Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 05/09/18 we wszystkich miejscach

  1. Decaded sugeruje, że Twój OCek jest kiepski, a wręcz jest typowym rakowym OCkiem. A tak prosto z mostu, ale nieco przyjaźniej: 1. Na tym obrazku nic nie widać. Fajnie, że rysujesz, ale może nie rób zdjęć kalkulatorem, zadbaj o ostrość i żeby to jakoś wyglądało. No i może lepiej póki co zleć komuś rysowanie tego OCka, bo to wygląda jak zmutowany kaktus. 2. Opis OCka rozwiń i napisz na forum. Tak będzie wygodniej, estetyczniej i lepiej. 3. Z imienia i historii, to kolejny sztampowy zły OCek, który czuje się pokrzywdzony, nie lubi księżniczek i w ogóle. Ja akurat nie jestem przeciwna czarnym OCkom, OCkom alikornom, ani nawet mhrocznym imionom (o ile nie brzmią jak sir Adolf Hoofler Deathmaster), ale niech to ma ręce i nogi oraz odrobinę oryginalności. No, dopracuj ten opis, rozwiń to jakoś. A "Dark Reaper" dla większości użytkowników forum brzmi śmiesznie. Bo w sumie brzmi. I jeśli tworzy się tego typu rzeczy, to dobrze wiedzieć o kontrowersjach oraz o tym, że pewne motywy budzą śmieszność, więc należy używać ich świadomie.
    4 points
  2. Space Opera – w ogóle nie moja bajka. Jedyne co ja mam wspólnego z kosmosem to Gradius, Ikaruga, takie tam. Jednocześnie widzę wśród tagów [Komedia], a mając na swoim koncie przeczytanego „Tańczącego z Herbatnikami”, spodziewałem się raczej poważnej komedii, jako iż styl Malvagio wydaje się być stworzony idealnie dla rzeczy wielkich, podniosłych, monumentalnych, a niekoniecznie komediowych, czy dyktowanych sytą dozą losowości. Również, jak dokonuję szybkiego bilansu przeczytanych tekstów, sam autor chętnie podejmuje tematy poważne, odnajduje się w tym doskonale. Jak zatem wyszło mu przy „Ciekawych dniach”? Ile opowiadanie ma wspólnego z innymi utworami autora, a co wprowadza do ogółu jego twórczości? Przekonajmy się. Ostrzegam przed możliwymi spoilerami zdradzającymi szczegóły fabularne! Pomysł i fabuła W zasadzie wszystko opiera się na prostym jak parasol założeniu – jest bohaterka, która wypełnia misję, a która samodzielnie nie jest w stanie uciec przed pościgiem. Tu wkraczają pozostali bohaterowie, co nakręca kosmiczne tournee oraz mniej lub bardziej losowe perypetie. Całość zwieńczona jest sympatycznym zakończeniem. Jest to opowiadanie konkursowe, toteż, chociaż to zapewne nowsza wersja, obarczone było pewnymi ograniczeniami, niemniej wykreowany wewnątrz świat wypada dosyć prosto, zwięźle. Z całą pewnością autor mógłby dowolnie to rozszerzyć i stworzyć obszerne, masywne uniwersum, zatem wszelkie furtki pozostają otwarte. Tutaj przyjdzie nam się spotkać ze snekami, kosmicznymi piratami oraz... goframi. Prawdziwymi, equestriańskimi goframi To oczywiście nie wszystko, chociaż są to te elementy które zapadają w pamięci najbardziej. Generalnie, każdy sub-wątek, czy część świata mają odpowiednio dużo czasu aby zabłysnąć i pokazać się, urozmaicając nam wędrówkę przez kosmos. Nic nie jest wrzucone na siłę, żadnych skrótów, żadnych przeskoków (swego czasu wypowiadałem się odnośnie, w mojej ocenie, „nagłego” zakończenia innego fanfika, do którego jeszcze się odniosę). Realizacja pomysłu odbyła się zatem bez najmniejszych choćby zgrzytów, co jest bardzo satysfakcjonujące. Opisy są w pełni wystarczające i dostatecznie plastyczne aby z grubsza wyobrazić sobie scenerię, ruchy postaci, niekiedy wręcz słychać jak robot trzeszczy i szumi, jak lamia syczy, czy też jak coś stuka o blachy, jak pracują silniki. Znakomicie. Absolutnie niczego nie brakuje na tym polu, gratuluję! Postacie, znajome twarze Tutaj przestrzegę raz jeszcze przed spoilerami, aczkolwiek nie wiem, czy autor celowo otoczył niektóre kucyki pewną warstwą tajemnicy, mając na celu późniejsze ujawnienie ich imion, znaczenia. Przyznam, że tak czy inaczej, poczułem się lekko zaskoczony, kiedy na końcu okazało się, że główną bohaterką przez cały czas była Trixie Lulamoon XXXI, kolejna przedstawicielka dumnego, wspaniałego rodu! Chociaż można się było tego spodziewać. Dlaczego? Opowiadanie zdecydowanie ma więcej wspólnego z „Tańczącym z Herbatnikami” niż można się tego spodziewać. To nie tylko tag, to nie tylko do pewnego stopnia podobne zagrania fabularne (motyw podróżowania i ujawnienie czarodziejki na końcu, motyw poszukiwania czegoś). Również nie obecność (tym razem znacznie bardziej satysfakcjonująca) Trixie. Poza nią mamy samego Diamond Spadesa, który chociaż wcale nie musi być dokładnie tą samą osobą, to jednak zachowuje się, podchodzi do życia dokładnie tak jak w „Tańczącym z Herbatnikami”, co uważam za zdecydowanie mocny punkt opowiadania. Lubię tę postać, a w „Ciekawych dniach” wypadł nawet lepiej, niż w „Tańczącym z herbatnikami”. Po prostu. To jego rola w historii, jego interakcje z Trixie, także Blessed Fatem oraz innymi postaciami, jego historia z wilczymi piratami, a także finalna, prawdziwa profesja jaką się para. Wszystko naraz po prostu lepiej do mnie trafia i pozostawia w głowie zdecydowanie więcej wspomnień. Co cieszy, główne postacie wyrastają ponad przeciętność, odróżniają się, są bardzo, ale to bardzo barwne, sympatyczne, przyjemne w odbiorze, ich losy śledzi się z niemałym zainteresowaniem. W sumie, nie wiem na ile kwalifikuje się to na pełnoprawną postać, ale w pamięci zapadł również towarzyszący bohaterom, trzeszczący i lagujący robot, a kapitan Khan Deez, chociaż słyszymy go tylko przez radio, daje się zapamiętać, w roli takiego quasi-antagonisty sprawdza się dobrze. Każdy aspekt ich kreacji wydaje się być dopracowany i przemyślany od samego początku, co również dopełnia treści i wypada satysfakcjonująco. Zdecydowanie pochwalam to, że w opowiadaniu znalazł się Diamond Spades, Trixie. Widzę to jako powiązanie z uniwersum autora, z „Tańczącym z Herbatnikami”, po prostu czuje się, że to ta sama, jedna bajka i zastanawiam się, czy przynajmniej te dwa fanfiki dzieją się w ramach jednej osi fabularnej? A może wszystkie opowiadania Malvagio są kanoniczne dla jego świata, w którym opisuje historie? Klimat, ile w tym komedii Z niekrytą przyjemnością stwierdzam, że pod względem lekkości atmosfery, odpowiadającej przyjętym tagom, jest tu zdecydowanie lepiej, niż w wielokrotnie przywoływanym „Tańczącym z Herbatnikami”. Komedia ma się tutaj lepiej, wyraziściej, całość czyta się wartko i przyjemnie. Doskonale jest widzieć, jak dokonuje się postęp i jak autor coraz śmielej porusza się w różnych tagach, wykraczając coraz dalej i dalej. Podoba mi się klimat tego opowiadania. Wprawdzie zaczyna się już w trakcie pewnej akcji i nic nie zwiastuje żadnej rewelacji, jako że wprowadzenie wypada dosyć rzemieślniczo, jednakże natychmiast jak bohaterka umyka zagrożeniu, jak trafia na stację gdzie oczekuje gwiazdobusa, który, ależ oczywiście, nie przylatuje, natychmiast pobudzona zostaje ciekawość, nakręcamy się na przygodę, która rozkręca się sprawnie i nie pozwala się oderwać do samego końca. Jasne, nie jest to randomowe, komediowe do granic możliwości, powiedziałbym, że jest to komedia przygodowa pisana elegancko, schludnie. Nie jak z tektury, nie sztywno, ale właśnie tak ze smaczkiem, ale nie przesadnym kunsztem, selekcjonowaniem ekstrawaganckich określeń, co by znów nie nadać zbytniej powagi komedii. W tym sensie jest to nietuzinkowe. Generalnie jest to kolejny mocny aspekt opowiadania, kolejny dowód na dopracowanie oraz wysokie standardy autora. Jak również jego ewoluujący styl. Ogółem jest to opowiadanie godne polecenia. W mojej opinii, chociaż nie interesuję się Space Operami, wypada lepiej jako komedia, niźli „Tańczący z Herbartnikami”. Jako kucykowy fanfik może i wypada troszkę słabiej, więc ostatecznie... No, jednak „Ciekawe dni” postawię nieco wyżej od „Tańczącego z Herbatnikami”. Istotnie, był to ciekawy fanfik Pozdrawiam!
    3 points
  3. Na wstępie przyznam się, że długość opowiadania mnie zaskoczyła, tak troszeczkę. Sądziłem, że to będzie krótsze, a tutaj proszę, dostaliśmy sytą porcję dnia i nocy z życia młodej Twilight, z czasów kiedy Harmonia, czy alikornikacja były pojęciami totalnie abstrakcyjnymi, a uczucie Shining Armora i Cadance dopiero się rozwijało. Interesujący punkt na osi czasu do opowiedzenia historii o lawie Jakość tłumaczenia spełnia wszelkie oczekiwania, zachowany został sympatyczny, serialowy klimat, opowiadana historia jest prosta i przez to potężna. Wiadomo, siła tkwi w prostocie. I w wysokiej jakości przekładzie To było prawie jak oficjalny short, czy też odcinek/ kawałek odcinka, tak doskonale oddany jest nastrój. Opowiadanie ma polot, trudno się od niego oderwać. Kreacje postaci są przesympatyczne, a opisy plastyczne, toteż bez problemu można sobie wyobrazić to jako pełnoprawną animację. Podobały mi się dialogi, ale najbardziej pomysły Twilight na przemierzenie dystansu nie korzystając z podłogi, ale właściwie to wszystkie innego co się nawinie. Uśmiechałem się, zdecydowanie był to gwóźdź programu. Takiego zakończenia się nie spodziewałem, ale było satysfakcjonujące. W mojej opinii pozostało otwarte, widziałbym jedną możliwość na ciąg dalszy i dokończenie tego shortu. Ale wtedy pewnie już nie byłby shortem. No, ale tak czy owak, bardzo przyjemny przerywnik, nie brakuje mu znanej z kreskówki atmosfery, postacie zostały dobrane i oddane bardzo umiejętnie, każda wypada sympatycznie. Tłumaczenie, jak już zdążyliśmy się przyzwyczaić przy innych okazjach, stoi na wysokim poziomie. Polecam rzucić okiem na polską wersję tegoż tytułu. Bardzo dobry przerywnik, który zostaje w głowie i przybliża nam tę klasyczną kreskówkową atmosferę, która, jak mniemam, oryginalnie przyciągnęła nas do tej tematyki. Plus parę innych rzeczy. Pozdrawiam!
    3 points
  4. Oto "objawienie" fandomu Krótkie filmiki z prostą grafiką i głosami z modulatorów, które jednak idealnie podsumowują dotychczasowe odcinki sezonu ósmego. *** OD.1 i 2 OD.3 OD.4 OD.5 OD.6 OD.7 OD.8 OD.9 OD.10 OD.11 OD.12 OD.13 OD.14 OD.15 OD.16 OD.17 OD.18 OD.19 OD.20 OD.21 OD.22 OD.23 OD.24 OD.25,26
    2 points
  5. Trzy nowiutkie arciki w tym portret do ,,Długo i zawsze szczęśliwie" Autorstwa Elizabeth Eden i Magusa ^^
    2 points
  6. Przeczytałem niniejsze tłumaczenie jakiś czas temu. Ogólnie rzecz biorąc, wykonano dobrą i solidną robotę, gdyż historyjka jest lekka, płynna i przyjemna, nie wymaga wiele czasu, ani niczego specjalnego, by móc się nacieszyć, o każdej porze dnia i nocy. Brzmi po prostu dobrze i naturalnie Chociaż ciężko się cokolwiek więcej rozpisać z uwagi na gabaryty tekstu, muszę przyznać, że w pewnym napięciu oczekiwałem na wyprowadzenie wzoru, który to wzór doprowadził Twilight to tytułowej konkluzji. I kiedy owe wyprowadzenie nadeszło... Kurczę, mała jest genialna. Jest w tym jakaś głębsza logika Poza tym, bardzo ładne, zwięzłe opisy, przełożone godnie, przesympatyczne kreacje postaci, łagodny przebieg akcji. Warto zerknąć, przeczytać, uśmiechnąć się pod nosem z podsumowania oraz zachowania Twilight. W ogóle, klimat jest tutaj serialowy, klasyczny, niewinny. Podoba mi się. Polecam ogółem. Dlaczego nie? Pozdrawiam!
    2 points
  7. Witam was ponownie moi kochani czytelnicy. Dziś chcę wam zaprezentować moje najnowsze opowiadanie, które wygrało ostatnią edycję specjalną Konkursu Literackiego. Buch i para w ruch Tradycyjnie już zapraszam do przeczytania i skomentowania.
    2 points
  8. No cóż, to było dosyć... Krótkie. Ale całkiem sympatyczne. Trochę tekstu, chwila poczytania, powiedziałbym, że nawiązania do tematu konkursowego były dosyć skromne. Rzekłbym wręcz, że gdyby nie informacja o minionym konkursie literackim zapewne nie domyśliłbym się, że to w ten sposób w ogóle doszło do powstania niniejszego opowiadania. Prędzej pomyślałbym, że była to spontaniczna zajawka, takie tam W sumie, motyw, że z jednego drzewa powstaje jedna wykałaczka przypomniał mi pewien odcinek „Tabalugi” - był tam bóbr, który z jednego ściętego drzewa robił jeden patyczek do lodów i była mega chryja, bo zanim bohaterowie zorientowali się co jest grane to chyba pół doliny wycięli. Ale skupiając się na tekście, to realizuje on dobrane tagi po prostu poprawnie. Żadnych szczególnie innowacyjnych pomysłów, lecz nie można powiedzieć, że historyjka jest odgrzewanym kotletem. Momentami jest zabawna, została napisana poprawnie, język jest prosty, przystępny. Dosyć groteskowe zakończenie, lubię je. I to chyba tyle. Potencjał na coś więcej jest zawsze, ale to już raczej po prostu dla historii osadzonej w steampunkowych realiach. Jeżeli macie chwilę wolnego czasu można zajrzeć, z ciekawości. Ot, krótkie, niezobowiązujące opowiadanko.
    2 points
  9. Opowiadanie krótkie, dosyć smutne, ale w swoich brzmieniach również refleksyjne z uwagi na to, że może ono być rozpatrywane jako komentarz do obecnej rzeczywistości i sytuacji na świecie, myślę, że można się pokusić nawet o stwierdzenie, że jest to pewna alegoria, ale również zapytanie o przyszłość i dla kogo będzie to przyszłość. Tekst ma już trochę lat, ale pozostaje aktualny do dzisiaj. W sumie, motywy przemijania, bezradności wobec gnającego naprzód świata i tego, że najczęściej nie jest to świat jakiego byśmy dla siebie chcieli, wszystko to jest dosyć uniwersalne, ponadczasowe. Autor rozprawił się z tym bezbłędnie. Druga rzecz to to jak wiele udało się opowiedzieć na przestrzeni zaledwie trzech stron (w ogóle, pojawiło się całkiem sporo różnych istot). Myślę, że umożliwiła to zwięzłość i staranna selekcja wyłącznie tych najważniejszych faktów z pozostawieniem szczegółów wyobraźni czytelnika. Narracja pierwszoosobowa spełnia swoje zadanie, nie tylko czujemy się z osobą mówiąca bardziej związani, ale śledzenie zmieniającego się świata z tejże perspektywy pomaga w budowaniu dosadnego wydźwięku, iż zmiany są nieuniknione, najczęściej nie mamy na nic istotnego wpływu i możemy jedynie bezradnie czekać, obserwować, łudząc się, że za moment nie obudzimy się jako ostatni ze swego gatunku, czy kręgu kulturowego. Co dodatkowo nastraja to fakt, że większość z tego jest nieodwracalna i pozostaje jedynie przyjąć to jako nieuniknione. O stylu nie można powiedzieć niczego złego. Słowa są dobrane bez zarzutu, zadbano o właściwą kompozycję, brzmienie. Tekst czyta się sprawnie, bezstresowo, wiele z niego zostaje w głowie i chociaż owszem, jest pewien niedosyt, gdyż możliwości na dłuższą, obszerniejszą historię są przeogromne, to jednak dzięki temu jak wiele pozostaje wyobraźni, bardzo szybko dopisujemy sobie w myślach poszczególne scenariusze, budując coś więcej na fundamencie w postaci niniejszego opowiadania. Zatem kolejna ważna zaleta – opowiadanie pobudza wyobraźnię, nie daje o sobie prędko zapomnieć. Ogólnie myślę, że jest to tekst godny polecenia, wydaje mi się również, że ma wielki potencjał, a już na pewno potrafi zainspirować, zadziałać jako bodziec dla innych twórców. Sprawdźcie sami!
    2 points
  10. Witam. Tekst pochodzi z drugiej edycji "pod gradobiciem fików". Historia w nim zawarta opowiada o grupie przyjaciół, którym jeden dzień wywrócił życie do góry nogami. Drzewo genealogiczne (konkursowe) Wersja rozszerzona zawiera niemal wszystkie dialogi, jakie początkowo miały być w tej przeznaczonej na konkurs, jednak przez narzucone limity nie mogły znaleźć się w tekście, a także kilka opisów zostało zmienionych względem wersji konkursowej. Drzewo genealogiczne (rozszerzone) Życzę wszystkim miłej lektury
    1 point
  11. tłumaczenie: Niklas korekta: Gandzia prereading: Amolek oryginał: Caliaponia Co ma począć mała klaczka, gdy jej ulubiona opiekunka się spóźnia, Najlepszy Braciszek na Świecie zachowuje się dziwnie, a cały dom wypełnia rozżarzona magma? Podłoga to lawa * * * Notka odautorska: Oto zatem powracam do ficotwórczego świata, mam nadzieję, że nie był to jedynie jednorazowy wybryk. Niemniej jednak, pora się uderzyć w pierś. To tłumaczenie powinno powstać dawno temu. Przyznam, że lekko oniemiałem, gdy zobaczyłem, datę ostatniej modyfikacji pliku - lipiec 2016. Cieszę się jednak, że mogłem doprowadzić ten projekt do końca. Opowiadanie wybrałem ze względu na jego lekki i przyjemny klimat. Przypomina też dawne dobre czasy, gdy byliśmy dzieciakami i również wymyślaliśmy sobie równie niestworzone i majestatyczne opowieści. Życzę więc przyjemnego czytania i mam nadzieję, że pomimo przerwy, nie wypadłem za bardzo z wprawy.
    1 point
  12. Królewskie Archiwa Canterlotu powracają z kolejnym tłumaczeniem! Tym razem zajęliśmy się fanfikiem pt. "Friendship = Evil", autorstwa PaulAsarana. Wszyscy wiemy, że zanim została Księżniczką Przyjaźni, Twilight przebyła długą drogę... ale zapewne nikt nie spodziewał się, jak odległa od tego była teoria, którą wysnuła jako mała klaczka. Jak ujął to twórca opowiadania: Cały personel w zamku Canterlot wie, że gdy siedmioletnia Twilight Sparkle ma jakiś problem, właściwą reakcją jest „niech Celestia się tym zajmie”. Ale tym razem? Uczennica Celestii wymyśliła dość niespodziewaną teorię. Tak, z tym trzeba coś zrobić. ***** kopia na Dysku Google (komentowanie włączone) kopia na Archive Of Our Own Autor: PaulAsaran Tłumaczenie: Midday Shine Korekta: @Reedman_PL i @Lyokoheros Prereading: @WierzbaGames Okładka jest fragmentem arta pt. Young Twilight tries Dark Magic, autorstwa mysticalphy. Specjalne podziękowania kieruję do Lyokoherosa, który doradzał mi przy pisaniu tego posta.
    1 point
  13. Przez dłuższy czas (jakieś 2,5 miesiąca, lekko licząc) w Królewskich Archiwach Canterlotu skupialiśmy się na wypuszczaniu kolejnych części jednego projektu ("Nocnego tańca", tak dokładniej) – a zatem czas to zmienić. Mamy przyjemność zaprezentować tłumaczenie "Najcieplejszej gwiazdy zimy" (oryg. The Warmest Star of Winter), autorstwa Deathscara; tym bardziej, że astronomiczna zima jeszcze się nie skończyła. Jak podpowiada okładka, utwór skupia się na Sunset Shimmer, która powróciwszy do Equestrii, musi stawić czoła swojej przeszłości. Księżniczka Luna, która kiedyś sama przez to przeszła, stara się jej w tym pomóc. Opis od autora: Odkąd wróciła do Equestrii, Sunset nie może spać. I oto spędza kolejną bezsenną noc, stojąc na balkonie, szukając w gwiazdach czegoś, czego nie potrafi odnaleźć. Tym razem jednak z gwiazd spogląda na nią zatroskana księżniczka Luna. Być może wspólnymi siłami zdołają odkryć źródło problemów Sunset. Tłumaczenie: @Reedman_PL Korekta: KamikDwa (spoza forume, chyba że zbieżność jest nieprzypadkowa) oraz moi Prereading: @Zandi Okładka narysowana przez pink-puff jako komisz dla autora. Linki: kopia na Googlach kopia na AO3
    1 point
  14. Apokalipsa niekoniecznie musi nastąpić z dnia na dzień... Początek końca Konkurs się zakończył i ktoś mógł to poprawić, więc oddaję opowiadanie szerszemu gronu. W przyszłości planuję użyć tego jako swoistego prologu do czegoś większego. Dziękuję Gandzi za korektę!
    1 point
  15. Zrobiłem własnego swojego OC'a i myślę że się wam spodoba taki OC: A tu jego opis:
    1 point
  16. Z ostatniej chwili! Wredna Szóstka napadła na pociąg! Tylko u nas! Kupujcie Manehattan Tribiutte! Tylko u nas szczegóły napadu! Jedyne pół bita za garść świeżych informacji! Kupujcie! Tylko u nas co zdarzyło się w pociągu do canterlotu! 11:45 do Canterlotu Mane six (anthro) w wersji wyjętych spod prawa bandytek, rodem z dzikiego zachodu. Koncept tak szalony, ze sam się zastanawiałem, czy ma sens. Ale spróbowałem i teraz zachęcam do lektury.
    1 point
  17. Hej, przedstawiam opowiadanie, które zajęło w konkursie space operowym drugie miejsce... no cóż, z dwóch, heh. Konkurencja była zacięta, co poradzić? Minęło już sporo czasu od mojej ostatniej komedii, a muszę przyznać, że pisanie takich lżejszych rzeczy jest całkiem odświeżające, powinienem robić to częściej. Może nawet uda mi się rozwinąć tego fika w serię? Czas pokaże. Ad rem! Tytuł: Ciekawe dni Tagi: [Oneshot], [Komedia], [Space Opera], [Przygoda] Obrazek okładkowy: (myślę, że dobrze oddaje ducha całości, choć Muffinka w fiku nie występuje) Link: https://docs.google.com/document/d/1rKnSUU9ODACpGV34g9jgOaVwu4ppRdC-4K-1RQE9lKI/edit Opis: Jeden mały skok dla kucyka... i jego reperkusje. Życzę miłej lektury.
    1 point
  18. Albo jest to genialny troll, albo znowu coś nie wyszło.
    1 point
  19. Ledwo to czytelne... Zostawię to tutaj:
    1 point
  20. Powróciłem do „Opowieści Żałobnego Miasta” z nieopisanym apetytem na nowe rewelacje, nowe przygody, nowe, zaskakujące i nietuzinkowe elementy świata, a to wszystko w mordeczowym, charakterystycznym stylu. Zamierzałem rozpocząć od ostatniego punktu kontrolnego, jednak okazało się, że do opowiadań z cyklu „Miasta Duchów” nie ma dostępu. Co się okazało – jedyne opowiadanie jakie jest dostępne to „Katedra świętego”, zatem siłą rzeczy, choć niechętnie, ominąłem pięć poprzednich opowiadań z powodu odmowy dostępu i zacząłem czytać właśnie „Katedrę”. Hej, ale serio, poproszę do dostęp, co się dzieje się? xD Przede wszystkim, jako kwestie kluczowe, w pamięci zapadły mi dwie rzeczy. Pierwsza z nich to udzielający się przez większość tekstu religijny smaczek, co przejawia się w opisach struktur, opisach zwyczajów oraz stojącej za zachowaniem poszczególnych postaci porcji historii oraz ogólnie pojętego światopoglądu. Pojawiają się symbole religijne, różnice w poglądach oraz wizji przyszłości, podejścia do obywateli. Generalnie jest to dialog Blindnessa oraz Posta, bardzo ciekawa rzecz. Rzecz druga to naprawdę klimatyczne, barwne i wartko się czytające opisy, czy to scenerii i podejmowanych akcji „w realu”, czy też wizji jakiej doświadczył Blindness podczas medytacji. To właśnie w tym fragmencie, moim zdaniem, umiejętności autora w pełni rozwijają skrzydła, gdyż opowiadaniu udziela się akcja, fantastyka, jest to również swego rodzaju kontynuacja dialogu Blindnessa i Posta, wzbogacona właśnie o rozmaite, symboliczne wydarzenia. Co cieszy, nawiązuje to w jakimś stopniu do tematu przewodniego Mojego Małego Fanfika, z okazji którego powstała „Katedra świętego”, czyli Celestii wypędzającej Nightmare Moon. Jest to również kolejny religijny smaczek, oczywiście w sensie przedstawionego świata oraz jego kosmologii. Jeżeli chodzi o rozwinięcie Nenji, całego mordeczowego świata, opowiadanie wnosi tutaj zaskakująco wiele. Odniesienia oraz fakty na jakie powołują się obie strony przybliżają nam, czytelnikom, historię świata, dają pojęcie o panujących w różnych społecznościach nastrojach, co służy poszerzeniu wykreowanego przez autora uniwersum. Opowiadanie wciąga, jest, w porównaniu do poprzednich części, dosyć przystępne, jego klimat zdecydowanie jest bliższy kucykom niż miało to miejsce chociażby w „Półsmoku”. Albo! Albo wydaje mi się, że jest taka możliwość, im więcej opowiadań się czyta, im dalej się brnie, tym bardziej do tejże rzeczywistości adoptuje się czytelnik, tym lepsza seria się staje. Dlaczego tak uważam? Ano dlatego, że im więcej „Opowieści Żałobnego Miasta” czytam, tym bardziej mi się podoba. Poniżej więcej na ten temat. Exodus Nawet nie wiem od czego tu zacząć. Powiecie – od „Gry”, przecież to pierwsze opowiadanie z tego mini-cyklu. Jasne, tylko że również w tym wypadku ciężko wybrać jakąś jedną rzecz, o którą mógłbym zaczepić niniejszy wywód. Generalnie, opowiadania to było tym momentem, w którym zdałem sobie sprawę dlaczego kreacje poszczególnych bohaterów mogą wydawać się niesatysfakcjonujące, czy mało rozwinięte. Otóż autor nie poszedł w swojej serii w charaktery, ale w budowę świata właśnie. I na tym etapie staje się to iście imponujące – multum skupionych w jednym mieście społeczności z własną historią oraz przeznaczeniem, motyw rywalizacji między nimi, również jako następstwo wielkiej polityki, ale także przeróżne elementy warstwy technologicznej, co w „Grze” urasta do rangi naprawdę wciągającego, czerpiącego z różnych dzieł science-fiction, na czele z ożywieniem ciała i uczynieniem z niego programowalnego istnienia, sterowanego przez głównego bohatera – Hessa. Opisy zadowalają, satysfakcjonują i są całkiem przystępne. Chociaż przedstawiony świat, podejmowane wątki czy ogólny klimat wciąż mogą okazać się ciężkostrawne dla osób nie lubujących się w użytych tagach. Niemniej poprzednie odcinki winny oswoić czytelnika ze światem wykreowanym przez Mordecza, zatem nie jest to już to samo doświadczenie co na początku przygody z „Opowieściami Żałobnego Miasta”. Muszę przyznać, że przemówiła do mnie postać Hessa, w ogóle, strasznie mi się podobało to jak wiele uwagi poświęcono umiejętnościom Podmieńców, wyjaśnieniom co do tego jak one działają, a co to oznacza dla ich społeczności (najwyraźniej również mocno podzielonej), w ogóle, ilość detali, odnośnie używanej przez mieszkańców technologii, różnych zawodów, cały ten sub-plot z żywnością, mięsem, wszystko to w stosunkowo krótkim czasie jeszcze bardziej rozbudowuje wszelakie warstwy przedstawionego świata – kulturę tam panującą, stosunki między różnymi społecznościami, a także fakty z niedalekiej przeszłości, które ukształtowały czas, w którym rozegrała się akcja „Gry”. Szczególnie spodobał mi się opis przygotowywania półmechanicznego kucyka, zastępowanie kolejnych jego części ciała komponentami mechanicznymi i elektronicznymi, a także dokładne opisy tego jak on działa, co Hess musi jeszcze poprawić, skąd się to wszystko bierze. W sumie, widziałbym to jako pewne nawiązanie do potwora Frankensteina. Znowu – tak samo zresztą jak we fragmencie z sędziwym już Agentem gdzie wokół latały elektroniczne komary o różnokolorowych oczach – ilość detali, naturalność ich wprowadzania oraz to, że wszystkie wydają się potrzebne, gdyż każdy dodaje coś od siebie, jest to imponujące. Każdy jeden element okazuje się mniej lub bardziej istotny dla historii oraz kreacji świata. Jednocześnie odkrywanie tychże detali, składanie tego i przykładanie do właściwej akcji, jest to interesujące doświadczenie, które skutecznie trzyma czytelnika przy opowiadaniu, pobudza jego uwagę. Tempo akcji jest dobrane bezbłędnie, przez większość czasu dominują jednak elementy obyczajowe, mozolne budowanie świata, wykładanie o panującej tam kulturze, stosunkach między społecznościami. Kolejne opowiadanie, czyli „Beatrycze”. Chociaż opowiadanie nie urzekło mnie tak jak „Gra”, znów mamy okazje zobaczyć jak mieszkańcy i mieszkanki wypełniają swoje potrzeby kulturowe, jak to wygląda prosto z widowni, a jakie jest prawdziwe znaczenie tego, co pozornie wydaje się zwyczajnym spektaklem operowym. Zmyślnie zamaskowana intryga, nasze pojęcie o możliwościach podmieńczej rasy oraz znaczeniu ich społeczności zostaje poszerzone. Jest to również, jak się okazuje, prequel do „Gry”, ponieważ wyjaśnione zostaje nieco dokładniej kim jest Hess i jakie jest jego zadanie. Co szczególnie mnie cieszy, detale z poprzedniego opowiadania w tym kontekście znacząco zyskują na swoim znaczeniu. Dlatego właśnie odnoszę wrażenie, że im dalej brnę w historię, tym bardziej pochłania mnie świat Mordecza, tym bardziej wszystko to mi się podoba, gdyż na moich oczach fabuła się uwielowarstwia, świat nieustannie się rozszerza, a w tle pojawia się coraz więcej i więcej. Powracając na moment do poprzedniej historii, „Gry”, na końcu, w podsumowaniu, pojawili się Racy Breath oraz Ojciec Narodów, znani doskonale z poprzednich odcinków historii. Bardzo miły akcent, umacnia przekonanie i wrażenie, że te opowiadania razem tworzą coś dużo większego niż na pierwszy rzut oka się wydaje. Gabarytami „Śniadania w stylu nenjijskim” byłem dosyć zaskoczony, samo opowiadanie okazuje się takim suplementem od całości, kolejnym opisem świata, wchodzącym nieco głębiej w życie mieszkańców oraz, w gruncie rzeczy, dosyć ponurą rzeczywistość, obfitującą w brud, smród, nieporządek i brak perspektyw. Znów pragnę pochwalić opisy, dobór słownictwa oraz kompozycję – wyszło zwięźle, wyszło dobitnie, wyszło po prostu dobrze. Chociaż to tylko dwie strony tekstu, uważam to za istotny dodatek do całości kreacji Nenji. Zdecydowanie polecam zagłębienie się w "Opowieści Żałobnego Miasta", danie temu cyklowi nie jednej, ale kilka szans, gdyż początkowo rzeczywiście brzmi jak coś trudnego do przełknięcia, lecz z czasem oswajamy się z tą rzeczywistością, zaczynamy coraz bardziej doceniać zawartość oraz ciekawić się ciągiem dalszym i co jeszcze zaprezentuje nam autor. O ile do tej pory opowiadania z mini cyklu "Miasta Duchów" nie będą znów dostępne, przy kolejnej okazji zajmę się mini cyklem "Demon Stróż" Pozdrawiam!
    1 point
  21. Parę słów offtopu przed przeczytaniem: Teraz konkretnie. Opowiadanie dotyczy perypetii jednorożna zwanego Tense Heart. Jego losy zostają związane nie tylko z okolicznymi przyjaciółmi, rodziną oraz nauką w Canterlocie, ale także i zapomnianą siłą, którą zgłębia w słusznym dla niego celu, a tą jest nieubłagany i niedościgniony czas. W międzyczasie następuję obrót niespodziewanych wydarzeń, które zmuszą ogiera do podjęcia podróży i zgłębienia ów siły, która będzie miała wpływ na losy Equestrii, a może nawet i całego wszechświata. Prolog i Rozdział 1: Krytyka mile widziana .
    1 point
  22. No, no, no... Muszę przyznać, że zostałem tutaj mile zaskoczony. Próbowałem sobie odgadnąć cóż to takiego będzie i generalnie za wiele nie odgadłem. Owszem, zaledwie jedenaście stron, pozostaje niemały niedosyt, ale również apetyt na więcej, na rozwinięcie historii. Zwłaszcza, że tagi prezentują się zachęcająco, potencjał jest. Co moim zdaniem stanowi (na obecnym etapie) główny atut opowiadania to jego opisy. Zostały one napisane bardzo ładnie, lekkim językiem, są one plastyczne, pozwalają na łatwe wyobrażenie sobie scenerii, a te zmieniają się, jak na jedenaście stron, całkiem sprawnie. Tajemniczy prolog akurat tutaj wiele nie pokazuje, ale już po chwili mamy doskonale znane Ponyville (z podziałem na ogólny opis, rynek, główny plac itp.) , wnętrze domostwa Tense Hearta (opisanych zostało kilka pomieszczeń oraz innych rzeczy), skwer na skraju miasta, dodatkowo z czasem przechodzimy z wieczoru do nocy. Jak to się mówi, „system dnia i nocy” Czytając rozdział po prostu łagodnie płyniemy sobie od lokacji do lokacji, obserwując rzeczywistość wokół głównego bohatera. Nie da się o nim za wiele powiedzieć, gdyż autor zdecydowanie poszedł w budowę otaczającego go świata, aniżeli budowę jego charakteru. Wiemy na razie tyle, że jest adeptem szkoły magii i ma znajomych w Ponyville. Wśród nich są znane nam doskonale postacie. I jednorożec ten prowadzi jakieś badania, których wynikami jednak się nie dzieli. Jest zatem tajemniczy, chociaż po końcówce można się domyślać, że również i wrażliwy. Zdecydowanie ma jakiś cel. I chociaż nie jest to aż tak wiele, to jednak jestem pod wrażeniem tego jak zgrabnie udało się wpleść te elementy w treść i jak dobrze wszystko to ze sobą współgra, budując solidny fundament pod dłuższą, spójną historię. Niestety, tekst jest obarczony kilkoma mankamentami. Co się zdarza sporadycznie (czy wręcz dwukrotnie, ale jest to dosyć jaskrawy przykład), mieszają się czasy, jak np. tutaj: „Nagle ktoś zapukał do drzwi. Tense szybko odwrócił wzrok w kierunku drzwi. Zdziwił się, gdyż jest środek nocy, a listonosz o takiej porze listów nie roznosi. Z zaciekawieniem podszedł do drzwi i lekko je uchylił.” Możliwe, że została zjedzona jedna literka, ale sugestie w dokumencie są wyłączone, więc za bardzo nie mam jak samemu temu zaradzić, więc zwracam uwagę. Natomiast, w przykładzie poniżej z całą pewnością nie chodzi o brak literki, czy przeoczenie: „Była dopiero 2 w nocy. O tej porze wszyscy już śpią w Ponyville. Przez głowę przeszła mu myśl, aby (...)” Konsekwentnie byłoby używać w narracji czasu przeszłego, non stop. Zdarzają się również potknięcia, takie jak: „Uważasz, że sama mogłam bym uwolnić się od wpływu Nightmare Moon?” Wystarczyłoby „mogłabym”. W ogóle, zapis dialogowy należałoby poprawić, gdyż, klasycznie dosyć, dywizy przeplatają się z półpauzami, niekiedy na końcu zdań zostają kropki, podczas kiedy powinny być tam nieobecne. Nie sposób tego wszystkiego wypisać (aczkolwiek dialogów nie było znowu tak wiele, zdecydowanie dominują opisy), znacznie wygodniej byłoby po prostu umożliwić sugerowanie, czy też znaleźć sobie pre-readera W ogóle, zdarzają się jeszcze takie sformułowania jak: "Zostawmy dom Tense'a za sobą i pójdźmy za głównym bohaterem." No hej, to są teksty dla opiniodawców i recenzentów, narrator, w tym konkretnym przypadku, powinien jednak posługiwać się innymi frazami Tak czy owak, jest to ciekawy kawałek tekstu, dosyć solidny fundament pod coś znacznie większego, jest apetyt na dalsze rozdziały, zdecydowanie. Zalety w mojej opinii przeważają nad pewnymi uchybieniami. Podobało mi się, toteż zachęcam do wznowienia prac nad tymże opowiadaniem. Pozdrawiam!
    1 point
  23. Zgodzę się z mym przedmówcą, że opowiadanie ma bardzo kabaretowy wydźwięk, jakkolwiek jej zwieńczenie zahacza o czarną komedię. Ale tylko o tę mikroskopijną odrobinę, no i wedle mojego dziwnego wyczucia. Przede wszystkim, podobały mi się dialogi oraz kolejne teorie spiskowe, które w opowiadaniu zostały przedstawione oraz uzasadnione w taki sposób, że w sumie czytelnik ma wrażenie „w tym szaleństwie jest metoda”. Rozumiecie, takie „o kurczę”, że coś w tym musi być Niekiedy wydało mnie się to całkiem błyskotliwe, ale przede wszystkim właśnie kabaretowe. Absolutnie mogłem to sobie wyobrazić, odegrane na scenie, przez występujących aktorów, komików. Opisy są, nie budzą ani szczególnego zachwytu, ani bardziej negatywnych odczuć, po prostu pełnią swoją rolę, dając nam pojęcie co jest dookoła, jak to wygląda. Generalnie, z tego co widzę, opowiadanie w swojej rozszerzonej wersji posiada więcej dialogów, a więc i więcej mniej lub bardziej absurdalnych teorii czym tak naprawdę są drzewa. Widzę tez kilka extra opisów, bardziej pod koniec historyjki. Muszę przyznać, że takie jej zwieńczenie pobudza wyobraźnię i zwraca uwagę na rzecz, która wydaje się dosyć creepy. Mianowicie co jeśli wcześniej były już kucyki, które skapnęły się, że być może cała przyroda to spisek? Co jeśli każde takie drzewko to zmieniony innym razem kucyk? Ile drzew jest w drzewach? Ile z tego to kucyki? A może rzeczy opisane w opowiadaniu to jedynie wierzchołek góry lodowej? Ale generalnie, pomysł był dobry, wykonanie zupełnie w porządku, myślę, że warto rzucić okiem na ten kawałek tekstu oraz porównać obie wersje. Jest to historia nieco abstrakcyjna, o zabarwieniu komediowym, nie wymaga od nas jakichś szczególnych pokładów wolnego czasu. Po prostu, można rzucić okiem
    1 point
  24. A ja jestem ciekaw dalszego tłumaczenia, gdyż udało mi się to przeczytać w oryginale. I, choć rozumiem ideę jaka przyświeca autorowi, to ilość rozdziałów jest nieco absurdalna. No, ale nie przybyłem tu mówić o oryginale, tylko mieć nadzieję, że tłumacz utrzyma poziom swojej wersji.
    1 point
  25. <dźwięk kisnącego Ghatorra>
    1 point
  26. Fanfik będzie omawiany jutro o 20 w Klubie Konesera Polskiego Fanfika. Zapraszamy do lektury i na dyskusję!
    1 point
  27. TokoKami loveslove INowISeeI
    1 point
  28. Kilka stalkerskich fotek z ostatniej wyprawy do Zony Poznańskich Zakładów Naprawy Taboru Kolejowego
    1 point
  29. Nazwa jest bardziej robocza, bo nie mogłem wymyślić nic ciekawszego. Jedyny tytuł który mi pasował już jest zajęty. Jeśli zobaczycie jakieś błędy lub niedomówienia, albo macie pomysły dotyczące zmiany czegoś piszcie w komentarzach, albowiem mam zamiar wydać poprawioną edycję. O czym jest fanfic? Zdradzę tylko że o dosyć nietypowej grupie towarzyszy. A reszta wyjaśni się do 5-6 rozdziału. Albo później. Prolog Rozdział I Rozdział II Rozdział III Rozdział IV Rozdział V Rozdział VI Rozdział VII Rozdział VIII W ramach promocji u Victusa! Link do tematu na FGE gratis.
    1 point
  30. Osioł w wielkim mieście (fragment Demona Stróża; praca pisana z myślą o Moim Małym Fanfiku) Aktualizacja: pozbyłem się kolejności powstawania, a zamiast tego dałem notkę informującą, jakiego tekstu należy się w najbliższej przyszłości spodziewać. Ponadto trochę przetasowałem teksty, ładując m.in. Sadyzm do kolejnej namiastki nazwanej Demonem Stróżem. Pozdrawiam
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...