Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 08/10/15 we wszystkich miejscach

  1. Już nie tacy zapaleńcy na świecie byli, są, i będą Zdjęcie mogłeś oszczędzić.
    8 points
  2. Urodziłam się w połowie lat 90. więc ciężko powiedzieć bym miała za nimi tęsknić, bo ich nie pamiętam. Ale dzieciństwo me przebiegło w początkach ery komputerowej, gdzie jeszcze niewiele dzieciaków miała komórkę, albo wypasione gry i internet. Czy tęsknię? Może trochę. Widzę jednak wiele durnot w materiale, który posłałeś, BiP. Właściwie większość tego co tam piszą to zwykły idiotyzm. Jakie ochraniacze na rogi stołu? W życiu czegoś takiego nie widziałam. Takie coś to chyba tylko nadopiekuńczy rodzice zakładają, albo nie wiem, może w USA to mają. I to, co nawypisywali względem fotelików. Łażenie po samochodzie? Siedzenie bez pasów? Poważnie? Przecież w razie wypadku najprawdopodobniej taka wycieczka skończy się kalectwem lub śmiercią. No i cukier. Nie znam nikogo kto by jadł chleb z cukrem i nikogo, w czyim dzieciństwie rodzice nie skąpiliby na słodkości. Od zawsze było wiadomo, że ze słodyczami się nie przesadza. I jeszcze dzieciaki na podwórkach. Nie wiem w jakim zadupiu mieszkają osoby, które mówią, że nie ma na podwórkach dzieciaków, bo u mnie jest ich pełno. Ostatnio nawet zrobiły se dziewczynki piknik z królikami w "moim" ogródku przed balkonem.
    5 points
  3. Dolar założył mnóstwo fikcyjnych kont i codziennie z innego dodaje fanfik, żeby stworzyć iluzje żywotności w dziale.To jedyne wytłumaczenie.
    3 points
  4. HURR KIEDYŚ BYŁO LEPIEJ!!1! Ten artykuł to zlepek głupot i nieprawdziwych informacji. Mimo że z latami '90 łączy mnie tylko to, że urodziłem się w ich końcu, to zupełnie nie zgadzam się z tym artykułem. Przecież wszystkie te rzeczy wymienione tam (no może oprócz chleba z cukrem) wszyscy robiliśmy. Nie mieszkałem na blokowisku, ale nadal widać dzieci bawiące się na trzepaku, wiedzieliśmy wszyscy, że nie wolno tego tykać no i było okej. Budowaliśmy bazy, a pasy zapinałem, bo chciałem być funflem pancernika xD (chwała im za takie kampanie) no i przecież dzisiaj ten sposób "rozwiązywania problemów" nadal jest praktykowany i pewnie będzie do końca świata. Dzieci dzisiaj też nie widzę żeby jeździły z ochraniaczami wszędzie, a siniaki i zadrapania też przydarzą mi się czasem. Ogólnie mam wrażenie, że artykuł był pisany przez jakiegoś ignoranta, który nie wiadomo na czym opierał to, że dzisiaj dzieci siedzą tylko przed komputerami, tabletami na wygodnych i bezpiecznych krzesłach, grają w minkrafta popijając czystą chemicznie wodą mineralną i zagryzając jabłkiem z dbałej hodowli. No i na koniec; dużo się bardzo już naczytałem o "wspaniałych latach '90", a znając życie za 10 lat będą czytać o wspaniałym początku XXI wieku
    3 points
  5. Ok, czas najwyższy wystawić jakąś ocenę tudzież recenzję, bo ptaki ćwierkają, iż kolejny rozdział produkuje się dość opornie i autorowi kopniak motywacji zrobiłby dobrze. Na wstępie podkreślam, że serię o wiedźminie Geralcie czytałem dawno temu ale nie przeszkadza mi to w niewychwalaniu jej pod niebiosa – uważam te książki za dobre, nawet bardzo dobre, ale jednak istnieje również lepsza i ciekawsza dla mnie literatura. W związku z tymże, nie będę traktował ani Wiedźmina ani Wiedźmy jako świętości. Mając na uwadze powyższą deklarację przystępuje do oceny. Co więc tutaj mamy? Opowiadanie rozpoczyna się sceną niemal żywcem wyjętą z prozy Sapkowskiego, ośmielę się nawet rzec że jest przerysowana, co ma zarówno swoje dobre jak i złe strony. Tą najbardziej złą stroną jest oczywiście fakt, że po prostu nie powinno się tak robić ale z drugiej strony sprawia to że czytelnik bardzo szybko wsiąka w charakterystyczny wiedźmiński styl i łatwiej jest mu wyobrazić sobie tę nową, brudną, ciemną, brutalną Equestrię. Ściągania od Sapka z czasem jest też coraz mniej i to się bardzo chwali. Szukasz swojej ścieżki, jednocześnie nie zaniedbując klimatu. Właśnie klimat – najmocniejsza, moim zdaniem, strona historii. Autentycznie czuć tutaj „mrok tamtych czasów”. Opisy świetnie go oddają, niektóre sceny walki i nie tylko są dostatecznie brutalne a nawet poruszające by chwycić czytelnika za serce, może nieco go zaskoczyć, ale przede wszystkim wciągnąć jeszcze głębiej w ten styl, którym nie brakuje również specyficznego humoru. Miejscami zastanawiałem się czy przypadkiem nie jesteś Sapkiem we własnej osobie i to pomimo tego, że bywają też miejsca gdzie było zbyt prosto, nie bójmy się powiedzieć – nudno. Nie było jednak tego zbyt wiele i zaraz zostało to przytłumione przez jeszcze jedną bardzo fajną scenę, które połączone razem tworzą ciekawą, nawet oryginalną, fabułę. Fabuła i świat rzeczywiście są dobrze przemyślane podobnie jak bohaterowie, zwłaszcza ci główni. Chromia to jakby Geralt ale nie do końca. Nie widzę w niej aż takiego dupka, choć, prawda, zdarzają jej się chwile słabości, w których ujawnia się jej najciemniejsza strona. Miejscami byłem zaskoczony. Mówiłem w myślach „Cholera! Nie rób tego!” a ona jednak to robiła, robiła rzeczy z których przeciętny koleś nie byłby dumny ale też raz na jakiś czas robiła coś dobrego. Zazwyczaj jednak pracuje dla jedynego szefa jakiego posiada – siebie. To czego mi brakowało to szersze ukazanie jej innych rozterek – dotychczas Chromia zrobiła na mnie wrażenie… zmęczonej. Wydaje mi, że zebra mając tyle lat na karku i zewsząd spotykając się z pogardą, chciałaby po prostu odpocząć, znaleźć jakąś odskocznie od tego jak wygląda jej życie i podoba mi się to co stało się z ową odskocznią oraz to jak Chromia zareagowała. Wciąż jednak nurtuje mnie pytanie – skoro już niedługo wielki finał i odpłacenie za krzywdy to czy Chromia zastanawiała się co dalej? Jestem szalenie ciekaw tego motywu i tego co dzieje się z psychiką wiedźmy. Jej towarzyszę – bardzo ciekawa paczka indywiduów niekoniecznie sztampowych z własnym życiem, wyobraźnią, ambicjami i wadami. Są żywi, naturalni, mają wpływ na świat i główną bohaterkę. Jedni skutecznie pokazują że ten świat jednak nie jest zaludniony przez samych skurwysynów podczas gdy inni wręcz przeczą temu wrażeniu. Jeśli miałbym jakiś zarzut to taki, że złodupcowie wydają mi się odrobinę za słabo wykreowani – w pamięci zapadł mi jedynie Aloe i Spylline (Erynia również ale jej nie nazwałbym złodupcem). Reszta tak jakby „jest bo jest” i ośmielam się mieć nadzieję, że co poniektórzy zyskają nieco bardziej rozwiniętą charakterystykę. Jeśli już jesteśmy przy zarzutach to mam jeszcze jeden – wątki poboczne, znane z tego że są wątkami pobocznymi i niczym więcej. Ja wiem, ja doskonale wiem, że to narzędzi służące do kreowania świata i jako takie doskonale spełnia swoją rolę ale przez jego nadużycie „main quest” jakby schodzi na dalszy plan. Nie mówię żeby w ogóle zrezygnować z wątków pobocznych ale moim zdaniem przydałoby popracować nad ich „porcjowaniem”. Może postarać się by część z nich wnosiła do wątku głównego jakiś drobiazg? I, na miłość boską, nie każdy wątek musi się kończyć czyjąś śmiercią. Och, jeszcze jedno – nie lubię zbyt częstego skakania pomiędzy punktami widzenia . Moje zdanie, z którym nikt nie musi się liczyć, jeśli nie chce. Tak więc, co powiedzieć na koniec? Wiedźma jest opowiadaniem świetnym. Czyta się je szybko, przyjemnie i z rosnącą ochotą na więcej. Nie brakuje nawiązań do oryginalnego Wieśka ale jednocześnie jest też mrowie autorskich pomysłów. Są sceny radosne i smutne. Jest mrok świata i pojedyncze światełka w tunelu. Opowiadanie jest, najprościej mówiąc, bardzo dobrym kawałkiem fantasy i zasługuje na uwagę każdego kto lubuje się w tego typu historiach.
    3 points
  6. Pierwsza sprawa – niby powinienem tutaj teraz pogadankę urządzić, jak to nie powinno się pisać na czas, tylko dla siebie, dla ogólnej jakości, wszystko posprawdzać, takie tam… Ale z drugiej strony szczerze zazdroszczę autorowi, że potrafi od tak, pstryknąć palcami i uwinąć się w godzinkę z ośmioma stronami Mówię to z perspektywy osoby, która naprawdę bardzo by chciała wreszcie zrealizować jakiś swój nowy pomysł, ale kiedy zasiada przed monitorem, to może nawet pół dnia minąć, a elektroniczna kartka pusta, albo tylko do połowy zapisana ;P Druga sprawa – nie żebym był jakimś znawcą, czy kimś w tym rodzaju, ale po zapoznaniu się z tytułem, stwierdzam, że to [slice of Life], nawet ze znakiem zapytania, jest chybione. Moim zdaniem, zdecydowanie bardziej pasowałby tutaj tag [Adventure], niekoniecznie z zapytajką. Co do reszty, [Random] jest tutaj jak najbardziej obecny, aspekty komediowe również. Zatem, plan został zrealizowany w ok. 70%, powiedziałbym A przechodząc do rzeczy, jest pewne pojęcie, które pojawiło mi się w głowie natychmiast po tym jak zakończyłem czytanie. Old School Poważnie, nagle wróciły do mnie takie klasyczne tytuły autora jak „Alone in the Forest”, „Cena kilometra”, „Gra”, cały ten klimat (mimo różnej tematyki i tagów!), nie tylko samych opowiadań, ale nawet minionych edycji konkursów literackich, czy ogólnie, szeroko pojmowanych początków. Bardzo miłe wrażenie, może nie graniczące z dosłowną nostalgią, ale wprawiające w zdrową atmosferę wspominek, co tylko pomaga w zapamiętaniu owej historyjki. No właśnie. Jej nieduże gabaryty, prostota w skonstruowanej fabule, a także ograniczona ilość postaci przy jednocześnie dosyć symbolicznym wytłumaczeniu okoliczności w jakich się spotkały, wszystko to sprawia, że „Kto się czubi…” śledzi się mniej więcej tak, jak króciutki, prześmiewczy short osadzony w realiach doskonale znanego nam serialu. Ale oceniając dziełko ściślej, podoba mi się prowadzenie akcji, dobór lokacji oraz ich opisanie. Nie są to zbyt długie opisy, ale wystarczają w zupełności, by nie mieć wrażenia „akapitowego ubóstwa”. Jednocześnie, nie ma tu zbyt wielkiego pola aby się rozpisać – ot, kolejny dzień w przestworzach przerwany zostaje kraksą, w wyniku której potłuczona Rainbow trafia do lasu, gdzie usiłuje uwolnić się od natrętnego Discorda, co w końcu jej się udaje… Z dosyć niespodziewanym skutkiem. No i w tym miejscu trafiamy na aspekt komediowy, gdyż kolejne dialogi, jednorazowe przebicie czwartej ściany czy ogólna otoczka towarzysząca staraniom Discorda to coś, przy czym można się uśmiechnąć, nierzadko z pokręceniem głowy, głównie za sprawą upartej tęczogrzywy. Jest tu wiele scenek, które zostały opisane w taki sposób, że możemy łatwo wyobrazić sobie coś takiego, rozgrywającego się naprawdę w serialu, ale mamy również kilka sytuacji, które zdecydowanie przekreślają tak rozumianą autentyczność i myślę, że każdy po zapoznaniu się z tekstem będzie wiedział co mam na myśli Co do klimatu, który moim zdaniem jest tutaj obecny, choć nie wydaje się aż tak wyrazisty i wylewający się z ekranu, za główne jego materiały składowe uznałbym takie drobnostki jak zmieniająca się pogoda, zmieniające się formy Discorda, przeskoki między lokacjami, przy jednocześnie ciągle tak samo upartej Rainbow i jej ciągle cudującego towarzysza. Co do samego zakończenia natomiast, zgoda, że było nieco niespodziewane. Jednakże, widzę tutaj pewną dwuznaczność. Czy te wszystkie akcje a Discordem, wędrówka po lesie, jaskinia, czy to wydarzyło się naprawdę, czy też może był to sen, a Rainbow po prostu ocknęła się w mało stosownym momencie? Czy też może wszystko było prawdziwe, tylko Pan Chaosu tak z kaprysu ją odteleportował? Pewno to drugie. Niemniej, niezależnie od tego, czy autor myślał w ten sposób, czy też wyszło mu to przypadkiem, jest to ciekawy zabieg, w sam raz na zakończenie, w sam raz na realizację opisanych tagami założeń Ogólnie, jak na krótki, niezobowiązujący przerywnik, opowiadanie sprawdza się bardzo dobrze. Nie jest to nic wielkiego, ot, lekka lekturka, stworzona celem niesienia rozrywki, dobrze spełniająca swą misję, a przy tym wskrzeszająca wspomnienia o poprzednich tytułach autora, co ja oczywiście pochwalam. Tempo akcji na przestrzeni kolejnych perypetii jest utrzymane bez większych amplitud, czuć styl autora, a także przyjemny i lekki klimat, a to wszystko zwieńczone niespodziewanym, skokowym ucięciem historii. Ale skoro miało być randomowo, toteż nie widzę przeciwskazań, by i przy tym aspekcie nie postawić plusika. Reasumując, proste, lekkie, fajne i przyjemne. Na wieczór po kolejnym wyczerpującym dniu, jak znalazł. Dobrze smakuje również poranną z kawą i kanapką. Pozdrawiam! PS: Oczywiście popieram przedmówcę, czekamy na więcej
    3 points
  7. A wy piżame uważacie za dziwną, choć nosi się ją tylko w własnej chaupie Każdy nosi się, jak chce. Nic nikomu do tego
    2 points
  8. Od Ponymeetu miną już jeden dzień . Chciałbym podziękować: - Spidiemu za wiedzówkę i przybycie ze swoim Spidimarketem. - Naszym Prelegentom ,a w szczególność BronySWAG-owi (TowelSWAG) za dodatkową pomoc w ogarnięciu sal. - Naszym Partnerom zarówno medialnym jak i Polskiej Lidze MLP CCG za ufundowanie kart, mam nadzieje że nasza karcianka dobrze się przyjmie ponieważ zainteresowanie było spore. - Stowarzyszeniu Warszawa Bronies za pomoc w organizacji Ponymeetu. Bez nich Ponymeet prawdopodobnie by się nie odbył. Mam również nadzieje że jeszcze nie raz będzie okazja do współpracy. - I przede wszystkim uczestnikom za przybycie .
    2 points
  9. Proszę państwa, oto najlepszy argument za wprowadzeniem downvote'ów na forume.
    2 points
  10. Było całkiem fajnie tylko trochę mało osób
    2 points
  11. Meet był naprawdę spoko. Spokojnie można było posłuchać prelekcji, pogadać, pośmiać się i pograć . Szkoda tylko, że nie miałem możliwości zostania na afterze :|. Tak jak ja to mówię: Fajnie było i szkoda, że się skończyło.
    2 points
  12. Potwierdzę, że było bardzo fajnie. Dużo przyłożyło się do tego w miarę dobre zorganizowanie jak i naprawdę mili ludzie. Nie mogę się doczekać kolejnego meeta
    2 points
  13. No to ja zawczasu proponuję na pięciolecie przywalić jakieś ogólne spotkanie/impreze/wypad/impreze, cokolwiek Zrzuta na tort!
    2 points
  14. Niedawno zacząłeś i nie wiesz co robić? Albo jak? To świetnie, wszak dobrze trafiłeś - w tym temacie postaramy się odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania. Każdy z MG ma możliwość wrzucenia swoich przemyśleń odnośnie wszystkiego, co związane z RPG - sposoby prowadzenia, oceny graczy, słowem, cokolwiek z tym związanego. Zatem śmiało - kto pyta nie błądzi.
    1 point
  15. Już wkrótce forum będą czekały bardzo duże zmiany pod wieloma względami: Aktualizacja silnika forum do IPS Community Suite 4. Jest to najnowsza wersja, podczas kiedy my aktualnie korzystamy z 3.4.x. Zmiany wprowadzone w niej są bardzo duże. Do tych najbardziej widocznych jest kompletnie odświeżony wygląd, lepsza optymalizacja (mniej mulenia ), możliwość cofnięcia ostrzeżenia zamiast jak jest aktualnie przyznawanie ujemnych warnów. Licznik postów został zmieniony na licznik aktywności, który zalicza również statusy, odpowiedzi do statusów, komentarze itp, itd. To są takie powierzchowne zmiany, ale zapewniam, że są one znaczące, dlatego tak długo nam idzie z tą zmianą silnika. Wszystko co zostało wykonane tutaj musi zostać ponownie przepisane. Razem z IPS4 zostaje odświeżony kalendarz, który teraz przypomina bardziej coś co mamy na Facebooku. Oprócz dodawania jakiegoś meeta do kalendarza można też zadeklarować przyjście (albo prawdopodobne przyjście) na niego, wystawiać oceny wydarzenia, komentowania go itp. Dodatkowo twórca wydarzenia może pobrać do wydruku listę osób, które zadeklarowały przyjście. Lepsza organizacja? Chcielibyśmy z tego powodu bardziej wykorzystać kalendarz po aktualizacji aby był częściej używany niż jest to aktualnie. Chcemy całkowicie połączyć stary projekt Fanfiction z forum. Miałaby to być dodatkowa aplikacja do silnika, która pozwala na przeglądanie fanfików, czytanie ich, ocenianie/komentowanie ich, dodawanie kolejnych rozdziałów itp. Oprócz tego chciałbym by większą rolę tutaj sprawowali użytkownicy. Co to oznacza? Proste głosowanie, im więcej pozytywnych głosów uzyska fanfik tym bardziej będzie promowany niż te, które zostały ocenione negatywnie. Oczywiście to nie oznacza, że w takiej strukturze nie będzie żadnej moderacji, nadal będzie pilnować porządku (jednak wiele kwestii zostanie automatycznie określane), czy nie dochodzi do nadużyć z głosami itp. Po prostu chcielibyśmy wytworzyć taki złoty środek. No i nasz nieszczęsny Shoutbox. Shoutbox jak teraz zostaje podzielony na kanały, z tym, że po pierwsze będą do wyboru publiczne (tworzone przez adminów), oraz prywatne (ukryte, twórca kanału jest operatorem [op dalej], który zarządza nim jak moderator). Z publicznych zamiast dwóch (Główny i Offtopic) będzie ich wiele, oraz będą tematyczne (np. Ogólne, Kucyki, Gry, Polityka, Random, Whatever). Moderatorzy mają większą kontrolę nad /sb/, przez co mogą np. wymusić na kimś zmianę kanału na inny, bądź zablokować dostęp do jednego konkretnego. W przypadku kanałów prywatnych - op może do takiego przyznać nazwę, zapraszać, wyrzucać, blokować na nim, zmienić właściciela, dodać nowego opa itd. To jego miejsce i niech on nim zarządza jak tylko ma ochotę - on ustala zasady tam panujące w tym kanale (oczywiście pod warunkiem, że wszystko tam odbywa się zgodnie z prawem). Oprócz tego będzie możliwość oznaczenia wybranych kanałów jako ulubionych, dzięki czemu może widzieć stan każdego z nich (np. ile wpisów doszło od kiedy nie oglądał kanału) i działa wołanie (Wołanie to otrzymywanie powiadomień na pulpicie, albo powiadomienia push na Androidzie z informacją, że ktoś do ciebie pisze). To jest mniej prawdopodobne, ale jednak i tak napiszę, że możliwe, że pojawi się również mobilna apka na Androida. Będzie obsługiwać najważniejsze funkcje jakie posiada forum (tj. postowanie, shoutbox, fanfiki, kalendarz). 13 Sierpnia to 4 urodziny naszego nieszczęsnego forum (jak ten czas szybko leci...). Dlatego z tej okazji to wszystko chcielibyśmy wprowadzić właśnie tego dnia. Podoba się? Zapraszam do dyskusji i podawania ewentualnych propozycji.
    1 point
  16. To nie jest dziwna wiara, to zdrowy rozsądek. Powtarzanie sto razy wyuczonej modlitwy nie ma sensu, ale z drugiej strony Bóg to ktoś więcej niż przyjaciel. Jak nie masz nic mądrego do napisania, to lepiej nie pisz wcale.
    1 point
  17. Bajki w dzieciństwie to było coś. Ja mam na kasetach prawie wszystkie odcinki Muminków, nagrywanych z TVP 1. Niestety Budzika czy Jedyneczke oglądałem tylko wtedy jak byłem chory, bo szkoła zawsze była na 8:00 a tamte programy były o 9:00. Ale zawsze w sobotę na Polsacie od 6:00 do 8:00 były bajki zawsze. Aż nie wprowadzili próbnej wersji Polsat News.... Kiedyś było tak, że puszczali Pokemony od pon do piątku o 7:00 i można było iść potem do szkoły. Jednak Polsat jest wredny i przeniósł bajki na 7:30 i oglądać nie mogłem bo bym się spóźnił na lekcje. Oprócz Pokemonów puszczali też Beyblade oraz B-daman. A co sobote i niedziele - Hugo. Tyle nerwów i frajdy przy tym show. Szkoda, że już tego nie ma. Ja chyba dotrwałem do końca wydawania magazynu i samej marki. Nawet dwa razy coś wygrałem. Niestety upadło i do dzisiaj nie wiem jak. Bankructwo czy co?
    1 point
  18. Kilka uwag z mojej strony: Podobał mi się sposób, w jaki budujesz atmosferę ekskluzywnego balu: dialogi, rekwizyty (gorsety, koafiury), sugestia relacji między arystokracją a plebsem, wstawki po czesku (nie wiem, skąd czeski w Equestrii, ale bez wątpienia oddaje kosmopolityczną atmosferę takich przyjęć). Dobre jest również tempo, w jakim rozwija się akcja. Na początku opowiadanie zdobywa uwagę czytelnika informacją, że pewien kucyk znalazł się w miejscu, do którego wyraźnie nie pasuje, później przez trzy czwarte opowiadania niewiele się dzieje, ale mamy okazję pooddychać atmosferą imprezy dla elity i dopiero w ostatniej ćwiartce opowiadania akcja ponownie nabiera tempa, prowadząc do refleksyjnego zakończenia. W przypadku krótkich tekstów wolę takie prowadzenie narracji, niż opowiadania, gdzie w każdym akapicie coś wybucha, albo się wali. Co mi się nie podobało. Przede wszystkim brakuje wyraźnej puenty. Bohater nie zmienia się, nie doznaje oświecenia. Niczego nowego się nie dowiadujemy. Heartmender przyjechał do Canterlotu jako nieudolny podrywacz i wyjechał z Canterlotu jako nieudolny podrywacz... z postanowieniem, że jeszcze tu wróci i dalej będzie podejmował najpewniej nieudane próby podbijania serc arystokratek. Mi osobiście bardziej podobałoby się, gdyby bohater wyjeżdżając z miasta np.: doszedł do wniosku, że nie dla niego blichtr i powierzchowny urok salonowego towarzystwa i powinien poszukać szczęścia gdzie indziej. Ale to w końcu Twoje opowiadanie i Twoja fabuła, więc nie traktuj tego zbyt poważnie jako zarzutu. Druga sprawa: właściwie nie wiadomo, dlaczego to opowiadanie jest o kucykach. Równie dobrze akcja mogłaby rozgrywać się gdzieś w szesnastowiecznej europie - jedynymi odwołaniami do kanonu MLP są imię księżniczki Celestii i nazywanie postaci klaczami i ogierami; w dodatku mamy takie zdanie: "Klucznik spojrzał z niechęcią, zaś hrabina lekko rozchyliła usta". To była taka dobra okazja, żeby użyć słowa "pyszczek". Na zakończenie pozwoliłem sobie zabawić się w nauczyciela języka polskiego, który sprawdza wypracowanie. Oto, co znalazłem: - "Takie "grzechy" popełniał również, między innymi, Dą Żuan" - słowo "grzechy" mogłoby tutaj znaleźć się w cudzysłowie, gdyby narrator cytował kogoś, kto postępki Dą Żuana określił mianem grzechów. Z treści to jednak nie wynika, a używanie cudzysłowu do podkreślenia słów użytych w charakterze przenośni jest błędem. - "Czuł się jak bohater z okresu romantyzmu" - "okres romantyzmu" stylistycznie bardziej pasuje do podręcznika historii. Może jednak "czuł się jak bohater romantyczny"? -"ulegając bestii nazywanej potocznie hazardem" - hazard to nie jest potoczne określenie, to zupełnie normalne słowo. Błąd znaczeniowy -"Wybacz, proszę, mają nachalną wręcz skromność i ubogą kieszeń, acz dzisiaj nie pragnę rozbić banku ani stać się łupem bankierów." - zamiast "acz" podstaw tutaj "chociaż" (obydwa słowa znaczą to samo) i chyba sam zobaczysz, co nie gra. -"ale potrafił dać w pysk każdemu o niewydarzonej gębie, szpecącej słowem i czynem pod adresem tej, od której serce waliło szaleńczo" - tu jest kilka spraw. Po pierwsze, gęba może być niewyparzona, a nie niewydarzona (w takim kontekście przynajmniej). Po drugie, "szpecić słowem i czynem pod adresem" to zupełnie nie po polsku. Szpecić może coś (np.: plama z barszczu szpeci obrus). Coś można też oszpecić (np.: Ziutek oszpecił obrus, plamiąc go barszczem). Na pewno nie można szpecić pod adresem. W końcu po trzecie, serce może walić dla kogoś, do kogoś, z powodu kogoś, ale raczej nie od kogoś. -"Na wpół przytomny, na wpół zauroczony wkroczył na salony..." - idiom "wkroczyć na salony" nie oznacza "wejść do pomieszczenia pełniącego funkcję salonu". Twój bohater wkroczył na salony w momencie, w którym zaczął zadawać się z canterlocką elitą. W powyższym zdaniu on po prostu wkroczył do salonu. -"na wskutek odrodzenia" - literówka, ale podpowiem Ci, że "w skutek" jest lepsze, niż "na skutek". -"Wypytywał przy okazji o piękności zesłanej z nieba" - wypytywać można oczywiście o piękność zesłaną z nieba. -"gdzie trawa jest wiecznie zielona a klacze cieszą się podobną urodą" - czyli klacze są wiecznie zielone? -"zachęcał Eile-Mander, przenikając obok samotnika" - przenikać można jedynie przez kogoś, lub coś. To by było na tyle, dalej nie chciało mi się sprawdzać. Ogólnie nie zrażaj się tą litanią błędów, ostatecznie nie przeszkadzały aż tak bardzo w czytaniu (Internet mnie uodpornił), a opowiadanie jest całkiem spoko.
    1 point
  19. Najlepiej jest zmienić tryb edycji na Tryb BBCode(przełącznik w górnym lewym rogu paska edycji - http://puu.sh/jw7W8/65df8b76e9.png) i ręcznie wpisywać wszystkie kody.
    1 point
  20. Weźmy pod uwagę, że większość z nas niewiele pamięta co się działo w latach 90, no bo wtedy byliśmy brzdącami. 3/4 faktów z artykułu mogę potwierdzić - większość tych rzeczy przetrwała do 2005, kiedy dopiero zaczęto wprowadzać (na większą skalę) telefony komórkowe i komputery. Ja bym wziął korektę i dodał do tego artykułu lata 80, bo wiele osób w komentarzach na WP też podobnie opisuje swoje dzieciństwo. Ja sam bardzo lubiłem się bawić na dworze, boisku czy pójść ze swoim kolegą - sąsiadem pograć w kosza czy piłkę (chociaż byłem w tym marny). A przednie siedzenie w aucie - ciągła walka ze starszymi siostrami, a specjalne siedziska dla dzieci powodowały u mnie wstyd (no co, mając 10 lat byłem wystarczająco wysoki). No i nawet w tym początku XXI wieku jakoś nie miałem ochraniaczy i jeździłem z kolegą, na rowerze po mieście. W komentarzach internauci oceniają bardzo pozytywnie ten artykuł, więc pewne rzeczy z tamtych czasów już poszły w niepamięć albo ich po prostu nie zaznaliśmy.
    1 point
  21. Wszyscy macie rację. Owszem, wiele rzeczy które tam opisano to głupota (w sensie - są niebezpieczne), ale tak było. Absolutnie każde zdanie jest prawdziwe. Zgadzam się z tym, że było o wiele lepiej. Otyłość nie wynika ze zjadania słodyczy, a siedzenia na tyłku przed ekranem. Latem jadło się hurtowe ilości gum, lodów i innych słodyczy, a jakoś jestem szczupły. Sam nie wiem ile razy miałem pozdzierane dłonie czy kolana, ale żyję. Ręka do góry, kto bawił się w znachora przykładając do rany pogniecioną "babkę"? Wielokrotnie chodziło się na jabłka, a różne osiedlowe "gangi" miały swoje miejsca. No i ta adrenalina gdy uciekało się przed wkurzonym właścicielem. Swoją drogą młodzi ludzie byli inni. To co dziś wyrabiają nastolatki (małolaty w tramwaju, pamiętacie?) kiedyś było rzadkością. Robiły to tylko czubki, które albo miały trafić po przekroczeniu 18, albo już siedzą za kratkami. Część z nich, do dziś. A wiecie dlaczego? Bo za coś takiego można było dostać po gębie od rodziców - dosłownie. Nie było głaskania po główce. Dostałeś pałę? Dostawałeś po łbie. Dawało do myślenia. U mnie i wielu znajomych zrzucanie winy na nauczyciela nie działało. Dziś śmieszą mnie kary typu "szlaban na komputer, telefon, tablet". Ku mojemu przerażeniu, ludzie reagują tak, jakby rodzice chcieli im zabrać płuca. Ze swojego rocznika nie znam nikogo, kto "wlazłby rodzicom na głowę". Żeby było jasne - nad nikim się nie znęcano. Zasłużyłeś? Oberwałeś. Proste i skuteczne. Klaps nikogo nie zabił, a "karne jeżyki" i inne tego typu kary są skuteczne przez rok, max dwa. Przykładem jest mój chrześniak. Kiedyś bał się samego słowa "timeout" (mimo, że oznaczało to zamknięcie - nie, nie na klucz - w jego pokoju, dopóki się nie uspokoi), ale teraz gdy narozrabia sam sobie idzie, twierdząc "idę na timeout" xD W tym miejscu pozdrawiam "Panią Nianię" z TVNu. Obecnie plac zabaw zarasta trawą, co kiedyś było niemożliwe. I nie dlatego, że mamy niż demograficzny. Owszem, jest mniej dzieci, ale nie oznacza to, że nie ma ich wcale. Po prostu siedzą w domach i zamiast grać w nogę na podwórku, grają w FIFę (sam nie wiem kiedy ostatni raz wybito komuś szybę na parterze, co dla nas zdarzyło się kilka razy. Raz piłka wpadła przez otwarte okno do kuchni xD ) Żałuję, że teraz jest inaczej. I nie dlatego, że patrzę na to wszystko przez "pryzmat sentymentu". Po prostu było lepiej. Racja. Problem w tym, że dzisiaj bardzo częstym i ostatecznym argumentem jest nóż.
    1 point
  22. Z tą ignorancją chodziło mi o porównywanie do dzisiejszych czasów, tego co wcale tak dawno nie było. Ogółem miałem na myśli to, że wcale tak bardzo się nasze czasy nie różnią (patrząc na to, co jest wypisane w tym artykule). No i co do pasów... Naprawdę uznajesz to za zaletę? Rozumiem, że nostalgia do dużych fiatów, tico, polonezów, czy czym tam jeździliście, ale nie zaleta. Nikt jakoś nie chwali budowy wieżowców w XX wieku za fakt, że zginęło wiele ludzi. No dobra, może przykład z tyłka... Ale wiadomo o co chodzi.
    1 point
  23. Ciekawe skąd te wnioski, skoro nie znasz tych czasów ? No są wyjątki, ale ile ich jest, z 5...? Kiedyś były całe watahy... W tamtych czasach nie było takiego wymogu i tego typu akcji... No nie u wszystkich, wystarczy spojrzeć na różne fora, gdzie wielu woli słuchać rad obcych z internetu, niż samemu się dogadać w realu. Serio? Nie znasz tych czasów, a oceniasz je... Pewnie z obserwacji... Sam to mogę zaobserwować, choćby od moich znajomych, którzy mają już dzieciaki i sami twierdzą, że obecnie wywalić je na plac zabaw, to jest katorga, bo komputer.
    1 point
  24. Kwadratowe nawiasy masz zaznaczone na kolorowo, spróbój z edytować w trybie mobilnym i usunąć [ color=rgb(102,102,0)] i [ /color]. To powinno załatwić sprawę. A co do obrazka, bardzo ładny, Butelka trochę się przechyla, ale to się czepiam . Kopytka ułożone są trochę nienaturalnie według mnie.
    1 point
  25. Co by tutaj napisać, żeby zachęcić ale nie wazelinić… Pierwszy rozdział na pewno stanowi obietnicę opowiadania pełnego opisów. Strasznie spodobały mi się bogate szczegóły zamku, świata i rynku, choć na ich tle opisy postaci nieco kuleją. Co prawda, to dopiero początek ale jednak bohaterowie, którzy już się pojawili, nie pozostawili po sobie jakiegoś godnego zapamiętania wrażenia. Zabrakło mi pewnego charakterystycznego dla nich szczegółu, czegoś co pozwoliłoby ich od razu zapamiętać. Wszystko jednak przed tobą i masz jeszcze czas owy szczegół ukazać. Główna bohaterka to na razie jak najbardziej naturalna mieszkanka wielkiego miasta, część wielkiego społeczeństwa żyjąca sobie własnym życiem i spełniająca swoje wobec niego obowiązki. Przyznaję, zaskoczyło mnie to kim ona naprawdę jest i dostrzegam w tym kolosalny potencjał. Mam również nadzieje, że jej wplątanie się jakąś intrygę (bo coś takiego będzie na pewno, inaczej nie byłaby główną bohaterką) zostanie przedstawione ciekawie. Jak już mówiłem opisy to mocna strona opowiadania, jednak mam dwa zarzuty. Po pierwsze, bywają nierówne. Na przykład gdy bohaterka ucieka raczej nie powinieneś wstawiać statycznego opisu targowiska, na szczęście trwa to tylko chwilę i zaraz opis staje się bardziej dynamiczny przez przelewającą się falę zniszczenia. Po drugie, sprawiasz nieco wrażenie jakbyś nie mógł się zdecydować jaki to rodzaj fantasy - raz jest bajkowo, raz brudno jak w wiedźminie, a raz jak w grze o tron, koniecznie trzeba by popracować nad formą. Niewiele więcej jest w tej chwili do powiedzenia – dopiero tutaj rozwijasz skrzydła ale moim zdaniem idziesz w dobrym kierunku by stworzyć coś naprawdę fajnego. Widać, że się starasz i potrzebujesz tylko szczypty treningu i czasu. Tak więc, tym, którzy lubią fantastykę polecam mieć obserwować Szklane Niebo. Ja będę to robił z całą pewnością.
    1 point
  26. http://m.youtube.com/watch?v=9O-ZI0Kzttg Najprościej, zostanę ambasadorem Wysłane z mojego ST21i przy użyciu Tapatalka
    1 point
  27. O, to ty. Niestety nie udało ci się mnie sprowokować, czy coś w tym stylu, próbuj dalej, ale może załóż do tego osobny temat bo tutaj robisz offtop.
    1 point
  28. Um... Nie widzę nigdzie tagów obowiązkowych... Cóż, tym razem mamy do czynienia z krótką relacją z kolejnej Gali Grand Galopu, opowiadanej przez trzecioosobowego narratora, skupiającego się na śledzeniu konkretnej postaci, która zowie się Heartmender. Jak to wyszło? Na samym początku, czuję się nieco zmylony osobą narratora. Nie ulega wątpliwości, że jest wszechwiedzący, przygląda się wszystkiemu z perspektywy trzeciej osoby. Mam jednak wątpliwości, czy jest to postać pochodząca i relacjonująca "na żywo" z Equestrii, czy też zupełnie zwyczajny człowiek, Ziemianin, że tak się wyrażę, który po prostu opowiada nam o tym, co się dzieje w tymże „innym” świecie. Świadczyłoby o tym chociażby wspomnienie o „hiszpańskiej miłości”. Skąd narrator miałby w ogóle o niej wiedzieć, jeżeli pochodzi z Equestrii? Chyba raczej wziął się ze świata, gdzie taki kraj jak Hiszpania istnieje, czyli z naszego świata. A może po prostu za dużo myślę i szukam rzeczy tam, gdzie ich nie ma? Skupiając się na właściwej treści, akcja postępuje powoli, pomalutku, kiedy nadejdzie ich pora, w tle przewijają się również inne postacie, na przykład Eile-Mander, czy Lechebolt, będąca obiektem westchnień głównego bohatera. Oczywiście, znajdzie się jeszcze wiele innych bohaterów i bohaterek, odgrywających mniejszą lub większą rolę, mimo faktu, że pozostają na drugim planie. Niemniej, wszyscy bohaterowie wydają się być tacy sami i dosyć mało barwni. Zdaje się, że jedyną godną zapamiętania różnicą jest to, że większość gości wydaje się być stosownie ubrana, obeznana, pasują do wysokiej klasy wydarzenia, w którym uczestniczą, wiedzą jak się zachować, wydają się pewni, bawią się i spędzają czas. Jedynie Heartmender został opisany tak, jakby z innej choinki się urwał, wyraźnie odstaje, błąka się w tę i nazad, nie wiedząc do końca co tu robi. Poza tym, próżno szukać tu jakichś znaczących różnic w charakterach, co może wynikać z faktu, że opowiadanie jest zbyt krótkie, by rozwinąć portrety psychologiczne bohaterów. Aczkolwiek, oceniając całość po drugim czytaniu, czy aby na pewno autor w ogóle próbował? A może jego celem było zupełnie coś innego? Na przykład skupienie całej swej uwagi na wytwornej atmosferze, zabawach szlachty, czy szeroko pojmowanym dystyngowaniem, kontraście ogółu zgromadzonych gości w stosunku do głównego bohatera? To z kolei udało się bardzo dobrze. Jest tu wiele podniośle brzmiących imion, dużo słów-kluczy, szczegółów, szczególików, może nie tyle w sensie obszernych opisów, ale właśnie w sensie tego, o czym opowiadają. Plus garść wstawek z czeskiego, czy też takie smaczki jak tańce, hazard, wspominanie o wysokich i poważanych stanowiskach poszczególnych postaci, wszystko to buduje właściwy klimat, może nie wykwintności, ale z całą pewnością powagi. W ogóle, w trakcie czytania miałem wrażenie, że poszczególne akapity nie różnią się między sobą gabarytami, co daje wrażenie spójności. Wplecione tu i tam kwestie mówione z powodzeniem urozmaicają całość. Jeśli chodzi o budowę zdań i słownictwo, jest tu wszystko, do czego przyzwyczaił nas autor – charakterystyczny styl, słownictwo, regularność, ogólne wrażenie solidności, te sprawy. Generalnie, nie jest to nic spektakularnego, ale po prostu, zwyczajny kawałek życia, osadzony pośród dostojnych osobistości na Gali Grand Galopu, z domieszką romansu, zrealizowany w formie krótkiej, niezobowiązującej i lekkiej do dźwignięcia relacji. Dobre na przerywnik, czy jako przystawkę, przed porwaniem się na większy projekt autora, który wciąż jest rozwijany. I w tym miejscu chciałbym wspomnieć, że zamierzam w końcu dokładniej przyjrzeć się „Opowieściom Żałobnego Miasta”, trzymając się porządku chronologicznego, na bieżąco opisywać wrażenia co do poszczególnych opowiadań. Zerkałem do wątku, ciągle przybywają nowe fiki, toteż z całą pewnością czeka mnie mnóstwo czytania. Na razie miałem okazję zaznajomić się z tylko kilkoma tytułami, w ramach Konkursów Literackich. Niemniej, na razie poświęciłem nieco czasu „Być jak Dą Żuan”. Ogólnie, czytało się lekko i przyjemnie, choć to wciąż niezobowiązujący, krótki przerywnik. Dobre w ramach skosztowania [slice of Life], w wykonaniu autora, jako ukazania jego wizji Gali Grand Galopu. Plus, delikatna otoczka romansowa, prawie nie kłująca w oczy. Ogółem, zupełnie niezłe, krótkie, całkiem klimatyczne opowiadanko, na które ogólnie warto poświęcić kilka minut, choć nie jest to nic wielkiego. Taki prosty przerywnik. Nic więcej nie przychodzi mi do głowy. Pozdrawiam!
    1 point
  29. No i kolejny fik za mną. Jak moje wrażenia? Ogólnie, myślę, że będzie mi trudno się na temat „Kto się boi złego smoka” porządnie rozpisać, gdyż opowiadanko w gruncie rzeczy nie jest ani czymś nadzwyczajnym, ani przełomowym, nawet nie definiującym pewnych motywów na nowo. Ale! Czy to oznacza, że nie bawi ani trochę, nie wciąga, zaś lekturę kończymy przewracając oczami, wyszeptując ciche „aha”? Raczej nie. W moim przypadku, była to krótka i przyjemna, klasyczna można by rzec przygodówka, okraszona nawet miłym klimatem, z delikatną szczyptą zwyczajnego życia do smaku oraz dobrym tempem akcji, przy której spędzonego czasu nie żałuję ani trochę. Uprzednio napisałem, że „raczej nie”, ponieważ zdaję sobie sprawę, iż różne osoby inaczej podchodzą do pewnych znanych i po raz wtóry eksploatowanych motywów, wielokrotnie stosowanej konstrukcji zagadek, czy też przepisów na zwroty akcji. Mnie akurat nie rażą aż tak kolejne numerki przy sequelach, czy to w przypadku filmów czy gier i podobnie, nie razi mnie po raz kolejny ta sama, bądź podobna metoda na „ukrycie” prawdziwych bohaterów, sytuacji, czy po prostu, wyjawienie co jest rzeczywistością i co się naprawdę stało. Wychodząc od tej drobnej charakterystyki samego siebie, „Kto się boi złego smoka” nie zaskoczyło mnie w ogóle (zakładając, że taki był cel autora). Bardzo szybko zidentyfikowałem postacie Shooting Star, Amazon Lily i Sapphire z członkiniami Ligii Znaczkowej, może nie za sprawą charakterów, czy analogii do szczepienia, ale za sprawą aż nazbyt dokładnych opisów wyglądu, głownie kolorów. W ogóle, sposób, w jaki zostało to napisane pozostawia w głowie pewne zmieszanie… To autor od początku chciał ukryć prawdziwe postacie, czy też może te oczywiste opisy popełnił celowo, chcąc w ten sposób zbudować klimat dziecięcej zabawy, innego postrzegania świata, czy po prostu tego, że dla młodej osoby „byle co” (mówiąc kolokwialnie) potrafi niekiedy być porywającą i zapierająca dech w piersiach przygodą? Idąc dalej, można dokładnie przewidzieć w którym miejscu i kiedy nastąpi przeskok do prawdziwego świata i ujawnienie po kolei co było czym, kto grał kogo, czym była Czara Życia, której to poszukiwały bohaterki. Ogólnie, wszystko dało się rozpracować. Ale mimo wszystko, przyjemnie się to czyta, z delikatnym uśmieszkiem na twarzy i wrażeniem, że to jest „całkiem fajne”. Opowiadanie trwa tylko osiem stron, ale z powodzeniem mnie wciągnęło, wprowadzając po kolei wydarzenia, przeciwników, nowe przygody, jednostajnym tempem zmierzając do zakończenia. I tutaj chciałbym wspomnieć, że ta szczypta zwyczajnego życia, serwowana na zakończenie i na otwarcie, była naprawdę miłą i dodającą smaku atrakcją. Z drugiej strony, może gdyby nie ten początek, to efekt zagadki byłby nieco silniejszy i może nawet udałoby się zaskoczyć… Choć na rzecz tego zabiegu ubyłoby nieco życiowego smaczku, więc ostatecznie to dobrze, że jest W ogóle, fakt, iż ten nieco inny, mniej przygodowy klimat udziela się wówczas, gdy występuje Rarity (dorosła klacz), sprawia, że teoria o świecie pełnym przygód i niebezpieczeństw w oczach maluchów, zaś świecie jak świecie w oczach dorosłych, nabiera na znaczeniu. Nie jestem w stanie określić, czy tak miało być, czy udało się to przypadkiem, ale tak czy inaczej, jest to dodatni punkt fika. Za kolejny plus, uznałbym język, dobór słów, czy ogólną konstrukcję opowiadania. Zdania są złożone w taki sposób, że w głowie czytelnika brzmią naprawdę dobrze, dźwięcznie wręcz. Znalazło się kilka słówek, które spotyka się raczej nieczęsto, plus naprawdę dobrze wyważone tempo akcji. Podobała mi się ta lekkość klimatu i zwyczajność, kreskówkowość, dzięki którym odnosi się wrażenie, iż mógłby to być scenariusz prawdziwego odcinka, albo chociaż jednej z jego scen. Lokacje można sobie łatwo wyobrazić, podobnie jak sylwetki trójki poszukiwaczek przygód, które aż nazbyt przychodzą na myśl Ligę znaczkową… Ale o tym już wspominałem. Dialogi dobrze dopełniają całości, nie starają się pokonać objętością opisów, ale po prostu, służą uatrakcyjnieniu treści, przybliżeniu sylwetek i charakterów postaci. I pod tym względem również jest dobrze. Powiem nawet, że kolejne akapity są napisane z pomysłem i z dbałością o słowa, zaś typowo przygodowy, acz klasyczny w tejże materii klimat są ujmujące na tyle, że moim zdaniem autor jest gotowy do popełnienia czegoś dłuższego, połączenia [Adventure] z [Fantasy] i/ lub [slice of Life]. Podsumowując, nie mamy do czynienia z niczym spektakularnym, nie mamy do czynienia z dziełem, które przełamuje znane konwekcje, ani z czymś co jakoś specjalnie szokuje, czy zaskakuje. Powiedziałbym, że mamy do czynienia ze spokojną, napisaną z pomysłem i okraszoną naprawdę ładnie zbudowanymi zdaniami i dialogami przygodówkę, która doskonale może posłużyć za przerywnik, ale nic więcej. Ogólnie, wrażenia pozostają pozytywne. Dla kogoś, kto mógłby się czuć nieco zmęczony nowościami, zwrotami akcji, czy innymi akrobacjami w dziedzinie żonglowania wątkami, a poszukiwałby czegoś zupełnie zwyczajnego, niedługiego i lekkiego, to „Kto się boi złego smoka” powinno być dobrym wyborem. A tak w ogóle, ciekawy tytuł i ładnie brzmiące imiona poszukiwaczek przygód. Ostatecznie, przyjemnie się czytało. Pozdrawiam i liczę na więcej
    1 point
  30. Może tobie łatwiej jest pisać bez polskich znaków, ale niektórym ciężko jest przeczytać taki tekst. Pozatym, polskie znaki są ważne: jest różnica między zrobieniem komuś łaski a laski (suchar nawet dwóch pomidorów nie wart :/). Z "xd" osobiście nie mam problemu, ale trochę tego nadużywasz. A to poprawić powinieneś, Biber pisałeś z wielkiej litery, więc Chopin też.
    1 point
  31. 1 point
  32. Kolejne pluszaki: Ostatni będzie mieć jeszcze coś na nodze ale dzisiaj jest za gorąco i zbyt duszno, mózg mi nie pracuje (plus to że wreszcie Wiedźmina 3 skończyłem... trochę mi to zajęło i teraz jak już kończyłem to jakoś skuteczniej od pracy odciągał, ale co ja teraz zrobie ze swoim życiem....).
    1 point
  33. Było bardzo fajnie. Meet był dobrze zorganizowany, szkoda tylko, że było nas nieco poniżej 30. Mimo, że było kameralnie to było bardzo fajnie, kupiłem 16 przypinek u Spidiego, spotkałem kilku znajomych z internetu, a nawet miałem okazję przez jakiś nieść flagę Tribrony Było fajnie i nie żałuję, że przejechałem taki kawał drogi.
    1 point
  34. Mam nowego arta z nią
    1 point
  35. Hoffman, dziękuję Ci za tak obszerny i rzeczowy komentarz. Nie spodziewałem się, że po takim czasie od zakończenia dane mi będzie przeczytać komentarz-recenzję. Niestety, mogę dać Ci za niego tylko jeden punkt repki, a należy się znacznie więcej, za czas przeznaczony na spisanie przemyśleń, oraz samą chęć tak szerokiego i konstruktywnego komentarza. Właśnie dla takich postów chce się pisać opowiadania Będzie trochę spoilerów w dalszej części posta. Cóż, postać Maksa została stworzona na podstawie mojego charakteru. Jasnym zatem jest, że niekoniecznie da się go polubić. Ot, po prostu osoba o takim a nie innym charakterze, jedni polubią, jedni znienawidzą. Niemniej starałem się prowadzić tę postać tak, by przypadła, chociaż w jakimś stopniu do gustu każdemu z czytelników. Natomiast Midnight. Zdaję sobie sprawę, że w całym tekście dostała nieco za mało czasu dla siebie. Pisząc miałem na uwadze pozwolenie jej bardziej się wykazać, ale zawsze wychodziło nieco inaczej, a nie chciałem pisać danego rozdziału po raz kolejny. Poza tym, jej pewna tajemniczość według mnie działała na korzyść tej postaci. Na początku nie byłem pewien jak tekst się przyjmie. Było to też pierwsze moje podejście do pisania z perspektywy trzeciej osoby. W kolejnych rozdziałach pisało mi się coraz lepiej i wygodniej, dlatego też pewnie wygląda tak jak wygląda. Rozkręciłem się nieco później a razem ze mną opowiadanie. Pomysły zmieniały się przez cały czas pisania. Wydaje mi się to dość naturalne, ponieważ podczas pisania wydarzenia naturalnie następują po sobie, nie będą wcześniej zaplanowanymi punktami. Jak było z pomysłem na czyściec, pozostawię bez odpowiedzi. Nie była. Nawet o tym wtedy nie pomyślałem. Słyszałem o wspomnianych przez Ciebie teoriach i animacjach, ale nie inspirowałem się nimi. Zdarzyło się przy poprzednich tekstach zebrać ochrzan za otwarte zakończenie pewnego tekstu o detektywie. Stąd decyzja o potwierdzeniu i zamknięciu wszystkiego raz a dobrze. Jako autora cieszy mnie, że znalazłeś dla siebie elementy które Ci się spodobały i że udało mi się je zrealizować na poziomie który sprawił, że dały radę się spodobać i poradzić sobie we współpracy z pozostałymi kawałkami tekstu. Starałem się stonować akcję, elementy życiowe, rozmyślania, humor i ten cięższy klimat, tak by razem stanowiły coś lekkostrawnego, oraz by wzajemnie się uzupełniały, tak jak w codziennym życiu, ale życiu po apokalipsie, gdzie należy cieszyć się z każdej drobnostki, ponieważ tylko to zostało naszym bohaterom. Oczywiście w tym świecie dałoby się opowiedzieć inne historie, wprowadzić inne postacie, wydarzenia, może prawa rządzące światem, ale cóż, dla mnie to uniwersum jest już zamknięte i uklepane. Skupię się teraz na elemencie który został zastosowany po raz pierwszy: kuce obok ludzi. Na tym postaram się oprzeć przyszłe teksty i w tę stronę pójdę z kolejnymi pomysłami i opowiadaniami. Cóż, to chyba tyle, jeszcze raz dziękuję, za tę obszerną recenzję i czas poświęcony na przeczytanie mojego tekstu oraz spisanie swoich przemyśleń. Do zobaczenia w innym temacie
    1 point
  36. Doprowadzam się do stanu wyższego postrzegania rzeczywistości używając rozmaitych mikstur. To już w sumie tradycja jest.
    1 point
  37. Co będzie, o czym Siper wspominał niejednokrotnie xd Powinny być w swoim czasie, najpierw niech Sip ogarnie najważniejsze rzeczy, a potem będzie estetyka xd Skajgałgan aka. leniwa buła
    1 point
  38. Witam Na imię mi Joachim. Jestem z okolic Poznania. Mam 19 lat i obecnie studiuję. Poniaczami interesuję się od jakiegoś miesiąca. Z postaci szczególnie lubię Fluttershy i Applejack. Poza MLP interesuję się też Historią i Sportem
    1 point
  39. I co dalej? Cytowanie selektywne opanowałeś do perfekcji, tak jak i wykrzywianie czyjejś wypowiedzi czy też negowanie wszystkiego skrajnymi przypadkami. Czyli już sam sobie udowodniłeś że gadka w stylu "Nic nie umiem" jest guzik warta. Nie wpadło ci do łba żeby zamiast naśladować pedofila, Hitlara czy innego idioty naśladować, bo ja wiem, kogoś wartościowego? Stary, na razie twoje wywody nie odbiegają od typowej rozmowy z dresiarzami... Czemu nie jesteś dobry? Bo wszyscy są źli. Ale ja nie pytam o innych tylko o ciebie. A co ja frajer jestem? Powiedziałem, a raczej napisałem ci kiedyś, że coś zgubiłeś. Powiedziałem tez że jeśli to znajdziesz to powitam cię jak przyjaciela. Ale okazuje się że byłem w błędzie. Ty tego nie zgubiłeś. Ty to ukryłeś. Głupie posunięcie. Inna sprawa. Słyszałem, że ktoś taki jak ty jest w stanie komuś pomóc. Trudno mi w to uwierzyć, ale kto wie czy to nie pęknięcie którego potrzebujesz. Jest osoba której możesz pomóc. Trochę beznadziejny przypadek bo porywa się z motyką na słońce ale mniejsza. To zasadniczo sprowadza się do dwóch rozwiązań. Albo uda ci się pomóc tej osobie co będzie równoznaczne ze zrozumieniem samego siebie. Albo ja skruszę te ściany które stawiasz. I uwierz mi zrobię to konsekwentnie i uparcie. Żadna z twoich wypowiedzi nie zostanie bez odpowiedzi. Tak długo jak będziesz znajdywał argumenty żeby leżeć ja będę znajdywał na nie kontry które udowodnią że gadasz bzdury. Mam Czas, mam Możliwości i mam Chęci. I nijak się z tego nie wykręcisz, wszak w świetle regulaminu jest to dozwolone. Nie trafiłem jeszcze na taki mur którego bym nie rozbił i gwarantuję, twój mur nie będzie moim nagrobkiem, jeno kamieniem milowym.
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...