Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 09/17/15 we wszystkich miejscach

  1. Garin, ić umrzyj, plz
    4 points
  2. Wczoraj bilet wstępu do Luksusowego Kurortu na Księżycu otrzymał Airlick. Dokładniej rzecz ujmując, dozbierał brakujące 2 punkty. Nie doszło by do tego, gdyby nie jego chamskie i prowokacyjne zachowanie w jednym z dość wrażliwych tematów, jakie można spotkać w "Wyżal się".
    4 points
  3. 3 points
  4. Yaay, nie jestem ostatnia. Czyli jednak nie jestem taką straszną suczą i ktoś mnie lubi
    2 points
  5. I tak by ci nie dał, czarnuchu
    2 points
  6. Powiem szczerze, że dość mocno przedstawiłaś swoje uczucia i życie. Myślałaś kiedyś o innych? Innych znaczy się, tych którym kiedyś pomogłaś. Nie zastanawiałaś się kiedyś, jak wiele szczęścia im sprawiłaś i ile mają z tego radości? Czasem... wystarczy na chwilę przystanąć i prześledzić te miłe i zabawne momenty w życiu i powiedzieć sobie: "Tak. Zrobiłam dobrze. To nie był zmarnowany czas. Uszczęśliwiłam kogoś". Czy poczułaś w sobie, że uradowałaś osobę i ty sama też czujesz się spełniona? Po tym co przedstawiłaś, uznałbym, że nie czujesz się spełniona oraz doceniona. I wiesz? Ja cię doceniam. Jesteś wspaniała. Udało ci się wyznać tak trudną dla ciebie sytuację. Nie każdy by tak umiał się rozpisać. Widać, że całe twoje przemyślenia były od serca i towarzyszyły przy tym jeszcze szczere emocje. Łatwe na pewno to nie było, Potrzebujesz ludzi, którzy by ci powiedzieli to samo co ja powyżej. Każdy ma swoją wartość. Każdy też upada, ale także się podnosi, bo ktoś zawsze pomoże i doradzi. Każdy się uczy, ale ma inne, odmienne zainteresowania. Każdy może być kimś niezwykłym. Zawsze znajdzie się osoba, która ci powie, że nie jesteś nieudacznikiem. Ponieważ każdy szuka tych, którzy rozumieją siebie nawzajem. A takie osoby będą ci zawsze wdzięczne i będą dziękować, że cię kiedykolwiek spotkały. Mówiłaś, że dokuczano tobie w podstawówce i w gimnazjum? Znam ten ból. Rany da się zagoić, ale pozostają po nich blizny. Okrutna prawda, Jednak czy chcesz te blizny pokazać? Po twoim monologu ja bym się nie zgodził, że jesteś osobą mało interesująco. Raz jeszcze pokazałaś swoją wartość - Odwagę, że chciałaś powiedzieć to nam, na forum. Większość ludzi z podobnymi problemami by się nie odważyli na to. I nie, nie interesuję się tobą, gdyż teraz lamentujesz. Ja też doznałem dość poważnych problemów w postaci utraty przyjaciół. I przeżycia po tym były równie nie miłe. Mnie czasem dopada ból w postaci: Dlaczego żyjemy? Jak to możliwe, że istniejemy? Że istnieje wszechświat? Że kiedyś umrę? Dopada mnie wtedy taki dół egzystencjalny, że się bardzo boję. Jak sobie z tym radzę? Nie myślę. A jak myślę to się pocieszam faktem, że moje życie nie idzie na marne. Mam pełno ludzi, których mogę rozweselić na różne sposoby, pomagając im lub doradzając w ich problemach. I znowu, mówię sobie, że nie poszło to wszystko na marne i mam banana na twarzy. Nic nie jest lepszego, jak uszczęśliwić kogoś i zobaczyć jego uśmiech. Bezcenne. Samobójstwo? Forum oraz bliscy byliby przepełnieni smutkiem. Ja bym się rozpłakał, gdyż po twojej wypowiedzi dobrze cię zapamiętam. Chciałabyś, aby inni poczuli ból oraz negatywne emocje? Może nie wiesz, ale są tacy, którzy ci powiedzą: Zależy mi na tobie! - twój chłopak, forumowicze, rodzice, brat, rodzina..... Ty potrafisz się podnieść. Mimo, że ta pustka nie ma dna, to nie czekaj, aż upadniesz. Nie wiesz co się tam znajduje, ale wiesz co się z tobą dzieje w tej przestrzeni. Wystarczy, że znasz problem oraz posłuchasz swego serca oraz dobrych ludzi. Walczysz tylko z samą sobą, a wszyscy chcą, abyś pokazała swoje dobre oblicze. Dziewczynę, która mimo wszystko brnie naprzód z kimś, kto też cię rozumie. I razem walczycie z przeciwnościami. To jest to "dobre oblicze", czyli te które pokazuje, że nie jesteś bezradna, czy słaba. Pomyśl o wszystkich dobrych momentach związku, życia, bo one udowadniają, że nie jesteś złą czy mało istotną osobą. Czy warto rozpamiętywać te złe momenty? One tylko pogłębiają złe emocje. Gdybym cię spotkał to dałbym ci huga , muffine oraz naszkicował portret, aby uradować tak wytrwałą osobę. Aż mi zamydliły się oczy jak czytałem i teraz pisałem. Podziw oraz pamiętaj, że jesteś wyjątkowa dla wielu ludzi.
    2 points
  7. Gdy tylko ułoży mi się plan (zajęcia, dojazdy etc.), planuję znaleźć dobry gabinet i pójść choćby prywatnie. Ledwie dawałam radę przed maturą, więc na studiach - sama, w obcym mieście, z dala od domu... tym bardziej nie pociągnę. Dzięki za wsparcie.
    2 points
  8. Poprosiłbym o źródło, jeśli możesz.
    2 points
  9. Zamiast Spodermana, powinniście dawać Deadpoola:
    2 points
  10. No i nie rozwinął, smut. :|
    2 points
  11. O matulu. CHCĘ TAKIE BIURKO I POKOIK NA PODDASZU! TERAZ!
    2 points
  12. Czy naprawdę populary post, czyli taki, który ma powyżej 10 reputek musi walić po oczach czerwonym kolorem? http://i.imgur.com/rxcbQ5D.png na jasnym stylu jest to tylko wyróżnienie przy pomocy tej gwiazdki w prawym górnym rogu posta, bez zmiany koloru
    2 points
  13. Temat "Wyżal się" i ani jednego posta od forumowej jęczydupy? Hohoho, czas to zmienić. Podziękujcie Decadedowi, to on mnie tu nakierował swoim postem w Pręgierzu. Więc tak. Jestem małą, rozwydrzoną pizdą, która nie ma absolutnie prawa cierpieć, a jednak robi z siebie przysłowiową męczennicę i obnosi się ze swoimi "problemami" i szeroko pojętym bólem wszystkiego, usiłując w ten sposób wyżebrać od ludzi trochę współczucia. I atencji, nie zapominajmy o atencji. Atencja ponad wszystko. Nie mam prawa narzekać. Stać mnie na studia 250 km od domu, w tym na wynajęcie stancji. Moja rodzina jest w porządku - nikt nie pije, nie ma przemocy ani znęcania się, rodzice starają się wspierać mnie i mojego brata. Ojciec ma stabilną, dobrze płatną pracę. Żyjemy na dość wysokim (jak na polskie standardy) poziomie. Nie jestem przewlekle chora, liceum skończyłam ze średnią 5,09, maturę zdałam na tyle dobrze, żeby dostać się na weterynarię w Poznaniu. Ludzie uparcie twierdzą, że mam talent do rysunku i pisania. Niedawno minął rok, odkąd jestem w związku, a mój (nieco starszy) chłopak nie może ode mnie oczu oderwać. I wiecie co? Od końca szkoły podstawowej spadam w wielką, zimną otchłań. Z roku na rok tracę siły, chęci, nadzieję. Patrzę w przyszłość i nie widzę tam nic - żadnych celów, żadnych perspektyw. Wybrałam kierunek, który jako tako wpisuje się w moje zainteresowania - ale niekoniecznie jest tym, co chcę robić w życiu. Czuję się niepotrzebna, bezwartościowa. W tej chwili usiłuję nie zapłakać klawiatury laptopa. Takie ze mnie emocjonalne chuchro, że z byle powodu - a czasami wręcz i bez powodu - płaczę jak bóbr. Często i obficie, zwłaszcza w nocy. Są dni, kiedy funkcjonuję w miarę normalnie - uśmiecham się, pomagam w domu, szukam sposobów na to, żeby być przydatną, snuję jakieś plany, rozwijam pasje. A potem przychodzi dół. I kiedy mówię: dół, mam na myśli chwilę, gdy wszystkie pozytywne emocje, całe to szczęście, cała radość... po prostu gasną. Znikają bez śladu. Zostaję wtedy całkiem sama ze wszystkimi moimi lękami, z narastającą od lat frustracją, gniewem, poczuciem beznadziei, z zimną, paraliżującą rozpaczą. Nic wtedy nie pomaga, ani czekolada, ani małe ilości alkoholu, ani ziołowe tabletki czy krople na uspokojenie. Mogę tylko czekać, aż ten stan minie (co trwa z reguły dwie, trzy godziny, czasem dłużej), albo spróbować zasnąć - co nie zawsze działa, bo równie dobrze mogę przeleżeć całą noc bez snu, z głową na mokrej od łez poduszce. Są dni, kiedy jestem przybita od samego początku - apatyczna, przygnębiona, niesamowicie drażliwa. I tu nic nie pomaga. Muszę taki stan przeczekać, licząc na to, że wieczorem mój nastrój się poprawi. Czasami się poprawia - i to uczucie... Ciężko to opisać. Słowo "euforia" jest tu zbyt... przesadne, przekazuje zbyt duży ładunek emocji. Na pewno nie jest to epizod maniakalny - to zwyczajny napływ szczęścia po całym dniu rozpaczy. Myśli samobójcze. Częste, o różnym nasileniu - od zwykłego uczucia wewnętrznej pustki i bezużyteczności, bezcelowości istnienia, po nieprzyjemnie konkretne plany. Czasami powstrzymuje mnie poczucie obowiązku i więź z bliskimi mi ludźmi. Czasami wszystko to blednie i staje się nieistotne, pojawia się coś, co nazywam wrażeniem ciężaru - sprawiam tak dużo kłopotów, że moje odejście będzie na dłuższą metę lepszym wyborem. Wtedy jedyną rzeczą trzymającą mnie przy życiu jest ten prymitywny, podświadomy lęk przed bólem. Ostatnia bariera, która chroni mnie przed dnem. Przecież od dna można się odbić, prawda? Ilekroć słyszę taką uwagę, świerzbią mnie pięści. Nie jestem agresywna i wyrządzenie komuś (choćby niewielkiej) fizycznej krzywdy będę zapewne rozpamiętywać przez ileś tygodni, ale kiedy ktoś stwierdza, że "od dna można się odbić" albo "weź się w garść i tyle"... tudzież "przesadzasz" czy "inni mają dużo większe problemy i nie narzekają"... W takich chwilach narasta we mnie przemożna chęć, żeby strzelić delikwenta w twarz, aż się zatoczy i wykrzyczeć mu w twarz cały swój ból, strach, gniew, żal. Powiedzieć mu, jak to jest: obumierać od środka, każdego dnia podnosić się tylko po to, żeby upaść, cierpieć nie fizycznie, bólem, który można opisać i wskazać, a psychicznie, całym swoim jestestwem, świadomością, podświadomością i wszystkim pomiędzy. Spróbować wyrazić słowami: jakie to uczucie, patrzeć w zimną, czarną pustkę, zastanawiając się, jak długo będę jeszcze spadać, zanim sięgnę dna? Ile czeka na mnie cierpienia, zanim w końcu pęknę, zanim sięgnę po żyletkę, przedawkuję leki, skoczę z mostu? Właśnie schodzi druga paczka chusteczek. Cudze problemy? Wiem o nich dobrze. Zaznaczyłam przecież na wstępie, że nie mam prawa cierpieć... nie w sytuacji, gdy mieszkam kilka kilometrów od gminy z najwyższym w kraju odsetkiem ludzi pobierających zasiłki, gdy kończyłam liceum w mieście, w którym jeszcze pięć lat temu stopa bezrobocia wynosiła 30%, gdy znałam i wspierałam emocjonalnie ludzi z rodzin patologicznych, rozbitych, ubogich, ludzi chorych, porzuconych, samotnych. W tej chwili zastanawiam się, czy jestem dobrą dziewczyną dla Wilka. Czy wspieram dostatecznie mojego rozbitego psychicznie faceta. Zgadnijcie, kuźwa, do jakich dochodzę wniosków. Czasami słyszę, że powinnam się poruszać - wyjść na dwór, pobiegać, posiedzieć na słońcu... Albo zrobić sobie badania na tarczycę. Lub zmienić dietę na zdrową. Nie mam już siły tłumaczyć, że ruch (tak jak i rozwijanie szeroko pojętych pasji) generuje u mnie raczej frustrację, niż radość. Ani że nie mam siły się ruszać - nie w sensie fizycznym, bo chociaż moja kondycja jest tragiczna (zdarzało mi się dostawać mroczków przed oczami po dwóch godzinach WFu), to mogę popedałować na rowerze, nosić wiadra z wodą czy ciągać obcięte gałęzie. Nie mam siły w sensie psychicznym - nie mam motywacji, nie czerpię z tego przyjemności, nie widzę w tym sensu. I nie, "branie się w garść" tu nie pomoże. Gdy dopadnie mnie apatia, to choćbym nie wiem jak chciała coś zrobić - nie ruszę się nawet o centymetr. I gwoli ścisłości - nie stołuję się w fast-foodach co drugi dzień, nie zapycham się tłuszczem, jem owoce i warzywa, jedyne, co mogę zmienić to sypać mniej cukru do herbaty i nie żreć tyle czekolady. I tak mam grubą dupę. Trzeciej paczki chusteczek nie mam. Na szczęście koszulka jest bawełniana, chłonna (i trochę już wilgotna na dekolcie). Czy rozmawiałam o tym wszystkim z innymi? W trzeciej gimnazjum chodziłam przez pół roku do psychologa ("stany depresyjne"), nie pomogło. W szkole trzymałam się na uboczu i unikałam kontaktów - z interakcjami społecznymi radzę sobie źle, dopada mnie okrutny stres i najczęściej wychodzę na osobę raczej... mało interesującą. Zresztą po sześciu latach nękania w podstawówce i gimnazjum nauczyłam się cynizmu i niechęci do ludzi. Rodzinie wolę nie mówić - starczy, że jedno dziecko zrezygnowało ze studiów i chodzi na terapię zajęciową. Parę razy rozmawiałam z Siperem (i za każdą z tych rozmów serdecznie mu dziękuję). Jeśli chodzi o Wilczka... nasz związek można podsumować tak: " - Wilczeek, jestem do niczego. - Nie, kochanie, nie jesteś. Ja jestem. - Nieprawda, nie jesteś, ja jestem. - Chcesz pogadać o głupotach? - To było pytanie retoryczne, prawda?". Jedno i drugie jest zdrowo przybite, jedno i drugie zachęca się nawzajem do wizyty u psychologa. Jedziemy na tym samym wózku i walczymy ze sobą o emocjonalny bagaż tego drugiego. tl;dr - Milfin jak zwykle jęczy, marudzi i pierdzieli od rzeczy. Carry on, soldier.
    2 points
  14. Naprawdę musi A tak już całkiem serio, to bardziej mnie irytuje w ciemnym stylu nieczytelny tekst w spoilerach
    2 points
  15. A no dostał właśnie za to. Wybaczcie, zapomniałem uzupełnić. Zrobię to zaraz po powrocie do domu.
    2 points
  16. Toż to prawie pytanie egzystencjonalne jest. To tak, jakby pytać się rodzica, które dziecko woli. Albo kociarza o ulubionego ze swoich futrzaków. Ale podejmę wyzwanie i spróbuję odpowiedzieć na to pytanie. (Nie czuję, kiedy rymuję). Jak ktoś wyżej napisał, kawa kawie i herbata herbacie nie równa. Jestem leniem, więc, w przypadku obu napoi, moim ulubionym jest ten, który ktoś dla mnie zrobił. Herbaty mają jeden wielki puls, są smakowe. Choć najbardziej lubię czarną, nie pogardę taką o smaku wiśni, ciasteczka, śliwki, czy co tam jeszcze zostało wymyślne.
    2 points
  17. Odkładanie kasy jest jak zatwardzenie - trzeba nieźle "spiąć poślady", żeby coś wyszło. Ale warto się pomęczyć
    2 points
  18. Kolejna porcja pluszaków:
    2 points
  19. Prosta zabawa. Każdy chyba słyszał kawały/suchary o Chucku Norrisie. Jako że Rainbow Dash jest najbardziej czadowym kucykiem w całej Equestrii, proponuję powymyślać żarty na jej temat. Ja zacznę: Rainbow Dash jest tak szybka, że dźwięk płacze kiedy ma się z nią ścigać.
    1 point
  20. Arłuk nie dostał przypadkiem bana za to, że mnie zgłosił kiedy sam trollował? xD
    1 point
  21. Jak pręgierz uzupenio to się dowiecie
    1 point
  22. też mówię, że przydałoby się teraz pręgierz uzupełnić
    1 point
  23. Właśnie... trudno zdecydować. Za dnia lubię się napić herbatki, do obiadu, jak zapraszam kogoś z rodziny, jak spędzam samotny wieczór z kotem przy komedii romantycznej. To herbata only. Ale w pracy gdzie zdarza mi się czasami nie spać dzień lub dwa, w kawiarnii, na spotkaniu biznesowym, na wyjeździe lub po prostu dla odmiany- kawa jest niezastąpiona. Nie wybiorę co lepsze bo po prostu dla mnie to niewykonalne. Lubie smak kawy i herbaty ale pije zależnie od okazji.
    1 point
  24. Oba napoje dobre, jednak kawa podnosi ciśnienie, więc dla mnie jest niezbyt wskazana. Więc wybieram herbatę.
    1 point
  25. Wydaje mi się, że wolę herbatę. Kawa żeby mi smakowała musi być z mlekiem i cukrem i najlepiej jakby to było coś w stylu cappuchino. Natomiast herbatę wypiję każdą i w każdej formie (no może poza przesadnie mocną) więc to chyba mówi samo za siebie. Oczywiście mam swoje ulubione herbaty. Zazwyczaj smakowe i czerwona herbata.
    1 point
  26. Straszny Film 1 jest śmieszny
    1 point
  27. Linkin Park nie jest zły. Zacząłem słuchać ich pod koniec podbazy i się za mną ciągnie.
    1 point
  28. Czarna, mocna herbata, oczywiście bez cukru. Piję ją prawie cały czas, kiedy jestem w domu ( teraz też). Kawę piję raz dziennie, bez mleka i niesłodzoną.
    1 point
  29. Kurde bele, Schabina mi wysyła gore na pejsbuki: http://prntscr.com/8h4ylv
    1 point
  30. Study Dash podbija serca, z tego co widzę! Baymax nie jest futerkowy, bo w sumie, do gumowego robota średnio pasowało futerko. Tu akurat lepiej polar się prezentował. Ale w kwestii futerkowych jegomościów, zapomniałem wrzucić mojej armii! Więcej niż jedno zwierze, haha. Masowo produkuję alpaki sobie ostatnio, tak z nudów.
    1 point
  31. Jasne że herbata. Czarna. Bardzo czarna. Najlepsza jest taka, którą ludzie przez kolor mylą ze słabą kawą :D. Co do marki nie jestem wybredny, lipton czy tetley intense wystarczy. Kawy nie lubię.
    1 point
  32. Ja tam zawsze wolałem herbatę
    1 point
  33. Kawę piję, sporadycznie. Po prostu nie smakuje mi to. Nescafe sensazione creme z dużą ilością mleka to już nie kawa Jak napisano wyżej, herbata herbacie nierówna więc gdybym miał wybierać między zieloną a czarną kawą to sory bardzo... Wolę kawę (do zielonej mam uraz ) Ale mięty albo meliski u mnie chyba nic nie przebije
    1 point
  34. 1 point
  35. FUKS WALCZĄCY BTW, DZISIAJ KACPER aka JARWIN aka @Irvan aka KRETYŃSKI SZEŚCIAN OBCHODZI 21 URODZINY USCHNIJ W KOŃCU
    1 point
  36. Wiem, że nikt tu nie zagląda, ale poczyniłem jednego OCka i jedną RD ostatnio, z kucykowych prac. A poza tym ostatnio staram się szyć z czegokolwiek innego niż ten nieszczęsny polar, jeśli mam dostęp. No chyba, że polar pasuje akurat do zabawki. Ale kuce są fajniejsze jak są bardziej przyjemne. Ocek, komisz. Rainbow Dash (a może Study Dash?), też komisz. I niekucykowo. Baymax z Wielkiej Szóstki
    1 point
  37. Serena, zdradzę Ci sekret. Faceci to jest takie cholerstwo, że kiedy masz ich gdzieś pod względem szukania sobie partnera, to bandy przegrywów będą się dobijały do drzwi 24h/7. Dlatego olej to, bądź arogancką, wredną suczą skupioną tylko na sobie, a potem wyciągnij kałacha i strzelaj... A tak bardziej serio - niby czemu miałby dziękować za walentynkę? Ja już parę dostałam i w życiu za żadną nie podziękowałam. To raczej coś co drugą stronę stawia w dość niekomfortowej sytuacji.
    1 point
  38. Moim ulubionym fanfikiem był ,,Ace Combat: Wojna o Equestrię''. Zaintrygowała mnie wtedy nazwa, bo serię gier Ace Combat lubiłem jeszcze z czasów PSone i był to pierwszy tak długi fanfik jaki przeczytałem i z miejsca stał się moim ulubionym. A że poza tym głównie czytuję fanfiki komediowe to tu zdecydowanym liderem jest: ,,Pinkie Pie learns a new word'' Tego poziomu humoru już chyba nic nie przebije
    1 point
  39. "Koma" klawiatury Frey'a. Jest gdzieś tu na forum.
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...