doskonałości. Nie uda się to nigdy. Dlaczego? Bo sami nie jesteśmy doskonali. A co za tym idzie, nie będziemy w stanie odkryć wszystkiego. Tak właściwie, to nie można powiedzieć, że wiemy już wszystko np: o kolorze czerwonym. Mimo iż to jest po prostu kolor, to być może nie wiemy jeszcze czegoś o tym, ale nie zdajemy sobie z tego sprawy. To jest tylko taki przykład.
 

 


Ale nie neguję przecież tego, że miłość to uczucie piękne, mistyczne, tajemnicze i godne wielu rozważań.
 
Czym jest w takim razie uczucie? Człowiek nigdy nie zrozumie wszystkiego. Nie my stworzyliśmy ten świat. Zgadzam się, że miłość jest piękna i sprawia, że życie nie staje się nudne. Ja nawet kiedyś w przypływie weny, pomyślałem sobie tak: "Miłość jest jak róża - jest piękna, ale może ukłuć." Ależ się ze mnie Mickiewicz wylewa! :D
 
Ja nikogo tu nie chce pokonać, ani obrazić. Tylko przekonać. Po prostu muszę coś powiedzieć, gdy się kroi taka dyskusja.
 
Zaczęło się na romansach, przez miłość i seks, biologię i kończąc na głębi życia. Właściwie chyba wszystkie tematy dążą to tego. Do sensu życia... 
Edytowano przez Grentonumanuma
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Apeluję o natychmiastowe ucięcie dyskusji na tematy niezwiązane z pisaniem fanfikcji, zanim ktoś się poczuje urażony i wpadnie na pomysł, by prewencyjnie wywalić temat do kosza.

 

Oczywistym jest, że (mocno uproszczając) „domyślnym” celem aktu seksualnego jest przedłużenie gatunku. Tak chciała natura. Ale że pyszna rasa ludzka ustaliła sobie, że będzie „wyższa”, to natworzyliśmy sobie różne instytucje, wyróżniliśmy podmioty, które objęliśmy ochroną prawną i jak to co niektórzy mawiają - narobiliśmy ogólnego bałaganu. Po to na przestrzeni lat wymyśliliśmy sobie, że będziemy planować przyszłość, organizować życie prywatne, zakładać rodziny, przekazywać nazwiska, tworzyć więzi emocjonalne, żeby nie być bezimiennymi, „zwykłymi” zwierzętami, które żadnych więzi nie czują, tylko robią to, bo tak każe instynkt.

 

I chociażby w tym kontekście pewne sprawy stają się skomplikowane, możliwe do przedstawienia pod kątem różnych płaszczyzn. Z tego tytułu możemy wyodrębnić romanse, które właśnie opowiadają o tej bardziej skomplikowanej stronie, bądź też skupiają się na przeżyciach i przemyśleniach wewnętrznych. Czy to będzie „w 5 minut”, czy też będzie się rozwijać długo, czy zakończy się szczęśliwie, czy też nie, proponuję zostawić to autorom.

 

Sami sobie skomplikowaliśmy świat. Sami wyróżniliśmy masę nowych pojęć, sami rozbudowaliśmy pewne rzeczy i dziedziny życia (z czego poniekąd jesteśmy dumni), zdominowaliśmy świat i przeszliśmy długą drogę. A że uniwersum w którym osadzona jest omawiana fanfikcja zdominowany jest przez magiczne kucyki, które nabrały cech ludzkich, dobrze by było również się do tej złożoności odnosić. Znaczy się, po co ograniczać sobie pole do popisu?

 

Słynną debatę zapodaną w tym temacie oglądałem wiele razy. Do kanonu najgłupszych wypowiedzi lewicy doszły nowe cytaty, ciekaw jestem kto przebije poziom niedorzeczności i wymyśli coś jeszcze bardziej pretensjonalnego.

 

W każdym razie, ostatnio naszła mnie taka myśl – czy my, jako czytelnicy fanfikcji, bardziej wolimy czytać te słabsze tytuły? Dosyć często można zaobserwować, jak pewna część zupełnie zwyczajnych (to jest „relatywnie solidnych technicznie i merytorycznie”) dzieł tonie w dziale, przechodząc bez większego echa, zaś gdy pojawią się jakieś czarne pegazy albo polaki, to temat z miejsca staje się gorący i nawet po jego zamknięciu fiki te wciąż są na naszych ustach i nierzadko do nich się odnosimy, na przykład w formie parodii.

 

Myśl ta przyszła mi do głowy, gdy całą paczką spotkaliśmy się przy chipsach i piwku, a gdy ktoś wpadł na pomysł załączenia jakiegoś filmu, jakoś wszyscy chcieli oglądać „The Room”, albo „Birdemica” ;P

 

Jak to zatem jest? Tracimy zainteresowanie zwyczajnymi fanfikami? Nie chcemy kolejnych kamieni milowych? Nie chcemy czytać dobrych fanfików, wolimy pastwić się nad  błędami, głupotą fabularną i błędami wynikających z „to moj pierwszy fanfik, prosze o wyrozumialosc plx”?

Edytowano przez Hoffman
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak to zatem jest? Tracimy zainteresowanie zwyczajnymi fanfikami? Nie chcemy kolejnych kamieni milowych? Nie chcemy czytać dobrych fanfików, wolimy pastwić się nad  błędami, głupotą fabularną i błędami wynikających z „to moj pierwszy fanfik, prosze o wyrozumialosc plx”?

 

Odpowiem bardzo prosto. To, co napisałeś wcześniej, na razie pominę. Na razie. Później do tego wrócę.

 

Wydaje mi się, że ludzie lubią śmiać się z głupoty. Szukają sensacji, a nie czegoś, co jest "poprawne". Taka naszła moda. Piorą nasze mózgi w telewizji coraz to głupszymi głupotami, a my to łykamy jak pelikany. 

Edytowano przez Grentonumanuma
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taki już ten nasz świat, zwykła przeciętność nie przemawia do ludzi, tak bardzo, jak skrajności. A że te skrajności zazwyczaj idą w stronę złego, to jest pewno kwestia tego, że wybitnie tragicznych dzieł jest o wiele więcej, niż tych wybitnie dobrych, toteż statystyka jest za tymi pierwszymi. Ewentualnie kult kiczu zatacza coraz szersze kręgi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taki już ten nasz świat, zwykła przeciętność nie przemawia do ludzi, tak bardzo, jak skrajności. A że te skrajności zazwyczaj idą w stronę złego, to jest pewno kwestia tego, że wybitnie tragicznych dzieł jest o wiele więcej, niż tych wybitnie dobrych, toteż statystyka jest za tymi pierwszymi. Ewentualnie kult kiczu zatacza coraz szersze kręgi.

 

Ja jeszcze dodam, że w dzisiejszych czasach mamy do czynienia z czymś takim, jak kult przeciętności. Zanikają wybitne jednostki. Próbuje się ujednolicić naród, a nawet w ogóle ludzi. Pomału powstaje coś takiego, jak szara masa. Przeciętni zjadacze chleba. To, co mieliśmy w renesansie, już dawno umarło. 

Edytowano przez Grentonumanuma
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Coś mi się wydaje, że ten temat był już tutaj poruszany. Odpowiedź jest oczywista - te fanfiki są zwykle tak beznadziejnie napisane, że aż śmieszne. Nic tak nie przyciąga ludzi, jak niezamierzona komedia. Nie bez znaczenia pozostaje także fakt, że bardzo łatwo można autora takiego dzieła skasować złośliwą uwagą czy po prostu pojechać na całość i z góry na dół opluć wszystko - ludzie lubią się śmiać, ale lubią też dopiec innym, a rzeczony delikwent, publikując coś na poziomie "Czarnego Pegaza" praktycznie sam maluje sobie na plecach wielką, jaskrawą tarczę strzelniczą.

 

Grentonumanuma - pozwolę sobie tylko na chwilkę do tamtej rozmowy wrócić, bo nie lubię takiego urywania. Zgadzam się z tym, co napisałeś, mniej więcej i o to mi chodziło. Można, wbrew pozorom, połączyć naukę z emocjami, i takiego podejścia jestem zwolennikiem. Dziękuję za wymianę opinii, teraz jednak kończę, bo zaraz nam tu Dolar z łopatą wyskoczy i oberwie mi się za offtop :v

Edytowano przez Poranny Kapitan Scyfer
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A co sądzicie o tezie, że na temat dzieł o wątpliwej jakości najzwyczajniej w świecie, pisze się łatwiej? Że rozmowa na ich temat klei się o wiele lepiej, niż miałoby to miejsce w przypadku czegoś... Bardziej ambitnego, czy też poprawnego pod względem kwestii technicznych? Z doświadczenia wiem, że bardzo łatwo jest coś skrytykować, czy nawytykać różnego rodzaju usterki, ale jak przychodzi napisać coś więcej, "na poważnie", to pojawia się problem. Jak by to napisać, by nie powielić tego, co już zostało napisane, a jednocześnie dobrać słowa tak, by nie posądzono nas o usilne szukanie dziury w całym.

 

Ciekawa wzmianka o kulcie przeciętności. Czy myślicie, że jak trend ten nadal będzie się rozwijał, wówczas byle crap (że też pozwolę sobie na takie nieeleganckie określenie) będzie odnosił większy "sukces", niż coś od początku do końca przemyślanego, dopracowanego w każdym calu? Ale co to wówczas za sukces będzie... Zależy, czy ktoś woli utrwalić się w pamięci, jako twórca tworu słabego, ale jednak - utrwalić się, czy też woli pozostać "tak trochę" w cieniu, ale z czymś, co przez węższy krąg odbiorców uznawane będzie za coś wartościowego.

 

Czy zatem lepiej tworzyć pod większość (obojętnie, czy odtwarzając znane klisze, czy po prostu  tworząc dziadostwo*), czy dążyć do najwyższej jakości, ryzykując zwężenie grona osób, które mogłyby się naszym tworem zainteresować i zostawić po sobie konstruktywny komentarz?

 

Przypomniałem sobie, że wcześniej chciałem odnieść się do kwestii tłumaczeń - czy jest to zajęcie trudniejsze niż samo pisanie i jeśli tak to w jakim stopniu. Cóż... Znów, to zależy. Tłumaczenie wcale a wcale nie musi okazać się czasochłonne i wymagać myślenia. Jeśli na jakości nam nie zależy, to wrzucamy tekst w translator no i mamy gotowe "tłumaczenie". W innym przypadku, siadamy i tłumaczymy "odręcznie". Wciąż, dla mnie od wchodzenia w skórę autora oryginału ważniejsze jest ustalenie, czy chcemy tekst przetłumaczyć dosłownie, czy też spolszczyć go dla Polaka. Dlaczego? Bo takie głowienie się "co autor miał na myśli" jest strasznie nieprecyzyjne, natomiast jeśli sami, jako tłumacze, ustalimy sobie jak to chcemy przetłumaczyć, wówczas zawsze jesteśmy trochę bliżej celu, bo wiemy co chcemy osiągnąć.

 

W każdym razie, ja do tłumaczeń się nie nadaję ;) Jak chcę być dosłowny to dochodzę do wniosku, że zdania brzmią dziwnie, nie po polsku i sztucznie, a jak spolszczam dla Polaka, to czuję, że gubię po drodze wszystkie smaczki. A starając się zrozumieć intencje autora oryginału, dochodzę do wniosku, że w sumie sam bardzo chętnie bym coś napisał.

 

@Scyfer - dyskusja zaczynała schodzić na niebezpieczny tor, zahaczając (delikatnie, ale jednak) o światopogląd. A poza tym, co raz więcej było o biologii, co zresztą zauważyła Cahan i w porę zasugerowała przeniesienie rozmowy do nowego wątku. Może warto tam zajrzeć?

 

 

*Tylko, czy dziadostwo stworzone świadomie i celowo będzie zabawne?

Edytowano przez Hoffman
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A co sądzicie o tezie, że na temat dzieł o wątpliwej jakości najzwyczajniej w świecie, pisze się łatwiej? Że rozmowa na ich temat klei się o wiele lepiej, niż miałoby to miejsce w przypadku czegoś... Bardziej ambitnego, czy też poprawnego pod względem kwestii technicznych? Z doświadczenia wiem, że bardzo łatwo jest coś skrytykować, czy nawytykać różnego rodzaju usterki, ale jak przychodzi napisać coś więcej, "na poważnie", to pojawia się problem. Jak by to napisać, by nie powielić tego, co już zostało napisane, a jednocześnie dobrać słowa tak, by nie posądzono nas o usilne szukanie dziury w całym.

 

Ciekawa wzmianka o kulcie przeciętności. Czy myślicie, że jak trend ten nadal będzie się rozwijał, wówczas byle crap (że też pozwolę sobie na takie nieeleganckie określenie) będzie odnosił większy "sukces", niż coś od początku do końca przemyślanego, dopracowanego w każdym calu? Ale co to wówczas za sukces będzie... Zależy, czy ktoś woli utrwalić się w pamięci, jako twórca tworu słabego, ale jednak - utrwalić się, czy też woli pozostać "tak trochę" w cieniu, ale z czymś, co przez węższy krąg odbiorców uznawane będzie za coś wartościowego.

 

Pierwszy akapit - zgadzam się, ludzie uwielbiają razem marudzić i wyśmiewać innych, co widzę chociażby po sobie. Co do pisania bardziej poważnego, na temat dzieł ambitniejszych odnoszę podobne wrażenie, ale to tyczy się większości moich postów na forum - z jednej strony nie cierpię nieszczerości, z drugiej nie znoszę chamstwa, a że na wiele tematów poglądy mam dosyć ostre, wyjścia są dwa: albo sukcesywnie ich unikać (co robię przez większość czasu), albo lawirować między eufemizmami. Trzeba się trochę napocić, by wydobyć z siebie opinię jednocześnie i szczerą, i konstruktywną, i kulturalnie stonowaną. Natomiast lawina krytyki, którą spotykamy przy niemal każdej premierze jakiegoś Polaka czy innego Pegaza, zbyt wiele wysiłku nie wymaga - wszak błędy w takim przypadku walą po oczach, a zalet nie ma, można więc sobie kpić i punktować kolejne idiotyzmy do woli.

 

Drugi akapit - tu już, wydaje mi się, popadasz w przesadę. Dzieło nieco bardziej ambitne, udane i dopracowane również może znaleźć szerokie grono odbiorców, wystarczy spojrzeć na wciąż w miarę świeży sukces "Pszczół". Kult przeciętności nie jest niczym nowym i egzystuje przede wszystkim w kręgach ludzi o nie wyrobionym jeszcze guście - i, żeby było jasne, nie mówię tu o tych, co mają gust inny ode mnie, lecz o tych, którzy zwyczajnie niewiele do tej pory przeczytali, nie są więc obeznani ze sztampą, typowymi zagrywkami autorów, krótko mówiąc - nie mają odpowiedniego porównania. Jest też, oczywiście, druga grupa, która to śledzi oczami tekst, ale niekoniecznie go rozumie, ewentualnie rozumie tylko powierzchownie, widzi jeno przygodę na pierwszym planie, a umyka jakoś jej uwadze fakt, że przecież widziała już ten schemat, tych bohaterów, tę wielką bitwę i ten wielki romans dziesiątki razy, tylko inaczej opakowany. No i jest też ta nieszczęsna trzecia grupa, której do pełni szczęścia wystarczy tylko bohater, z którym może się identyfikować. Tak, wszyscy zapewne wiecie, o kim mówię, schemat "smutny Brony trafia do wesołej Equestrii" wciąż cieszy się niesłabnącą popularnością. Każdy autor powinien kiedyś uważnie spojrzeć na swoje komentarze i zastanowić się, do jakiej grupy odbiorców trafiło jego dzieło.

 

Na temat tłumaczeń się nie wypowiem, bo po prostu się na tym nie znam.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do przeciętności i braku oryginalności, to musimy powiedzieć sobie szczerze, że wszystko już zostało gdzieś napisane i każda historia została już opowiedziana. Kiedy spojrzymy na przykład na stronę TVTropes to przekonamy się, że każdy rodzaj postaci i każdy zabieg fabularny został użyty w ogromnej ilości powieści/filmów/seriali itd. Obecnie można więc jedynie pisać coś sztampowego, opakowanego w sprawny technicznie tekst, lub próbować stworzyć quasi-nową historię z mieszanki motywów znanych już z innych dzieł. Próby stworzenia czegoś nowego pozostają zazwyczaj nieudane, albo też skutkują powstaniem dzieła zbyt hermetycznego, aby mógł je docenić ktoś spoza pewnego wąskiego grona odbiorców o specyficznych zainteresowaniach i/lub edukacji. Pisanie dla mniej lub bardziej masowego odbiorcy skutkuje tym, że tekst de facto musi wpasowywać się w pewien schemat, aby został dostrzeżony i wzbudził zainteresowanie typowego czytelnika/czytelniczki. Czasami na szczęście znajduje się ktoś, kto z takiego schematu wyciska ostatnie soki i tworzy tekst, który wciąga jak chodzenie po bagnach. Taka np. "Fallout: Equestria" - utarty schemat "od zera do bohatera", walka ze złodupcami marzącymi o dominacji nad światem, itd. itp., a jednak wyszło z tego coś zaiste wyjątkowego.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prosiłabym o zaprzestanie używania słowa "homosie" - ma ono jednoznaczny, pogardliwy wydźwięk i polityczne konotacje, ergo nie nadaje się do użycia w naukowej dyskusji.

Apeluję również, by nie odwoływać się do jakichkolwiek polityków - zwłaszcza populistycznych lub o skrajnych poglądach. Uprzedzam również, że zaraportuję każde użycie słowa "lewactwo" jako obraźliwe - możecie nie zgadzać się z pewnymi poglądami, ale, do ciężkiej cholery, róbcie to kulturalnie. Ja nie biegam po sieci, bredząc o "kurwinistach" i "prawiczkach" - wy nie piszcie o "lewakach" i "żydokomunie". Proste? Proste.

W temacie kultu przeciętności:

Coraz częściej dochodzę do wniosku, że przeciętny "czytacz" a) ma krótki i mizerny staż czytelniczy (przeczytał mało dobrych książek), b) nie myśli w trakcie lektury, c) jest bezguściem łykającym wszystko z etykietką "MLP". Wrażenie to nasila się, ilekroć ukazuje się kolejna animacja, fanfik, grafika czy OC - choćby były po prostu nijakie i przeciętne, ludzie i tak rzucą się na to jak pies na świńską nogę, bo kucyki, kucyki, łojezu kucyki.

Mogę również odwołać się do tzw. prawa Sturgeona - "90% jakiejkolwiek twórczości jest niskiej jakości" (i zrobiłam to w pamiętnym wpisie na Bronies Polska, pytając o powody, dla których nie miałabym wyciągnąć dwururki i wystrzelać akurat 90% fanfikopisarzy i ich czytelników) Niezależnie od tego, czy mowa o fanfikach, czy np. wydawanych komercyjnie powieściach - zawsze na jedną perełkę przypadnie dziewięć bobków.

Sytuacji nie ułatwia również otwartość Internetu - każdy, kto ma ręce, klawiaturę i połączenie z siecią, może wypocić kolejną Discordlestię czy inne ratowanie świata, nie przejmując się abstrakcyjnymi bzdurami pokroju "sensu", "logiki", "gramatyki" czy "oryginalności". Jak mawia Irwin: pisanie na zasadzie "JE*NĘ FIKA"-<je*anie intensifies>-"JE*ŁEM".

...a potem przychodzi Spidi i z powagą odkopuje "Anioła z Ponyville". dxjcjcjxzwtgsfvkysvmxWryfbllk

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prosiłabym o zaprzestanie używania słowa "homosie" - ma ono jednoznaczny, pogardliwy wydźwięk i polityczne konotacje, ergo nie nadaje się do użycia w naukowej dyskusji.

Apeluję również, by nie odwoływać się do jakichkolwiek polityków - zwłaszcza populistycznych lub o skrajnych poglądach. Uprzedzam również, że zaraportuję każde użycie słowa "lewactwo" jako obraźliwe - możecie nie zgadzać się z pewnymi poglądami, ale, do ciężkiej cholery, róbcie to kulturalnie. Ja nie biegam po sieci, bredząc o "kurwinistach" i "prawiczkach" - wy nie piszcie o "lewakach" i "żydokomunie". Proste? Proste.

W temacie kultu przeciętności:

Coraz częściej dochodzę do wniosku, że przeciętny "czytacz" a) ma krótki i mizerny staż czytelniczy (przeczytał mało dobrych książek), b) nie myśli w trakcie lektury, c) jest bezguściem łykającym wszystko z etykietką "MLP". Wrażenie to nasila się, ilekroć ukazuje się kolejna animacja, fanfik, grafika czy OC - choćby były po prostu nijakie i przeciętne, ludzie i tak rzucą się na to jak pies na świńską nogę, bo kucyki, kucyki, łojezu kucyki.

Mogę również odwołać się do tzw. prawa Sturgeona - "90% jakiejkolwiek twórczości jest niskiej jakości" (i zrobiłam to w pamiętnym wpisie na Bronies Polska, pytając o powody, dla których nie miałabym wyciągnąć dwururki i wystrzelać akurat 90% fanfikopisarzy i ich czytelników) Niezależnie od tego, czy mowa o fanfikach, czy np. wydawanych komercyjnie powieściach - zawsze na jedną perełkę przypadnie dziewięć bobków.

Sytuacji nie ułatwia również otwartość Internetu - każdy, kto ma ręce, klawiaturę i połączenie z siecią, może wypocić kolejną Discordlestię czy inne ratowanie świata, nie przejmując się abstrakcyjnymi bzdurami pokroju "sensu", "logiki", "gramatyki" czy "oryginalności". Jak mawia Irwin: pisanie na zasadzie "JE*NĘ FIKA"-<je*anie intensifies>-"JE*ŁEM".

...a potem przychodzi Spidi i z powagą odkopuje "Anioła z Ponyville". dxjcjcjxzwtgsfvkysvmxWryfbllk

 

Zgadzam się w całej rozciągłości z każdym punktem tego posta, od początku do końca.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Prosiłabym o zaprzestanie używania słowa "homosie" - ma ono jednoznaczny, pogardliwy wydźwięk i polityczne konotacje, ergo nie nadaje się do użycia w naukowej dyskusji.
Apeluję również, by nie odwoływać się do jakichkolwiek polityków - zwłaszcza populistycznych lub o skrajnych poglądach. Uprzedzam również, że zaraportuję każde użycie słowa "lewactwo" jako obraźliwe - możecie nie zgadzać się z pewnymi poglądami, ale, do ciężkiej cholery, róbcie to kulturalnie. Ja nie biegam po sieci, bredząc o "kurwinistach" i "prawiczkach" - wy nie piszcie o "lewakach" i "żydokomunie". Proste? Proste.

W temacie kultu przeciętności:
Coraz częściej dochodzę do wniosku, że przeciętny "czytacz" a) ma krótki i mizerny staż czytelniczy (przeczytał mało dobrych książek), b) nie myśli w trakcie lektury, c) jest bezguściem łykającym wszystko z etykietką "MLP". Wrażenie to nasila się, ilekroć ukazuje się kolejna animacja, fanfik, grafika czy OC - choćby były po prostu nijakie i przeciętne, ludzie i tak rzucą się na to jak pies na świńską nogę, bo kucyki, kucyki, łojezu kucyki.
Mogę również odwołać się do tzw. prawa Sturgeona - "90% jakiejkolwiek twórczości jest niskiej jakości" (i zrobiłam to w pamiętnym wpisie na Bronies Polska, pytając o powody, dla których nie miałabym wyciągnąć dwururki i wystrzelać akurat 90% fanfikopisarzy i ich czytelników) Niezależnie od tego, czy mowa o fanfikach, czy np. wydawanych komercyjnie powieściach - zawsze na jedną perełkę przypadnie dziewięć bobków.
Sytuacji nie ułatwia również otwartość Internetu - każdy, kto ma ręce, klawiaturę i połączenie z siecią, może wypocić kolejną Discordlestię czy inne ratowanie świata, nie przejmując się abstrakcyjnymi bzdurami pokroju "sensu", "logiki", "gramatyki" czy "oryginalności". Jak mawia Irwin: pisanie na zasadzie "JE*NĘ FIKA"--"JE*ŁEM".
...a potem przychodzi Spidi i z powagą odkopuje "Anioła z Ponyville". dxjcjcjxzwtgsfvkysvmxWryfbllk
*anie>

 

Po pierwsze użyłem tego słowa tylko raz, na kilkanaście przypadków, aby nie robić powtórzeń. Jest to słownikowe pojęcie, ekspresywne. Nawet tutaj nie podkreśliło mi czerwoną linią. Osoby homoseksualne z tego co wiem, to denerwują się nawet przy określeniu "homoseksualista". Na PW zapraszam. Tam Ci wyjaśnię, dlaczego w ogóle udostępniłem ten film, a na pewno nie w celach populistycznych, ani żeby kogoś obrażać od lewaków. Czy ja kogoś kiedykolwiek tak nazwałem? Nie wydaje mi się. Więc po co ta dyskusja. Poza tym nie jesteśmy godni, aby nazywać te forumowe posty ala naukowymi. Bez przesady. Ale jeżeli tak uważasz, to czuję się zaszczycony. :D

 

Tak na całkowite już zakończenie tego beznadziejnego tematu, aby już nie zaśmiecał miejsca tutaj, powiem, że określenie "lewaki" i tak jest niczym do wszechobecnej pogardy, jaka występuje w całym internecie. Wszyscy są anonimowi i czują się bezkarni, wiec piszą takie rzeczy, dużo gorsze, niż "lewak" I bardzo proszę, aby nie wrzucać mnie do jednego worka z tamtymi, pewnie gimbusami. Ale to całkiem inny problem, na inną dyskusję. Ja swoje poglądy mam i dopuszczam do siebie, że ktoś może myśleć inaczej. Może nawet mieć racje, kto wie. KONIEC

 


W temacie kultu przeciętności:

 

Zgadzam się ze wszystkimi punktami. Ale, gdy po raz pierwszy przytoczyłem to pojęcie, miałem na myśli coś bardziej w stronię społeczeństwa, a nie ff. Nawet trochę się zdziwiłem, jak to rozwinęliście. :D

 

Wiadomo, że fabuły powstają już od tysiącleci i bardzo trudno trafić z czymś nowym. Wydaje mi się, że bohaterowie, których także jest trudno wymyślić, aby byli oryginalni, mogą odświeżyć nieco spojrzenie na daną historię. Ale ludzie zapominają. Rodzą się też nowi. Od zawsze jest popyt na jakieś historie, które mimo wszystko są szablonowe. Zmienia się stylistyka, forma, dialogi, ale historia na ogół pozostaje bardzo podobna. Często nie wiemy, że czytamy o czymś, co już było. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

„Wszystko co można wynaleźć, zostało już wynalezione” - Charles Duell (szef amerykańskiego urzędu patentowego, 1899 rok).

Także tego.

Jasne, klisz jest teraz od cholery, ale cały czas się tworzą kolejne, nie bez przyczyny zresztą - pomysłowość ludzka jest znacznie większa, niż się wszystkim wydaje. Oryginalność może stworzyć nawet ciekawe złożenie wyświechtanych motywów czy nawet rozegranie ich w jakiś nowy sposób. Albo intencjonalne niezastosowanie. Przykład pierwszy z brzegu: wszyscy piszą, o bronym pojawiającym się w Equestrii jako kucyk? No to ja zrobię z niego diamentowego psa, a co! (Już użyte).

I nie uważam, żeby w społeczeństwie zagościł kult przeciętności, a w każdym razie żeby zjawisko to się intensyfikowało. Wręcz przeciwnie - jak popatrzę po znajomych, to każdy próbuje się w jakiś sposób wyróżnić, jakoś pokazać, że on wcale nie jest szarą masą. Skrajnym przypadkiem jest hipsterstwo, które jest przecież wynalazkiem ostatnich lat, z charakterystycznym dla tej postawy demonstracyjnym unikaniem tego, co „mainstreamowe” i obsesyjną potrzebą oryginalności dla samej oryginalności.

W Polsce nie jest to zresztą tak wyraźne, jak w Europie Zachodniej - wystarczy krótka wycieczka do Niemiec, żeby zacząć się zastanawiać, na jakiego grzyba ci ludzie tak udziwniają swoje fryzury (oni z kolei uważają, że Polacy ubierają i czeszą się tak, jakby mamusia ich do szkoły wysyłała).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


I nie uważam, żeby w społeczeństwie zagościł kult przeciętności, a w każdym razie żeby zjawisko to się intensyfikowało. Wręcz przeciwnie - jak popatrzę po znajomych, to każdy próbuje się w jakiś sposób wyróżnić, jakoś pokazać, że on wcale nie jest szarą masą. Skrajnym przypadkiem jest hipsterstwo, które jest przecież wynalazkiem ostatnich lat, z charakterystycznym dla tej postawy demonstracyjnym unikaniem tego, co „mainstreamowe” i obsesyjną potrzebą oryginalności dla samej oryginalności.

 

Z rozwojem środków masowego przekazu jest również związana koncepcja społeczeństwa masowego. Zdaniem krytyków społeczeństwo masowe jest konformistyczne i podatne na wpływy nie tylko reklamy, ale i propagandy oraz manipulacji politycznej. Zauważa się zanik wyższych wartości, brak wpływu religii na życie społeczne, oderwanie się od tradycji społeczeństwa. W społeczeństwie masowym zanikają elity umysłowe i społeczne, w zamian pojawia się kult przeciętności. Krytykami społeczeństwa masowego byli Erich Fromm, Herbert Marcuse, Thomas S.Eliot.

 

Do było przepisane z książki, z tym, że to streściłem. Bardzo fajnie, że masz takich znajomych. Przecież każdy z nas jest inny i na swój sposób wyjątkowy. Ale skoro ludzie są tacy pomysłowi, to dlaczego nie wymyślą czegoś nowego w romansach, na przykład? Tak, żeby już nikt nie narzekał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ponieważ człowiek z zasady będzie kręcił nosem, bo "wszyscy tak robią" w mniej lub bardziej uzasadniony sposób. Przeciętność jest motywowana grubiaństwem, brakami intelektualnymi poszczególnych grup społecznych (w końcu prościej jest sterować idiotami) oraz lansowanymi stereotypami. Nawet naukowo udowodniono, że dyskusje "intelektualne" prowadzą do spadku ilorazu inteligencji dyskutanta chcącego dopasować swoje postulaty do większości odbiorców. Dlaczego tak jest? Podam najprostszy przychodzący mi do głowy przykład - dobór słownictwa. Wysublimowany? Przeciętny? Naukowy? Poetycki? Przy takich "rozważaniach" trzeba posługiwać się przeciętną nomenklaturą unikającą barwnych konotacji. To wszystko prowadzi do prostego wniosku - jeśli popularne w fandomie opowiadania zamykają się w zidiociałych jednostrzałowcach, to nawet nie ma sensu rozpoczynać dyskusji o miłości, ponieważ społeczeństwo jeszcze do tego nie dojrzało.

 

W kwestii kultu przeciętności, to wystarczy spojrzeć na nasz fandom - wielu "elitarnych" bronych od siedmiu boleści powie, że złote czasy dawno minęły. Wystarczy zadać otwarte pytanie i pewnie ktoś napisałby rozprawkę na ten temat. Z mojego własnego doświadczenia (ot chociażby pracy w radiu) widzę bezpośrednio u słuchaczy, że im się zwyczajnie "nie chce nic robić", bo to jest teraz modne - lepiej przyjść na gotowe i się cieszyć. Mnie to nie przeszkadza, bo póki mam płodną wyobraźnię, to przez długie lata mogę się produkować, a i tak będą zadowoleni. Identycznie przecież jest z fanfikami - któremu chce się podejmować walki z wiatrakami, uwydatniając wszystkie znalezione błędy? No nikomu, bo przecież łatwiej jest pochwalić i pogratulować pracy. Problem polega na tym, że przeciętność generowana jest przez chęć pokojowej koegzystencji, która nijak współgra z ciężką, krytyczną społecznością. Doskonałym efektem "polskofandomowej" przeciętności jest nasz wkład w scenę międzynarodową - nie możemy się niczym pochwalić kolegom z zachodu, nie zdołamy ich nawet zainspirować do poznawania naszego stylu bycia, ponieważ zajęci jesteśmy bzdurnymi, zaściankowymi stereotypami - że łatwiej narzekać i nic nie robić, a wszystko złe zwalić na drugą osobę albo ją wyśmiewać.

 

Dlaczego "romans" nie pasuje do świata kucyków? Hehehehe... Powinienem wyśmiać każdego pytającego. Niech za mnie odpowie statystyka - wejdźcie na bloga FGE i weźcie udział w ankiecie dotyczącej wieku odwiedzających. Zbyt leniwi? Trudno. Średnia wieku wynosi (powiedzmy) 16 lat. Dodaj rok czy dwa do średniego wieku czytelnika oraz kolejny rok czy dwa dla pisarza. Wnioski powinny nasunąć się same. Trywialność odpowiedzi zamyka się w następującej tezie - ten wiek nie pozwala właściwie opisanie uczucia nazywanego miłością. Możemy to albo spartolić, albo spartolić, acz nikt nie zabroni próbować.

 

Ale żeby nie było, że tylko oczerniam pozostałych, to jeszcze na sam fajrant podkopię własny autorytet. Jakiś miesiąc temu naszło mnie na napisanie romansidła. Wątek "miłosny" zamknąłem w następującym akapicie:

 

"

W odpowiedzi zetknęli nosy, po czym wrócili do zwyczajnych tematów. (...) Mówi się o miłości, jak o poszukiwaniu drugiej połówki. Pegaz nie był do końca pewny, czy klacz odwzajemniała to tajemnicze uczucie. Do tej pory nie zraziła się do niego, a nawet próbowała utemperować. Podobno miłość zaczyna się wtedy, gdy wierszyki miłosne ustępują miejsca liście zakupów, a wszelskie sprośne komplementy, współdzieleniu nawet najbardziej obrzydliwych zwyczajów. Nawet nie wiedział, kiedy nieokiełznane uczucie zastąpili procedurami wspólnego życia pod jednym dachem. Może i jeszcze nie dzielili łóżka, lecz wiele znaków na niebie mówiło o możliwej zmianie doczesnego stanu rzeczy. Ich związek wydawałby się dziwnym z punktu widzenia zwykłego przechodnia - pewnego dnia obydwoje zdecydowali przebiec maraton. Po pokonaniu niebotycznej dla nich liczby kilometrów wrócili do jego mieszkania i mając przepocone ubrania, runęli na łóżko. To były jego najmilsze wspomnienia wspólnie spędzonych chwil, chociaż od miesięcy nie zdołał wywabić zapachu stężałego potu z kanapy.

 

Uznalibyście to za podwaliny romansu? No raczej nie sądzę.

 

Pozdtawiam

Edytowano przez Mordecz
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do dzieł wybitnie złych... Mnie one po prostu bawią :D. Tak samo jak kocham filmy klasy Ź. Takie niezamierzone komedie są najlepsze. Do pośmiania się. Tak samo jak zbugowana plansza do biologii, na której był człowiek z dwoma penisami, wyrastającymi z brzucha [oryginał z mojego LO], którą wprost kochaliśmy. No niby fail i be, i fuj, a jednak... Ludzie to lubią i nie ma co ukrywać. Lepiej się śmiać z głupoty niż nad nią płakać, choć płacz też jest zdrowy, ale śmiech jednak zdrowszy.

 

Kult pospólstwa? A jakże... Biedny, nieszczęśliwy emo brony trafia do Equestrii - to mówi o wszystkim. Stworzenie OC, który jest dobry w wielu rzeczach, a nie jest nieudacznikiem z jednym talentem i już się robią shitstormy [nie mówię o sobie, ale ogólnie]. Jakbym zrobiła swoją ponysonę w 100% to chyba byłabym półbogiem :badass:.

 

Ale nie o tym - bycie jednym z wielu jest prostsze, mało kto jest na tyle silny, by sikać pod wiatr. Ludzie nie lubią jednostek wybijających się. W końcu geniusze zanim osiągną piedestał są zazwyczaj wyśmiewani. Robisz coś niezgodnie ze schematem? Czepiają się, że jesteś dziwny i nienormalny!

Tak, większość chce normalności i przeciętności, bo to jest to co znają i z czym się mogą utożsamiać. Dlatego jest tyle fanów Flutterki, bo jest nieśmiałą, życiową ofiarą, a dużo jest takich ludzi.

 

A ja będę się wyłamywać i będę pisać jak lubię. Przede wszystkim dla siebie. Nie mam kompleksów, jestem kapryśna, chaotyczna, nieutalentowana, uparta i marudna. Tworzę, bo lubię. Może, kiedy otwieram Worda to klnę i się wkurzam, ale jednak ciągnę to już od roku i mam apetyt na więcej.

I innym polecam tak samo - piszcie tak jak chcecie. Ale poziom jakiś być musi. A nie anarchia i pisanie "sokuł" zamiast "sokół" :rdblink:.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cahan, ja też zazwyczaj "piszę jak chcę". Może za wyjątkiem Konkursów Literackich, ale to akurat jasne :D Czy jest to dobra metoda? Zależy kto czego oczekuje. Mi sprawia frajdę wymyślanie różnych historii, jak nie piszę lub chociaż nie myślę o pisaniu to po jakimś czasie zaczynam szaleć (serio). Jednak cała idylla kończy się w momencie, gdy wpadam na pomysł, żeby to opublikować.

"No tym razem się postarałem, to już jest coś, nie jak te poprzednie!"

Miesiąc później...

"Damn... Co za szajs..."

W zasadzie można powiedzieć, że "piszę jak chcę" jest dobre do momentu aż się pisze :rainderp: Bo jak ukończy się dane opowiadanie może już nie być tak różowo.

No, chyba że tylko ja tak mam :lol:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro ludzie piszą jak lubią [pomińmy konkursy literackie, bo to inna bajka] to jakim cudem piszą w kulcie przeciętności, by spodobać się publiczności :rainderp:? Tym sposobem doszliśmy do konkluzji, że nikt nie pisze tak by przypodobać się masie. Wniosek jest prosty - większość to masa, a masa pisze o masie, bo na fizyce kwantowej się nie zna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro ludzie piszą jak lubią [pomińmy konkursy literackie, bo to inna bajka] to jakim cudem piszą w kulcie przeciętności, by spodobać się publiczności ? Tym sposobem doszliśmy do konkluzji, że nikt nie pisze tak by przypodobać się masie. Wniosek jest prosty - większość to masa, a masa pisze o masie, bo na fizyce kwantowej się nie zna.

 

Bo niektórzy się boją, że zostaną skrytykowani przez pewnych guru, którym się to nie spodoba, bo nie pasuje to do ich poglądów i ich stylu. Mało jest osób odważnych. Tak, tacy "tchórze" szukają sławy wszędzie, żeby się wkręcić i podkładają pod nos "publice" to co ona akurat chce. Piszą rzeczy wbrew sobie. Ciężko jest się przebić i przekonać do siebie choćby jedną osobę, przy skrajnych poglądach i pomysłach. Co dopiero większość. 

Edytowano przez Grentonumanuma
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja myślę, że to może po prostu młodzi pisarze, którzy myślą, że się mylą, a czytelnicy mają rację.

Do dziś pamiętam jakie cyrki miałam na początku działalności. Od paru osób dostawałam zupełnie sprzeczne informacje, a próba zrobienia "tak by było dobrze"... to mijało się z celem w takim wypadku.

Dlatego dzisiaj jestem bardziej ostrożna ze słuchaniem rad. Oczywiście ma spore znaczenie kto jej udziela.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Ja myślę, że to może po prostu młodzi pisarze, którzy myślą, że się mylą, a czytelnicy mają rację.

 

Niekoniecznie, ale masz racje. W dużej mierze tak jest.

 


Dlatego dzisiaj jestem bardziej ostrożna ze słuchaniem rad. Oczywiście ma spore znaczenie kto jej udziela.

 

Nawet mistrz może się pomylić, a głupek może powie coś mądrego :P . Ja od razu nie skazywałbym tego "głupka", że zawsze będzie bredzić. Po prostu moim zadaniem lepiej jest wysłuchać samej rady. A jeśli się dostaje takie rady, które się nie zgadzają i się gryzą, to wybieram to, co mi bardziej odpowiada i co bardziej będzie pasować do mojego stylu. Dróg do zostania mistrzem jest multum. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...