Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 09/27/15 we wszystkich miejscach

  1. 4 points
  2. Idziesz razem z mamą na mszę???
    4 points
  3. Dajcie mi rebki rewena, zrobię z nich lepszy użytek.
    3 points
  4. W sumie zaraz zacznę się ogarniać na jutro Na dobry sen macie satelitę prosto z Watykanu
    3 points
  5. U mnie jest codziennie. https://www.youtube.com/watch?v=yHsRDebrw3c
    3 points
  6. Meet był bardzo dobrze zorganizowany. Trudności lokalowe, które zmusiły orgów do podzielenia imprezy na dwa budynki groziły katastrofą, szczególnie, że jeszcze tutaj takich przygód chyba nie było. Mimo to cały projekt zdecydowanie wypalił. Dawało to ciekawą możliwość całkowitego odseparowania miejsca akcji od miejsca późniejszego noclegu. Choć współczuję helperom konieczności sprzątania aż dwóch budynków zamiast jednego. Zatem duża organizacja była dobra. Z tej małej, to na XX liceum było ładne oznakowanie, chyba też nie zabrakło papieru w kiblu, za co plus. Jednak w katoliku z kolei sale chyba nie były oznaczone i ludzie pytali się, gdzie co jest. Akredyatcja zaczęła się nieco upiornie, ale chyba szybko się ogarnęła, skoro w ciągu godziny wessano wszystkich. Myślałem, że była jakaś obsuwa czasowa +30 minut, ale na drzwiach były inne godziny atrakcji, a na broszurkach inne. Świetny przewodnik - broszurka. Elegancka i miała dużo dobrych informacji. Choć szkoda, że nie było widać, co o której się zaczyna :PP Te linie były niewyraźne. Dramy związanej z porannym budzeniem nie widziałem, to się nie wypowiem. Jestem dumny, że do Trójmiasta przyjechało aż ponad 150 ludzi! To nie tylko rekord akademii, ale i dowówd, że jednak fandom rośnie w siłę. I organizacyjnie, i liczebnie. Z narzekania to atrakcje były jako ogół troszkę średnie. Za to niby nie odpowiadają bezpośrednio orgowie, ale równocześnie jak na dużego meeta zabrakło nieco atrakcji przewodniej, czegoś specjalnego. Było dużo zapychaczy, a i zlot forum, jak na niego dotarłem, nie był ani zlotem, ani forum, tylko pokazem 9gaga. Zatęm dziękuję Mateuszowi Rurarzowi za organizację tego ponymeeta!
    3 points
  7. Nareszcie mogę znowu być awatarem.
    3 points
  8. Część 1 http://www.dailymotion.com/video/x37vnbo_my-little-pony-equestria-girls-the-friendship-games-part-1-2_shortfilms Część 2 http://www.dailymotion.com/video/x37vqrq_my-little-pony-equestria-girls-the-friendship-games-part-2-2_shortfilms
    3 points
  9. Idą dzieci przez pole minowe, i machają rączkami na dwa kilometry.
    3 points
  10. Dawno ode mnie nic nie było, to będzie. Zobaczycie o czym to jest, nie zamierzam wam spoilować. PO PROSTU NOTKA: fik został poddany prowizorycznym oględzinom wstępnym, dlatego proszę autora nie zjadać, jeśli coś znajdziecie. Wystarczy po prostu skomentować odpowiednio, macie takie prawa. :3
    2 points
  11. Jak nie za długie, to rzuć. Może będę brzozą dla Twojego artystycznego Tupolewa
    2 points
  12. A JEDNAK KTOŚ ŚMIAŁ WE MNIE WĄTPIĆ?!
    2 points
  13. 2 points
  14. Z TEGO DO TEGO Reddit eu4 zawsze spoko. PO CO KOMU HISTORIA
    2 points
  15. ŻYCIE Życie jest tylko przechodnim półcieniem, Nędznym aktorem, który swą rolę Przez parę godzin wygrawszy na scenie. W nicość przepada - powieścią idioty, Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą
    2 points
  16. Forumowe restrykcje dotyczące wagi osób zajmujących się pucykowymi działami właśnie przestały być takie surowe
    2 points
  17. Za clopy jedno winno się czynić.
    2 points
  18. Cześć. Kucyki rysuje od jakiś dwóch miesięcy (właściwie w ogóle rysuje od dwóch miesięcy), więc postanowiłem zaprezentować wam kilka moich prac. Moja OC I Rarity.
    1 point
  19. Imię: Muddy Wiek: Każdemu mówi co innego. Zazwyczaj twierdzi, że 21 Rasa: Pegaz Płeć: Ogier Miejsce urodzenia/zamieszkania: Urodził się w Canterlot, jednak obecnie mieszka w Ponyville. Znaczek: Klucz - jest inżynierem Wygląd (w skrócie): - Jasnobrązowa maść, - Oliwkowe (zielone) tęczówki, - Rozczochrana, ciemnobrązowa grzywa, - Najzwyklejsze skrzydła (może odrobinę poszarpane, ale bez żadnych szczególnych i dużych uszkodzeń). Charakter: Przede wszystkim jest uparty i często trzyma na swoim, jednak umie przyznać się do błędu, gdy nie ma racji. Stara się trzymać na uboczu, aby nie narobić sobie wrogów - jednak wśród znajomych kucyków przestaje się ukrywać i czuje się swobodnie. Muddy woli przebywać w gronie najbliższych przyjaciół, niż w dużej grupie kucyków - czuje się wtedy bardziej śmiało. Jeśli chce, to potrafi dogadać się z każdym (pod warunkiem, że druga strona też tego chce). Historia: (pojawi się... może) Rodzina: Nikomu o niej nie mówi, także nie wiadomo o niej zbyt wiele. Narzędzia/broń: - Bagnet M7. Ciekawostki: - Czasami się zamyśla i zupełnie odpływa, - Miewa nieopanowane ataki śmiechu, - Duża gestykulacja podczas rozmów.
    1 point
  20. Na meecie... cóż, byłam przelotnie. Zamieniłam kilka słów (i uścisków) z różnymi ludźmi, skomentowałam adekwatnie brak shoutboksa na forum, narysowałam Irwinowi kucyka z eksplozją zamiast głowy, posiedziałam w sali Gamer Luna i pograłam na kalekim padzie w Rayman Origins. A potem poszłam na pizzę. Chyba największym minusem meetu był brak jakiegoś panelu czy prelekcji poświęconej fanfikom. Nie winię za to organizatorów (mają raczej niewielki wpływ na to, czy temat X pojawi się w ramówce), stwierdzam tylko fakt. A, i mój absolutny brak umiejętności socjalnych wprost kwitł. Przynajmniej nie byłam sama.
    1 point
  21. Jakby to powiedzieć... nie wróżę temu zawrotnej kariery
    1 point
  22. Wróciłem z meeta... powiem tak. Nie było źle. Nie było też najlepiej. Było tak po prostu przeciętno-stabilnie. Cieszę się, że jak zwykle spotkałem znajomych+ poznałem bliżej kilka osób, z którymi wcześniej miałem okazje zamienić kilka słów. W sali MLPPolska rozpoznałem Sipera, Żyżwiła, Ylthin+ kilka bliższych znajomych ( SWAG, z którym miałem okazje dłużej pogadać, oraz KingOfHills i Wieczystego aka "Breaburna" z którymi przyjechałem na meeta). Nie żałuje że się pojawiłem ale super szału nie było. ++ Ogólnie na plus: ++ + Miejscówka dobra, wprawdzie to nie to samo co np. na WKPI gdzie pomieszczenie było bardzo przyjemne i klimatyczne ale i tak bardzo dobrze. + Podział sleepromu na cichy i głośny... ale Firstu nie byłby sobą gdyby nie odwalił czegoś dziwnego więc i tak spał na głośnym. + Sala dla użytkowników MLPPolska i okazja na wypytanie Sipera nt. przyszłych planów dotyczących forum. + Identyfikatory drukowane z nickiem. + Dość dobra organizacja. + Hugnąłem Spidiego. + Bliskość sklepów, przez co nie zabrakło mi niezbędnych do przeżycia żelków. + Byłem świadkiem wielkiej miłości Barrfinda do Rarity ( Wow On się chyba z nią nigdy nie rozstaje). + Pierwszy raz w życiu widziałem agresywną pegasis. To było piękne. + Świetne sklepy- mimo, że ich samych wiele nie było to artykułów sporo. Wróciłem z kilkoma przypinkami, kubkiem z Octavią ( pozdrawiam prowadzącego stoisko i jego wysokie umiejętności handlowe, dzięki którym przekonał mnie do kupna jednym zdaniem. :D), płytę Nicolasa Dominique i arcika. + Pojawiło się wielu znajomych. -- Teraz trochę ponarzekań: -- - Inne godziny odbywania się prelekcji/atrakcji przez co przegapiłem pogadankę dotyczącą Maj Little Mjuzik Arkajw BronySWAGA. - Wydawało mi się, że było jakby tak za mało światła i było ponuro... albo to tylko moje odczucie. - Oskarżanie mnie ze strony niektórych bronies o pranie pieniędzy, byciu okropną osobą i przemycaniu złota nazistów ( wtf..? autentycznie, to ostatnie mnie rozwaliło). - Za mało pegasis. - BRAK AUKCJI CHARYTATYWNEJ. ( poważnie? Taki spory meet a na prawdę jej nie było? Byłem zawiedziony). Biorąc pod uwagę te wszystkie czynniki ocena ostateczna wygląda następująco: Dziękuje jeszcze raz za to spotkanie i widzimy się 17 października na południu ( Viva la Kraków!).
    1 point
  23. Większość uczestników pewnie dopiero się budzi, ale ja jestem już na nogach, po śniadaniu, więc mogę spokojnie zabrać się za pisanie jak było. Zatem po kolei: Przyjechałem na miejsce meeta godzinę przed rozpoczęciem (bo mi się pomyliło). Nie przeszkodziło to jednak spotkać koło 50 osób, w tym oczywiście sporą ekipę karciaży, kilkanaście osób, które znam z meetów i masy ludzi, której nie kojarzyłem. Wszyscy jak zawsze skupiali się we własnych grupkach, tocząc ożywione rozmowy. Przy okazji dowiedziałem się, że Kosa też interesuje się modelarstwem, więc temat od razu zszedł na to. Do akredytacji (która jak zawsze się opóźniła) zdążyliśmy pogadać na kilka innych tematów. Dobra, w końcu wszyscy znaleźliśmy się w środku i poszedłem zerknąć na rozkład sal oraz stoiska. Był oczywiście Spidimarket z bogatą ofertą przypinek, koszulek i kubków (pojawiły się nowe, większe, ale wciąż czekam na 0,5 litra za rozsądną cenę), był Redziak z przypinkami, kubkami, kinderjajkami i Chińskimi pluszakami (fenomenalna rzecz, najlepsze pluszaki robione masowo), no i parę innych stoisk z towarem. Mój plan na meeta był dość prosty. Zacząć od applelia, potem prelekcja o nostalgii, dalej trochę w sali forum, gdzieś się poszwendać, zrobić zakupy, pójść na odcinek i sprzedać trochę kart na boku. Plan zrealizowałem w 2/7. Sprzedałem trochę kart i kupiłem okazyjnie pluszaka Chrysalis. Reszta nie wyszła z bardzo prostego powodu. Zamiast Applelia zasiedliśmy w 8 (chyba) do kucykowego CCG. Konkretnie do Free For All, czyli każdy na każdego. Lubię ten tryb bo jest bardziej chaotyczny i nieprzewidywalny, No a potem Piro namówił mnie na wzięcie udziału w turnieju (oznajmił, że kupi ode mnie promkę dawaną za udział, za 10 zł). Jestem mu niezwykle wdzięczny, że mnie przekonał (i pożyczył Rarity maina z nowego dodatku). Bez ciebie Piro, nie zająłbym 3 miejsca i nie zdobył Celestial Solstice. Zatem jeszcze raz wielkie dzięki Piro. Dalej była część nocna, na której w całości nie byłem (zwinąłem się koło północy do domu). Przeszliśmy do innego budynku, koło kościoła, gdzie w wielkiej, pełnej stołów sali, gdzie ekipa karciana przystąpiła oczywiście do grania, oraz składania talii nowym graczom. Nie zdążyliśmy ich tam przetestować, bo nas wykopali (podobno był to sleeproom). Na szczęście znaleźliśmy na pięterku kawałek dywanu, gdzie można było sobie klapnąć i pograć. Zagrałem 2 partie i się zwinąłem spać. Ogólnie meet jak najbardziej na plus. Świetna okazja by spotkać mnóstwo nowych ludzi, oraz starych znajomych. Korytarz Fluttershy trzymał poziom, reszta sal też (byłem przelotem). Stoiska miały tyle fajnych rzeczy, że z trudem powstrzymałem się od wydania całego zysku z kart. Jedyna wada to brak jakiegoś stoiska z żarciem, ale miałem dość własnych zapasów. 9,5/10 mogę mu spokojnie dać.
    1 point
  24. AAAAAAAAAA!!! [ucieka w popłochu] Eee... chyba się "trochę" wystraszyła. Przez tydzień będzie musiała spać z misiem. [Z oddali] Nie śpię z misiem!!! Racja, to wielki zajączek. Ja już potrafię: Jestem Lyra, w ludzi wierzę, Ludzie to nie żadne głupie zwierzę, Istnieją w lokacji nieznanej, gdzieś w Equestrii ukochanej... Skończyłaś? [wyciąga watę z uszu] Ej, nie doceniasz mojego talentu muzycznego! Twoją grę na lirze zawsze doceniać będę, ale rap i śpiew brzmi jak torturowane zwierzę. Dusza cierpi, uszy bolą, koty na drzewa uciekają, słysząc jakie dźwięki podczas rapu twe usta wydają...
    1 point
  25. Serdecznie Was wszystkich witam ponownie i mam nadzieję, że będziemy się nadal dobrze bawić ^^ ________________ Przez cały czas, kiedy kucyki walczyły o Equestrię, Animal przebywała w szpitalu. Trafiało do niego bardzo wielu pacjentów. Niektórzy wychodzili ze swojego stanu, niestety byli też tacy, którzy nigdy więcej nie zasmakują dawnego życia lub ci, którzy odeszli na zawsze z tego świata. Pegazica była bardzo pochłonięta obowiązkami, które wiązały się z opieką nad rannymi. Była w pewnym stopniu zadowolona z faktu, że się w tamtym momencie całkiem nie złamała. Dowiedziała się o osiągnięciu Grima, jej od niedawna przybranego ojca. Bardzo cieszyła się, że doszły o nim słuchy, bo to oznaczało, że żył, jednak chciała tak czy siak się z nim spotkać po tak długim czasie. Chciała udać się do niego od razu, lecz w tamtym momencie poczuła jak jej ciężka praca dała się we znaki. Na szczęście szybko znalazło się dla niej łóżko. Co prawda nie podobało jej się w jakich okolicznościach je dostała, ale nie była w stanie wydusić z siebie jakiegokolwiek słowa protestu. Wycieńczona zasnęła. Właśnie wtedy pojawił się ten okropny sen, o którym teraz tak rozmyśla w trakcie drogi do miejsca, gdzie może spotkać ważną dla siebie osobę. Dlaczego tak się stało? Doszły do niej słuchy, że krainą snów włada obecnie Nightmare Moon, ale nie myślała, że właśnie tak one wyglądają. Po przebudzeniu z ulgą zauważyła, że Angelowi nic się nie stało, a teraz chciała się też upewnić czy to samo tyczy się Grima. Westchnęła. Gdyby tylko był sposób na to, żeby się wszystko w końcu skończyło. - Dlaczego po prostu ich wszystkich nie zabijesz? - odezwał się do niej w głowie jej własny głos. Jednak był on inny. Wydawał się być w niepokojący sposób wesoły i jakby należał do osoby obłąkanej. - Przestań, to nie są twoje myśli. Głos zaśmiał się lekceważąco. - Naprawdę tak uważasz? - spytał i parsknął znów. Animal zaczęła w duchu się uspokajać i zapewniać, że to spowodowane jest szokiem po śnie. Głos już się nie odezwał, ale była pewna, że gdyby to zrobił, to pewnie powiedziałby coś w stylu "mów sobie jak chcesz". W końcu udało jej się dotrzeć do dzielnicy arystokracji. Zewsząd dały się w oczy rzucić obrazy, które ukazywały dużo krwi i martwych ciał. O dziwo jednak klacz nie poczuła jakichkolwiek emocji. Przeszła obok nich po prostu obojętnie. Zauważyła u siebie tę zmianę od czasu snu. Może wyjdzie jej to także na dobre. Poczęła się rozglądać i wodząc wzrokiem po kucykach w końcu dostrzegła ciemnordzawego ogiera. Jakie było jej szczęście na widok tego, że jest cały i zdrowy. Zaczęła przepychać się między kucykami, aby znaleźć się bliżej. Znalazły się takie, które skierowały w stronę jej osoby jakieś skargi dotyczące wychowania. Ta jedynie posyłała im spojrzenie. Nieświadoma jednak była, że był to wzrok przerażający, szczególnie dlatego, że jej źrenice zwężyły się do nienormalnie malutkiej wielkości. Przekrzywiła przy tym lekko głowę na bok i patrzyła tylko jak kucyki tym zaniepokojne pospiesznie udawały się w innym kierunku. Jej oczy wróciły do normalności w momencie, kiedy znalazła się przy przybranym tacie. - Grim, tak strasznie się cieszę na twój widok. Martwiłam się i chciałam zobaczyć czy wszystko z tobą w porządku - powiedziała z ogromnym spokojem i uśmiechnęła się, co było do niej niepodobne patrząc na to jaka scenaria się wokół niej rozciągała.
    1 point
  26. Żółta, energiczna klacz zarumieniła się od słów Nicka, po czym szybko odpowiedziała. - Tak, tak mów do mnie po imieniu. Oczywiście, na ty, jak najbardziej... Broń, pewnie na powierzchni znajdziesz jej pod dostatkiem, wszystkim zarządzają, zgłoś się do nich. Tu raczej żadnej nie znajdziesz. To mówiąc cały czas przyglądała się ogierowi z ciekawością, głównie w miejsca, gdzie wcześniej znajdowały się otwarte rany. Najwyraźniej upewniała się, czy pacjent na pewno wyzdrowiał. Nie tak daleko od tego miejsca, w jaskiniach Dakelin zaczęła się zastanawiać nad substancją wspomagającą. Jej myśli próbowały badać przestrzenie czasu minionego. Niestety nic nie przychodziło jej na myśl, poza szklanką kawy, czy dobrą kanapką. Jednak te rzeczy były zbyt oczywiste i zbyt fizyczne jak na substancję wspomagającą. Nagle jednak Dakelin zorientowała się, że dalej jest ranna. Z jej brzucha zionęła pustka rany, z której krew przestała już wypływać, ale dalej nie wyglądała na zagojoną. Dziewczyna próbowała sobie przypomnieć co się u licha stało, że jest ranna, ale myśli i teraz ją zwodziły. Zdała sobie sprawę, że nie czuje bólu wywołanego zranieniem, ale mimo to jej organizm słabnie. Gdyby nie jej bystry wzrok mogłaby niedługo zemdleć nieświadoma stanu swego organizmu. To przeczucie zmartwiło ją nieco. Na powierzchni w dzielnicy arystokracji Grim kontynuował rozmowę z Headem. Rosły ogier o szarży kaprala skinął głową na znak zrozumienia jego twarz była bardzo poważna, a źrenice w oczach zwęziły się złowrogo. Mięśnie szyi niekontrolowanie napinały się, tak iż głowa przekrzywiła się w prawo. Ogier powiedział przyciszonym, grubym głosem, który wydobywał się jakby z grobowych podziemi. - Swym postępowaniem zyskał Pan mój szacunek Panie Pułkowniku. Wprawdzie nie jestem ze Stalliongradu, ale tam sięgają me korzenie. Dwa pokolenia temu moja rodzina dorobiła się na tyle dużych pieniędzy, aby wyjechać. Podobno ciągnęło ich do stolicy ze względu na studia. Faktycznie mój brat korzysta, a raczej korzystał z ich uniwersytetu. Jednak ja wrodziłem się w pradziadków i wolałem prostsze rzeczy. W czasie pokoju zajmowałem się kopaniem w kopalniach po drugiej stornie góry, a gdy zaszła potrzeba chwyciłem za broń. Mam tu też inne proste ogiery pod moją komendą, jeszcze z szybów. Gdy nadejdzie czas "wyjaśnienia" może pan na nas liczyć pułkowniku. Ogier skinął głową i najwyraźniej nie chcąc dłużej zawracać pułkownikowi głowy, zasalutował i odszedł. Grim zadumany odprawił młodego gołowąsa. Ten wyraźnie przestraszył się ostrego tonu pułkownika i mimo przyjacielskiego pogłaskania, ogier uciekł, z miną dość niewyraźną. Blue patrzyła zatroskana na Atlantisa. Wysłuchała jego słów i odrzekła tonem jedwabistym i łagodnym: - To nie Twoja wina, że ci szubrawcy tak cię pokiereszowali. Przecież Ty walczysz w imię dobra, to wszystko ich wina. Odpocznij mój drogi, jesteś bardzo słaby, zajmę się golemem, sama pójdę zobaczyć co u niego. Śpij spokojnie. Trevis z Tobą zostanie. Kocham Cię... To mówiąc klacz odwróciła swe zgrabne ciało i zaczęła lekko odchodzić. Była zamyślona, często o mało nie wpadała na lekarzy, ale brnęła przez ciżbę do wyjścia z taką gracją, że Atlantis nie mógł wręcz oderwać wzroku od tego ideału. W końcu jednak, gdy klacz jego życia zniknęła mu z oczu, jego głowa opadła zmęczona na poduszkę. Poczuł, jak owiewa go błogość spokojnego leżenia. Zadbał o wszystko, uspokoił nerwy. Jego oddech wyrównał się. Zamknął oczy i leżał tak spokojnie. Wśród ciemności wzroku czuł się przeszczęśliwy, jego ciało wołało radośnie każdym nerwem, dziękując za wytchnienie. Słyszał regularny szum sali w skrzydle medycznym, biegi, szmery rozmów, wołania o leki i personel, jęki chorych, ale co raz bardziej oddzielał się od tego. Nie przeszkadzało mu to. Powstawała co raz większa bariera, pomiędzy nim, a światem. Nagle coś mocno go szarpnęło, po chwili znów. Z największym wysiłkiem otworzył oczy. Poczuł, że łóżko szpitalne rusza. Poprzez przymknięte, na pół śpiące powieki zobaczył, jak łoże samo porusza się i zmierza w kierunku wyjścia z sali. Chciał się podnieść, zobaczyć co się dzieję, ale zdał sobie sprawę, iż nie może ruszyć kopytami. Ponownie ściskały go mocne, nieprzyjemne sznury. Zaczął się miotać, już kompletnie odpłynęły wszystkie błogie uczucia. W końcu przy łóżku zobaczył pchającą postać. Był to Trevis. Smok uśmiechał się dziwnie i patrzył w przód, jakby nie zwracając uwagi na miotanie błękitnego ogiera. Po długiej nieobecności pewna znana osoba powróciła do nas, zaszczycając sesję swą wspaniałą obecnością. Witamy bardzo serdecznie i całym sercem przepełnionym radością Wilczą, która powraca do postaci Animal. Życzę od siebie dalszej miłej gry i dobrej zabawy PS Uprzedzam, że fragmentami mogą pojawić się drastyczniejsze sceny, więc czytelników, którzy nie lubią czegoś takiego czytać, namawiam do ominięcia opisu snu Animal. Animal przez ponad godzinę unikała, jak tylko mogła, obrazu wojny. Posługiwała przy rannych w sali F skrzydła medycznego. Z początku nikogo nie przysyłali. Słychać było jedynie dźwięki jęczących kucy z sąsiednich jaskini. Z powierzchni napływały dobre wieści. Podobno najniższa dzielnica została zdobyta. Do sił rebelii przyłączyło się wiele nowych kucyków, straty były niskie, a wielu changelingów poległo. Jednak później niczym wielka fala zła cała sala F wypełniała się rannymi. Animal uwijała się jak w ukropie, widziała odrąbane kończyny, poparzoną, śmierdzącą skórę, kuce tak ranne, że trudno było rozpoznać twarz. Nie miała czasu użalać się nad nimi, nie miała czasu nawet myśleć. Wykonywała polecenia medyków, uwijając się jak w ukropie. Podawała bandaże, nosiła wodę, ciągała łóżka, odbierała i zaznaczała na listach nowych rannych, chodziła po mikstury. Wszystko zlało jej się w jeden wielki szum, słów, poleceń, jęków, krzyków, krwi, tej której tak nie cierpiała. Nie zważała na wycieńczenie, które rosła z każdą chwilą, nie zważała na obrzydzenie, po prostu robiła co do niej należało. Jej serce cieszyło się wraz z każdym pacjentem, nad którym doktor pochylał się mówiąc " no to teraz już wyżyjesz chłopie". Jednak w myślach cały czas przelatywały obrazy i twarze kucy, które umarły na sali, albo które były odwożone na bok, równocześnie ze smutnym spuszczaniem głów przez doktorów, którzy już nic nie mogli pomóc, prócz zapewnienia godnej śmierci. Pracowała non stop widząc te twarze, ten ogrom cierpienia. Jej delikatna dusza kazała każdą istotę traktować indywidualnie, brać pod uwagę jej więzy rodzinne, uczucia, możliwości i piękne dni życia, które zostały jej zabrane. W normalnych okolicznościach już dawno by płakała, ale nie dzisiaj. Czuła, że jest potrzebna, czuła że nie ma czasu na płacz i użalanie się. Tak więc ze łzami w oczach pomagała jak mogła. Bez echa, prawie bez świadomości przelatywały kolejne informacje. Animal słyszała tylko mętne, zagłuszone doniesienia: "dworzec zdobyty" "pomógł nam smok" "dolne miasto opanowane" "wygrywamy" "nasi zdobyli koszary, teraz damy popalić Changelingom" "weszliśmy do górnego miasta". W końcu już skrajnie wycieńczona i nieświadoma usłyszała: "Green i Grim opanowali pół dzielnicy arystokracji i wiodą nas ku zwycięstwu". To imię, zamajaczyło jej niczym blask wschodzącego słońca, a później zaczęło się odzywać potężnie niczym dzwon na potężnej wierzy wybijający swym sercem dobrą nowinę dla narodu. Jej umysł jakby znów znalazł się w rzeczywistości, wśród zgiełku i pracy szpitala. Jednak szumy stały się słowami, wypowiadanymi przez konkretne osoby, a nie falą niezrozumiałego bełkotu. Jej wzrok jakby wyostrzył się, a przedmioty przestały być obojętne. Animal jakby w jednej chwili przypomniała sobie kim jest i co robi. Była to chwila wielkiego szczęścia, jak gdyby odzyskania osobowości, ale jednocześnie dotarło do niej jak jest zmęczona. Kolana ugięły się pod jej wycieńczonym ciałem i padła na podłogę. Podbiegła do niej jakaś klacz i położyła na bocznym łóżku dla personelu. Od razu Animal zrobiło się przyjemnie. Zwróciła uwagę na wszystkie pielęgniarki, które wstały specjalnie, aby ona mogła się położyć. Chciała zaprzeczyć, powiedzieć, że posiedzi, że nie muszą wstawać, ale głos ugrzązł jej w zaschniętym gardle. Gdy głowa bezwładnie opadła na poduszkę, brakowało tylko chwili do zaśnięcia. Powieki opadały szybko, a ostatnią myślą przed ich zamknięciem było "muszę zobaczyć co u Grima". Animal weszła w dziwny stan. Wszelkie zmysły odpłynęły jej, odpoczywając jak we śnie, ale umysł jeszcze ostatkiem pracował w świadomości. Klacz stwierdziła, że gdy się obudzi to musi zobaczyć osobę tak jej bliską, tą która nazwała ją swoją córką. Tą osobą był Grim. Jednak do świadomości klaczy dotarł też fakt, że wyjście na powierzchnię będzie oznaczało ujrzenie koszmaru wojny na własne oczy. To nie będą już tylko słowa kucy niezdolnych do walki, to będzie autentyczna śmierć i zniszczona stolica. Przestraszyła się tego, a jej serce aż drgnęło na myśl wszystkich okropieństw, które działy się ponad nią. W końcu jednak i ta ostatnia iskra świadomości odeszła i Animal zasnęła. Znalazła się w swojej chatce w lesie. Obok niej siedział Angel, tęskniąc wyraźnie za swą prawdziwą panią - Fluttershy. Jego smutne oczy spoglądały w okno. Animal zrobiło się go żal, więc przycisnęła króliczka kopytkiem do serca i objęła skrzydłem. Zwierzątko od razu uśmiechnęło się, co było doń nie podobne i jakby rozweseliło. Wśród ciszy spokojnego lasu rozległo się nieoczekiwane pukanie do drzwi. Klacz ruszyła, aby otworzyć. Gdy pociągnęła klamkę do środka wpadło zakrwawione ciało. Na ciemnordzawej sierści trudno było odróżnić włosów od świeżo zakrzepłej krwi. Z wielu miejsc jucha dalej sączyła się, jakby już końcówką swych możliwości. Animal stała przerażona i zdezorientowana, jakby sparaliżowana strachem. Angel schował się szybko za fotelem. Przybysz podniósł swą głowę. Jego oczy spojrzały na pegazicę, wyrażając lęk i słabość. - Za chwilę tu będą, musisz się bronić, ja nie dałem rady... Ciężka głowa Grima opadła na ziemię w nieprzytomnym bezwładzie. Klacz stała jeszcze chwilę, gdy w końcu się opamiętała. Rzuciła się po apteczkę, wiszącą nad umywalką. Porwała bandaże i zaczęła ścisło obwijać rany Grima. Robiła to niezwykle sprawnie, jakby odruchowo, a z drugiej strony dokładnie. Cieszyła się, że nabrała doświadczenia w Canterlocie, podczas szturmu... Zaraz! Co ona robi tutaj, w domku? Przecież tam trwała bitwa, a ona tu siedzi? Nie była w stanie przypomnieć sobie czegokolwiek, choćby nawet jak przyszła do swej chatki, albo co dziś jadła na śniadanie. Nie powstrzymało jej to jednak przed zajęciem się ogierem. W minutę był już opatrzony i ułożony na łóżku, gdzie ciężko sapał z wycieńczenia. Jego organizm ewidentnie miał dosyć, rany były zbyt duże, podobnie jak zmęczenie. Gdy Animal zamartwiała się o stan Grima, usłyszała trzask łamanych gałęzi. Wyjrzała przez okno, jakieś czarne kształty mignęły w zaroślach. Jej puls przyśpieszył, szybko rozejrzała się po pomieszczeniu. Na szczęście jedynym zwierzakiem był Angel. Szybko otworzyła drzwi do piwniczki i wsadziła tam królika. Już sama chciała schodzić po skrzypiących niemiłosiernie schodkach, gdy przypomniała sobie o Grimie. Podeszła do niego. Spróbowała podnieść, jednak jej kopyta były za słabe. Do oczu napłynęły jej łzy, a serce ogarnęła rozpacz. Zaczęła ciągnąć z całych sił. Zwlekła ciało z łóżka i turlała je powoli po podłodze. Z każdą sekundą ociężałe kroki zagrożenia były co raz bliżej. Animal słyszała jakieś dziwne niepokojące głosy. W końcu dotarła z Grimem do drabinki. Zaczęła go spuszczać powoli i ostrożnie. Nagle ciężar masywnego ogiera przeważył i wraz z nim runęła na ziemię. Była przygnieciona, zaczęła się wygrzebywać, całą brudząc się w krwi Grima i błocie, gdyż mała, ciemna piwniczka nie miała wykonanej podłogi i często przemakała. Tworzyło się tam wtedy błoto. Ucho klaczy aż drgnęło, gdy odebrało skrzypienie desek na werandzie. Pegazica włożyła całą swoją siłę, aby wydostać się spod ogiera. Pociągnięcie kopytami oswobodziło jej korpus. Szybko wyjęła nogi i rzuciła się zamykając klapę. Rozległ się głośny huk drewna, a potem odpowiedź dziwnych głosów. Znad wejścia dochodziło stukanie kopyt o parkiet domku. Jakieś szurania. Wszystko było spokojnie. Animal wstrzymała oddech i bezwiednie przytuliła się do nieprzytomnego Grima, jakby chcąc znaleźć schronienie. Ogier jednak nie był w stanie jej ochronić. Nagle coś trzasnęło, jakby drewno rąbane toporem. Za chwile darcie materiału, tłuczone szkło. Wśród takich odgłosów Animal zobaczyła dwa świecące punkty w ciemności. Zauważyła kolczaste kontury i szczerzące się zęby. Pegazica zamarła w miejscu, starając się być niewidoczna. Nagle to coś skoczyło na nią. Nie wytrzymała i pisnęła z przerażenia, a z mocno zaciśniętych oczu poleciały jej łzy. Gdy znów podniosła powieki, zdała sobie sprawę, że potworem był Angel, o którym przez to napięcie zapomniała. Był cały zabłocony, a jego futro sterczało kolczaście. Przez chwile poczuła ulgę, ale zdała sobie momentalnie sprawę z tego co zrobiła. Swym piskiem z powodu Angela zdradziła ich kryjówkę! Zaraz rozległo się stukanie czymś ciężkim od podłogę. Kilka rąbnięć. Drewno puściło, błysnęły ostrza toporów. Kolejne dziury w podłodze powstawały błyskawicznie. Obok Animal upadła wyłamana klapa. Klacz płakała, wiedziała, że to przez nią teraz wszyscy zginął. Czemu ona głupia pisnęła, boi się zawsze wszystkiego, jest za słaba nawet, żeby wygrzebać się sprawnie spod nieprzytomnego ogiera! Spojrzała w górę przez zapłakane oczy, zobaczyła ciemną postać. Jej kontury wyznaczała płytowa zbroja z czarnego metalu. Dokładnie pokrywała całe ciało i odbijała wlewające się promienie światła. Metal został wyprofilowany kolczaście, a gdzieniegdzie emanowały ciemno-zielone akcenty w ciernie. Jednak to, co najbardziej przykuwało uwagę były świecące, mroczne oczy changelinga, które pałały żądzą mordu. Silne ręce napastnika wyrzuciły Animal w górę. Znalazła się na podłodze swego własnego domku. Wszystko było zdemolowane. Przewrócona półka na książki, zbite talerze walały się po całej podłodze. Żyrandol leżał w kącie rozczłonkowany przez potężne uderzenia. Pokój był biały od pierzy z pościeli i kanapy, której podarta skóra leżała rozwleczona po całej podłodze. Wszystkie jej obrazki zostały zbite, a część paliła się w kominku. W kuchni zupa dla Angela, wylana spływała przez dziury w podłodze do piwnicy. Dopiero teraz klacz zdała sobie sprawę, że w nogach tkwi jej kilka dużych drzazg. Obok niej wylądował nieprzytomny Gim i Angel. Była otoczona przez podmieńców. Jeden z nich spojrzał na nią chciwie, wypowiedział coś w nieznanym języku, uśmiechnął się i wyciągając topór zamachnął się. świst metalu przeszył powietrze, a niepowstrzymany cios ugodził w prawicę Grima. Kość chrupnęła, krew trysnęła, ogier nawet się nie zmarszczył. Jego rdzawa sierść wydawała się blada, o wiele jaśniejsza niż zwykle. Z uciętego kopyta posoka lała się już skromnie, jakby z pustego naczynia. Ten sam changeling z sadystyczną przyjemnością spojrzał się na królika. Animal chciała zasłonić go choćby i własną piersią, ale z rozpaczą odkryła, że jest trzymana prze dwóch innych podmieńców. Myśli wirowały jej w głowie. Poczucie winy, zderzało się z koniecznością. Strach, bezbronność, z chęcią walki, delikatność serca, nieskalaność duszy ze wzbierającym gniewem, wieczne ustępowanie z odpowiedzialnością. Topór znów wzniósł się w górę. W tym momencie wśród łez cieknących z oczu Animal, wśród jej błagalnych słów, które odbijały się od serc changelingów niczym od muru, wśród umierającego Grima i Angela, nagle coś pękło. Sierść klaczy nastroszyła się, mięśnie, momentalnie zgrubiały, oczy zmalały, stały się czarne i groźne, pysk wydłużył się i wypełnił olbrzymimi zębami, kopyta zmieniły się w łapy zdolne miażdżyć najdzielniejszych mężów. Wśród płaczu cichej Animal w ryku, który przeszył cały las i changelingi trwogą, dokonała się przemiana. Oto klacz stała się potężnym niedźwiedziem i bez ostrzeżenia niczym czysta furia natury spadła z pazurami na napastnika. Nie obejrzała się nawet na trzymających ją żołdaków. Odrzuciła ich w tył. Pierwszy zamach, odrzucił także żołnierza, dzierżącego topór. Animal skoczyła na niego. Jej masa i siła, zarwały uszkodzoną podłogę. Wraz z wrogiem spadła do piwnicy. Jej pazury jeździły po wytrzymałym pancerzu, niemiłosiernie chrobocząc. Silne ciosy łap wgniatały kirys płytowy. Ból, coś wbiło się jej w plecy, raz drugi trzeci, upadła na wroga. Poczuła krew, gdy doborowe wojsko godziło ją z góry włóczniami i mieczami. Animal ryknęła, stanęła na tylnych łapach i obróciła się kilka razy. Spadła znów z całą siłą na przygniecionego topornika i z furią otworzyła paszczę. Jej zęby wbiły się w metalowy hełm, gniotąc go niczym starą puszkę po napoju. Pisnęła stal, a później rozległ się krótki krzyk changelinga urwany nagle pęknięciem czaszki. Animal poczuła krew,kości i płyny. Coś ciekło jej z paszczy, ale nie zwracała na to uwagi. Powstała wyskoczyła z piwnicy i rzuciła się na resztę. Siekła i gryzła gdzie mogła, ogarnięta wściekłością. Przerażony Angel schował się za kanapą. Kolejne głowy były żywcem odgryzane, a pokój wypełniał się krwawą posoką. Animal z każdą chwilą była raniona przez wrogów i z każdą raną walczyła zacieklej. Zobaczyła już, że pazury nic nie dają przeciw pancerzom, odgryzała tylko głowy. Jej zmysły zdominował nieprzyjemny smak i chrupiące kości, towarzyszące ulatującym żywotom. Żaden wróg nie zdołał powstrzymać ugryzień, spadających niczym błyskawica i ogłuszających niczym grzmoty. Animal szarżowała niczym burza, niszcząc ściany, zawalając dach na wrogów, wyrywając kolejne dziury w podłodze. Nie dała skrzywdzić ani Angela, ani Grima. Klacz sama nie wiedziała ile trwałą rzeźnia, nie czuła nic, ani bólu, ani strachu, a jedynie niepowstrzymany gniew. Zastąpił on zarówno chęć przeżycia, jak i ratunku dla bliskich osób. Sprawił, że Animal zapomniała o swym domu i kompletnie go zniszczyła, tak, że zawalił się na ostatnich changelingów, których następnie wygrzebała rozszarpała. Gdy ostatni wróg padł, potężny niedźwiedź oprzytomniał. Jego oczy rozszerzyły się, zniknęła twarda sierść, mięśnie się skurczyły, a Animal wróciła do swej zwykłej postaci. Teraz dopiero uświadomiła sobie co się stało. Dalej w ustach czułą krew i wiele innych nieprzyjemnych zapachów. Zobaczyła, że pogrzebała i do reszty zniszczyła swój dom. Szybko rzuciła się, aby wygrzebać spod gruzów Angela i Grima, którzy tam zostali. Poczuła strach, to przemożne uczucie, towarzyszące jej od urodzenia. Tym razem jednak bała się samej siebie. Nie wiedziała co się stało, pamiętała każdą scenę, ale nie mogła uwierzyć, że to ona tego dokonała. Przypominały o tym pozbawione głów ciała changelingów. Nagle zdało jej się, że stos gruzów rośnie. Próbowała dokopać się do tych, których chciała ratować, ale na nic się to zdawało. Za chwilę Animal stała już na gruzowisku wielkości całego Ponyville. Sama bezskutecznie przewalała drewno, szukając bliskich. Co chwila zdawało jej się, że jej kopyta znów zmieniają się w pazury i rozszarpują drewno. Czuła, że jest całą we krwi i nigdy już z niej to nie zejdzie. Czuła ten przyprawiający o wymioty smak w ustach. Gruzy piętrzyły się co raz większe, a Animal bała się co raz bardziej. Wszędzie widziała ciała zmarłych changelingów i Grima z Angelem przygniecionych gruzami. Nagle z północy powiał zimny wiatr i całe światło zniknęło. Animal znalazła się płacząca pośród ciemności. Nic nie widziała, tylko swoje łzy, kapiące na ziemię. Nagle znad gruzów zaczął wschodzić czarny księżyc otoczony granatową poświatą. Na jego mrocznej tarczy odbijał się przeszywający cień spojrzenia. Błyszczące bladym, trupim światłem oczy bez źrenic patrzyły na Płaczącą Animal. W okół niej roztaczała się czarna mgła, formująca trzy ciemne postacie o nieregularnych kształtach. Łzy klaczy spadały na wielkie, gasnące serce. Jego czerwień stawała się szarością, a każda łza wkraplała czarno-granatowy płyn, który rozlewał się po nim całym. Czarny księżyc zaczął pochłaniać wszystko swym mrocznym blaskiem i wszystko zatopiło się w nieopisanych ciemnościach, pośród cichego śmiechu zadowolenia. Animal otworzyła oczy. Przebudziła się z krzykiem. Zauważyła przed sobą jedną z pielęgniarek. Cała jej poduszka była mokra od łez, pościel, którą ktoś ją przykrył, leżała zrzucona na ziemi. - Bardzo się rzucałaś. Czy nic Ci nie jest? Coś Ci się śniło, prawda? Pielęgniarka pytając zrobiła bardzo zatroskaną minę. Animal nic nie odpowiedziała. Nie była w stanie sobie niczego przypomnieć. Dalej czuła jednak ten strach i niepokój. Przyszedł jej zaraz na myśl czarny księżyc, aż nią całą wstrząsnął dreszcz. Pielęgniarka, otuliła ją kocem i uciekła, wołana przez lekarza do pomocy. Animal jeszcze przeleżała przez kilka minut. Niektóre fragmenty snu przewijały jej się przed oczami, jakby mignięcia, jednak nie była sobie w stanie przypomnieć niczego konkretnego. W końcu jedna z tych migawek przypomniała jej Grima. Szybko więc ogarnięta jakimś niepokojem zabrała wszystkie swoje rzeczy i ruszyła zobaczyć co u pułkownika. Gdy wyszła na powierzchnię, noc trwałą w najlepsze. Zewsząd wiał zimny wiatr. Canterlot było w opłakanym stanie. Białe budowle, pokryte warstwami zaschniętej krwi. Gdizeniegdzie złożone kupy zabitych changelingów, spalone ciała, dziury po kulach. Klacz przeszła obok spalonego w ponad połowie dworca kolejowego. Co jakiś czas spotykała patrole rebeliantów, które pytała o pułkownika. Wszyscy kierowali ja do dzielnicy arystokracji. Gdy wyszła z dolnego obszaru miasta, Canterlot znów jawił się jako wspaniałe miasto, ut najwyraźniej walk nie toczono i rebelianci przeszli bez większego problemu. Tylko brama świadczyła o dużej rzezi, gdyż cała umorusana była krwią. W końcu przez olbrzymi wyłam w murach Animal dostała się do dzielnicy arystokracji. Piękne budynki i dzieła sztuki, widoczne niegdyś na każdej ulicy teraz w większości były zniszczone Wiele budynków nosiło ślady niedawnych pożarów. Świerza krew na ścianach przypominała o walkach. Tu już zaczęło robić się tłoczno. W wąskich uliczkach przechodziły transporty z wodą, rannymi i cywilami. Wszyscy o czymś rozmawiali, oddziały śpieszyły się w każdym kierunku. Animal zdała sobie sprawę, że mimo tej całej nędzy i zła oraz krwi i śmierci, czuje się inaczej niż spodziewała. Czasami przechodziłą obok martwych skupisk changelingów prawie obojętnie. W końcu dotarła na mały placyk, gdzie miał się znajdować Grim. Faktycznie po pięciu minutach szukania i przeciskania się, klacz dojrzałą znajomą postać, zmęczonego, gburowatego, ale szlachetnego rdzawego kuca. Siedział na schodach wejściowych do jednej z kamienic i zażywał odpoczynku. Ustawiła się do niego kolejka kucy, które przychodziły z meldunkami, czy rozkazami. Mina Grima była niewyraźna, a na pewno zmęczona. Klacz jednak ucieszyła się, że widzi ogiera żywego i całego. Słyszała bowiem wcześniej, że Grim ponoć został ranny w głowę, a mimo to po krótkim leczeniu wrócił na front. Przecisnęła się jeszcze bliżej, omijając jeden punkt poboru wody i stanęła tuż przy kolejce do pułkownika. Powietrze było tu duszne i stęchłe, a rynsztokami dalej spływała krew, ale Animal nie czułą się tu z początku jakoś bardzo nieswojo. W tej chwili przede wszystkim jej serce zdominowało uczucie szczęścia, że zobaczyła całego, a przede wszystkim żywego Grima.
    1 point
  27. MIEJSCE: CIEMNE ZAKAMARY FORUME MISJA: ZROBIĆ PORZĄDEK
    1 point
  28. Horo jezd super, a Garin jezd gupi
    1 point
  29. skrin screena zanim usuno #wszystkichnasniezabijecie
    1 point
  30. arek prezentuje w jak sprawny sposób przebiega rejestracja na forum tym samym ukazując administrację w dobrym świetle a oni go banujo :CCCCCCCCC
    1 point
  31. Dzięki za wszystkie opinie. Co do pytania czym rysuje. Pierwszy szkic wykonuje ołówkiem, jednak później poprawiam go cienkopisem, a czasem nawet długopisem. Reszta jest dopieszczana w komputerze.
    1 point
  32. "Wycieczka do Ciechocinka"
    1 point
  33. Byłem lekko oszołomiony bo walnięciu mną w spód mostu na którym staliśmy ale to szybko minęło, nigdy nie staje do pojedynku ze swoją normalną wytrzymałością. -Kule co? Łatwizna- wyciągnąłem rękę na bok i praktycznie w tym momencie w błysku światła pojawił się w niej całkiem długi (jednak jednoręczny) miecz z czarno-czerwoną rękojeścią oraz srebrnym ostrzem. Po jednej stronie ostrza wygrawerowany był napis idący od podstawy do połowy miecza. Napis był imieniem miecza "Amicus". Teraz wystarczyło poprawić sobie refleks. Wyciągnąłem rękę z mieczem w górę i...zdałem sobie sprawę z faktu iż celuje czubkiem miecza w ziemię. To zaklęcie wymagało bym oberwał piorunem, będąc po mostem jest to nieco skomplikowane. -Żeż rybka- powiedziałem po czym zacząłem uskuteczniać plan B- Wybacz mały, zaraz wrócisz- powiedziałem po czym wypuściłem miecz...który zaczął "spadać" w stronę nieba, i tak wróci. Następnie potarłem ręce w srebrnym rękawicach o siebie, metal zaraz zaczął się rozpuszczać zmieniając się w płynną stal, która uformowała się w długie srebrne strumyki latające dookoła mnie. Kule były już bardzo blisko.Strumyki zmieniły się w dwa długie i cienkie druty których jeden koniec wbił się w ziemię (dokładnie to w włożone wcześniej w most serce), zaś drugie trzymałem w dłoniach, niedługo gdyż niewiele myśląc skupiłem się nad atomami moimi i drutów, ważne było to bym stał się z nimi jednością. Poczułem dziwny chłód w żołądku, zaczęło się. Moje organy, ścięgna, kości, atomy oraz wszystko inne zaczęło zmieniać się w coś na kształt organicznego metalu, w tym momencie również puściłem końce drutów które owinęły się wokół moich ramion a następnie "wtopiły się" w metaliczne ciało. Tym sposobem byłem oboma drutami połączony z sercem w ziemi. W międzyczasie moje ubranie również zmieniło się w organiczną stal, będącą metalem jednocześnie o wadzę, komforcie oraz elastyczności zwykłych ubrań. Zresztą tak jak moje ciało teraz. Nie musiałem już długo czekać kiedy kule trafiły we mnie, to nie był całkiem mądry pomysł ale teraz zadziałał. Energia która po tym manewrze zaczęła palić moje ciało szybko została zmienione przez magiczny metal z którego teraz byłem i przeniesiona drutami w stronę serca. Po tym padłem na kolana, już w normalnej postaci a metal znów zmienił się w rękawicę. Chwiejnie wstałem, jednak z uśmiechem. Spojrzałem na klosz tępym wzrokiem. -Radzę ci...robienie za piorunochron to bardzo zły pomysł- krzyknąłem do Riddle'a, nie bardzo wiedząc czy mnie słyszy- Nieważne. Ten klosz mi się nie podoba...dawaj...Bifrost- po tym upadłem do tyłu, jednak zamiast spotkać się ze spodem mostu który wciąż robił za podłogę wpadłem na fotel ze skał z których zrobiony był most. rozsiadłem się na nim wygodnie- I dzięki za energię do serca Riddl'e! W tym momencie ta część mostu na której nie siedziałem (czyli cały most) zaczął falować, tak by mój oponent nie mógł ustać, klosz wciąż był cały jednak w środku szybko otworzyło się podłoże wpuszczając do środka klosza powietrze...albo wypuszczając gaz. Mój przeciwnik zaś upadł na ziemie po czym skała z mostu zrobiła się miękka i mój oponent zaczął w niej powoli grząźć. Zacząłem czekać na kolejny ruch przeciwnika, myśląc nad tym że później będzie trzeba coś zrobić z tym ożywionym mostem.
    1 point
  34. No to jako pierwszy zaprezentuję mojego kasztanowilka
    1 point
  35. O cholera, jeszcze deszczu krwi brakuje, na pewno nie pójdę spać
    1 point
  36. A ja swoje groźby spełniam Przeczytałem 3 opowiadania ktore były zakończone w takiej kolejności: Bestiariusz Wszędobylskiego Travellera, Półsmok i Maskarada. Bestiariusz Wszędobylskiego Travellera Półsmok Maskarada P.S. A teraz ci pogrożę jeszcze paluszkiem i powiem że biorę się za Szkatułę
    1 point
  37. "Miej wyjehane, a będzie ci dane*" *nie dotyczy dnia przed sprawdzianem
    1 point
  38. Nienawidzę tego jak dostaję bana na facebooku za #kuzniarcwel albo na wykopie za napisanie #artpopcwel :< NIESPRAWIEDLIWIE SKAZANY I ZASZCZUTY. Co to za czasy pełne fałszu, kłamstwa i manipulacji, Jaki jest cel naszej egzystencji ;_; Do czego zmierzamy ;_; "W czasach powszechnego fałszu mówienie prawdy jest aktem rewolucyjnym. " ~George Orwell
    1 point
  39. Skoro o czarnoskórych mowa. Ciekawostka dotycząca USA. - Jeśli czarnoskóry powie do czarnoskórego "Nigga" (czarnuchu) - odbierają to jako "brachu" i jest ok - Jeśli biały powie do czarnoskórego "Nigga" to biorą go za rasistę = w najlepszym przypadku cię pobiją, przeważnie "kosa" lub kulka. Zależy od dzielnicy. - Jeśli biały, który dobrze zna czarnego i powie do niego Nigga - odbierają to jako "brachu", jest ok. Rasizmu brak. - Jeśli czarnoskóry powie do "białego", "białasie" - jest ok. Żaden rasizm - Jeśli czarnoskóry, powie Nigga do innego czarnoskórego z który ma "na pieńku" - spierniczaj do piwnicy bo będzie drugi Irak. (pod domem brata w USA miała miejsce strzelanina. Wynajmuje parter. Początkowo myśleli, że ktoś bawi się petardami, ale przynajmniej w Chicago takie zabawy za wyjątkiem 4 lipca są zabronione, pod groźbą surowej kary. Kilka sekund później dotarło do nich, że należy spierniczać do piwnicy) - Słowo "czarnuch" - rasizm, "białas" - OK A podobno kobiety ciężko zrozumieć
    1 point
  40. "Utwór", chociaż to za duże słowo, ten zrobiony został tylko dlatego, żeby pokazać machające cycami na lewo i prawe laski, które ubijają masło, gdyż ta czynność przypomina walenie ku*asa. Kawałek jest syfiasty i niestety potrafi tak zaszyć się w głowie, że przez cały boży dzień będziesz słyszał tą kakofonie. Syf, kiła i mogiła. I jeszcze stało się to tak popularne... Kawałek to kompletne gówno, a wymyślanie teledysku polegało na "dajmy cycki, a się sprzeda hłe hłe". 0/10
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...