Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 05/08/17 we wszystkich miejscach

  1. Doczekaliście się. Wyniki pojawiają się zdecydowanie później niż miałem nadzieję, ale niestety różne czynniki wpłynęły na tak długi okres oceny. Nie bez znaczenia była ilość tekstów - aż 50! Były krótkie, więc przeczytanie ich nie stanowiło aż takiego problemu ale już napisanie tych mini-recenzji... powiedzmy, że łatwe i przyjemne to nie było. No ale dosyć narzekania, czas na nieco konstruktywnych treści. Po pierwsze - poziom konkursu był bardzo wysoki. Jeżeli dobrze pamiętam nie pojawiła się ocena niższa niż 3, a może nawet niż 4. To rzadkość. Po drugie - tylko jedna osoba (Pantofelek Abominacji) zaniechała sprawdzenia u mnie długości fanfików i przekroczyła limit, co poskutkowało dyskwalifikacją. Szkoda w sumie że aż jedna. Po trzecie - byłem świadkiem najlepszego debiutu w historii konkursów, połączonego ze zwycięstwem całości - takich rzeczy chciałbym widzieć więcej! Po czwarte - inne debiuty także były bardzo dobre. Nie jestem pewny czy Zodiak całkowicie podziela moje zdanie w punktach 3 i 4, ale taki już los odmiennego gustu sędziów Dosyć gadania - czas na podium! I miejsce zajmuje Karlik II miejsce zajmuje Cahan III miejsce zajmuje Falconek Serdecznie gratulujemy tryumfatorce, oraz wszystkim pozostałym uczestnikom. Oczywiście dajemy Wam możliwość spojrzenia na te przeklęte, czasochłonne i ogólnie wredne mini-recenzje. Moje znajdziecie tutaj. Zodiaka tutaj. Tradycyjnie wymienię również opowiadania, które w tej edycji wywarły na mnie największe wrażenie. Jedno należy do Suna - "Zaświadczenie A-38" to prawdziwa perła nabijania się z biurokracji. Drugim jest "Ostatni Dzień" Karlik, które jest po prostu najlepsze w tej edycji. Na koniec dodam, iż ta edycja Gradobicia to w przewidywalnej przyszłości ostatni konkurs który organizuje/w którym sędziuje. Zwyczajnie muszę odpocząć, zregenerować siły i potrzebuję też czasu na domknięcie kilku innych projektów (choćby remanentu działu), więc przerwa może potrwać i kilka miesięcy. Nie oznacza to oczywiście całkowitego zaniku konkursów literackich - każdy kto chciałby taki zorganizować może się do mnie zgłosić z propozycją - jeszcze nikomu nie odmówiłem. Ba! Nawet jeżeli ktoś chciałby przejąć Gradobicie na jedną-dwie edycje, to jestem skłonny się zgodzić, z tym że tutaj wymagam dwójki jurorów (i uzyskania również zgody Zodiaka). Tak więc piszcie i organizujcie To by było na tyle. Raz jeszcze serdecznie gratuluję wszystkim uczestnikom. I do zobaczenia na następnych konkursach!
    9 points
  2. Wydałeś 13 rozdziałów i mówisz, że to za mało, by ocenić fanfik? Kiedy zaczynasz jeść kanapkę i po 10 gryzach smakuje ona kupą, to jesz dalej, bo może jednak jeszcze zrobi się lepsza? Ok ;] Poza tym, nikt ci nie mówi, żebyś nie pisał - po prostu ludzie w tym dziale zwracają uwagę na wymienione przez komentujących problemy i nikt nie da ci taryfy ulgowej tylko dlatego, że "a moim znajomym się to podobuje". Od siebie mogę powiedzieć - pisz dalej, ale popraw choć kilka z opisanych wyżej problemów, na przykład znajdź sobie korektora który zadba o stronę techniczną fika, samo to już bardzo poprawi odczucia czytelników.
    6 points
  3. Przeczytane. Po przeczytaniu jakże... khem... nietypowego opisu fanfika spodziewałem się typowego opowiadania "pirackiego", z pojedynkami, bitwami morskimi i innymi klasycznymi w tym gatunku motywami. To, co dostałem, to... cóż. Niby właśnie to, tylko pozbawione jakości. Teraz zacznę swój wykład na temat tego, co poszło nie tak. Zanim jednak zaczniemy, praca domowa dla autora (autorów?) – zapoznać się z materiałem poglądowym, by wiedzieć, jak powinno się tworzyć opowieść o piratach. Zalecam dwukrotne obejrzenie Piratów z Karaibów, części 1-3 – za pierwszym razem dla przyjemności, za drugim, by podpatrzeć dobre rozwiązania. Już wróciłeś? Świetnie. Zacznijmy zatem nietypowo, bo od bohaterów. W "Orłach Mórz" mamy dwie postacie główne – Polaka-1 i Polaka-2. Różnią się tym, że jeden jest kapitanem i ma kaftan +40 kg udźwigu – swoją drogą, polecam autorowi, by w ramach eksperymentu pobiegał sobie dzień czy dwa z plecakiem wypchanym czterdziestoma kilogramami czegokolwiek, oczywiście bez zdejmowania tegoż plecaka – a drugi jest jego zastępcą. I... tyle. Jasne, niby mamy parę mniejszych różnic, na przykład jeden teoretycznie nawija gwarą śląską, ale w zasadzie występują one tak rzadko, że po prostu się o nich zapomina. Nawet fakt, że jeden jest bronym, a drugi wręcz przeciwnie, nie ma żadnego przełożenia na fabułę, na dialogi, na stosunek Polaka-1 (?) do księżniczek, po prostu na nic. Na dodatek ci dwaj są OP ścierwami, co to poradzą sobie ze wszystkim. No bo popatrzmy – dwóch mechaników w wieku 20 lat, jakimś cudem okazują się świetnymi nawigatorami, potrafią obsługiwać dowolny rodzaj broni palnej, bez zadyszki biegają z cekaemami w łapach, są świetnymi szermierzami, potrafią kilka dni kopać podkop bez jedzenia i snu, do tego czego nie ugotują, to jest to smaczne... Pokonają każdego, potrafią wygnać Lunę ze snu, no i przede wszystkim są sprytniejsi od każdego mieszkańca Equestrii. Aha, i potrafią przepić każdego. Czytelnik przestaje interesować się ich przygodami, bo wie, że i tak nic im nie grozi. Nie zapominajmy też o załodze Żelaznego Orła. O tych można powiedzieć tyle, że są. Z nimi mamy ten sam problem, co z Polakiem-1 i Polakiem-2, tylko gorzej, bo dostają mniej czasu antenowego. Jedynym wyjątkiem jest Lola, której poświęcono nieco więcej miejsca... tylko po to, by ją zabić. W jednym z pierwszych rozdziałów. Aha. Mamy ich equestriańskich sojuszników. Twilight najwyraźniej zapadła na ciężki przypadek syndromu sztokholmskiego – swoich ludzkich przyjaciół broni niczym niepodległości, i to mimo ich ewidentnej winy, w końcu zatopienie 4/5 eskadry Equestrii, zaatakowanie randomowej jednostki, "bo nas zobaczyli", czy ogólne piracenie to nie są drobne wykroczenia, które skończą się mandatem. Z kolei Celestia i Luna są tu tak nieporadne, że aż dziwię się, jakim cudem panują od tysiąca lat. – Ej, siostra, zróbmy kolonię karną na wyspie! – Dobry pomysł! I otoczymy ją takim diablo wielkim tajfunem! – I ten diablo wielki tajfun będzie cały czas krążył wokół jednego punktu! Każdy marynarz, wybudzony w środku nocy, będzie mógł powiedzieć, gdzie ten diablo wielki tajfun i ta wyspa są! – Super! Zróbmy to! *1000 lat później* – Siostra... – Co? – Zgubiłyśmy wyspę i diablo wielki tajfun. Żaden marynarz nie wie, gdzie są. – ... – Co z tym robimy? – Nic. Wracaj banany jeść. Tę ich nieporadność najbardziej widać w momencie, gdy udało im się uwięzić Polaka-1 i Polaka-2. Zamiast przeszukać ich, zabrać im ubrania, powiesić w klatce gdzieś między chmurami albo walnąć w nich zaklęciem, dawały się ogrywać jak głupie. Prawdę mówiąc, problem rozciąga się na praktycznie wszystkich Equestrian – marynarzy, strażników więziennych, oficerów etc. Czym byłaby opowieść przygodowa bez charakterystycznych villainów? ... Pewnie nadal opowieścią przygodową, ale nie zmienia to faktu, że dobry złoczyńca znacznie poprawia odbiór fanfika (książki, filmu, komiksu, gry, niepotrzebne skreślić). W Piratach z Karaibów 2-3 mieliśmy na przykład Davy'ego Jonesa – przeklętego kapitana Latającego Holendra, który wyciął sobie serce i ukrył je, by nie odczuwać więcej ludzkich emocji. Przy okazji zapewnił sobie nieśmiertelność, bo zabić go można tylko gdy przebije się mu serce. On i jego potworna załoga bez wytchnienia ścigają protagonistów PzK, samym wyglądem wzbudzając strach u bohaterów i respekt u widza. A kto jest villainem "Orłów Mórz"? Jelenie. Czworonogi pływające okrętami, które nie mogą nawet zadrasnąć jednostki dwóch Polaków-bliźniaków i które padają jak muchy. Ba, żadnego jelenia nie poznajemy bliżej, robią tu za złoczyńcę zbiorowego. Pozwólcie, że to podsumuję. PzK – Davy Jones OM – jelenie Davy Jones Jelenie Czy wspomniałem już, że nasz Pan Ośmiornicogłowy potrafi przywołać krakena? W pewnym momencie w "Orłach Mórz" pojawia się drugi złoczyńca – sam... Mefistofeles. Znaczy nie no, szanuję za próbę dodania wątku nadnaturalnego, demona, który swą mocą kontrowałby możliwości Polaka-1 i Polaka-2, niestety, nie wyszło. Złoczyńca pojawia się dosyć późno i bez zapowiedzi, a o jego wcześniejszych wyczynach dowiadujemy się jeszcze później. Ponadto przy całej swojej potędze ma jedną wadę – przepędzić go może... modlitwa. Nie, serio. W horrorze typu "Egzorcysta" może by przeszło, ale w opowiadaniu przygodowym? Na dodatek, poza ostatnim wyczynem, nasz demoniczny kolega niewiele robi. Ot, chwilę pogada, czasem "poza ekranem" zabije kilku randomów, stosując sztuczki rodem z tanich horrorów typu gore, po czym ucieknie, przegnany przez modlitwę albo anioła, który pojawia się jak jakiś Deus es machina. Jak na razie – zmarnowany potencjał. (No i skoro to opowiadanie pirackie, to spodziewam się piekielnego imba galeonu). W zasadzie jedynym godnym uwagi złoczyńcą, co prawda małego kalibru, jest yandere-smoczyca – ale tylko przez to, że główni bohaterowie są Garymi Stu do sześcianu. Każda postać, która samym pojawieniem się wywołuje u nich panikę, ma u mnie plus. Poza nią, brakuje tutaj prawdziwych villainów na tyle potężnych, by stanowić wyzwanie i jednocześnie na tyle słabych, by przeżycie spotkania z nimi nie wymagało interwencji sił wyższych. Cała historia aż prosiła się o, nie wiem, piekielny imba galeon? Złowrogiego admirała... heh... jeleni z IQ większym niż u ziemniaka (czytaj – sprytniejszego niż reszta postaci w uniwersum), potrafiącego wykorzystać przewagę liczebną i znajomość lokalnych wód? Czy choćby króla-polityka, którego ulubionym zajęciem byłoby napuszczanie na siebie wrogów i doprowadzanie do sytuacji, w której zawsze wygrywa? Tyle możliwości... Więc może fabuła jest dobra? Hehe, nie. Fabuła jest dziurawa jak sito. Ot, choćby sprawa statku, którym rozbijają się Polacy-klony. Jednostka zbudowana na zlecenie tajemniczego miliardera w Polsce (czemu akurat tam?), uzbrojona niczym przeciętna korweta (co rodzi dodatkowe problemy, o czym niżej), może być pilotowana przez dwóch dwudziestoletnich mechaników, których stocznia dorzuciła w gratisie zamiast odświeżaczy powietrza, jest wyposażona w broń palną dla całej kompanii, ma żagle, silnik działający na wszystko, magazyny, w których można zmieścić roczny zapas żywności dla przeciętnej afrykańskiej wsi i więcej schowków niż na Sokole Milenium. ... Naprawdę nie widzisz, że w tym opisie coś jest nie tak? Nawet osiągi tej jednostki wzięto z kosmosu. Obecnie tylko najszybsze jednostki morskie osiągają 60 węzłów. Istnieją co prawda plany stworzenia okrętu naddźwiękowego, ale po pierwsze – tylko plany, które traktowałbym raczej jako srogie sci-fi, po drugie zaś – dotyczą one okrętów podwodnych, gdzie teoretycznie jest to możliwe. Natomiast sprawdziłem i faktycznie – w XX wieku zdarzały się uzbrojone statki cywilne, jednak zdarzało się to głównie przed wojnami światowymi i w obu przypadkach było to ograniczone. Przede wszystkim nikt nie budował statków z zamontowanym uzbrojeniem i amunicją, te dodawano później, za wiedzą i zgodą marynarki wojennej. Niekiedy taki statek był dozbrajany do tego stopnia, że stawał się krążownikiem pomocniczym, jednak i te nie dostawały uzbrojenia "fabrycznie" w stoczni. Ponadto obsługę dział stanowili marynarze marynarki wojennej, a o fakcie uzbrojenia – faktycznego lub możliwego – informowano publicznie (taki RMS Lusitania – statek powstał z myślą o możliwym przerobieniu go na krążownik pomocniczy, ale z pomysłu zrezygnowano. Mimo to jeszcze na początku I wojny światowej figurował na liście brytyjskich krążowników pomocniczych). Obecnie nikt normalny nie uzbroi statku w cokolwiek bardziej śmiercionośnego od armatki wodnej, odradza się też uzbrajania załóg w karabiny i pistolety w myśl zasady, że w razie buntu uzbrojony marynarz zabije więcej ludzi niż nieuzbrojony. Zatem – kto i dlaczego kazał zbudować Żelaznego Orła oraz jakim cudem nikt się tego nie czepił? Po co tam załoga licząca 200 osób, skoro tak naprawdę potrzeba kilkudziesięciu? Po co komu żagle, skoro mamy silnik działający na wszystko – i jak działa ten silnik? Na te i wiele innych pytań odpowiedzi nie ma i pewnie nie będzie. Reszta fabuły też taka jest. Ciągle dostajemy Deus ex Machina i boskie interwencje, bo tak/bo wplątaliśmy bohaterów w sytuację bez wyjścia i imperatyw fabularny musi ich ratować. Dziury fabularne są tu tak powszechne, że bardziej się już chyba nie da. Sceny komediowe miały być zabawne w kreskówkowy sposób, niestety, zamiast śmieszyć, męczą swą głupotą, vide ucieczka z więzienia. No i najważniejsze, o czym już wspomniałem – tak naprawdę bohaterom nigdy nic nie grozi. Swoją drogą, działania bohaterów to też ciężki przypadek – absolutnie nie da się zrozumieć, co nimi kieruje. Znaleźli się w obcym świecie, gdzie pewnie każdy ma w garażu pancernik Yamato, a mięso ludzi jest równie popularne jak u nas skrzydełka z KFC? Spoko, zacznijmy zatapiać i rabować ich statki. Władczynie lokalnego mocarstwa wysłały za nami flotę, bo porwaliśmy ich ulubienicę – z którą się zakumplowaliśmy do tego stopnia, że możemy razem konie kraść? Nie wyjaśniajmy sytuacji, wyrzućmy porwaną gdzieś z dala od cywilizacji i idźmy zatopić ścigającą nas flotę. Takich kretynizmów – bo inaczej tego nazwać nie można – jest tutaj sporo. O wiele za dużo, jak na mój gust. No dobra, to może strona techniczna jest dobra? ... Nie. Strona techniczna kuleje, tak samo jak kulałby facet, któremu odcięto obie nogi. Imię Spike'a było przekręcane chyba na wszystkie możliwe sposoby, to samo z Celestią. Interpunkcja chciała załapać się do fanfika, ale wykupiła bilet na Titanica i nie przeżyła podróży. Stylistyka przypomina momentami pijacki bełkot, a rozmaitych literówek, powtórzeń i innych potknięć jest tu tyle, że można się o nie zabić. Nazwy statków/okrętów zawsze zapisujemy dużymi literami (ORP Grom), gdyż są to nazwy własne – tymczasem w fanfiku ta zasada uwzględniana jest chyba tylko wtedy, gdy ręka autora przypadkiem wcisnęła shift w czasie pisania. No i najważniejsze – dialogi zapisujemy od półpauzy albo pauzy. Nie wiem, kto ci nagadał, że dwa dywizy -- to poprawny zapis dialogowy, ale jak się dowiem, kto był taki mądry, to go śmiechem zabiję. No dobra, to chyba tyle. Fanfik oceniam na... Halo, Gandzia, a zalety? No tak, zalety. Podoba mi się koncepcja fanfika o piratach, jako że w polskim fandomie tego (jeszcze) nie widziałem. Gdyby przysiąść nad nim, zamiast pisać na hurra (na "'ARRR!"?), dopracować wątki, bohaterów i villainów, wyszedłby kawał niezłego opowiadania. Wtedy wybaczyłbym nawet fakt, że protagoniści walczą fregatą z XXI wieku z galeonami rodem z Karaibów, o ile autor zrobiłby wcześniej odpowiedni "risercz" i dorzucił bohaterom kilka innych problemów, jak choćby najbardziej prozaiczny – gdzie znaleźć więcej amunicji? I tenże tego... Jesteś pewien, że chcesz do tego dorzucać wątki religijne w takiej formie, w jakiej są teraz? Z doświadczenia wiem, że z reguły to nie jest najlepszy pomysł. Fanfik oceniam na 1+. W jakiejkolwiek skali, gdzie jedynka jest najgorszą możliwą oceną. Ten plusik za yandere smoczycę.
    6 points
  4. Witajcie! Smutny wasz (Wasz) świat zostaje z każdym dniem coraz bardziej poszarzany przez monotonne formy, które nie muszą być przez was (Was) przestrzegane, ale trzymanie się ich jest tym, czego oczekuje się od autorów, nieprawdaż? Z braku okazji, a może z tej jednej przyczyny, postanowiłam założyć nowy konkurs. Tematem przewodnim jest przesłanie piosenki Weird Ala Yankovica: Everything You Know is Wrong! Wyzwólcie się z okowów gąbrowiczowskiej gęby i wyjdźcie z Okopów Świętej Trójcy! Napiszcie co wam (Wam) w duszy gra, wierszem lub też nie i pokażcie, że można inaczej! Przecież nie każda historia kończy się dobrze, nie każdy musi przetrwać do samego końca, nie każda wędrówka jest przygodą, a nie każda nudna czynność... musi być nudna! A oto nie-regulamin konkursu, z którym tak-trzeba się zaznajomić: 1. Dobrze by było, gdyby praca łamała zasady, wychodziła poza granice, miażdżyła konwencje: pokaż, jak można sprzeciwić się mainstreamowym formom wypowiedzi, przebiegowi fabuły, perspektywie czy językowi. Dowolna dowolność! 2. Tylko, no niestety, nie udało mi się dogadać, żadnych treści gore/clop. 3. Ale hej, wszelkie inne tagi jak najbardziej akceptowalne i dowolne! 4. Najlepiej żeby praca była opublikowana na dysku google, zaś zgłoszenia fajnie by były dokonywane poprzez zamieszczanie do nich linków w komentarzu. 5. Nie róbcie więcej, niż dwie prace, dobrze? 6. I najlepiej, żeby mieściły się w granicy od 1 do 1683 słów. Licząc poprzez Google Docs. 7. Najważniejsze jednak, żeby opowiadanie miało swoisty sens - niech to nie będzie zlepek losowych sformułowań, niech to będzie miało jakieś ręce i nogi, mogą nawet i być ukryte! 8. Dobrze by było opublikować pracę przed 1.06.2017 godz. 0:02 bo potem po prostu nie będę jej brał pod uwagę. 9. Jurą jest Kinro, tak że gramatyka też się liczy przy wyniku końcowym. 11. Nie ma dziesiątej zasady i nigdy nie będzie. Oprócz tego dodam, że będzie można otrzymać dodatkowe punkty w trakcie trwania konkursu. W jaki sposób? Powiem tylko, że będzie to można zrobić poprzez więcej pisania na klawiaturze. 12. Po okresie konkursu puszczamy rączki z klawiatur nad swoimi ukończonymi pracami do czasu końca konkursu. Głównym zadaniem konkursu jest byśmy nie zasnęli z nudów. No i jakieś tam przesłanie merytoryczne też by się wymyśliło. Zaczynajmy
    5 points
  5. Okej, lecimy dalej. Problemy fabularne wynikające z porwania Twilight, kolejność losowa. Skoro atakowanie Equestrii, o której jeszcze mieli jakieś pojęcie, było ryzykowne, to czemu zaatakowali pierwszy lepszy nieequestriański statek? 1. We śnie Luna ostrzegała ich, że grozi im surowa kara. Stąd należało spodziewać się floty Equestrii. 2. Świat rzeczywisty to nie EU4, tu nie mothballuje się całej floty wojennej, bo zapanował pokój. Jakieś jednostki są cały czas w pogotowiu, choćby do patrolowania wybrzeża. No i najważniejsze - od trzech lat z hakiem na morzach panują piraci, logiczne jest, że każde państwo morskie postawi flotę w stan gotowości. No i nie zapominajmy o wielkiej flocie jeleni, która z jakiegoś nieznanego kucykom powodu wpływa na morze kontrolowane przez Equestrię. 3. I BTW, skoro już Polak-1 i Polak-2 kontaktowali się z Luną, to czemu pogarszali swoją sytuację, udając (?) idiotów, zamiast choćby próbować wyjaśnić sytuację? Nie żeby coś, ale kilka rozdziałów później załoga Żelaznego Orła wykorzystuje radar, by wykrywać flotę Equestrii. Wykorzystanie go do ominięcia jednej, znacznie wolniejszej - przypominam, że ponoć okręt piratów wyciąga 80 węzłów - jednostki, która nawet się nas nie spodziewa, nie powinno być problemem. Co przy okazji rodzi pytanie, jakim cudem flota Equestrii doganiała Orła. Chciałbym zobaczyć artyleryjską bitwę morską z abordażem, gdzie tonie większa część okrętów, ale nikt nie ginie. Aha. I btw, przypominam, że Żelazny Orzeł a) jest szybszy od okrętów jeleni/kucyków, b) ma radar, c) może pływać pod wiatr i zbytnio nie traci przy tym prędkości, d) może po prostu wpłynąć w pierwszy większy sztorm i zgubić pościg. No wybacz, ale na razie nic nie wskazuje na to, byśmy doczekali się odpowiedzi na coraz większe dziury fabularne i słabe rozwiązania. Lol. I btw, myślałem, że argument "nie podoba się, nie czytaj" w wypadku opowiadań po prostu słabych umarł śmiercią naturalną jakieś dziesięć lat temu.
    5 points
  6. Dnia trzydziestego siódmego o poranku, największy kapłan wyszedł przed świątynię i oznajmił zebranym, że znak się objawił i wskazał pierwszego spośród wiernych. Następnie największy kapłan uniósł w górę swój święty szpadel i wskazał nim wybranego przez znak. Oznajmił on też, że kadencja nowego, pierwszego spośród wiernych trwać będzie, póki znak się nie objawi. Zebrani z radością przyjęli nowinę, po czym rozeszli się do swych obowiązków, rozprawiając o nowym, pierwszym spośród wiernych. Dobra, pora na właściwy komentarz. Najsampierw gratuluję wszystkim uczestnikom, a najbardziej oczywiście zwycięzcy. Teraz z kolei przejdę do ciekawego zjawiska, jakim są rozbieżności w recenzjach, które wynikają z różnych jurorów, a także skomentuję oceny własnych dzieł (czyli możecie już nie czytać tego komentarza) Zacznę od oczywiście dzieł moich 1 i 2 (tych o anthro i niewolnictwie). Eksperyment z Anthro odniósł pożądany dla mnie skutek, a Crosover z północą i południem okazał sie równie dobrym pomysłem, który uszkodziłem formą. Choć tu widzę ciekawą zależność, bo Dolar bardziej pilnuje formy, a Zodiak treści. A jeśli zaś chodzi o ten ,,sztuczny" dialog, to podobny był w północy i południu (serialu), gdzie dwóch czarnych rozmawia ze sobą per czarnuchu (według polskiego tłumaczenia). Nie pamiętam, który to był odcinek (mam wbitą w pamięć scenę z serialu), ale coś takiego na moje było. Stąd taki, a nie inny zapis. Sama Zecora nie ejst serialowa, ale nigdzie nie napisali, że ma być. A jak już chyba Dolar zauważył, często znajduję (albo i szukam) dziury w temacie. Nie zawsze mi to wychodzi, ale co tam. Fanfik numer dwa, to spora inspiracja sceną wspólnych wakacji z chyba II części północ południe (mam na myśli II tom książki, a nie miłość i wojnę). Z perspektywy stwierdzam, że po splunięciu niewolnika, powinien on dostać w pysk od właściciela, ale teraz już za późno by to dodać do konkursu. No i oczywiście forma leży, bo szczerze, najmniej mnie ciągnęło do napisania tego. Ot zapchajdziura, Trzynasty (dzieło numer 3). Tu znów recenzenci są zgodni, ale punktują co innego. Albo przynajmniej co innego przedstawiają w swoich recenzjach. Ale nie będę się rozwodził, powiem tylko to, co mówiłem. To również był eksperyment literacki, który okazał sie nie dodawać ani plusów, ani minusów do dzieła (koncepcja pijących krew podmieńców). Eksperyment ten wynikał z pewnej obserwacji. Serialowe kucoperze nie mają kłów, a podmieńce owszem. Zlepiłem to z koncepcją sapkowskiego odnośnie wampirów wyższych, ale mówiąc szczerze, spodziewałem się lepszego efektu. Bywa i tak. No i zaświadczenie. Wzięcie kilku pomysłów z napisanego prawie do końca fanfika w klimacie TCB, doklejenie Discorda, który świetnie pasuje klimatem do polskich urzędów i wyszedł miks idealny. a przynajmniej bardzo dobry. Jako rzecz prosta, bez warstwy Crosovera trafiła do obu członków jury. Od siebie dodam, że spośród tych czterech dzieł, przy pisaniu tego bawiłem się najlepiej. Tak więc obaj jurorzy różnią sie, gdy chodzi o bardziej skomplikowane podejście do tematu i zwracają uwagę na różne szczegóły, w różnym stopniu. Dziękuję za recenzje, bo dają mi sporo do myślenia i być może wykorzystam tą wiedzę w następnym konkursie.
    4 points
  7. 4 points
  8. Jak dla mnie nie żyją ;v Swoją drogą, dopiero dzięki sygnaturze Pana @Mielcar zauważyłem, że Derpy wraz z pogarszaniem się jej wzroku uzyskiwała co raz niższe miejsca i zrobiło mi się przykro
    4 points
  9. Takie obrazkowe przypomnienie Zippowhirl z Filly Vanilli i z obecnego odcinku, z gościnnym udziałem szczeniaczka psa Ripleya: Plus młoda ma bardziej "poważne" okulary xd
    3 points
  10. a później o ile dobrze pójdzie, będzie tak:
    3 points
  11. Nie jestem pewien czy dobrze załapałem, o co tu właściwie chodzi, ale... wydaje mi się to tak pobane, że w sumie warto spróbować. Zatem, jak to się mówi, challenge accepted. Twilight czyta Ferdydurkę [Random][More Random] PS: Liczę, że potencjalni czytelnicy nie będą mieli problemów ze zrozumieniem tekstu. I mam nadzieję, że nie walnąłem żadnej literówki, bo wiecie... pisało mi się ciężej niż zazwyczaj, nie wiedzieć czemu. Pozdrawiam, .
    2 points
  12. Nie byłem ostatni więc cel minimum osiągnięty . Z ocen za opowiadania też jestem zadowolony, gdyż mniej niż 4 nie było co też jest jakimś sukcesem. No i mój standardowy standard, czyli "Musisz popracować nad stylistyką". Nie mogło być inaczej Krótko mówiąc wszystko fajnie. Gratuluję tym którzy wygrali oraz każdemu kto wziął udział w konkursie Aaa... no i urzekł mnie obrazek zawarty w jednej z recenzji mojego opowiadania
    2 points
  13. Dem, chiński kucyk z wadami genetycznymi i słynne już stoisko z Pyrkonu
    2 points
  14. No to mamy problem, bo żaden silnik używany w Armii Czerwonej nie był uniwersalny i nie działał na wszystko. O tym, jak źle kończy się wlewanie benzyny do silnika diesla i na odwrót, przekonało się już wiele kobiet. >bądź kapitanem pirackiego statku >ale uznawaj Equestrię za spoko ziomków i nie chciej zrobić im jkrzywdy >napadnij na equestriański statek dyplomatyczny >porwij ulubienicę księżniczki Celestii i zarazem jedną z księżniczek Equestrii >zostaw świadków tego wydarzenia >w nocy śni ci się Luna i żąda uwolnienia Twalota >nie miej pojęcia, że może cię gonić flota Equestrii >nie próbuj wyjaśnić sprawy >jedyny sensowny sposób na pozbycie się pościgu, jaki potrafisz wymyślić, to zmasakrowanie floty Equestrii >nawet mimo faktu, że masz piórdoloną fregatę z XXI wieku z silnikiem i możesz po prostu próbować uciec im, płynąc pod wiatr W takim razie zapytuję - dlaczego antagoniści poboczni są tak słabi, że równie dobrze mogłoby ich nie być? Nie oceniam samego prologu. Oceniam całość tego, co do tej pory napisałeś, bo nie chce mi się czekać XYZ miesięcy, aż skończysz, by móc ci wypisać, co robisz źle. No i ponad dziesięć rozdziałów to trochę więcej niż wstęp filmu, nie sądzisz? No i dodatkowa sprawa - nie sądzę, by ludziom chciało się przedzierać przez 10+ rozdziałów kichy, aż znajdą jakiś ciekawy element - po prostu ocenią to negatywnie i pójdą gdzie indziej. ... Swoją drogą, ciekawe, że negatywne opinie o niedokończonych fanfikach zwykle spotykają się z odpowiedzią w stylu "najpierw skończę, potem oceń", a pozytywne - wręcz przeciwnie.
    2 points
  15. Ze swojej strony serdecznie gratuluję zwycięzcom. No cóż, poziom był wysoki, więc przegrać przy takiej konkurencji to nie wstyd. Byliśmy świadkami bardzo dobrych debiutów, co jest dobrym prognostykiem na przyszłość. Kto wie, może dzięki temu nasz półświatek fanfikowy się odrodzi? Będę śledził postępy debiutantów, a nuż będą kolejne nowości do wypromowania. A, zapomniałbym pogratulować naszemu jury za wyniki, co z tego, że przyszło nam na nie oczekiwać aż 37 dni? Jeszcze raz gratuluję i pozdrawiam!
    2 points
  16. Witam tych, których zaciekawił ten temat. Chciałbym zaprezentować swój pierwszy fik związany z MLP. Wraz z pewnym znajomym(może i nie jednym) postanowiłem stworzyć serię, w której humor, magia, dramat i technologia przeplatają się nawzajem. Moja wersja opowiada o pewnej istocie całkowicie odmiennej niż to co znają kucyki. I z wyglądu, charakteru jak i umiejętności. Co się stanie z piękną i idealną(na pierwszy rzut oka) krainą gdy wyląduje w niej śmiertelny wróg wszystkiego co dobre? Zobaczcie sami. Initium Existentiae - fragment pamiętnika Trismegistusa Chronocośtam z życia Sandro PROLOG My little demonic - prolog My little demonic - rozdział I My little demonic - rozdział II My little demonic - rozdział III My little demonic - rozdział IV My little demonic - rozdział V My little demonic - rozdział VI My little demonic - rozdział VII My little demonic - rozdział VIII My little demonic - rozdział IX My little demonic - rozdział X My little demonic - rozdział XI My little demonic - rozdział XII My little demonic - rozdział XIII AKT I - Przyczajona księżniczka, ukryty smok *coming soon* AKTII - Powrót królowej *coming later* AKTIII - Nowy wróg, stare urazy *this is basically Endgame* EPILOG - Coś się kończy, coś się zaczyna *this is my sinister plan* ____________________________________________________________________________________________________________________ UWAGA WAŻNE Pisać zaczynałem sam, a potem dołączył się do mnie znajomy i napisał 4(właściwie 3 bo ostatni ja napisałem) rozdziały. Niestety zrezygnował, a po jakimś czasie jego rozdziały zniknęły z google drive. I wychodzi na to, że nie uda się ich odzyskać, a szkoda bo były integralną częścią opowiadania, a ostatni IV rozdział jako, że pisany przeze mnie ściśle się uzupełniał z jednym z rozdziałów MLDemonic. Dlatego jak kiedyś znajdę trochę czasu to spróbuję napisać streszczenie tego co się działo w Protectors of the Equestria. ____________________________________________________________________________________________________________________ PS: Co do "My little demonic" to jest to praca bedaca crossover'rem mojego opowiadania sprzed paru lat i MLP(nie umieściłem tego tagu bo jedyna kopia tego opowiadania jest w mojej głowie). Jesli ktoś stwierdzi ze glówny bohater jest plagiatem z czegoś to zaznaczam ze wymyslilem go za czasów kiedy nie mialem komputera i wychodzilem na dwór by sie z nim utożsamiać z patykowym mieczem w ręku. Jego charakter i reakcje sa oparte na moich. A pomimo tego, iż jego universum nie jest nigdzie spisane to pamiętam praktycznie wszystkie ważniejsze fragmenty jego długiego "życia", więc na wszelkie pytania chętnie odpowiem. A jeśli ktoś stwierdzi, że ten fik nie powinien być w necronomiconie to nadmienię, że decyzję tą podjął pewien moderator, ale jeśli ktoś bardzo się będzie z tym kłócił i powiadamiał admów to jestem bardzo chętny do przeniesienia się do ogólnego działu.
    1 point
  17. Kolejny odcinek! Kolejne oceny! Jeszcze więcej poni! ^^ Co sądzicie? ENG PL: PL DUBBING:
    1 point
  18. Nie wiem o co chodzi, więc wklejam skrina pokrytego Niklasem
    1 point
  19. Aż mi sie przypomniał Stachu Jones
    1 point
  20. Wszystko, everything, deutschland uber alles, tout, все, すべて.
    1 point
  21. Ja powiem krótko...ten odcinek był super ekstra świetny ! W końcu poznaliśmy rodziców RD jej przeszłość oraz stary dom ! Odcinek był momentami piękny i wzruszający Fajnie że twórcy przedstawiają dawne życie Mane 6 oraz wracają do postaci z dawnych odcinków (troszeczkę rozczarowała mnie matka RD bo jest że tak powiem nie za ładna i w ogóle nie podobna do córki [przez lata wierzyłem że matką RD będzie tak jak kiedyś niektórzy mówili Firefly] ale jest ok) Odcinek 10/10 !
    1 point
  22. Martwy punkt, nienawidzę gdy tak jest >.< Tak czy inaczej jeśli ta osoba nie poczuje się lepiej a będzie możliwość rozmowy do tego czasu, to zrób to. Może nawet spotkajcie się, tak zrobił latem jeden z moich znajomych gdy w zeszłym roku siedziałem cały tydzień przygnębiony sam w domu, powiedział że przyjedzie, porozmawia i pocieszy, gitarę weźmie, no i jak powiedział tak zrobił, było od razu lepiej. Tylko on akurat wtedy mógł.. Ale mam wrażenie że tak naprawdę o tym wszystkim i tak wiesz co zrobić
    1 point
  23. Jak się martwisz o tą osobę to spróbuj z nią porozmawiać, jest szansa że w ten sposób choćby minimalnie jej pomożesz. Ja jak się czuję źle to zawsze staram się dużo rozmawiać, ale różnie ludzie działają, dlatego tylko mówię że jest szansa. Co do autka to po prostu musisz wytrzymać, hajpuj się na ten epicki moment powrotu xD Jeśli atencja jest pocieszeniem, to proszę bardzo, łap!
    1 point
  24. A o humanoidalne smoki można prosić? Bo miałbym prośbę o narysowanie tej pani czyli Sash Lilac z gry Freedom Planet http://pre10.deviantart.net/10df/th/pre/f/2015/365/1/0/lilac_fp2_by_goshaag-d9m5luq.png Byleby była w długim niebieskim płaszczu, najlepiej z plakietką ,,3RPW'', i miała w rękach, albo na jakimś stole karabin WZ.96 Beryl typ C http://pzdata.cdn.aikelo.com/pzdata2/Images/29625 Oczywiście w klasycznym czarnym kolorze Z góry dzięki
    1 point
  25. @Darth Evill (Fire Sky) Tak, jeśli nie-regulamin tego nie zabrania, raczej to wolno. Tak jak pominięte zostały inne zasady, zazwyczaj widoczne na konkursach.
    1 point
  26. Pamiętaj, że korelacja nie oznacza przyczynowości!
    1 point
  27. Po czterech sezonach w końcu doczekałem się powrotu Lightning Dust. Nie ważne, że nie wypowiada ani jednego słowa i pojawia się tylko w retrospekcji. Cieszy mnie też, że Dr Hooves i Roseluck zostali przedstawieni przedstawiani jako para :3
    1 point
  28. Krucza recenzja Jak zawsze po odcinku Jestem ciekaw, kto faktycznie czyta czyjeś recenzje odcinków Ja czasami to robię, ale to brzmi raczej jak nudne zajęcie No dobra, jedziemmmmmmy~<3 (Bo jest z czym) Czy to jest najlepszy odcinek od czasów mojego wielbionego Crusaders of The Lost Mark? Owszem, w mojej skromnej opinii jest. Kiedy zaczęliśmy takim bullshitem jak pomysł dostania się do Cloudsdale wielką procą i hulajnogą Scootie byłem złej myśli i zastanawiałem się, kto do cholery napisał ten epizod. Ku mojemu zaskoczeniu wszystko co nastąpiło potem nadrobiło to wrażenie z nawiązką. (No może oprócz tego pisku Scootaloo, jezusicku w niebiosach, nie mam regulowania głośności na pokrętełko w słuchawkach i zostałem nieźle porobiony ;_;) Widok Scootaloo lecącej z taką prędkością był przyjemny, ale naprawdę, mogła troszkę przystopować z tym piszczeniem. Nie żebym sam nie fanbojował gdy zobaczyłem rodziców Rainbow, bo fanbojowałem jak chory. Tak jak jeden z poprzednich odcinków wyznaczał nowe rekordy w moich reakcjach i uczuciach innych niż wyraz twarzy "._." podczas oglądania, tak ten przebił to wszystko po raz kolejny. Już po samym zobaczeniu rodziców uśmieszek tak jakoś dziwnie wpełznął mi na pyszczek. Ostatnie odcinki oglądałem z przyjemnością, wiadomo, poni to poni, tym razem jednak czułem się dużo lepiej niż zwykle. Prawie tak dobrze jak w 2012 kiedy oglądałem pierwsze odcinki i chłonąłem poni z takim zachwytem ^^ Nie mam pojęcia dlaczego akurat ten odcinek tak na mnie wpłynął, ale cieszy mnie to. A więc tak - design mamy Rainbow jest mega uroczy, głos też dość fajnie dopasowali, audio podczas oglądania nie było najlepsze, ale i tak dało się nim nacieszyć. Ubranko mamy Dashie było równie fajne, przy oglądaniu drugi raz zatrzymałem sobie i patrzyłem, jak ładnie na niej leży. Tata Dashie też wyszedł fajnie, 20% fajniej niż ludzie przypuszczali i 20% fajniej niż ja sobie wyobrażałem. Plusów odcinka było za dużo żeby je tak po prostu wypisać, tyle zdjęć małej Dashie, tyle Scotaloo w kadrze, tyle backstory, śmieszek z tym dźwiękiem otwieranych drzwi (autentycznie skisłem). Już teraz jestem pewien że będę przeglądał ten odcinek jutro klatka po klatce i ogarniał wszystkie detale na ścianach, zdjęcia i buk wie co jeszcze. TRADESIES? DEALSIES! Album Scootaloo był bardzo fajnym pomysłem, szczególnie ten kawałek żarcia który tam wkleiła, jestem pewien, że taki album ma przynajmniej jeden psychofan Rainbow Dash na świecie. (Ciekawi mnie tylko skąd ona miała wszystkie te zdjęcia, like wtf) GREETINGS SMALL PONIES! Kompilacja cringy momentów, które powodowali rodzice Rainbow w połowie odcinka nie była trudna do oglądania, co osobiście mnie zdziwiło, w poprzednim odcinku na przykład gdy Rarcia odwalała swoje inby liczyłem, że szybciej się to skończy (pomimo jej uroku). W tym odcinku to było autentycznie śmieszne, przynajmniej w mojej opinii ^^ (Konkurs w dziale Rainbow na efektowniejsze zawieszenie ręcznika incoming, right?) Moment, gdy Dashie opowiadała Scootie o swoich wyścigach gdy była źrebaczkiem, miodne po prostu. I ten moment kiedy Scoot powiedziała, że chciałaby takich rodziców jak Dash. Da feels, da feels bruh. W moim rozumowaniu to takie nieformalne potwierdzenie "GUYS! SHE'S AN ORPHAN!" ale bez otwartego gadania o tym. Co jeszcze było fajnego? Czapki, te cholerne czapki. Chyba nie odpuszczę, dopóki nie znajdę jakiejś stronki gdzie można kupić taką z Rainbow albo Scootie. Trudno nie ominąć jakichś plusów tego odcinka, ale wypisałem wszystko co najbardziej mnie zachwycało, jeśli było coś jeszcze, a na pewno było, to wiedzcie, że to też adoruję. Morał odcinka przyjemny. Rodzice zwykle odgrywają sporą rolę w życiu swojego dziecka, trudno zaprzeczyć. 10/10 gimmmmeee mooooooar poneeeeeeis~
    1 point
  29. Znaczkowa Liga w tym epizodzie ma nawet swoje Linie Lotnicze :).
    1 point
  30. Aż wydam opinię: + dostanie się Scootaloo do Cloudsdale + odcinek skupiony na RD i jej obsesyjnych rodzicach + za gag z drzwiami xD - za duża ilość wrzasków na początku Ogółem bardzo fajny odcineczek
    1 point
  31. Profi Hakoopowany w 75% cóż brakuje tylko wierszyka o Hekapoo no moze okolicznosciowego nczka ale z tym poczekma do 16 maja
    1 point
  32. @Downhill dash skoro tak zapraszasz Aj do swego sadu to zapytam się jej czy była by chętna, do ciebie przyjść na ognisko. A jak chodzi o moje zdanie to tak samo wole wieś tam przynajmniej znam swoje podwórko na którym stoję. Co z tego że dużo roboty ale mogę się tam wyluzować. Bo miasto dla mnie to betonowa dżungla. Ciemne zakamarki pełne nie powiem jakiego szamba. Można przyjść tam po istotne rzeczy i na wakacje żeby po zwiedzać muzea ale żeby tam mieszkać to nie ma mowy.
    1 point
  33. Co mi się podobało: Parkur Tematyka odcinka - rezerwat dla zwierzaków Postawa Flutterbold - potrafiła się sprzeciwić i powiedzieć, co jej nie pasuje Co mi się nie podobało: Złośliwość królika Buggsa Angela (ale go nie lubię, to nie do odcinka minus) Pracobiorców, którzy robili co im się podoba "bo klient jest za głupi" - ale to parodiuje prawdziwych budowlańców, którym się wydaje, że znają się lepiej, bo skończyli szkoły budowlane itp... a nierzadko nie maja nawet matury... ale nie o wykształcenie mi chodzi, tylko o chamstwo, arogancję i traktowanie innych z wyższością (nie wspomnę o tym, że taki robol przyjdzie Ci do mieszkania z błockiem i nawet nie posprząta, bo to jak krowa, na... tam gzie stoi) Dlatego odcinek 10/10 Dla mnie był epicki. To, jak Fluttershy spławiła pseudoekspertów było epickie. Fajny odcineczek i nie pokazywał durnowatych zmagań Rarity, Rainbow Dash i Applejack z tymi samymi problemami po raz setny (jak w 6 sezonie bywało). Podobał mi się oryginalny wydźwięk odcinka. Fluttershy chce dobrze dla zwierząt, to normalka. Ale Fluttershy krzycząca na aroganckich pracowników, to niespotykane ^^ EDIT: @Talar Bo tu nie chodziło o zrobienie super wielkiej willi, jak tamci chcieli, nie słuchając Fluttershy. Chodziło o zrobienie prostego rezerwatu. Sam widziałeś jak on był zrobiony. Tu poduszeczka, tu hamaczek, tu oponka. A nie cała konstrukcja. Sam zrobiłbym lepszy rezerwat niż te 3 kuce a na budowlance znam się tyle, co humanista na matmie. W odcinku chodziło o to, że nie ważne jest eskeprctwo w danej dziedzinie, a o dobre chęci. I wierz mi, widziałem amatorskie prace często lepsze od profesjonalnych, bo zrobione tak, jak chciał autor, a nie jak się pseudospecjalistom wydawało. Jeśli ktoś sądzi, że wie lepiej od tego, który mu daje zlecenie, to sorry... FS prosiła o konkretną, PROSTĄ budowlę. Oni na siłe próbowali udowodnić jej, że zrobią coś lepszego. Nie zawsze więcej wysiłku, większa budowla itp znaczy lepsze. Wytłumaczę to na prostym porównaniu. Jeśli chcesz zrobić prosty nóż, to potrzebujesz jakiejś rękojeści i ostrza. Nie potrzebne Ci dodawanie do tego noża 30-cmetrowej latarki, która spowoduje, że będzie on cięższy i trudniejszy w użyciu, zapalniczki także nie potrzebujesz, tak samo jak i łopaty. I mniej więcej to było przesłanie odcinka. FS chciała tego noża. Oni na siłe zbudowali abominacje z latarką, zapalniczką i łopatą.
    1 point
  34. Kto ananasowy pod wo...Ojjj to nie on xD
    1 point
  35. Achoj ci! Jak to rzecze kłólik Bugs. Ciekawy rozdział, Mefi się już widać przestał pierdzielić i wziął się do roboty, ale mnie bardziej ciekawi kiedy nasz aniołek się ujawni. No i też czego do pyzdrałki Pyzdry chce diaboł od ekipy, że tak mu przeszkadza spółkowanie z księżniczkami. Czekam na kolejny rozdział, bo chcę poznać reakcje królowej na oczko kapitana XD Pomyślnych wiatrów!
    1 point
  36. Kapitanie rozdział zacny , lecz ciągle coś skrywasz przed załogom , czegoś brak, coś wisi w powietrzu... Korektor za poczucie humoru powinien zawisnąć ;P A tak z innej strony Kapitanie kiedy zamierzasz odkryci trochę tajemnic przed załogą ??
    1 point
  37. Kapitanie, są już jakieś wieści z Oceanów twórczości? Załoga czeka na pomyślne wiatry i na twój znak na wpłyniecie na wody powieści naszych zacnych piratów
    1 point
  38. Uff, przeczytane. Uwaga, komentarz może zawierać złośliwości, jad, przytyki, czepialstwo, spojlery i śladowe ilości czerstwych żartów. Może powodować raka, choroby serca i ból dupy, albowiem jego autor, choć nic do autora fanfika nie ma i życzy mu wszystkiego najlepszego, nie ma zamiaru powstrzymywać się przed negatywną oceną jego wypocin. No, to wstęp mamy już za sobą. Jedziemy! Zacząć trzeba od strony technicznej. Która nie byłaby taka straszna, gdyby nie kilka naprawdę irytujących błędów. Przykładowo, pomimo iż trochę fanfików już przeczytałem (w tym sporo słabych), nie widziałem wcześniej takiego, w którym imię Spike'a odmieniałoby się jako „Spikie'go”. Gdzieś znalazłem też „zabraliśmy go jeleniĄ”, co wywołało u mnie gigantyczną salwę śmiechu. (Od razu mówię, że nie zaznaczałem błędów w tekście, bo z oszczędności transferu – i żeby móc fanfika czytać w samolocie – zgrałem sobie wszystko na telefon w formie plików .txt). I weź przepuść wszystkie rozdziały przez automat zamieniający podwójne dywizy (--) na myślniki (–). Ktoś bardziej wrażliwy ode mnie pewnie zwróciłby uwagę też na stylistykę zdań itp. (fanfik, zwłaszcza w początkowych rozdziałach, często brzmi jak historia opowiedziana przy piwie i nie, to nie jest zaleta – zostaw włączony dyktafon na stole przy piwie z kolegami, a potem spisz DOSŁOWNIE wszystko, co się tam nagrało, i spróbuj to przeczytać), ale moja wrażliwość na te aspekty została mocno stępiona przez wieloletni kontakt ze słabą literaturą, więc tu ci nie pomogę i nie powiem, co jest do poprawy. Postacie można podsumować bardzo szybko – dwóch Garych Stu (męskie wersje Mary Sue) i banda idiotów. Jeśli były jakieś wyjątki, to słabo rozwinięte. Kapitan i jego towarzysz są zdecydowanie zbyt idealni, zwłaszcza kapitan. Tu pewnie autor stwierdzi, że wcale nie, przecież mają liczne wady... okej, tyle że cierpią na podstawową przypadłość Garych Stu – zdają się być otoczeni Niewidzialnym Bąblem Zarąbistości, który zakrzywia czasoprzestrzeń tak, że nic poważnego im się nie może stać (a w efekcie całe napięcie siada). Luna szpieguje kapitana we śnie? Co tam, zna się chłop na świadomym śnieniu i potrafią wypierniczyć stamtąd samą Władczynię Snów! Kapitan zostaje ciężko ranny? Nic to, jest napompowany magią i błyskawicznie się leczy! Zatrzaśnięci w celi bez wyjścia? Spoko, wbrew podstawowym zasadom więziennictwa Ceśka i Luna nie kazały rozebrać pojmanych do rosołu i nie zabrały im wszystkiego, co ci mieli ze sobą, dając w zamian jedynie więzienne pasiaki (albo, z braku strojów dostosowanych do anatomii więźniów, jakieś prześcieradła dla przyzwoitości), dzięki czemu kapitan-McGyver i jego płaszcz z zaszytą w nim połową Ikei wyciągają wszystkich z opresji przy pomocy tunelu wykutego w ciągu kilku dni w litej skale, właściwie bez snu i na okrągło ze śpiewem na ustach (fizycznie niemożliwe – rozumiem że to Ślązacy, ale nawet naturalne dla osób z tego regionu powołanie do kopalni ma chyba jakieś granice). Mogą zawisnąć za piractwo? E tam, tak naprawdę to nie, a poza tym Twilight się za nimi wstawia! Sam diabeł przybywa po nich z piekieł? SAM BÓG ICH CHRONI! No i w rezultacie ich przygody nieszczególnie mnie obchodziły, bo jak tu się przejąć, skoro wiadomo, że po wszystkim okaże się, że tak naprawdę nic im nie jest? Przy okazji, doceniam próbę urozmaicenia ich postaci poprzez wykorzystanie gwary śląskiej (jako zamieszkały we Wrocławiu, oznaczonym na lingwistycznej mapie Polski jako „nowe dialekty mieszane”, bardzo lubię wszelkie regionalizmy), ale szkoda, że pojawia się tak rzadko. Jestem zdania, że powinna w większym stopniu nadawać charakter rozmowom kapitana i starszego oficera albo nie powinno jej być wcale. Celestia i Luna są zwyczajnie głupie. To bardzo częste w fanfikach, ale nagminność nie jest usprawiedliwieniem wykroczenia, a poza tym to część problemu z Niewidzialnym Bąblem Zarąbistości, jaki otacza naszych Garych Stu – cytując nonsensopedyczny poradnik, w konfrontacji z nimi każdy okazuje się zaradny jak anemik i inteligentny jak warzywo (scena we śnie z Luną, przesłuchania). Rozumiem, że w założeniu mieli być wyjątkowo sprytni, ale tworzenie takich bohaterów to naprawdę niełatwe zadanie – autor musi być odrobinę inteligentniejszy od każdej ze swoich postaci. Nie, nie uważam autora za idiotę, uważam tylko, że zrobił idiotów ze wszystkich dookoła głównych bohaterów, chcąc z nich samych zrobić spryciarzy. Wyszło trochę nie w tę stronę co miało. A dać się zirytować tekstami rodem z gimnazjum to coś naprawdę niegodnego władczyni z tysiącletnim doświadczeniem. Twilight za to zdecydowanie za szybko przechodzi do porządku dziennego nad przebywaniem na jednym statku z osobami, które na jej oczach zabijały kuce i zniszczyły statek Celestii. Powinna najpierw wzbraniać się wszelkimi możliwymi sposobami przed wciągnięciem na pokład (i bez żadnych wymówek z mokrymi skrzydłami, jest alikornem i Powierniczką Elementu Magii, jakiś sposób na pewno by znalazła), a po wciągnięciu na pokład i zamknięciu w kajucie strzelić focha jak stąd do Newport News. O rzezi jeleni już nie mówię i nie, to, że stanowiły załogę statku, z którego pochodził zabójca gryfiej pani doktor, nie stanowi żadnego usprawiedliwienia. Serialowa Twilight to porządnisia, która poza Celestią świata nie widzi. Zrobienie właśnie z niej adwokatki piratów to wybitnie karkołomne zadanie – moim zdaniem w tej roli znacznie lepiej sprawdziłaby się Rainbow Dash, której znacznie mniej potrzeba byłoby do uznania, że piraci wymiatają, są awesome i cool, a ich statek to już w ogóle. Spike'a nie ma. To znaczy jest, a jakoby go nie było. Jego rola sprowadza się do istnienia i jednorazowego pobiegnięcia z wiadomością. Nie służy nawet jako mobilny faks, a pomysł skorzystania z niego w ten sposób nie wpada do głowy ani Twilight, ani Celestii – choć jest kilka momentów, kiedy odległość między nimi jest stosunkowo niewielka, a sporo by to pomogło. Załoga statku pirackiego zlała mi się w jedno. Brakuje tam wyrazistych postaci, które zapadłyby w pamięć. Można o nich powiedzieć tyle: chleją, piracą, rozrabiają i boją się kapitana. Trudno to nazwać charakterem. Papuga nazwana po ś.p. polityku nie jest złym motywem (jest trochę za inteligentna jak na zwykłą papugę, ale mieści się to w granicach mojego zawieszenia niewiary), tyle że autor zdecydowanie za często o niej zapomina. Jest przedstawiona, potem długo jej nie ma, zjawia się na chwilę raz czy drugi, potem znowu jej nie ma, a potem pomaga w więzieniu. A potem znowu jej nie ma. Jej chamskie komentarze bardzo ożywiłyby wiele momentów fanfika. Pora zacząć znęcać się nad fabułą. Tu taka drobna rada od kogoś, kto „humanów” kilka ma już na koncie. Jeśli piszesz fanfika, w którym ludzie trafiają do Equestrii – przemyśl to poważnie. Jeśli jeden z bohaterów jest bardzo mocno wzorowany na tobie – przemyśl to trzykrotnie. A jeśli to w dodatku twój pierwszy fanfik – to... napisz coś innego. Serio, ten motyw jest niesamowicie wyeksploatowany, a do tego z jakiegoś powodu większość decydujących się na jego użycie łomocze go na okrągło w ten sam sposób. Tutaj za pomocą dość nietypowego settingu (fanfiki dziejące się na morzu to rzadkość) udało się uniknąć może tego, że ten fanfik brzmi jak tysiąc innych... ale irytującego marysuizmu głównych bohaterów już nie. Naszych bohaterów poznajemy na środku Atlantyku, który, jako mechanicy ze stoczni, przemierzają statkiem. I to nie byle jakim statkiem, lecz prawdziwą pływającą fortecą z mnóstwem dział, pancerzem grubym jak świnia, silnikiem który pójdzie na wszystko co się pali i najnowocześniejszym wyposażeniem nawigacyjnym. Tu wypadało powiedzieć coś więcej. Jeśli statki, jak twierdzą niektórzy, posiadają dusze, to Żelazny Orzeł zasługuje na miano honorowego Gary'ego Stu. Jest OP do potęgi entej. Wszystkie inne jednostki bierze taranem na raz, a armaty i, co niezwykłe, zaklęcia, nic mu nie robią – pewnie ma na wyposażeniu generator pola antymagicznego. Bez trudu rozwala całą flotę Equestrii czy okręty jeleni, które wypowiedziały piratom wojnę. Problem? Ten sam co z idealnością głównych bohaterów – jak tu się przejąć ich losami, skoro w zasadzie nic im nie zagraża? O ciężkich bitwach z morskimi potworami, które rzeczywiście stanowią jakieś zagrożenie dla jednostki, dowiadujemy się z opowiadań, ale ich nie doświadczamy. Do tego miał być zamówiony przez jakiegoś miliardera ze Stanów... a wyposażony jest jak okręt wojenny. Nie wydaje mi się żeby to w ogóle było legalne. Jak przeczytałem, jak on właściwie wygląda, moje zawieszenie niewiary pękło z trzaskiem. Jakiś nieco podrasowany jacht, ze sporym arsenałem pod pokładem – okej, to byłbym w stanie przełknąć, ale cholerny okręt wojenny? Co ten facet chciał tym statkiem robić, zatopić całą flotę Raula Castro i odbić Kubę? Czy też szykował się na apokalipsę zombi? Dobra, idziemy z fabułą. Mamy sztorm, puf – załoga znika, jesteśmy w Equestrii (później ni z gruchy ni z pietruchy główni bohaterowie mówią coś o wojsku, co z niczego wcześniejszego nie wynika), a nasza dwójka postanawia zostać piratami. I ta decyzja jest największym problemem tego fanfika. Wpływa ona na wiele późniejszych wydarzeń, a motywacje bohaterów i sposób podejmowania decyzji pozostawiają wiele do życzenia. Sprawia ona wrażenie strasznie wymuszonej i podjętej nie w wyniku autenycznego procesu myślowego, a „bo tak mówi fabuła”. I autor chyba zdaje sobie z tego sprawę, bo później próbuje to uzasadniać – że niby magia, że kapitan był niepewny (on miałby się czegokolwiek bać? Nigdy! On tylko był niepewny!), że rząd może ich pociąć na kawałki (bo, cytując pewną parodię My Little Dashie, „to jest po prostu coś, co rząd robi”), co by nasz rząd zrobił z kosmitami... (swoją drogą to szczególnie zabawne, jeśli przyjmiemy za „rząd” nie agencje i instytucje, a Beatę Szydło, Mateusza Morawieckiego i tak dalej – ciekawe jakie miejsce miałby kapitał kosmiczny w Planie Odpowiedzialnego Rozwoju). Okej, nabijam się z tego, ale tak na serio uważam, że ta ostrożność w kontaktach z miejscowymi jest znacznie mądrzejsza niż ślepy entuzjazm, który pojawia się w większości opowiadań typu „brony w Equestrii” – to, że coś wygląda jak w kreskówce dla dzieci, nie znaczy, że będzie się zachowywało w kreskówce dla dzieci (gry z serii Touhou są bardzo zdradliwe pod tym względem). Tylko że chwilę później dwaj kamraci lądują na wysepce o wybitnie podejrzanym wyglądzie, o której również nic nie wiedzą, zgodnie z Prawem Wygody Fabularnej całej utytłanej w paliwie nadającym się znakomicie do ich silnika. I postanawiają zająć się piractwem. Tym samym przekreślając całkowicie swoje szanse na stałym lądzie, bez najmniejszej próby nawiązania kontaktu. I z góry zakładają (przypominam – nic nie wiedząc ani o tym świecie, ani o jego mieszkańcach), że dadzą radę przepić tego czy innego lokalsa. I że uda im się wygrać z nimi pojedynek na rękę. I że w tym świecie ręczna broń palna nie istnieje (choć istnieją armaty). I że po zastrzeleniu jakiegoś przypadkowego gościa cała wyspa nie rzuci się na nich. I mają rację. Niewidzialny Bąbel Zarąbistości wszedł ostro. Swoją drogą kapitan ma być przypadkowym gościem, który znalazł się w tej sytuacji, w której się znalazł, w wyniku okoliczności. A ma pistolet i umie się nim podługiwać, choć w Polsce bynajmniej nie jest to coś typowego. Aż by się prosiło o jakieś wyjaśnienie, że, nie wiem, kapitan należał do zorganizowanej grupy przestępczej i dlatego tak łatwo przyszła mu decyzja o wyborze tej a nie innej drogi życiowej w nowym świecie czy coś podobnego... Przeskakujemy kilka lat w przód. Piraci sieją spustoszenie na morzu, a z jeleniami mają wręcz otwartą wojnę – a mimo to większość equestriańskich marynarzy uważa ich za legendę. I tak, wiadomo, że piraci starają się pozostać w ukryciu, a sytuacja między Equestrią i Rushią jest napięta, ale chyba jakiś handel jednak prowadzą, a i prasa przecież istnieje w tym świecie... jeśli mowa o otwartym konflikcie, to jakieś wieści chyba by się przedostały. Twalot płynie sobie statkiem, pojawia się Żelazny Orzeł i rozwala statek, a fioletowego alikorna wyławia załoga na wniosek starszego oficera, który jest broniakiem i jara się na widok Twalota jak ja na widok angielskiego Intercity 125. Dowiadujemy się, że celem rozbicia statku było to, żeby galera nie mogła ostrzec innych... ale z jakiegoś powodu piraci nie pozabijali całej załogi, tylko tym, którzy nie zginęli w zderzeniu, pozwolili odpłynąć szalupą, tym samym niwecząc cały sens swojego ataku. Z późniejszych wątków dwa zasługują na szczególną uwagę. Jeden to Niewidzialny Bąbel Zarąbistości ogłupiający Ceśkę i Lunę podczas przesłuchań, dzięki któremu piratom uchodzą na sucho odzywki rodem z gimnazjum. A drugi... to wątek nadprzyrodzony. Autorze, dobra rada: wejdź w archiwum forum, poszukaj dzieła pod tytułem „Anioł z Ponyville” i poczytaj komentarze. Doradzam niezwykłą ostrożność, jeśli w ogóle chcesz dotknąć świata nadprzyrodzonego w swoim dziele. Mefistofeles dybiący na Celestię i Lunę i odstraszany jedynie przez Niewidzialny Bąbel Zarąbistości (w dodatku w tym momencie zapewniany przez samego Najwyższego, który z jakiegoś powodu uważa dwóch rzezimieszków za godnych Swojej opieki) o tej ostrożności bynajmniej nie świadczy. Podobnie jak scena ze św. Piotrem... Mnie to nie uraża. Mam prawie trzy dychy na karku i przez te lata wyhodowałem sobie na tyle grubą skórę, że jestem w stanie czytać teksty z karachana bez uczucia obrzydzenia. Ale ostrożnie, bo może trafić się ktoś bardziej wrażliwy na tym punkcie. Pora się zabrać do rzeczy, która mnie w tym fanfiku naprawdę irytowała. A jest nią konstrukcja świata przedstawionego. Nie, nie mam nic do zamieszczonych map, nie mam nic do samego pomysłu Czarnej Wyspy (poza tym, że fakt, iż jest utytłana w paliwie, trochę za bardzo śmierdzi mi wygodą fabularną). Nie mam nawet nic do tego, że w tym świecie mówią po angielsku i po polsku (choć to też trochę zbyt wygodne). Mam coś do poziomu technicznego Equestrii i w ogóle całego świata. Zdaję sobie sprawę z tego, że materiał źródłowy nie do końca może się zdecydować w jakiej epoce się dzieje i trochę miota się od ściany do ściany, niepewny, czy świat przedstawiony ma być stricte baśniowy, czy też ma być jakąś wariacją na temat współczesności. Ale, do jasnej ciasnej, elektryczność to oni na pewno mają, a choć Twilight może i byłaby zaskoczona widokiem elektrycznego tramwaju, nie byłby on dla niej nieodgadnioną zagadką, podobnie jak blacha spawana. Wyspa, jak bardzo by się nie rozwinęła od czasu, kiedy piraci zainstalowali na niej akap monarchię konstytucyjną i nawieźli łupów, raczej nie odleciałaby całej reszcie świata aż tak daleko, jak fanfik zdaje się sugerować. Serialowa Equestria zdecydowanie nie jest w średniowieczu. Stawiałbym raczej na przełom dziewiętnastego i dwudziestego stulecia. A te ciągłe gadki o tym, jacy to ludzie inteligentni, jakich to oni niepojętych rzeczy nie zbudowali i jak bardzo Equestria nie jest w tyle za nimi są strasznie irytujące. To jak te wszystkie opowiadania TCB, gdzie kuce są święte, a ludzie to potwory – tylko w drugą stronę. Tutaj mamy super-zarąbiście-fajnych ludzi i kuce, które potrafią tylko gapić się z niedowierzaniem i z otwartymi pyskami na ich wynalazki. Dlaczego tak mało osób pisze fanfiki, w których kuce mogą być dla ludzi równorzędnymi partnerami (bez skojarzeń), a obie cywilizacje w jakiś sposób wzajemnie się uzupełniają? A teraz nadeszła pora, na którą nikt nie czekał. Panie i panowie... uwaga, nadciąga rant miłośnika kolei. Do dziewięćdziesięciu kilometrów na godzinę rozpędzi się ta lokomotywa. Powstało jej 1822 sztuki, co czyni ją najliczniej wyprodukowaną lokomotywą w Polsce. A towarowe, choćby nawet bardzo chciały, nie rozpędzą się do stu osiemdziesięciu kilometrów na godzinę. W Polsce zdecydowana większość pociągów towarowych, zwłaszcza tych z ładownymi węglarkami, porusza się z prędkością maksymalną... siedemdziesięciu kilometrów na godzinę. Pewnie, istnieją też szybsze. Zwłaszcza za granicą, w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych (kolej towarowa ma się w USA bardzo dobrze). Tyle że i one pojadą maksymalnie sto dwadzieścia kilometrów na godzinę, a prędkość ta dotyczy tylko najszybszych pociągów kontenerowych na najlepiej utrzymanych głównych liniach. Ba, większość pociągów pasażerskich w Polsce nie jest w stanie osiągnąć tych stu osiemdziesięciu kilometrów na godzinę, które nasi bohaterowie przypisują pociągom towarowym. To jest EU07. Najpopularniejsza lokomotywa PKP Intercity. Jest to konstrukcja licencyjna, opracowana przez firmę English Electric na początku lat 60. XX wieku, a następnie produkowana we wrocławskich zakładach Pafawag i, po pewnych przeróbkach, w poznańskiej fabryce Cegielskiego aż do roku 1992. Obecnie narodowy przewoźnik pasażerski posiada 236 takich lokomotyw, z czego 150 w zmodernizowanej wersji EP07. Ich prędkość maksymalna to zaledwie 125 km/h. Pojazdów zdolnych osiągnąć wyższą prędkość jest w tej chwili na ilostanie firmy 142, z czego tylko 30 osiąga więcej niż 160 km/h (dziesięć lokomotyw Husarz, prowadzących pociągi do Berlina, oraz dwadzieścia pendolin). Nie mówiąc już o tym, że w Polsce można rozpędzić się najwyżej do 200 km/h na kilkunastokilometrowym odcinku Centralnej Magistrali Kolejowej. A teraz zajmijmy się zagranicą. Trzy razy dziewięćdziesiąt to dwieście siedemdziesiąt kilometrów na godzinę. Hmm... nie. Jasne, superekspresy pomykają sobie trzysta i więcej, ale nawet w Niemczech czy Francji większość pociągów, nawet dalekobieżnych, jest w stanie rozpędzić się najwyżej do 200 km/h, co jest warunkowane wytrzymałością sprzęgów i aerodynamiką wagonów. Nawet specjalnie przystosowane zestawy wagonów typu Railjet, kursujące w Austrii, Czechach, Szwajcarii i na Węgrzech, są w stanie jechać najwyżej 230 km/h. A nie wspomniałem nawet o tym, że prędkości maksymalne są maksymalne i że w najlepszych kolejowo krajach też istnieją liczne odcinki, gdzie pociągi swojego maksimum osiągnąć nie mogą, choćby dlatego, bo linię kolejową zbudowano wzdłuż rzeki i podąża ona za jej zakrętami. NIE. Nie zwiększy. W najlepszym razie uruchomi zawór bezpieczeństwa. W najgorszym – rozsadzi kocioł. Kotły parowozów buduje się z uwzględnieniem ich maksymalnego ciśnienia roboczego (w polskich parowozach z międzywojnia zwykle kilkanaście atmosfer). I jest to ciśnienie bez trudu możliwe do utrzymania, a nawet przekroczenia, przy zwykłym paleniu węglem. Do tego ciśnienia dostosowane są też tłoki, rozrząd pary i cała armatura. Dlatego właśnie kotły wyposażane są w zawory bezpieczeństwa, które po prostu upuszczają nadmiar pary do atmosfery. I to właśnie stałoby się z dodatkową parą, wydzieloną po wrzuceniu do pieca dopalacza. Chyba że equestriańscy inżynierowie są idiotami i zaworu bezpieczeństwa w swojej konstrukcji nie umieścili. Wówczas – bum. Okej, pora na jakieś podsumowanie... Jak chyba można zauważyć, nie bardzo mi się to podobało. Przyznam szczerze – przeczytałem ten fanfik bardziej dla beki, tak samo jak ogląda się kiepskie filmy typu „Mega Rekin kontra Gigantyczna Ośmiornica”. No i w tej roli sprawdził się nieźle, bo niektóre sposoby, na jakie objawiał się Niewidzialny Bąbel Zarąbistości, były przezabawne. Ale dobre to to nie jest. Nie zniechęcam jednak autora do dalszego pisania. Tylko niech spróbuje czegoś innego. Ale „Upadłego z niebios” nie tknę. Powód? No właśnie.
    1 point
  39. Bluzgi, śmieszki z mangozjebów i tak dalej. Wyciągnięte z tego ciemnego miejsca, którego nazwy nie pomnę.
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...