Skocz do zawartości

Stowarzyszenie Żyjących Piszących - dyskusje ogólne o pisaniu/tłumaczeniu.


Dolar84

Recommended Posts

Wtrącę słówko, jeśli można.

Pisanie dla samego siebie, czy dla innych? Dla mnie oczywistym jest, iż pisze się raczej dla innych, ponieważ to nie twórca czyta swoje opowiadania. Owszem, jeśli pisanie sprawia komuś przyjemność, to tym lepiej, lecz podstawowa zasada pozostaje ta sama. Jeśli coś piszesz, to zmyślą o tym, żeby innym się spodobało, czytali, itp. Jak piszesz tylko dla siebie, to w sumie równie dobrze można w ogóle nie publikować dzieł, lecz napisać, zapisać (lub nie) i zapomnieć. Skoro zamieszcza się opowiadania na forach publicznych, to robi się to dla innych, dla siebie natomiast tylko częściowo (aby poznać opinię czytelników, wyciągnąć z nich wnioski i nauczyć się czegoś nowego).

Nawiązując do powyższego akapitu, komentarze są na tyle istotne, iż stanowią właśnie podstawę do rozwoju własnych zdolności pisarskich. Bez nich, mając samo zliczenie wyświetleń, tak naprawdę nie wiesz, czy ktoś to czyta, czy się podoba czy też nie. Zaczyna się wtedy zwykle proces tworzenia wątpliwości. Skoro nie komentują, to się nie podoba. Jak się nie podoba, to nie ma sensu pisać dalej. Ale mniejsza z tym. Komentarze mają także bardziej motywującą do pisania funkcję. Osoba, która coś pisze, w momencie braku jakichkolwiek informacji o swoich opowiadaniach oraz zalezieniu innego zajęcia, które ją wciągnie co najmniej równie mocno jak pisanie, bardziej prawdopodobnie porzuci pisanie opowiadań na rzecz tego drugiego zainteresowania. Tak jest (póki co) w moim przypadku. Zamiast pisać kolejne rozdziały rozpoczętego opowiadania, przerzuciłem się na inną moją pasję (która, nie przeczę, jest starsza od pisania). Może wrócę do pisania, może nie.

Zmierzam do tego, że jeśli nie wiesz, czy to co robisz ma jakikolwiek sens, a pisanie czegoś, czego nikt nie czyta nie ma sensu z mojego punktu widzenia, tym bardziej, jeśli nikt nie zasugeruje co robię źle, przez co nie mogę się rozwijać, to bardziej prawdopodobne jest poświęcenie, ograniczonego przecież, czasu wolnego czemuś co wydaje się być lepiej spożytkowanym czasem.

Dobra, z moimi opowiadaniami nie jest aż tak źle (moim zdaniem), abym uznawał pisanie za pozbawione sensu, zwyczajnie wpadłem na fajny pomysł zrobienia czegoś innego, a skoro opowiadań i tak nie komentuje nikt, to nikt też mnie z kontynuacjami tychże nie ściga. Mam ten komfort :D

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fatalne podejście - taki temat trzeba jeszcze umieć napisać. Większości się to nie udaje - Tobie owszem. Ważne jest to jak go przedstawiasz a tu wybrana forma świetnie zgrała się z treścią. "Opowieść Zmierzchowa" to przyjemny Slice of Life.

 

W tym problem. Ilu lepszych ode mnie zrezygnowało z wydawania swoich dzieł, ponieważ doszło do wniosku, że "to nie jest coś, czego oczekiwałem"? Ilu ludzi mogłoby się nauczyć całej masy nowych rzeczy, gdyby doszło do wniosku, że "pomimo błędów, opublikuję to opowiadanie"? Przez osobiste fanaberie nie wydałbym "Opowieści Zmierzchowej" i wiele bym na tym stracił (a przynajmniej kilka ciepłych słów).

 

Pozdrawiam

Edytowano przez Mordecz
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Mogłabym dalej charczeć jadem na ludzkość za to, że nikt mi w porę nie napisał (tj. zdążyłam wklepać trzy rozdziały i pływałam w pochwałach jak przysłowiowy pączek w maśle) jakim, za przeproszeniem, ścierwem było "Bez przyszłości", ale nie mówimy o "Bez przyszłości". Nigdy-przenigdy. "Bez przyszłości" nie istnieje, nie czytaliście go, nic nie wiecie, ja też nic nie wiem.

 

Ylthinujesz i to strasznie. Akurat "Bez Przyszłości" jest bardzo przyjemnym opowiadaniem, a sensu jego porzucenia nie jestem w stanie zrozumieć. Ostatnio nawet je sobie odświeżyłem (tak, mam kopię na dysku) i po raz kolejny stwierdzam, że bardzo mi się podoba. Był pomysł, świetne ponifikacje, wyborne opisy i nieźle rozwijający się bohaterowie. A potem nagle pod wpływem bliżej niezrozumiałego na mnie postanowienia fanfik został porzucony, choć zapowiadał się świetnie. Szkoda.

 


(który w środę podzielił się ze mną głębokimi słowami Dolczgo o ocenianiu własnych fanfików - dzięki, Irw, mam nadzieję, że cię nie zanudziłam na śmierć swoim brakiem udziału w rozmowie)

 

Że jakimi słowami?

 


Natomiast Herr Dolar zapewne marzy o dniu, w którym skończę "Beczkę Cydru".

 

Na to możesz postawić dużą sumę pieniędzy. Ale na inne też czekam z ciekawością.

 


Ja jestem zbyt zajęta stękaniem, że mój warsztat pisarski jest o kant czterech liter, by przyznać, że chciałabym napisać (khy-khy) remake "BP" i tego jednego fika, w którym Szacowna Autorka ląduje w świecie własnych utworów (i usiłuje ocalić je przed zniknięciem w odmętach Wielkiej Dziury Fabularnej).
By zakończyć tą długą, prowadzącą donikąd offtopową dygresję jakąś sensowną pointą: niektóre z moich pomysłów podobają się bardziej innym ludziom, niż mnie samej, co w połączeniu z niską samooceną prowadzi do kłopotliwych sytuacji pt. "weź napisz XYZ - nie, bo to głupie i nie ma sensu pisać".

 

Jak stwierdzałem wcześniej - Ylthinujesz.

 


HURRR DURRR KOŃSKIE OPKA CO ZA GŁĘBIA AMBICJE POD NIEBIOSA MURRR NURRR.

 

To zawsze uroczo brzmi :D

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No cóż, nie twierdzę, że "KONSKIE OPKA" należy traktować jako ostateczną życiową ambicję, ale skoro już tu jestem,  skoro już piszę te opka, to chciałbym po prostu robić to dobrze. W dodatku, patrząc na te najbardziej znane, epickie i legendarne fanfiki, ośmielę się stwierdzić, że mogą być ambitne. W dodatku można taką pisaninę potraktować jako trening przed napisaniem czegoś poważniejszego i powszechnego. Wielu fandomowych pisarzy mogłoby spokojnie zacząć pisać "normalne" książki, które byłyby co najmniej dobre :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Niklas - nie. Chyba, że znowu wpadnę w dołek, a wtedy jestem nieobliczalna.

@Dolcze - chodziło z grubsza o to, że autor i krytyk, choć z jednej parafii, to w różnych kościołach - czytaj: autor nie powinien być krytykiem własnych opowiadań, jeśli czegoś nie przeinaczyłam.

@Zodiak - Fanfiki są właśnie dobrą szkołą pisania, jeśli trafi się na dobre środowisko (tj. takie, w którym nie powstają kółka wzajemnej adoracji/gnojenia), bo z jednej strony mamy jasny punkt zaczepienia w postaci istniejącego uniwersum i postaci (odpada więc problem z kreowaniem wszystkiego od zera, co jest bardzo trudnym, żmudnym i na dłuższą metę trochę wkurzającym zadaniem), a równocześnie pojawia się wyzwanie - jak oddać te postaci, jak wpisać się w reguły owego uniwersum? Jak sprawić, by nasze własne pomysły wpisały się w istniejącą treść tak, by nie razić zbytnio czytelnika?

Uniwersum MLP jest skonstruowane tak, że mogą w nim współistnieć zarówno wydarzenia serialowe, jak i nasze fanfiki - o ile nie szalejemy zbytnio z naszym licentia poetica. Mamy duży margines swobody, coś, czego bardzo mi brakuje przy próbach pisania fika osadzonego w innym świecie*.

Szersza publika również jest pomocna - opowiadania publikowane "luzem", bez tej... hmmm, serialowej przynęty nie przyciągają raczej tak wiele uwagi, nie mówiąc o tym, że raczej głupio jest wejść na takie Bronies Polska czy inną grupę/forum MLP i wrzucić link do czegoś niekucykowego.

*) Szczątkowa fabuła pełna niejasności i białych plam, co najmniej jeden retcon, problemy z dostępem do wiarygodnych źródeł informacji i masa głupotek różnej wielkości - od kulturowych ciekawostek po dziury fabularne, przez które można by przepuścić tabun Dolarów.

Edytowano przez Ylthin
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Osoba, która coś pisze, w momencie braku jakichkolwiek informacji o swoich opowiadaniach oraz zalezieniu innego zajęcia, które ją wciągnie co najmniej równie mocno jak pisanie, bardziej prawdopodobnie porzuci pisanie opowiadań na rzecz tego drugiego zainteresowania. Tak jest (póki co) w moim przypadku. Zamiast pisać kolejne rozdziały rozpoczętego opowiadania, przerzuciłem się na inną moją pasję (która, nie przeczę, jest starsza od pisania). Może wrócę do pisania, może nie.

Co prawda nie zajmuję się pisaniem opowiadań (jeszcze ^^), a ich tłumaczeniem (właściwie jednego, jeszcze), ale mogę stwierdzić, że doskonale wiem, o czym mówisz.

Choć właściwie, to pewnie masz na myśli całkowity brak odzewu. Ja mam parę całkiem niezłych komentarzy i aż 5 subskrybcji tematu, więc może ze mną jest coś nie tak. Jestem nadwrażliwy albo co ;D

Eeeej... toż to błędne koło! Nie ma odzewu, to nie ma rozdziałów, nie ma rozdziałów, to tym bardziej nie będzie odzewu. Tak jakoś na ten arcydaleko idący wniosek teraz wpadłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


*) Szczątkowa fabuła pełna niejasności i białych plam, co najmniej jeden retcon, problemy z dostępem do wiarygodnych źródeł informacji i masa głupotek różnej wielkości - od kulturowych ciekawostek po dziury fabularne, przez które można by przepuścić tabun Dolarów.

 

Może dokończę? "...a to wszystko w jedynie trzech rozdziałach, gdzie fabuła dopiero zaczyna się konstruować więc tak naprawdę nie może być mowy o dziurach, a po prostu o niedokończeniu/nierozwinięciu pewnych wątków. To samo tyczy się wspomnianych "białych plam". Ciekawostki kulturowe bardzo umilały lekturę szczególnie, iż mieliśmy ponifikacje hiszpańskojęzyczne a nie typowe angielskie." - Dodaj to do swojej wypowiedzi o "Bez Przyszłości" a będzie można uznać ją za w miarę kompletną.

 


@Dolcze - chodziło z grubsza o to, że autor i krytyk, choć z jednej parafii, to w różnych kościołach - czytaj: autor nie powinien być krytykiem własnych opowiadań, jeśli czegoś nie przeinaczyłam.

 

A prawda, prawda - autor nie patrzy obiektywnie. A zwykle tak się zabawnie składa, że to co mu nie przypada do gustu to publika lubi/uwielbia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro Ylthin już wspomniała o trudnościach związanych z tworzeniem uniwersum od podstaw, to ja chętnie poruszę temat crossoverów. Ten rodzaj (gatunek) fanfików osobiście, subiektywnie uważam za dość prosty do pisania, bo tutaj kolejna część roboty jest odwalona za nas. Uniwersum MLP można kształtować na wiele sposobów, a mix z innym światem przedstawionym robi to za nas. Pojawia się tutaj też problem godnego oddania klimatu tego zapożyczonego świata. Połączyć można chyba wszystko i wszystko może wyjść przyzwoicie, chociażby Silent Ponyville (pomijam tu celowo Fallouta) albo Wybrzeże Mieczy. Ciekawi mnie też jaki rodzaj crossoveru podchodzi najlepiej tu zebranym? Kompletny mix światów? Bohaterowie jednego universum trafiają do Equestrii? A może odwrotnie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż, nie będę owijał w bawełnę, poza przypadłością słomianego zapału, z którą się borykam, jednym z głównych powodów dla których przestałem pisać był właśnie brak odzewu ze strony internautów. Może i jestem atencyjną kurą, ale pisanie akapitów dla siebie nie sprawia mi aż takiej wielkiej frajdy.

Nie przeczę, że jest to samodoskonalenie i subiektywnie jestem w stanie stwierdzić, iż moje szkrobiące umiejętności nieco oddaliły się od dna absolutnego podczas mej przygody.

 

Przyznam się też bez bicia, szczerze zazdroszczę osobom, które posiadają fanów, postami wyrażających swe zniecierpliwienie i poganiających leniwych autorów.

 


Osoba, która coś pisze, w momencie braku jakichkolwiek informacji o swoich opowiadaniach oraz zalezieniu innego zajęcia, które ją wciągnie co najmniej równie mocno jak pisanie, bardziej prawdopodobnie porzuci pisanie opowiadań na rzecz tego drugiego zainteresowania. Tak jest (póki co) w moim przypadku. Zamiast pisać kolejne rozdziały rozpoczętego opowiadania, przerzuciłem się na inną moją pasję (która, nie przeczę, jest starsza od pisania). Może wrócę do pisania, może nie.

O to, to!

Z pisania przyjmnych (przynajmniej w mym mniemaniu) opowiadań przerzuciłem się na pisanie programów.

C++ nie pyta, C++ rozumie. Kompilator zawsze mówi mi gdy robię coś źle.

Edytowano przez Nicz
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A prawda, prawda - autor nie patrzy obiektywnie. A zwykle tak się zabawnie składa, że to co mu nie przypada do gustu to publika lubi/uwielbia.

Ale czy zdanie autora nie ma w takiej sytuacji żadnego znaczenia? W końcu to on zna swoje opowiadanie najlepiej; i jeśli z jakiejś przyczyny, na jakimś etapie swojej kariery uważa je za słabe... to najprawdopodobniej publika ma inny gust niż ten autor i lubi go za coś, co może się już w jego twórczości nie powtórzyć. Co niekoniecznie jest korzystne dla autora.

Oczywiście, nie to że wiem cokolwiek o posiadaniu fanów.

C++ nie pyta, C++ rozumie. Kompilator zawsze mówi mi gdy robię coś źle.

Przynajmniej dopóki nie musisz korzystać z debuggera. Wtedy to jak posiadanie korektora z zaburzeniami dwubiegunowymi. :P
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Ciekawi mnie też jaki rodzaj crossoveru podchodzi najlepiej tu zebranym? Kompletny mix światów? Bohaterowie jednego universum trafiają do Equestrii? A może odwrotnie?

 

Wydaje mi się, że wiele zależy od tego jak dany świat jest przedstawiony. Widziałem dobre opowiadania w każdym z tych wymienionych rozdziałów. Fallout, Sword Coast, Wiedźma, Wieczna Wojna z pełnego miksu (jak rozumiem odnosi się to właśnie do tych wymienionych, czyli kuce + inny świat) zaś z tego drugiego najbardziej prominentnym przykładem wydaje mi się być seria Złodzieje Jabłek. Oba wymienione sposoby mają swoje zalety, jednak mimo wszystko bardziej pasuje mi ten pierwszy - nie wiem dlaczego tak jest, podejrzewam, iż chodzi tu po prostu o gust.

 

Natomiast frapuje mnie co innego - jak daleko można się posunąć w crossoverowaniu, żeby nie wyszło to sztucznie. Powyższe przykłady pokazują, iż pastelowe taborety zadziwiająco dobrze wpasowują się nawet w stereotypowo odmienne od nich realia, ale gdzie jest granica? Albo inaczej - ile można dodać od siebie i zmienić, żeby crossover nie zatarł się całkowicie?

 


Cóż, nie będę owijał w bawełnę, poza przypadłością słomianego zapału, z którą się borykam, jednym z głównych powodów dla których przestałem pisać był właśnie brak odzewu ze strony internautów. Może i jestem atencyjną kurą, ale pisanie akapitów dla siebie nie sprawia mi aż takiej wielkiej frajdy.
Nie przeczę, że jest to samodoskonalenie i subiektywnie jestem w stanie stwierdzić, iż moje szkrobiące umiejętności nieco oddaliły się od dna absolutnego podczas mej przygody.
 
Przyznam się też bez bicia, szczerze zazdroszczę osobom, które posiadają fanów, postami wyrażających swe zniecierpliwienie i poganiających leniwych autorów.

 

Cóż to jest jeden z powodów dla których staram się zachęcać ludzi do komentowania, bo bez tego tracimy autorów. Przykra rzeczywistość. Jednak mam nadzieję, iż jeszcze kiedyś zapragniesz po raz kolejny atencji i wystąpisz z kolejnymi opowiadaniami. Nie ma też co ukrywać, że każdy piszący mniej lub bardziej liczy na komentarze, bo bycie zignorowanym to nic przyjemnego. A jeżeli ktoś twierdzi, że jest inaczej to bezczelnie kłamie :D

 


Ale czy zdanie autora nie ma w takiej sytuacji żadnego znaczenia? W końcu to on zna swoje opowiadanie najlepiej; i jeśli z jakiejś przyczyny, na jakimś etapie swojej kariery uważa je za słabe... to najprawdopodobniej publika ma inny gust niż ten autor i lubi go za coś, co może się już w jego twórczości nie powtórzyć. Co niekoniecznie jest korzystne dla autora.

 

Jasne że zdanie autora ma znaczenie - gdyby nie miało, to coś byłoby bardzo nie tak. Jednak faktem jest, iż czasami naprawdę zdarzy się piszącemu popełnić coś naprawdę dobrego, ale sam tak tego nie widzi. I teraz powstaje nowe pytanie - czy powinien całkowicie z tego zrezygnować, ponieważ tego nie lubi/uważa za słabe? Czy może winien zwrócić uwagę na głos publiki i choćby zastanowić się nad kontynuowanie tej rzeczy - choćby po to, żeby spróbować co wyjdzie za drugim razem a i dzięki temu podszkolić swoje umiejętności? Która z dróg jest słuszna? Może w pewnym stopniu obie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


czy powinien całkowicie z tego zrezygnować, ponieważ tego nie lubi/uważa za słabe? Czy może winien zwrócić uwagę na głos publiki i choćby zastanowić się nad kontynuowanie tej rzeczy - choćby po to, żeby spróbować co wyjdzie za drugim razem a i dzięki temu podszkolić swoje umiejętności? Która z dróg jest słuszna? Może w pewnym stopniu obie?

 

Cóż, jeśli pisanie nie sprawia autorowi przyjemności, chociażby z tego powodu, iż czuje że to co pisze jest słabe, to powinien sobie dać spokój. Grunt to czerpać przyjemność z tego co się robi, nikt nie jest przecież masochistą. Zresztą, o ile się nie jest mistrzem słowa pisanego, to brak wiary we własne dzieło może negatywnie wpłynąć na jego jakość.

 

Głos publiki jest ważny, bo może pomóc wyznaczyć kierunek. To zaś, czy ktoś za tym kierunkiem podąży powinno leżeć już tylko i wyłącznie w kwestii autora.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak dla mnie granica polega na tym, żeby nie "przepisać" jakiejś innej opowieści całkowicie, zmieniając tylko imiona, rasy i nazwy miast. Kkat w Falloucie zrobiła to wzorowo, bo mamy przeniesione uniwersum, ale z historią już różniącą się od tej z serii gier. W opowiadaniu pojawiają się przerobione motywy (czy nawet postacie i antagoniści) ze świata Opadu, ale nie w nadmiarze i zrobione dobrze. Fabuła różni się w niemal każdy możliwy sposób i dochodzą świetni OC. Z drugiej strony Sword Coast nieco bardziej czerpie z fabuły Balur's Gate'a, ale nie w sposób nachalny, a przyjemny w odbiorze. Choć ja niestety we Wrota Baldura nigdy nie grałem, więc...

 

Ja też preferuję ten pierwszy styl. Drugi wg. mnie nadaje się bardziej do komedii. "My Little Terror" czy "My Little Waagh!" (co za oryginalność nazewnictwa). Ciężko mi jest brać na serio Frodo i Sama, którzy zamiast do Mordoru trafiają do Equestrii. , albo Neo, który trafia tam zamiast do Matrixu... Albo tytanowy przykład - Batman. Można taki fanfik rozwinąć, można rozpisać bardzo dobrą fabułę. Ale i tak ciężko brać taką historię na poważnie. Tak samo w drugą stronę: mane6 ląduje w Kolonii Karnej na wyspie Khorinis i próbuje wrócić do domu. Świetne na komedię, ale na coś mroczniejszego i poważniejszego? Proszę...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie jestem zadowolona z większości moich dzieł. A i tak je wydałam, wielu osobom się spodobały, a i ogółem wstydu raczej nie ma. Powiem więcej, wiele z nich doczekało się komentarzy, z których udało mi się wyciągnąć nierzadko bardzo wartościowe nauki. Dlatego na pytanie "czy warto?", odpowiadam: Zależy. Cóż to znaczy? Jeśli tekst wypala oczy, to lepiej coś z nim jednak uprzednio zrobić. Choćby poprosić kogoś bardziej ogarniętego o pomoc. W końcu najwyżej może nam odmówić :rdblink:.

 

Pisanie dla siebie czy dla innych? Jedno i drugie. Jeśli nienawidzisz pisać, to widocznie to nie jest robota dla ciebie. Z drugiej strony pisanie samo w sobie rzadko jest przyjemnością. Szczególnie na początku to pot, krew i łzy. Pisarstwo to w dużej mierze typowe rzemiosło. Wymaga cierpliwości i ciężkiej pracy nad sobą. A potem wydajesz i pojawia się krytyka, choć tak się namęczyłeś. Tak to wygląda od podszewki, takie jest życie i zanim się nie dojdzie do pewnego poziomu, to będzie się częściej dostawać po tyłku. Jeśli na tym etapie ktoś nie chce poprawić samego siebie, bo mówi że pisze dla siebie, to niech lepiej pisze do szuflady. Pisać i publikować trzeba jednocześnie dla siebie i innych, bo bez tego można wstawić efekt kota leżącego na klawiaturze i wmawiać że to sztuka, której nikt prócz ciebie nie rozumie.

 

A co do crossoverów? Da się wszystko, byle z pomysłem i wyczuciem. Nie wsadzać wszystkiego jak leci, nie kopiować jak leci, tylko przede wszystkim bazować na własnych pomysłach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lubię mówić, że wszystko przejdzie, jeśli zrobione dobrze. A przez „zrobienie dobrze” mam na myśli nie tylko techniczną poprawność, ale również odpowiedni dobór motywów i odpowiednią zabawę nimi przy realizacji założonego tematu.

Wszystkie rodzaje crossoverów spokojnie wyjdą, jeśli autor się postara i ma odrobinę talentu. Batman trafiający do Equestrii wskutek jakichś dziwnych machinacji dr Strange'a to owszem, niezgorszy pomysł na parodię, ale jeśli ktoś chciałbym w ten sposób zrobić poważniejsze opowiadanie, to... czemu nie? Gdyby, dajmy na to, przez przypadek jego przybycie do tego świata zabiło Twalota, a tym samym rozbiło moc Elementów Harmonii, przez co to on sam musiałby stanąć naprzeciwko jakiegoś złodupca... do tego przy zrozumiałej nieufności, a momentami wręcz wrogości miejscowych? (Tak, wymyśliłem to na poczekaniu i nie, nie roszczę sobie praw autorskich).

Wiecznie powracają tu dwa wątki – jak zachęcić czytelników do komentowania i czy pisać dla siebie, czy dla innych. Nie znam odpowiedzi na pierwsze pytanie, znam natomiast dwa sposoby, które, jeśli trafią na mnie, są wręcz przeciwskuteczne: natarczywe żebranie („Komentujcie, komentujcie, komentujcie! Zapraszam do komentowania! Pamiętaj, żeby zostawić komentarz!” – jeśli podczas czytania całości fanfika czytelnik natyka się na coś takiego kilkakrotnie, całość zaczyna sprawiać wrażenie żałosnego błagania o atencję) i szantaż emocjonalny („Komentujcie, bo każdy, kto przeczytał, a nie skomentował, jest dupkiem” – a to zwyczajnie wnerwia kogoś, kto często nie czuje się na siłach skomentować przeczytanego opowiadania, zwłaszcza jeśli zakończył lekturę z ambiwalentnymi uczuciami. Jak np. ja).

Co do pisania „dla siebie” czy „dla innych”... Tak, podzielam zdanie Wisławy Szymborskiej, że wszystko, co się kiedykolwiek opublikowało, od napisania na murze „Juzek jest głópi” po wysłanie do publikacji opowiadania „Józef i jego bracia”, powstało z przemożnej chęci narzucenia innym swojej myśli na ten czy inny temat. Ale to nie usprawiedliwia pisania „pod publiczkę”...

...okej, tu może doprecyzuję, bo mam wrażenie, że podobnie jak „liberalizm” czy „kapitalizm”, termin „pisanie pod publiczkę” ma tyle definicji, ilu wygłaszających.

Uważam, że nie ma sensu zabieranie się za tematy popularne tylko dlatego, bo są popularne, żeby nabić sobie czytelników i może otrzymać trochę komentarzowej atencji. To prawie jak robienie parodii dla robienia parodii (co kończy się zwykle katastrofą w rodzaju Epic Movie) albo oryginalność dla oryginalności (co prowadzi do powstawania rzeczy, których w ogóle nie da się czytać, bo za bardzo „eksperymentują z formą”). Jeśli się nie ma do czegoś przekonania ani pomysłu na ciekawe wykorzystanie jakiegoś tematu, to lepiej sobie odpuścić i zamiast tego zabrać się za coś, o czym wie się na pewno, że nie będzie miało tylu czytelników, ale co przynajmniej się autentycznie ma ochotę pisać, choćby dla samej przyjemności kreacji świata, bohaterów i wydarzeń.

Za to jak najbardziej wskazane jest wysłuchiwanie opinii publiczności, jako że często nie widzi się zarówno słabych stron, jak i zalet swego dzieła. Aczkolwiek trzeba zachować pełną świadomość subiektywności tych opinii i znaleźć złoty środek między tłumaczeniem kretynizmów fabuły „swoją wizją, od której wara” i służalczością wobec czytelników (chcą shippingu dwójki głównych bohaterów? Trudno, wprawdzie byłoby to zupełnie nie na miejscu, a autor nigdy nie miał dziewczyny, ale jak chcą, to będzie).

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lubię mówić, że wszystko przejdzie, jeśli zrobione dobrze. A przez „zrobienie dobrze” mam na myśli nie tylko techniczną poprawność, ale również odpowiedni dobór motywów i odpowiednią zabawę nimi przy realizacji założonego tematu.

Dokładnie, ale przecież to się nie tyczy tylko i wyłącznie fanfików. Cholera, przecież oglądamy serial o kolorowych kucach i magii przyjaźni. Dlaczego? Bo jest to dobra animacja. Każdy, nawet najgłupszy pomysł, zdolny twórca przerodzi w coś genialnego i nie ważne, czy to fanfik, książka, gra, film czy serial.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Padło w temacie aktualnego konkursu o "zuej" postaci stwierdzenie, iż nie warto porównywać się do innych. Dokładnie cytował nie będę, ale chodziło o to, że zamiast porównywać się do innych, powinno się spróbować napisać coś, nawet dla jednoosobowej publiczności. Osobiście się z tym nie zgadzam.

Zawsze należy porównywać się do lepszych od siebie i starać się osiągnąć ich poziom, aż pewnego dnia rozejrzysz się wokoło i zorientujesz się, iż nie ma nikogo lepszego od Ciebie, z kim mógłbyś się porównać. A wiadomo co to oznacza :D

Takie jest moje zdanie.

Edytowano przez Arkane Whisper
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A potem odkrywasz, że jesteś lepszy od połowy "tych innych". Ale cóż, odradzam porównywanie się do innych. Pisać nie dla siebie, ale też nie równać się do kogoś konkretnego. Bo ten ktoś pewnie też robi błędy. 

 

To jakiś taki wpływ polskiej szkoły: co na papierze/wydane/uznane to święte. I potem rodzą się kulty chłamu na zasadzie "Bo Słowacki wielkim poetą był". Nie na temat? Otóż bardzo na temat. To że ktoś uchodzi za pisarskie guru nie znaczy, że nie jest nieomylny, a każdy aspekt jego wypocin jest doskonały i należy się wzorować.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akurat nie o to mi chodziło. Należy się porównywać do lepszych, ponieważ wtedy ma się motywację aby pracować nad sobą. Nie chodzi o porównywanie także do konkretnych osób, ale ogółem, jeśli widzisz, że ktoś pisze; w tym przypadku; lepiej od Ciebie, ciekawiej itp. to czemu nie porównać swoich "dzieł" do jego i zobaczyć co mogę poprawić, aby było lepiej.

 

Chodzi o punkt odniesienia. Jeśli takowego nie masz, to łatwo uznać, że jest się jednym z lepszych, niezależnie od wszystkiego, ponieważ nie masz porównania.

Dla łatwiejszego zrozumienia mnie (podobno nie potrafię prosto przekazywać własnych myśli) podam przykład z życia wzięty. Programowanie. Ja napisałem swój program, który działał, a następnie porównałem kod z programem kumpla, którego działał dokładnie tak samo, ale sam kod był bardziej optymalny, że tak się wyrażę. Rozumiesz?

Wcale nie chodzi mi o to, że kogoś tam ktoś kiedyś uznał za guru pisarstwa, ale o to, iż np. ja bardzo lubię opowiadania Lovecrafta, to warto porównać własne opowiadania tego typu do lubianego autora, i zobaczyć czego brakuje twoim (ewentualnie kogoś, kogo wiesz, że pisze lepiej od Ciebie).

 

Poza tym nie chodzi jedynie o pisarstwo. Jak spotkam kogoś, kto gra, np. lepiej ode mnie w szachy, to ćwiczę tak długo i staram się grać z nim na tyle często, aż zdołam go pokonywać przynajmniej w 50% przypadków.

 

Nie wiem czy bardziej nie mieszam tylko :grumpytwi:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mieszasz.

Zasada złotego środka to piękna zasada, która w połączeniu z praktycznie niedefiniowalnym zdrowym rozsądkiem (znanym w niektórych kręgach jako "rozum i godność człowieka", w skrócie RiGCz) sprawdza się zaskakująco często.

W tym przypadku też.

Osobiście uważam, że wszystko zależy od tego, jakie wnioski się z takiego porównania wyciągnie. Nawet jeśli komuś podoba się, dajmy na to, Pratchett, nie ma sensu stale porównywać się z nim i metodą ctrl+c ctrl+v przenosić wszystkich środków literackich i stylistycznych na swój tekst (okej, tu trochę upraszczam, bo mam na myśli kopiowanie rozwiązań, a nie zwykły plagiat). Wszelkie próby zostania Pratchettem 2.0 są skazane na niepowodzenie, bo kopia nigdy nie będzie oryginałem.

Co innego, jeśli ktoś inspiruje się innymi pisarzami i na różnych przykładach rozgryza, co czyni daną postać, dany wątek albo dany styl zarąbistymi, czyli czemu na tobie jako czytelniku wywarło to tak wielkie wrażenie. Wzajemne podkradanie sobie motywów jest w literackim świecie na porządku dziennym, a jeśli chodzi o chwyty fabularne, to pisarze rżną od siebie nawzajem na potęgę, jeszcze bardziej niż inżynierowie.

Największym problemem zaś byłoby dla mnie stwierdzenie, które dzieło (właśnie dzieło, nie pisarz - stay on issue, not on person) jest faktycznie najlepsze. Kryteria literackie, w przeciwieństwie do prodramistycznych, są skrajnie subiektywne i często to samo, co jednego przyciąga, innego odstrasza.

  • +1 4
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O, dokładnie o to mi chodziło. O tę rozkminę, którą opisałeś.

 

Co do kryteriów, to uważam, że samemu należy je ustalić. Nie ma sensu wzorować się na autorze, którego dzieła Ci się nie podobają, ponieważ Ty nie chcesz pisać w ten sposób. To, że "Słowacki wielkim poetą był", nie znaczy, że chcę pisać jak on. Każdy ma swój własny gust i styl pisania, a także inny typ opowiadań, jakie lubi pisać. Na tej podstawie należy szukać czegoś, z czego możesz nauczyć się czegoś; udoskonalić swoje umiejętności.

No i oczywiście należy słuchać czytelników, ponieważ bez nich pisanie traci sens.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No właśnie nie chodzi o to żeby pisać jak ktoś. Tylko by wyrobić własny styl. Inspiracje tak, wyciąganie najlepszych elementów z cudzej twórczości i rozbieranie ich na części pierwsze tak, ale bezmyślne równanie się do kogoś nie.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...