Tablica liderów
Popularna zawartość
Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 02/13/17 w Posty
-
6 points
-
Witamy ponownie. Od ostatniego konkursu (z porządną frekwencją) minęło sporo czasu. A skoro MLS dostał swój, to i tutaj pora przywrócić tę tradycję. Dlatego też, bez dłuższych wstępów przejdźmy do kolejnej edycji Gradobicia. Wracamy do 10 tematów - 5 od Zodiaka i 5 ode mnie. Teraz jednak należy przejść do standardowego marudzenia. 1. Limit słów (na jedno opowiadanie) - 1500 2. Termin oddawania prac - 23:59:59 31.03.2017 3. Opowiadania muszą być w klimacie MLP 4. Formatem obowiązującym jest wysyłanie linków do google docs w którym będą prace. 1 link = 1 fanfik. Jednocześnie przypominam o wyłączeniu opcji komentowania/edycji do czasu zakończenia oceny prac. 5. Wszystkie prace proszę umieszczać w jednym poście edytując go w miarę potrzeby. 6. Tagi - dowolne zarówno w liczbie jak i rodzaju (oprócz gore/clop). Tagów obowiązkowych nie trzeba umieszczać w pracach konkursowych (wymagane są dopiero przy publikacji w dziale). 7. Prace które przekroczą dozwolony limit, będą zawierać elementy gore/clop, zostaną oddane po terminie lub zostaną poddane korekcie przez osoby trzecie podlegają natychmiastowej i nieodwołalnej dyskwalifikacji. 8. Minimalna ilość prac kwalifikująca do oceny - cztery opowiadania. 9. Uczestnicy przystępując do konkursu w całości akceptują powyższe postanowienia. Tematy: 1. Dzień z życia Zecory 2. Luna Vult i Celestia Akhbar 3. Chimeryczna rodzinka: Discord, Dyskurs i Dysfunkcja 4. Śmierć Powierniczkom Elementów! 5. Owies na tysiąc sposobów 6. Noc, krew i kły 7. Vivat Las Pegas! 8. W szponach chaosu 9. Sztuka oksymoronu: zimny ogień, sucha woda i kompetentna Celestia 10. W promieniach zachodzącego słońca Jury: Zodiak, Dolar84 Jak widzicie tym razem trzeba napisać cztery opowiadania. Naturalnie zachęcamy by było ich więcej - macie w końcu ponad półtora miesiąca. Naturalnie jeżeli macie jakieś pytania, zadawajcie je w temacie - odpowiemy na pewno. Cóż, chyba wszystko już zostało powiedziane - teraz pozostaje nam czekać aż zadziwicie nas swoją wyobraźnią. Let the chaos begin!4 points
-
Dziękujemy wszystkim za wspólną zabawę. Łącznie z obsługą bawiło się nas 82 osoby :-) Dzięki Waszej hojności i zaangażowaniu podczas aukcji charytatywnej, na rzecz Krakowskiego Schroniska dla Zwierząt zebraliśmy okrągłe 666 zł! Mamy nadzieję, że bawiliście się równie dobrze co my (niektórzy do tej pory łapią oddech po tych harcach na minibalu). Zdjęcia i filmiki przewijają się powyżej, więc możecie je już zapisać na pamiątkę. Pamiętajcie aby śledzić nasze fanpage żeby nie przegapić informacji o kolejnych meetach ;-) Do zobaczenia wkrótce!3 points
-
No tak, a murowaną fasadę szkoły w pierwszej części zeżarły korniki xD A dyrekcja szkoły chyba nie ma prawa konfiskować niczego uczniom, chyba że jakieś narkotyki czy cuś, a nie prywatne nagrania z telefonu. Moim zdaniem, ktoś na pewno by się tym zainteresował i zaczął węszyć. Jest to nawet jakiś pomysł na fanfika w sumie.3 points
-
Odzew w sprawie najnowszego zadania był tak dobry, że przyznaję nie 2, a aż 4 nagrody specjalne: =Najlepsza Nazwa= Shining Metal - kowale go nienawidzą, zobacz jak stworzył najbardziej wyrąbistą podkowe w dwa dni, której nie powstydziłaby się nawet sama Celestia, kliknij i dowiedz się już dziś! XD Otrzymuje: @XNorbi =Najciekawsza Historia= Scarlet Scar - neurotyczna psycho-socio-schizo-mantka zawsze próbująca zniszczyć Manehattan; wszystkim próbuje wcisnąć historie o swoim nieszczęśliwym dzieciństwie i o tym, jak zdobyła swoje blizny, ale nikogo to nie obchodzi. Otrzymuje: @Matil =Najlepsze Odniesienie= Prince Snow - He knows nothing. Jest mieczem w ciemnościach, a jego warta nigdy się nie skończy. Dowódca Nocnej Straży, jednorożec z brązową grzywą i szarymi oczami. Ma pociągłą, końską gębę. Jest bękartem Lorda Stupida Starka (przynajmniej oficjalnie). Rasowe emo, ma białego psa, którego wołają Duch. Dobrze walczy mieczem i ma liczne przyrodnie rodzeństwo. Otrzymuje: @Cahan =Najśmieszniejsza historia= Electric Moonlight - klacz, ambitny jednorożec, który sprzedaje m.in. podświetlane globusy, podświetlane gałki oczne na Noc Koszmarów, piłki, a w wolnej chwili lubi pracować nad wynalezieniem pojemnego, przenośnego źródła energii, które pozwoliłoby na stworzenie przenośnego podświetlanego globusa Otrzymuje: @Triste Cordis3 points
-
2/10 z miejsca będę dawał tylko za konkretne tematy2 points
-
Luna Vult - Luna tak chciała Celestia Akbar - Celestia jest wielka2 points
-
Ja tam lubię EqG jako zabawne odmóżdżacze. Ale nie jako materiał na fanfika, bo tu ciężko o pisanie czegoś co nie jest randomową komedyjką czy hehehe opkiem o high schoolach musicalach i "wszystkie lecą na Flasza Sentry".2 points
-
EqG to nawet nie dziury fabularne - tam się wszystko trzyma na ślinę i słowo honoru. Napisałabym coś więcej, ale dokładniejsza analiza bezsensu Końskich Dziewczyn pojawi się wraz z nowym numerem Equestria Times. Sam fakt, że Sunset trafiła tak po prostu do ludzkiego liceum nie ma sensu. I to, że Twilight spała w bibliotece. Oni tam chyba nie mają zabezpieczeń i dokumentów. Jakbym pisała fanfik do EqG to rzuciłabym w cholerę cały kanon. I tak w kucach się nim za bardzo nie przejmuję, bo poniki też mają dziury.2 points
-
>dziury fabularne jako podstawa dla fabuły To działa chyba wyłącznie dla fanfików z fabułą w stylu "teorii spiskowej" lub "żyjemy w Matriksie", tudzież dla AU. W innym wypadku autor niechybnie dostanie ku*wicy ("że jak to przeżył? ile tamten ma lat? co?"), narobi więcej dziur próbami łatania lub zwyczajnie złamie kanon, żeby całość miała ręce i nogi.2 points
-
2 points
-
Sam jesteś zgubny Za mówienie... wróć, pisanie, że pozytywne myślenie jest zgubne1 point
-
1 point
-
Za używanie broni na forum miłych, pokojowo nastawionych (w większości) ludzi.1 point
-
Luna Vult = Deus Vult. Deus Vult to wola boża, tak więc Luna Vult to wola Luny. Celestia Akhbar = Allah Akhbar. Islamskie zawołanie oznaczające dosłownie "Bóg (Allah) jest największy". Interpretacja dowolna.1 point
-
Taktyczny łokieć jest, taktyczna niebieska izolka jest, flaga JuEsEj (jako poduszka co prawda) jest. Oto prawdziwy DeltaSealSpecnazGromJWKRangersFormozaFSBsuperkomando. Also, pomysł na minikonkurs w postaci przypałowych sesji aprobuję, tylko niech mi się zachce wyciągnąć szpej z szafy i aparat.1 point
-
1 point
-
Może i nie jakieś dobre statystyki ani eliminacje zdolnościami, ale objective time mi się podoba1 point
-
Wielki.... Mieliśmy grac w Haxballa, a nie o jednego mema robic awanturę, i usuwac discorda. Mógłbym, ale nie wiem czy Ziem się zgodzi.1 point
-
Na tej zasadzie to dziury ma każde zwierzę .1 point
-
Dziury to mają miały changelingi.1 point
-
No tak, bo w 1 filmie chociażby mówimy o zdarzeniach mających miejsce na odludziu, gdzie widziało je 5 osób1 point
-
http://www.cdaction.pl/news-48529/jak-wygladaliby-bohaterowie-overwatcha-w-ciuchach-z-warcrafta-lub-diablo.html powiem szczerze, że całkiem ciekawa koncepcja... skórki do Overwatch inspirowane innymi uniwersami od Blizzarda... wiele bym dał, żeby zdobyć skórki Auriel Mercy, Demon Hunter Tracer i Firelord Rinhardt1 point
-
Nuie widze powodu by takie nagranie nie powstało, ale... Przychodzi ci do telewizji dzieciak (uwaga, bo go wpuszczą), pokazuje jakieś, dziwne nagnie z kolorowymi fajerwerkami i mówi, że to magia. Myślisz, że w dobie komputerów i fotomontażu mu uwierzą? Przecież to tak łatwo obalić. A najlepiej, nazwać to teorią spiskową. A co do YT, to też powiedzą, że fotomontaż, albo coś. No i pozostaje konfiskata nagrań przez dyrekcję, albo wizyta smutnych panów w czarnych garniturach (w zasadzie to tylko ich tam brakuje)1 point
-
W sumie to od MLK w Żywcu mam Spitfire i od tej pory chodzi ze mną na wszystkie meety, więc jest ona takim moim elementem rozpoznawczym1 point
-
@Accurate Accu Memory ogólnie dziury mogą pomagać, jednakże lubię, jak moje fanfiki mają sens a fakt, że w dobie smartfonów i internetu NIKT nie zrobił choć jednego zdjęcia lub filmiku z całym tym magicznym cyrkiem, który odwala się w EqG jest dla mnie zbyt wielkim naciąganiem fabuły. Cholera, zawsze znajdzie się jeden dzieciak z parciem na sławę, który wrzuciłby coś takiego na YT, albo poleciał z nagraniem do telewizji itp. żeby mieć swoje 5 minut sławy (zwłaszcza, że to się odwala już od 3 filmów). Lubię EqG, a szczególnie Sunset, ale nie jestem w stanie zbudować fabuły na tak dziurawym podłożu, zawsze gdzieś to będzie mnie uwierało.1 point
-
Cassidy - za obecność w dziale, która mimo tego, że ogranicza się do wrzucania świetnych artów1 point
-
Widzę, że zdecydowana większość patrzy na anthro przez pryzmat wielkich zderzaków. W sumie się nie dziwię, patrząc na większość artów i ich zdecydowane ukazanie pewnych części ciała. Nie można jednak zapomnieć, że figura Anthro to coś więcej. Anthro daje ogrom możliwości konstrukcji samej istoty (od kuca łażącego na tylnych nogach, do człowieka z długimi włosami i ogonem). Kwestia tego, co nam potrzeba i co umiemy z tym zrobić. Dlatego, moim zdaniem anthro jest zdatne do wykorzystania i gdybym miał wiaderko czasu, to bym je wykorzystał, albo przeczytał. EG z kolei nieco inny potencjał, który również da się wykorzystać, uzyskując coś ekstra, albo po prostu podmieniając kuce na coś ludzkiego. Wszystko kwestia mienia, lub niemienia pomysłu.1 point
-
@PervKapitan To pierwsze zdjęcie...nadal z niego nie mogę. Tak bardzo ty A w zbożu taka słodka1 point
-
1 point
-
anthro działa moim zdaniem jedynie na artach, nie widzę powodu, aby fanfik miałby być napisany z postaciami anthro.1 point
-
Próbowałem kiedyś obmyślić fabułę do fanfika w świecie EqG. Nie udało się, podstawa fabularna z filmów jest zbyt dziurawa. Jedyna możliwa opcja to napisanie jakiegoś "alternate universe", gdzie np. nie było wielkich magicznych pokazów świateł na oczach całego miasta. Inaczej trzeba baaaardzo solidnego "suspension of disbelief' ze strony czytelnika, jeśli chciałoby się zbudować bardziej złożoną fabułę niż "Dziewczyny spotykają się w domu Pinkie i gadają o seksach itp." Jest jeden całkiem niezły fanfik o EqG, po angielsku, nazywa się "Long Road to Frienship", ma lepsze i gorsze momenty, ale moim zdaniem warto przeczytać.1 point
-
Jasne, tylko prawdę mówiąc niewielka część mojej twórczości oscyluje wokół MLP. Pewnie, że są strażacy piromani, ale od "brudnej roboty" działa przy nas MDP - Młodzieżowa Drużyna Podpalaczy.1 point
-
Cóż, nie zdziwię się, jeśli to jedyny fanfik w świecie EG na tym forum. Albo jeden z niewielu: Drugim jest w zasadzie moje tłumaczenie wariant 2: Mutacje (znajduje się w temacie o Past Sins) Być może powinienem był go gdzieś wrzucić, ale najwyraźniej mi to umknęło. Poprawię to i zaraz wrzucę do tematu z moimi dziełami konkursowymi. Zaś w kwestii samego EG, to motyw z jednej strony ma strasznie niewykorzystany potencjał (i nie mówię tylko o clopach), ale ma też zasadniczy problem, który może spowodować szybkie zmasakrowanie tego tematu (jak to się stało z TCB). Otóż, EG i sam fakt łączenia światów pozostawia olbrzymie pole do popisu i jednocześnie zachęca do wstawiania naprawdę słabych i kiczowatych motywów wykorzystujących portal i magię w świecie ludzi. Niemniej, we wprawnych łapkach, można z tego wykrzesać prawdziwe cuda. Swoją drogą, można by pomyśleć o drobnym crosoverze elementów z EG oraz z TCB. wystarczyłoby poczynić kilka założeń Tak samo mam wrażenie, że motyw Anthro również nie jest w żadnym stopniu wykorzystywany na naszej scenie (poza clopami). jest to też o tyle ciekawe, ze pozwala zachować takie rzeczy jak magię czy skrzydła, a jednocześnie dodaje możliwość zabawy ubiorem postaci, oraz zupełnie inną budową ciała (patrz chociażby palce).1 point
-
Chciałbym bardzo podziękować za jakże miłe komentarze ze strony @Coldwind, @Dolar84 jak i @Ghatorr. Serce mi rośnie jak to czytam. Postaram się by do samego końca poziom nie spadł byście dalej byli zadowoleni. I skoro mowa o podziękowaniach, to mogę jeszcze zrobić to w ten sposób. Prezentuję kolejny rozdział Krwawego Słońca, jak zwykle korektowanego przez Gandzię. Tym razem znowu będzie spokojniej, ale spojrzymy na perspektywę Cesarstwa Nippony i jego dowódców. Jak niedługo odkryjemy, nic nie jest takie oczywiste. Rozdział IX - Gunbatsu Następny rozdział, który będzie miał zaszczytne "X" przy sobie, będzie długim kolosem, nad którym praca trochę mi zajmie. Mimo tego, spróbuję się postarać i nie przesadzać z długością pracy. Jest też wysoce prawdopodobne, że będzie to kolejny rozdział dzielony na dwie części, ale to jeszcze zobaczymy w praktyce. Jak zwykle, nie zapomnijcie o skomentowaniu, poleceniu fanfika innym, podzielenia się spiskowymi teoriami, wrzucenia do Oskarów czy co tam sobie wymarzycie. Pozdrawiam - Verlax1 point
-
Polityka! To co lubię najbardziej! Nie obraziłbym się, gdyby tego typu rozdziałów było dużo więcej. Nareszcie też pojawia się znowu informacja na temat Rainbow Dash - po natłoku bitewnym jaki ostatni nastąpił prawie zapomniałem że tu występuje, i miło było zobaczyć że ten wątek otrzymuje wciąż swoją porcję uwagi i miłości od autora. Do tego plusik za zaprezentowanie pewnej bardzo znanej, dalekowschodniej gry planszowej oraz kilka nawiązań do znanych japońskich seriali.1 point
-
Materiały Biblioteki Twilight już wkrótce Od siebie dodam, że meet bardzo ciepło będę wspominał. Wielki dzięki należą się @sz6sty'emu, jak i reszcie orgów i helperów. Jak zwykle stanęli oni na wysokości zadania, tworząc nam wspaniałą zabawę Niezmiernie miło było się spotkać z ludźmi - a jeszcze milej, osobiście spotkać jednego ze swoich słuchaczy i zamienić kilka słów, JEJ! -i wziąć udział w prelekcji Biblioteki Sunbursta. na której @Midday Shine wraz ze mną i @MasterOfRainbows - mam nadzieję, że dobrze oznaczam Szonszczyka - pokazaliśmy "nasze" - cudzysłów dotyczy mnie, gdyż tłumaczyłem z grupą jedynie MLI - debiutanckie tłumaczenie komiksu "Twilight First Dance", oraz Demo gry "My Little Investigations, autorstwa Equestrian Dreamers... Tego Panelu jednak najprawdopodobniej nie będzie na playliście, gdyż zależy ono od zgody całej ekipy na jego publikacje. Wszystkie inne natomiast, zostaną zaserwowane już wkrótce... Z niecierpliwością czekam na tegoroczne "MLK" i przyszłe meety Krakowskie EDIT: Obiecana playlista Miłego oglądania.1 point
-
1 point
-
1 point
-
1 point
-
I właśnie w tym momencie dochodzimy do kwestii „co człowiek to opinia”. Jeśli miałbym odpowiadać za siebie, sporadyczne (albo nawet nieco częstsze) występowanie jakichś określeń, które były by dla mnie, jak to ująłeś, „odpychające” nie wpłynęło by w znaczący sposób na odbiór dzieła, ponieważ na rzecz odkrywania interesującej fabuły, poznania ciekawych postaci z którymi mogę się utożsamiać, czy też im kibicować w miarę rozwoju wydarzeń, jestem w stanie znieść wiele, nie tylko jakieś określenia, które mnie osobiście nie pasują, ale też sporadyczne błędy ortograficzne. Nie jestem nawet w 100% pewien, czy wydając swoją opinię na temat dzieła jako całości w ogóle bym wspomniał o tychże zgrzytach. Zwyczajnie, wolałbym pisać o tym jak urzekła mnie fabuła i co na miejscu poszczególnych postaci zrobiłbym ja sam. Tak więc, to zależy i ciężko tutaj wyznaczyć granicę. Oczywiście, sprawy wyglądają inaczej, w zależności od długości opowiadania, czy jest to krótka historyjka, czy też może powieść pisana w rozdziałach, a może nawet i cała saga. Jednakże wiem, że każdy posiada inną, że tak to nazwę, „wrażliwość” na te sprawy i owszem, w zależności od człowieka, przytoczony przez Ciebie dylemat może wystąpić i w jego konsekwencji ktoś może sobie darować lekturę. Ktoś może do tego podchodzić tak jak ja, ktoś inny może poczuć delikatny niesmak podczas czytania, jeszcze ktoś może po prostu zamknąć przeglądarkę. Dlatego też, słusznie prawisz, że na pewne pytania nie ma odpowiedzi. Po prostu wszystko zależy od człowieka i jak podchodzi od do wszelakich „kontrowersyjnych” określeń – z dystansem, lub na serio. W tym miejscu pozwolę sobie na napisanie o czymś, o czym zapomniałem ostatnim razem – poza rażącymi i występującymi nagminnie błędami ortograficznymi, bardzo nie podobają mi się braki polskich znaków w zdaniach. To także zabija przyjemność z czytania i zmusza do powrócenia do danego dziełka dopiero po poprawkach. Wciąż, uważam że przekreślanie całości na podstawie kilku słów, czy też po przeczytaniu jedynie początku, bądź też kilku fragmentów, na wyrywki, nie jest w porządku. Można oceniać coś „w częściach”, a można się z opiniami cząstkowymi wstrzymać, do czasu aż autor skończy publikować całość. Naturalnie, wydając finalną opinię i na temat danego dzieła dyskutując, możemy wspominać o tych szczegółach i zgrzytach, ale nie wolno z ich powodu dyskredytować całości, a czasem i autora. Wszak te słowa mogły brzmieć dobrze w jego głowie i komponować się z resztą, tworząc zgrabną całość, taką, jaką sobie zamierzył. Dokładnie. Od siebie dodam tylko tyle, że faktyczne wprowadzenie czegoś takiego niewiele by pomogło, bo wciąż, znaleźli by się tacy, którzy by to ignorowali, tłumacząc, że niby o niczym nie wiedzieli albo zwyczajnie, nie zgadzali się z tym i „buntowali się wobec sztuki”. Oczywiście! Próby przekonania, zwrócenie uwagi na to i owo, sugestie, dyskusje, jak najbardziej, ale nigdy zmuszanie i wywieranie presji, pod groźbą „bo nie będę dalej czytał”, czy też w ekstremalnych przypadkach wyzywanie i poniżanie z powodu rzekomej niewiedzy. To z kolei w żaden sposób nie pomoże komuś w pisaniu i tworzeniu co raz to lepszych dzieł, a wręcz zniechęci. Konflikt wartości i wszelakie wewnętrzne walki dobra rzecz, o ile nie brakuje fabularnej otoczki. Osobiście, nie przepadam za opowiadaniami, które koncentrują się wyłącznie na rozbudowanych przeżyciach wewnętrznych danej postaci (w sensie, od początku do końca). Wolę, gdy jest to przerywnik, lub też gdy stanowi finał, punkt kulminacyjny dzieła. Lubię także, gdy w historię zamieszane są inne postacie, które faktycznie wpływają swymi czynami na dalszy rozwój fabuły i w jakimś stopniu zmieniają głównych bohaterów. Bardzo ciekawym motywem jest także motyw długiej przemiany wewnętrznej, poprzedzonej ważnymi wydarzeniami o których czytamy i podczas których obserwujemy poczynania postaci. Miłym dodatkiem jest też ukazywanie poszczególnych wydarzeń z różnych perspektyw, ale znów, potrzeba tutaj dobrego planu, fabuły i oczywiście czasu. To raczej tematy na dłuższe historie, podzielone na rozdziały. To jest akurat bardzo ciekawy motyw, na podstawie którego można stworzyć naprawdę świetną historię. Nie tylko wartka akcja, wątki polityczne czy też intrygi, ale także i psychika postaci, przemiany wewnętrzne, wspomniane przez Ciebie konflikty wartości, czy też szeroko pojęty tragizm. No i wcale nie musi to mieć jednoznacznego zakończenia. Powiem szczerze, że kilka razy myślałem o próbie napisania czegoś takiego, ale na razie to zawiesiłem, gdyż sądzę, że jeszcze brakuje mi doświadczenia i odpowiednich umiejętności. Kontynuacja „Ponybiusa”, tak jak i część innych moich fanfików cierpi na podobny los, jednakże ja nie piszę dla komentarzy, tylko dla siebie i jak uznam, że chciałbym coś opublikować, to to robię. Kto chce, niech sobie przeczyta i tyle. Oczywiście, ja także ubolewam nad brakami komentarzy, gdyż bez nich trudno jest mi wyciągać wnioski na przyszłość, nie wiem też na co zwracać uwagę przy okazji przyszłego pisania, ale nie mogę nikogo do niczego zmuszać. Zwłaszcza, że sam nie jestem lepszy – czytuję fanowskie opowiadania dość często, ale komentarze zostawiam sporadycznie. Poza tym, jak już pisałem ostatnio, istnieje ogromna grupa osób, które czytają fanfiction, ale nie wypowiadają się na forach. Mała ilość komentarzy, lub też ich całkowity brak nie jest jednoznaczny z tym, że nikt tego nie czyta. Po prostu trzeba być dobrej myśli, pisać i nie załamywać się, bo potem wpada się w szał i pluje jadem na bardziej znane dzieła i ich autorów, zupełnie bezpodstawnie. Nie zgadzam się. Według mnie, w żadnym przypadku nie jest błąd, wręcz przeciwnie, to może być znakomity wstęp do opowiadania, jeśli zostanie dobrze zrealizowany. Przytoczę tutaj wypowiedź Foleya, z którą zgadzam się w 100%... …dodając od siebie, że gdy ja decyduję się na rozpoczęcie od opisu pogody, to robię to po to, by wprowadzić w odpowiedni nastrój, o czym wspominał już Airlick Miłościwy. Często też wyobrażam sobie, jakby to wyglądało w formie filmu. Na przykład: obraz się rozjaśnia, kamera koncentruje się na panoramie jakiegoś miasta. Kolejne ujęcia pod różnymi kątami ukazują uliczki miasta, skupiając się na ulewie (przykładowo), raz po raz obraz rozjaśniają grzmoty. Po jakimś czasie przechodzimy do domku głównego bohatera, po których szybach spływają krople deszczu… Nie wiem czemu, ale mnie to czasami pomaga. Uważam też, że płynne przejścia z opisu pogody, do panujących realiów, potem do nastroi kucyków, na poczynaniach głównego bohatera kończąc, stanowi bardzo dobry wstęp. Głównym problemem jest tutaj właściwe wykonanie czegoś takiego. Aczkolwiek, nawet, jeśli to by się nie udało, nie uznałbym tego za pełnoprawny błąd, raczej za element wpływający negatywnie na pierwsze wrażenie. Nie zgadzam się. Uważam, że jeśli tylko ktoś tak czuje, jak najbardziej może postawić sobie znak równości między wojną a tragedią, jeśli tylko podchodzi do tej tematyki wystarczająco emocjonalnie. Prawdziwa wojna, sama w sobie, zawsze była i zawsze będzie tragedią, zaś opowiadania wojenne – niekoniecznie, to fakt, jednakże znów, wszystko zależy od człowieka. Niektórzy nie potrzebują rozbudowanych opisów i długich rozterek wewnętrznych, by poczuć tragizm postaci, czy sytuacji, niektórym wystarczy sam motyw wojny, nawet, jeśli w zamierzeniu autora miała być ona przede wszystkim pretekstem do naszpikowania dzieła wartką akcją. Wszystko zależy od osobistej interpretacji. To, czy samo męczeństwo jest tragedią czy nie, to też kwestia osobistych sądów i interpretacji. Poza tym, ja bym nie trzymał się tutaj aż tak kurczowo ścieżki wytyczonej przez chociażby przytoczonego przez Ciebie „Króla Edypa”. Pojęcie tragedii, tragiczności, nieszczęścia, to także kwestia umowna i może być przedstawiana na wiele sposobów, a także interpretowana na wiele sposobów. Moim zdaniem trzymanie się „jedynej słusznej drogi” zabija różnorodność i, nazwijmy to, „wielowymiarowość” ukończonych, czy też powstających dzieł. Jak na ironię, najwięcej tragizmu znajduję nie w opowiadaniach z tym tagiem, ale w tych z tagiem [sad], ponieważ wchodząc w skórę postaci i umieszczając siebie na ich miejscu, sam sobie wyobrażam co muszą czuć i dokonuję interpretacji, zastanawiam się nad nimi. I to właśnie sprawia mi więcej satysfakcji z czytania takiego opowiadania, niż jakby wszystko miało zostać podane na srebrnej tacy, maksymalnie wydłużone i rozbudowane. Co za dużo, to niezdrowo. Aczkolwiek… Trudno się z tym nie zgodzić. Wówczas faktycznie, odnajdywanie motywów tragicznych i przeżywanie śmierci bohaterów będzie nadinterpretacją… Strasznie ciężko wytyczyć tutaj granice, po prostu wszystko zależy od człowieka i co siedzi w jego głowie. [slice of Life] to JEST proste, zwyczajne, codzienne życie kucyków, a przyprawione o dodatkowe motywy i opisy przeżyć bohaterów tylko opcjonalnie, a nie z obowiązku. Zresztą, wszystko jest w przytoczonej przez Ciebie definicji, więc tak jakby, trochę sam sobie zaprzeczyłeś… „Slice of Life story IS a simple, few-characters-affected story. It CAN be a minor adventure (…) its objective is to highlight a moment in life (…) It is USUALLY more character-centric and MIGHT involve a deeper look (…)” Widzisz zatem, co to jest, i co tam może być, jako dodatek. Tak więc podstawą jest normalne, codzienne życie i czynności, a skupienie się na bohaterach, przeżyciach i motywach to dodatek a nie najważniejszy element (który wedle definicji występuje "zazwyczaj" a nie "zawsze, bezwarunkowo"). Tak nawiasem mówiąc, tag ten jest bardzo wdzięczny i może znacznie przybliżyć sprawy i problemy kucyków do ludzkich, sprawiając, że możemy się identyfikować z postaciami jeszcze bardziej. Dobry dodatek do dłuższych fików. Co człowiek, to opinia, powtarzam po raz kolejny. Każdy może sobie zinterpretować dany tag jak chce, zwłaszcza, gdy zamierza wprowadzić doń pewne innowacje i uczynić swoje dzieło odróżnialnym od reszty opowiadań o takich samych, lub podobnych tagach (byle tylko nie zapragnął iść za daleko, zmieniając całkowicie znaczenie tagu). Nie ma też odgórnego wymogu, że wszystko ze [slice of Life] musi być „bardziej ambitne i głębokie”, wówczas dzieła spod tego tagu stałyby się podobne i monotonne. To jest właśnie wspaniałe w fanowskiej twórczości, że każdy rozumie pewne kwestie po swojemu, każdy ma swoje pomysły i każdy powinien mieć swoją szansę na zrealizowanie swej koncepcji tak, jak chce. Dzięki temu, mamy wielką różnorodność i z czego wybierać. Zatem, [slice of Life], jako „kawałek życia”, opowiada o codzienności, ale ta codzienność także może być rozumiana na różne sposoby. Wszak inaczej wygląda codzienność prostego chłopa ze wsi, inaczej szlachcica, inaczej koronowanej głowy. Opcjonalne dodatki i kwestiach zastosowania i realizacji to kolejny czynnik, który zwiększa różnorodność. Czego oczekuję sięgając do twórczości fanowskiej pisałem już wcześniej. Jeżeli ty oczekujesz czegoś innego, nie ma sprawy. A ja nie. Dlaczego każdy fanfik koniecznie musi pełnić jakieś funkcje dydaktyczne/ utylitarne/ nieść za sobą jakieś przesłanie? Przecież to także osłabiłoby różnorodność. Moim zdaniem liczy się też walor rozrywkowy, czasem po prostu nie mam ochoty na refleksje i przemyślenia, wolę sobie przeczytać coś od tak, żeby poprawić sobie humor, spędzić jakoś czas, odpocząć, „poprzebywać” z ulubionymi postaciami, lub też poznać nowe. A także, zobaczyć co coś naskrobał z czystej ciekawości. Po prostu. Zaraz, zaraz, czy wówczas nie dochodzimy do wniosku, że takie dzieła spełniają funkcje utylitarną? Wszak są dla mnie pożyteczne… A jednak! Zatem każdy fanfik jest w pewnym stopniu utylitarny, jeśli tylko trafia do swego odbiorcy. Gdy w „Siewczyni niezgody” pisałem „Wypinając pierś i dumnie zadzierając nosa (..)”, miałem na myśli dokładnie to, czyli „ten kawałek z przodu”, a nie ludzkie piersi Moim zdaniem to podobny problem, co dylemat „włosy” czy „grzywa”, czy też „twarz” albo „pyszczek”. Jedno brzmi zbyt „ludzko”, drugie zaś nie zawsze nam pasuje. I bądź tu mądry… Przytoczona przez Ciebie definicja z Wikipedii jest tylko dowodem na to, że ta sama rzecz, choć pojmowana przez różne środowiska podobnie, nigdy nie będzie interpretowana tak samo, co do joty. To się siłą rzeczy musi odbić między innymi na fanowskich tworach. Tak samo, jak ktoś powie, że czwarty „Piątek trzynastego” to ostre gore, ktoś inny może wtenczas pokręcić głową i odesłać swego rozmówcę do drugiego „Topora”. Dlaczego? Po pojmują pewien termin inaczej i mają co do niego inne oczekiwania. Tak jest, bo każdy człowiek jest inny i ma inną mentalność. Generalnie, donoszę wrażenie, że wszystko rozbija się o problem interpretacji i pojmowania znaczeń danych motywów i kwestię trzymania się „domyślnych wytycznych” danych tagów. Cóż, moja myśl jest taka, by na rzecz zróżnicowania twórczości fanowskiej nie narzucać odgórnych wymagań i norm. W ten sposób wszyscy będziemy mieli z czego wybierać i każdy znajdzie coś dla siebie. A jeśli nie, to będzie mógł to stworzyć sam i podzielić się swym tworem z innymi, bez obaw o oskarżenia, jakoby „zgwałcił święte normy i nie potrafi pisać.” Dyskutować, sugerować, ale nie obrzucać siebie błotem. Pozdrawiam i gratuluję tym, którzy przeczytali ten post do końca1 point
-
Moim zdaniem, powoli popadamy w paranoję i szukamy dziury w całym. Ponieważ swego czasu stosowałem słówko „pegazica”, to może zacznę właśnie od tej kwestii. Otóż - trochę żałuję, że (z powodu presji?) przestałem to stosować, bo w mojej głowie słówko to wcale nie brzmi źle, a wręcz przeciwnie. Wypełnia wiele luk i sprawia, że końcowy twór pokrywa się z pierwotną wizją w większym stopniu. Nie widzę wyraźnego powodu, dla którego każdy, bezwarunkowo miałby się go wystrzegać, pomimo faktu, że w języku polskim jako takie nie występuje. Na pytanie „kto je stosuje w swojej twórczości?”, odpowiadam – kto chce. Twórca to twórca, to on coś tworzy i naturalnie, chce, by efekt końcowy był maksymalnie zbliżony do pierwotnego planu, który ukształtował się gdzieś w jego głowie. Tak więc, jeżeli twórca uprze się i napisze „pegazica” lub „jednorożka” (swoją drogą, brzmi podobnie jak „psycholożka”, czy też „socjolożka”), to znaczy, że w jego głowie brzmi to dobrze i nic nam do tego, jako czytelnikom. Wydając swoją opinię możemy wyrazić swoją aprobatę, lub dezaprobatę, ale nigdy nie wolno nam przekreślać całego dzieła z powodu pojedynczych słówek. Wówczas nie będziemy w niczym lepsi od pseudo-recenzentów, którzy oceniają grę po pierwszym poziomie, lub film po pierwszych 10 minutach. Idąc dalej, strasznie nie podoba mi się debatowanie o wyższości „sierści” nad „futrem”, czy też „pyszczka” nad „twarzą”. Znów – pozwólmy innym stworzyć coś po swojemu i nie doszukujmy się błędów tam, gdzie tak na dobrą sprawę ich nie ma. Co człowiek, to opinia, jednym pewne określenia się podobają, innym nie, ale większość, tak naprawdę, ma to w czterech literach. Przypominam, że istnieje liczna, ogromna wręcz grupa osób, która czytuje fanfiction i nie zwraca uwagi na szczegóły, ale też nie wypowiada się na forach. Z tego, co wiele razy miałem okazję zaobserwować, ludzie nawet nie zauważają różnicy między futrem a sierścią, włosami a grzywą, czy też twarzą a pyszczkiem. Zauważają natomiast „rzeżucha” napisane przez dwa „ż”, „żołnierz” napisane przez „sz”, albo „ósemka” przez „u”. Słowem, widzą błędy ortograficzne i interpunkcyjne, a więc elementarne sprawy, jeśli chodzi o pisanie i to właśnie to najbardziej ich razi. Ale się tym nie podzielą, bo po prostu się nie udzielają (w sensie, w Internecie). I myślę, że to tutaj tkwi podstawowy problem, na który powinni być uczulani pisarze. Ortografia, a także inne, równie elementarne kwestie, takie jak akapity, czy zapis dialogów. Sam miałem z tym kiedyś problem i uważam, z perspektywy czasu, że to o wiele ważniejsze, niż to, czy ktoś napisał „pegazica”, czy też „twarz” zamiast „pysk”. Kolejna sprawa – nie zapominajmy, że fanfiction o kucykach opiera się na świecie przedstawionym w kreskówce, gdzie postacie, choć są kucykami, zostały w pewnym stopniu spersonifikowane. Nabrały one cech ludzkich, by można się było łatwiej z nimi identyfikować i postrzegać, właśnie jako ludzi, zamkniętych w ciałach kolorowych koników. Dlatego właśnie kucyki mówią jak ludzie, chwytają kopytami przedmioty jak ludzie, zachowują się jak ludzie i robią inne rzeczy, jak ludzie. To kreskówkowa rzeczywistość i logika, której tworząc fanfiction możemy się trzymać, bądź nie. Odnośnie stosowania słowa „alikorn” – do dziś nie udało mi się do niego przekonać kolegi, który konsekwentnie twierdzi, że to od zawsze była nazwa rogu jednorożca, a nie odrębnego gatunku i że to w serialu został popełniony błąd. Dla niego określenia takie jak „skrzydlaty jednorożec”, czy też, co prawda w ostateczności, ale jednak, „pegazorożec” są poprawne. A przynajmniej bardziej poprawne niż określanie mianem „alikorna” istoty posiadającej zarówno róg jak i skrzydła. I on także czytuje fanowskie historie. Dla niego futro, sierść i umaszczenie, grzywa i włosy, twarz, pysk i pyszczek, to, cytując: „jeden %$#@, przecież wiem o co chodzi”. Osobiście, gdy sięgam po fanowskie opowiadania, oczekuję przede wszystkim ciekawej fabuły, postaci, z którymi będę się mógł zidentyfikować, historii, którą będę mógł w jakimś stopniu „przeżyć”, a także klimatu. Słowem, oczekuję czegoś, co sprawi, że następnego dnia zawalę egzamin albo oleję zajęcia. Jeśli chcę się czegoś dowiedzieć o anatomii konia to sięgam po encyklopedię, a nie po opowiadanie o gadających kucykach. Kończąc, uważam, że w pewnych kwestiach powinno się zostawić twórcom wolną rękę. Neologizmy, czy też specyficzne zabiegi językowe, to wszystko brożka pisarzy. Jeśli ktoś, chcąc zaakcentować płeć danej postaci napisze „pegazica” – nie ma sprawy. Jeśli ktoś uważa, że klacze malują swoje twarze, a nie pyszczki – spoko. Mnie może to się podobać lub nie, ale nie mogę zmuszać kogoś, by pisał pod moje dyktando. Natomiast poprawności ortograficznej, czy też poprawnego zapisu – owszem, jest to coś, czego mogę wymagać. To jest coś, co każdy twórca powinien mieć na względzie, jeśli chce stworzyć dzieło, które ma być traktowane z powagą i czytane ze zrozumieniem (pomijając przypadki, gdy takowe błędy zostają popełnione celowo i nie są efektem niewiedzy, czy też ignorancji). Ja na przykład, gdy widzę, że ort na orcie, otrem pogania, natychmiast tracę zapał do dalszego czytania i zwyczajnie, wolę spróbować czegoś innego. Albo gdy moim oczom ukazuje się ściana tekstu… Albo gdy dialogi zlewają się w akapitami do tego stopnia, że nie potrafię rozróżnić co jest czym… Po prostu nie mogę, nie mogę takiego tworu potraktować poważnie i poświęcić mu wystarczająco dużo czasu. Po poprawkach – owszem. A niech tam! Ja też będę kontrowersyjny – uważam, że takie „klacz z pegazów”, czy też „klacz z jednorożców” to wyjątkowo nietrafione propozycje, które szpecą treść. Dla mnie to po prostu nie brzmi dobrze i w takiej sytuacji, o wiele bardziej wolałbym zaaprobowaną przeze mnie „pegazicę”, czy też praktycznie niestosowaną przeze mnie „klacz pegaza”. Osobiście, „klacz z pegazów” kojarzy mi się z „Ekipą z Warszawy”, albo z „Maćkiem z Klanu”. Geez, „klacz z jednorożca”… :/ X z Y... Aż mi się wykłady z matmy przypominają... Sami widzicie, wszystko jest kwestią umowy i osobistych preferencji pisarza/ czytelnika. I nie ma co na siłę ustalać jakichś norm. Uważam, że opowiadania należy pisać przede wszystkim dla siebie, na zasadzie „mam świetny pomysł/ mam w głowie historię, muszę to napisać”, a nie ”muszę wszystko pozmieniać, bo mnie pojadą”. Dlatego też, cenię sobie odwagę twórców w kreowaniu własnego klimatu, czy też tworzeniu i stosowaniu neologizmów, czy też różnorakich zabiegów, by coś sponyfikować i jednocześnie uczynić zrozumiałym po polsku. Twórca tworzy po swojemu, jeśli chce, dzieli się tym z innymi, a końcowy twór może mi się to podobać lub nie – i tyle. Na nikogo nie będę naciskał, bo „to czy tamto jest złe, za to będę strzelał”. Gdyby ktoś nie zauważył – wszystkie powyższe słowa to tylko i wyłącznie moje zdanie, z którym możecie się zgodzić lub nie, a nie prawda objawiona. Pamiętajcie o tym. Pozdrawiam!1 point
-
Sierść bezwzglęgnie. Nawet w serialu jest pokazane, że kuce mają sierść (Snips i Snails zlepiają się żujgumą, po "odklejeniu" nie mają sierści i włosia na ogonach)... A, i wara mi golić kucom ogony do gołego zadu! Włosie ogona wyrasta z przedłużonego odcinka kręgosłupa (nazwijmy to "ogonem właściwym"), nie prosto z zadu!1 point
-
Jaki jest inny argument (poza tym, że to nie występuje w języku polskim) który permanentnie zakazuje używania tej formy?1 point
-
Tu się zgodzę. Ileż razy zarywałem nockę, bo z "a, machnę stronę" robił mi się nagle translatorski maraton, bo po prostu tekst mi wyjątkowo spasował. I zgadzam się z Foley'em, "Nightmare Moon" jako imię powinno się zostawić w spokoju. Można by ewentualnie dorobić ową "Nocną Zmorę" jako coś w rodzaju aliasu, którym kucyki określają też tą postać i używać zamiennie (na zasadzie nazywania Voldemorta przez śmierciożerców [swoją drogą, to też zabawny tworek] "Czarnym Panem"). Z imion jedyne, jakie po polsku brzmi naprawdę dobrze wg. mnie to "Drżypłoszka".1 point
-
Stosuję tylko i wyłącznie alicorn. Co do "Nocnej Zmary"... Nightmare Moon brzmi stokroć lepiej. Poza tym, to imię! Nie wiem jak inni, ale ja imienia bym nigdy nie przetłumaczył. By wychodziły kwiatki typu "Różowe Ciastko podbiega do Rarytas"1 point
-
Twoja wypowiedź, Fire Sky dała mi inspirację na zwrócenie uwagi na kolejną rzecz, która powoduje u mnie natychmiastowe plucie jadem. "Pegazorożce" - za to (i wiele innych tłumaczeń) najchętniej wysyłałbym na Syberię, bez prawa powrotu. Skoro mamy całkiem ładną nazwę "Alicorn" to dlaczego jej nie używać? Nawet ewentualne spolszczenie do "alikorn" nie brzmi tak fatalnie jak "pegazorożec". Nie wiem skąd ludziom się to wzięło...1 point
-
Świetnie, bo już się martwiłem, że TPWS zostało kolejną martwą organizacją Tutaj od razu przypomniała mi się scena z posłańcem królewskim z jednej z części Wiedźmina, który to jest opisywany przez kilka stron (na końcu ginie, zastrzelony przez elfa), a jego postać ma jedynie za zadanie dostarczyć kilku informacji czytelnikowi na temat sytuacji politycznej. I to właśnie ciekawe wykorzystanie - ową sytuację możnaby przedstawić "na sucho", poprzez zwykły opis, ale Sapkowski wybrał taką formę, która jest o wiele ciekawsza.1 point
-
Co daje opowiadaniu popularność? Przede wszystkim to, że jest dobrze napisane - tu nie ma że boli (nie, nie powiem czym są żebole!), wysoki poziom musi być. Niestety to nie wszystko. Renoma - jeżeli masz wyrobioną dobrą renomę wśród ludzi, to sięgną po opowiadania widząc nick lubianego autora - dokładnie tak jak powiedział to Foley. Ale nie pisząc nie jesteś w stanie wyrobić sobie takiej renomy. Wniosek? Trzeba pisać i mieć nadzieję Znajomi - fakt, możesz mieć X ludzi, którzy Ci skomentują opowiadanie, jednak to prowadzi do tak zwanego fanbojostwa (nie znoszę tego). Wbrew pozorom, coś takiego może potencjalnego czytelnika odstraszyć, a nie przyciągnać. Tak, wiem... ludzie są dziwni. Marketing - prawda jest taka, że dobra reklama nigdy nie zaszkodziła żadnemu opowiadaniu. Czy to rozmowa o nim na SB, czy wspomnienie go w innym poście, czy też jego recenzja w Brohoofie lub MANEzette - to naprawdę doskonale wpływa na popularność o czym przekonał się Alberich, gdy jego słynne "Zegary" po recenzji powróciły na top zainteresowania (nie żeby potrzebowały reklamy - teksty tego autora bronią się same). Choć nie jest to rzecz niezbędna, to na pewno przydatna. Odnoszę się teraz do podniesionego tematu Cupcakes i.... tego drugiego. Cupcakes zdobyło popularność przez róznego rodzaju filmiki i parodie, które często-gęsto pojawiały się na YouTube. Śmiem twierdzić, że bez tego popularność tegoż opowiadania byłaby znacznie mniejsze. A "SAM"? To powinno zostać wypalone ogniem i żelazem z internetu, a jego autor umieszczony w zakładzie zamkniętym. Dożywotnio i bez prawa zwolnienia. Sugerowałbym wręcz leczenie elektrowstrząsami. Tak na wszelki wypadek.1 point
-
Co do opisów śmierci- czasem mam ochoty na pełne patosu opisy, a innym razem wolę szast, prast i po bólu. W końcu taka Cadance może mieć odrąbaną głowę w przeciągu ułamka sekundy. Nawet nie zdąży zauważyć, że umiera, może nie stoczyć żadnej epickiej walki. Po prostu może mieć pecha. Chyba najbardziej lubię, kiedy w opowiadaniach pojawiają się oba rodzaje scen umierania. Tak na zasadzie kontrastu.1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00