Tablica liderów
Popularna zawartość
Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 03/01/16 we wszystkich miejscach
-
Czas zrobić coś, o czym już od dłuższego czasu myślałem. Mianowicie, podzielić się wszystkim, co znalazło się w mojej głowie po przeczytaniu „Ścieżek Donikąd”. Ogólnie, nie wydaje mi się, aby był to najsławniejszy fanfik pod słońcem (drodzy przyjaciele, naprawdę, poza kucykowym Falloutem są inne tytuły ;P I nie, nie mam na myśli Past Sins ;PP), ale na podstawie tego, czym podzielili się ci, którzy nad „Ścieżkami” się pochyli, widzę, że opowiadanie cieszy się bardzo dobrymi komentarzami. Czy zatem te wszystkie wyrazy uznania były słuszne, czy może okazały się nieco przesadzone? A może jest wręcz odwrotnie i opowiadanie zasługuje na dużo, dużo większy rozgłos? Odpowiedzi szukajcie w poniższym tekście. Zaczynając od prologu, powiem, że w trakcie jego czytania miałem wrażenia, skojarzenia, zarówno pozytywne, jak i dosyć mieszane. Po pierwsze, jakoś od razu uderzyło we mnie wspomnienie drugiego dodatku do Heroes of Might and Magic IV, kampania bodajże Erutana Revola. Ogólnie, chodziło w niej o to, że elficki strażnik wypowiada wojnę królestwu ludzi za to, że mieli czelność wkroczyć do jego lasów, ściąć drzewa, wybudować coś, te sprawy. Weratyr funkcjonuje bardzo podobnie. Gardzi kucykami, nie waha się ich zgładzić, jeśli zabrną za daleko (to znaczy, waha, ale pod wpływem ukochanej ;P), również posługuje się łukiem, las, natura są dla niego świętością, ich wolę szanuje ponad wszystko. Co by nie mówić, postać ta jest zarysowana bardzo wyraźnie, z pomysłem i konsekwencją. A przynajmniej do pewnego momentu, o czym powiem nieco więcej później. Szczególnie zapadł mi w pamięć kawałek, w którym czytelnik dowiaduje się jak Weratyr postrzega to, co kucyki robią z lasem, że po to ścinają drzewa, by zmienić je w coś martwego, zmuszonego do służenia w ich godnym pogardy żywocie. Bardzo dobry był również fragment, kiedy już po wszystkim dowiadujemy się, że ten na pozór bezwzględny i zimny ieleń ma swoją jasną stronę, która w całości jest oddana Oski. Konsekwencja w kreowaniu postaci Weratyra ulega pewnemu zmąceniu w scenie z kupcem, Whisky Jarem, z którym to bez większych, czy bardziej krwawych sprzeczek wymienia się towarami. Bądź co bądź, sama ta sytuacja wydała mi się nieco naciągana, jest to właśnie pewne zmącenie, o czym wspominałem wcześniej – Weratyr dalej nie ukrywa swej niechęci, pogardy, agresji, niczego nie żałuje, a całe to spotkanie jest niczym więcej niż smutną koniecznością, no bo przecież się umówił… Wciąż jednak, wydaje mi się, że jeżeli gardzi wszystkim co kucze, to z automatu nie powinien z kucykami nawet handlować, manifestując przy tym swą dumę, niezależność. Ale prawdziwe zdziwienie przyszło pod sam koniec prologu, kiedy to nagle Weratyr zwraca się przeciwko naturze, przeciwko puszczy, którą to przysiągł bronić. Z jednej strony rozumiem jego motywy, niemniej scena tejże zdrady wydała mnie się strasznie… Teatralna. Niby opisy były wystarczająco przekonujące, ale jakoś nie mogłem w to uwierzyć, średnio mi to pasowało. Popsuło to nieco wrażenie z prologu, który nie dość, że wydał mnie się odrobinkę przydługi (momentami sam nie wiedziałem, czy to jeszcze prolog, czy już rozdział). Zabrakło tu jakiegoś stopniowania, pomału narastającego żalu, czy złości. Byłoby moim zdaniem dużo lepiej, jakby prolog zakończył się na jego zaśnięciu, a dopiero później, śledząc losy Oski oraz jej przeznaczenie, Weratyr zaczął mieć wątpliwości. A tak, rozstaliśmy się z całkiem ciekawą i doskonale zarysowaną postacią bardzo wcześnie… Ale czy na pewno? Swoją drogą, na stronie pierwszej, czwartej, siódmej i ósmej jest literówka – Weartyr, zamiast Weratyr. Zaznaczyłbym w dokumencie, ale Google mi się kiełbasi i zrywa połączenie jak chcę wnieść poprawkę. Ale ostatecznie, prolog wypada bardziej na plus, pomimo wszystkiego, o czym napisałem powyżej. Zdaje się, że ze wszystkimi mankamentami w pojedynkę poradziły sobie skojarzenia z Heroes IV, po prostu za bardzo uwielbiam tę grę. Jeśli chodzi o rozdział pierwszy oraz drugi, nie jest to nic, czego można by się spodziewać po lekturze prologu. Przygoda? Nie. Wartka akcja? Nie. No to może więcej ieleni i scen w lesie? Gdzie tam. To, co serwują nam dwa pierwsze rozdziały, to mozolne, szczegółowe do bólu, ale również przepełnione charakterystycznym stylem, poznawanie nie tyle postaci, co otoczenia, w jakim się obracają. Myślę, że będzie najlepiej, jeśli teraz polecę zainteresowanym poczytanie poszczególnych fragmentów, na wyrywki, jeśli nie mają chwilowo czasu, a chcieliby się przekonać co mam na myśli. Opisy są wręcz przebogate w słowa, zdecydowanie dominują doskonale skomponowane zdania złożone, choć momentami odnosi się wrażenie, że autor troszeczkę przedobrzył, w wyniku czego rozmywa się nieco ich brzmienie, czy sens. Tak czy inaczej, jest pod tym względem świetnie, choć nie powiem, że taka forma zadowoli absolutnie wszystkich. Mnie to nie przeszkadza, śledząc po kolei kolejne opisy, czy to mebli, czy pokoi, czy nawet przemierzanych przez bohaterów uliczek oraz najbliższego otoczenia, na elementach ubioru kończąc, czułem się naprawdę „wciągnięty”. Bez trudu układałem sobie wszystko w głowie, począwszy od układu kolejnych elementów, na kolorach kończąc. Moim zdaniem jest to zaleta opowiadania, choć jak wspominałem, aż tak szczegółowe, masywne wręcz opisy, mówiące nawet o tych absolutnie najdrobniejszych szczególikach, niuansach, mogą zadziałać zniechęcająco na osoby, które po tagu [Adventure] oraz prologu spodziewały się akcji, większych ilości wydarzeń per rozdział, czy nieco szybszego tempa akcji. Kolejne przystanki, czy dłużące się opisy mogą po jakimś czasie zmęczyć, zaś zmiana scenerii, przy jednoczesnym braku akcji, czy czegoś bardziej efektywnego – przyprawić o wiele mówiące przewrócenie oczami. Innymi słowy, to, co dla miłośnika [Slice of Life] jest prawdziwą ucztą, dla osoby oczekującej akcji, magii, przemocy i zabierających dech w piersiach bitew o wszystko, może okazać się swego rodzaju zaporą, być może nie do przebycia. Nawet, jeśli miałoby to służyć przedstawieniu miejsca akcji, postaci oraz realiów. Naprawdę, wszystko, co zostało zawarte w ramach dwóch pierwszych rozdziałach, zdecydowanie bardziej podpada pod [Slice of Life], bardzo obszernego, do smaku przyprawionego o elementy komediowe. Nie znam całej fabuły i nie wiem w jakim kierunku podąży historia, więc może to być jedynie coś w rodzaju wstępu, wprowadzenia w realia, ale jeśli tego typu fragmentów miałoby być więcej, jeśli miałyby przeplatać się ze scenami akcji, zwrotami akcji oraz typowo przygodowymi smaczkami (na co liczę), wówczas radziłbym dodać do puli tagów to [Slice of Life]. Ot, aby niezdecydowani wiedzieli w co się pakują, że tak to ujmę. Przechodząc do postaci, które poznajemy, muszę powiedzieć, że jestem usatysfakcjonowany. Ogólnie, mamy do czynienia z zupełnie zwyczajnymi kucykami, których sylwetki i cechy charakterystyczne już zostały wyraźnie zarysowane. Objawia się to między innymi w sposobie mówienia, wykorzystywanych słowach, zwyczajach, czy też podejściu do spraw takich jak religia, praca, interesy. Charakterystyczną postacią, ze względu na swe zachowanie jest Lazy Cannabis, charakterystyczną postacią ze względu na swój sposób bycia jest Whisky Jar, charakterystyczną postacią ze względu na swe podejście do pracy oraz przyszłości jest Time Turner. Również charakterystyczna, dająca się polubić, jest klacz, póki co kreowana na jedną z główniejszych postaci biorących udział w historii - Squarely Inches. Medyczka, ciekawa świata i szukająca w nim inspiracji, pisarka o całkiem przyjacielskim nastawieniu, bynajmniej nie stroniąca od kufla dobrego piwa. Bez wątpienia jest to ktoś, kto ma zadatki na wielowymiarową, barwną postać, zapadającą w pamięć, z którą naprawdę chciałoby się pogadać, czy czegoś napić. Jeśli zaś chodzi o Sombrę, którego obecność może wydać się co niektórym niespodzianką – póki co wydaje się tajemniczy i opanowany, choć w scenach z nim, pobrzmiewa coś, co każe mi sądzić, że jego intencje nie są tak do końca czyste i że to wcale nie był przypadek, że Clever Clover spotkała właśnie jego i jeszcze zaprosiła na nauki do Equestrii. Póki co, wyrasta to na wątek przewodni, albo taki motor napędowy fabuły, gdzie znajdą się również ielenie, a może także inne istoty. Tak czy inaczej, zapowiada się bogato. Z innych rzeczy, bardzo spodobała mi się próba stworzenia czegoś poza znanymi jak dotychczas miejscami, elementami – dalekie południe, nazwy dla poszczególnych miejsc, smaczki kulturowe (scena w klasztorze świetna), czy też elementy folkloru, objawiające się przy okazji otwarcia każdej części tekstu. Krótko mówiąc – jest ciekawie. Ogólnie, chciałem od razu „ugryźć” rozdział trzeci, lecz po kilku stronach poczułem, jak brakuje mi sił. Nie jest to bynajmniej zwiastun czegoś negatywnego, o nie. Jeśli miałbym to wrażenie do czegoś przyrównać, było to coś, co towarzyszyło mi podczas pierwszych chwil przy Might and Magic VI, Final Fantasy XII, czy nawet Borderlands. Mianowicie – gry te wydały mnie się tak wielkie (po angielsku na to się ładnie mówi „huge games”), rozległe, z setkami, tysiącami możliwości i naprawdę gigantycznym, rozbudowanym światem do zwiedzenia, że aż zabrakło mi sił, by rzucić się w wir eksploracji. Po prostu potrzebowałem czasu, żeby się zebrać, czekałem na odpowiedni moment, kiedy nie będę musiał zajmować się niczym innym, by móc skoncentrować się tylko na tym. W przypadku rozdziału trzeciego „Ścieżek”, a także, jak przypuszczam, każdego kolejnego, jest i będzie podobnie. Podkreślam, że nie jest to wadą dzieła – zazwyczaj jeśli coś takiego mi się przytrafia, na końcu czeka satysfakcjonujące zakończenie, same pozytywne wspomnienia oraz tona rzeczy i przemyśleń, czekających na podzielenie się. Jeśli miałbym krótko podsumować wszystkie spostrzeżenia i wrażenia – póki co, „Ścieżki” zapowiadają się na długą, niezwykle klimatyczną opowieść, cechującą się głównie obszernymi, barwnymi opisami, zrealizowanymi z dbałością o każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Słów, czy dźwięcznych określeń nie brakuje ani dla miejsc akcji, ani dla postaci, które to, praktycznie bez wyjątku są kreowane w taki sposób, że od samego początku wyróżniają się czymś szczególnym, są charakterystyczne, budzą sympatię, są interesujące. Treść jest bogata w słowa, w swej kompozycji wprost perfekcyjna, choć jak wspominałem, niekoniecznie jest to forma, która wciągnie każdego. Jak na razie, widzę tutaj więcej elementów charakterystycznych dla [Slice of Life] aniżeli [Adventure]. Nie ma zbyt wiele akcji, na razie poznajemy bohaterów, realia. Jeśli o mnie chodzi, tylko momentami miałem wrażenie, że zdania są nieco za długie, czy też niektóre fragmenty niepotrzebne, bo dana informacja już została podana, ale to naprawdę niewiele. Na tle całości, zwłaszcza biorąc pod uwagę klimat, to drobnostki, które giną pośród zalet prezentowanej historii. Ale jeśli ktoś powie mi, że nie ma pojęcia czym się zachwycam, bo dzieje się mało, dzieje się za wolno, forma okupiona jest treścią – zrozumiem. Mnie taki styl odpowiada, lubię długie, szczegółowe opisy oraz świat, który ma w sobie dużo elementów autorskich, dający się wyobrazić. W ogóle, świat, który autor chce tak obszernie opisywać, bo mu zależy na tym, aby czytelnicy podzielili jak największą ilość jego wizji, żeby zobaczyli to, co on. Bez wątpienia należą się wyrazy uznania za poświęcony czas oraz całe serce włożone w napisanie tekstu. Co mogę polecić autorowi? Mimo wszystko, trzymać się swojej wizji oraz utrzymać ten styl, może z czasem zwiększając dawki akcji. Być może to już nastąpiło w rozdziale trzecim, którego jeszcze dokładnie nie obadałem z przyczyn już przytoczonych, ale mówię o tym myśląc również o dalszych rozdziałach. Historia zapowiada się naprawdę obiecująco, toteż czytelnikom, ogólnie, polecam zapoznanie się ze „Ścieżkami” i wytrwanie przez te długie, obszerne, kwieciste wręcz opisy, jeśli ktoś nie jest zwolennikiem takiej formy. Wierzę, że z czasem fabuła skomplikuje się, pojawią się nowe postacie, [Adventure] zostanie zrealizowane, a autor niejeden raz zaskoczy nas jakimś zwrotem akcji. Być może oczekuję zbyt wielu rzeczy, ale nic na to nie poradzę, że właśnie taki przedsmak stwarza to, co już autor nam udostępnił. Tak więc, jest świetnie i aż dziw, że historia nie jest przywoływana częściej. Pozdrawiam!4 points
-
Uważam, że ten tytuł jest jednym z najlepszych oneshotów, jakie do tej pory zaserwował nam autor. Pomimo prostej struktury, niewielkich gabarytów oraz kilku uchybień, które zostały swego czasu zaznaczone, jest to historia mocna, skłaniająca do przemyśleń, wielowymiarowa. Mając na uwagę zawartość pierwszego posta oraz zadane przez autora pytania, mam wątpliwości, czy chciał dokładnie zarysować doktora jako postać tragiczną, czy też przedstawić go jako postać negatywną, kierowaną przez (w pewnym sensie) szlachetne pobudki. Zresztą, w tekście możemy znaleźć wskazówki prowadzące zarówno do jednej wersji (wspomnienia kucyków, którym uratował życie, nagrody, wyróżnienia, prestiż), jak i drugiej (świadome powątpiewanie w etykę lekarską). Ja obstawiam, że miało to na celu lepsze zaprezentowanie jego osoby jako postaci tragicznej, zmuszonej dokonać wyboru, co z uwagi na jego osobiste przekonania, nagłą sytuację oraz różne okoliczności, okazało się zadaniem trudnym i z góry skazanym na porażkę. Znamy oficjalny przebieg wydarzeń. Tę kwestię zawrę z moich odpowiedziach. Chciałbym teraz zastanowić się nad tym, co by było, gdyby jednak uratował gwałciciela. Po pierwsze, nie ma gwarancji, że wystarczająco szybko zostanie znaleziony odpowiedni dawca. Tak samo, nie ma gwarancji, że gwałciciel tym razem zostanie skazany, a jeśli nie, z całą pewnością będzie dalej będzie wyrządzać niewinnym krzywdę i jeśli wymiar sprawiedliwości się nim należycie nie zajmie, w końcu zrobi to ktoś inny. Czyli, najpewniej, i tak zostałby „odstrzelony”. Czyżby doktor wybrał zatem mniejsze zło? Popełnił mniejsze zło, by uratować kucyki przed większym złem? Ogólnie, rozterki i dylematy moralne, sytuacje bez wyjścia, czy też możliwe do rozpatrywania na wielu płaszczyznach decyzje bohaterów nie są niczym nowym, lecz w „Po pierwsze: nie szkodzić”, wszystko zostało zrealizowane tak dobrze, płynnie i wyczerpująco zarazem, że naprawdę, trudno się nadziwić, jak autorowi udało się to zmieścić w zaledwie pięciu stronach i faktycznie potrząsnąć czytelnikiem. Jasne, że niebagatelną rolę w tym efekcie odegrały postawione czytelnikom pytania, ale jestem przekonany, że i bez nich poważnie zastanowiłbym się nad tymi kwestiami. Serio, czuję się fanem tego opowiadania, ale! Żeby nie lać na prawo i lewo miodem, przejdę do jednej rzeczy, której może nie postrzegam jako minusa, ale z całą pewnością nieco mi zmąciła lekturę. Mam wątpliwości co do fragmentu poświęconego poprzedniemu ordynatorowi. Temu, który bardzo przeżywał stratę swych dwóch pacjentów. Czy aby na pewno czas teraźniejszy jest tam na miejscu? Czy całość nie powinna być napisana w czasie przeszłym? Tak czy inaczej, mamy tu ładny, choć subtelny kontrast. Postać lekarza idealnego, wiecznie i głęboko rozpaczającego nad każdą porażką, wersus ktoś, kto ma zadatki na jego następcę, ale ulega pokusie. Poczucie panowania nad życiem pacjentów bierze górę i zaczyna bawić się w boga, choć, jak mniemam, do końca wierzy w słuszność sprawy i to, że staje się zły tylko po to, by pokonać większe zło. Naprawdę, bardzo dobrze napisana (choć nie bez zarzutów), bardzo dokładnie przemyślana historia, ukazująca bardzo częsty dylemat moralny w wielowymiarowy sposób, na zaledwie kilku stronach. Biorąc pod uwagę datę premiery fanfika, do dnia dzisiejszego zachowuje on aktualność, nadal warto go czytać i regularnie do niego wracać. Tego swego rodzaju klasyka mogę polecić każdemu. Choć nie uświadczy się tu klimatu typowego dla serialu (kolory, przyjaźń, dobroć, ckliwość), a coś znacznie bliższego naszej, ludzkiej rzeczywistości, to jednak warto zatrzymać się przy tym tytule na dłużej. W każdym razie, ja na pewno o nim nie zapomnę, doskonała robota. A teraz pora na moje odpowiedzi na pytania. Dziękuję za to opowiadanie. Pozdrawiam!3 points
-
A mnie się akurat podoba taki spokojniejszy początek. Spoilery! Końcówka pierwszego tomu stanowiła bardzo dobre zwieńczenie całości i zamknięcie pewnych spraw z jednoczesnym pozostawieniem kilku rzeczy otwartych i nie zawsze tak oczywistych. W ciągnącym się bardzo długo rozdziale X działo się wiele i wszystko to było tak poukładane by akcja stopniowo przyśpieszała, obiecując naprawdę solidnego buma na zakończenie, który zresztą nastąpił i to nawet większy niż można się było spodziewać. Choć, jak mówiłem, wiele spraw zamknięto, jeszcze więcej pozostało do zamknięcia. Lecz z fabułą nie można pędzić na łeb na szyję przez wieczność. Szalenie podoba mi się przedstawienie tego pasującego do prologu, swoistego, chłodnego spokoju (nie przejawianego jednak przez wszystkich) następującego po chaosie w mieście. To niemal wyprane z uczuć planowanie, szukanie rozwiązania, które najbardziej zadowoli odpowiednie osoby, różnice charakterów, sprzeczki, sięganie po narzędzia graniczące z rozwiązaniami ostatecznymi, zimne obwinianie niewinnych – to jest ta, z przeproszeniem, skurwiała polityka, której można było doświadczyć w oryginalnym Wiedźminie. A nawet jeśli było to napisane inaczej niż w pierwowzorze, co z tego? Wiedźma już pokazała, że nie jest kalką Wiedźmina, a Zodiak udowodnił, że stara się szukać swoich ścieżek. Naprawdę pochwalam takie zaczątki budowania dworskich intryg i ukazania jak pewne rzeczy wyglądają z góry. Wiążę spore nadzieje z tym wątkiem, a także z innymi problemami, na które najpewniej natrafi Equestria. Zewnętrzny wróg? Dziki Gon? Oj, będzie ciekawie… No, ale są jeszcze sprawy o wadze mniejszej niż państwowa. W prologu drugiego tomu przewija się również duet przepoczwarzonych klaczy z Mane6, a ich krótka scenka to sympatyczny smaczek, który, podobnie jak sceny dworskie, zapowiada ciekawy wątek. I choć Pinkie i Rarity, jak się spodziewam, będą raczej odsunięte na dalszy plan, to jednak ich zamiary wydają mi się wielce obiecujące. Nie wiem czy można tutaj liczyć na jakieś wielkie ponowne spotkanie całej serialowej szóstki, lecz wiele wskazuje na to, że pewien ghul i pewien wampir przynajmniej będą do tego dążyć. Kto zaś ma dobrą pamięć i pamięta pewną postać poboczną z pierwszych rozdziałów tomu pierwszego, ten może się domyślić, że ów plan nie musi być odgórnie skazany na porażkę. Jestem jednocześnie pewien, że nie zabraknie tu kłopotów, radzenia sobie z nimi i, rzecz oczywista, nieśmiertelnego humoru różowego ghula. Co tam jeszcze było? Aha – smutna najemniczka i smarkata lepkie-kopytko. Scena z ich udziałem jest krótka ale dość wymowna. Czuć to zmęczenie i smutek Au oraz jej wątpliwości co do tego co powinna teraz robić. I choć sam mam parę własnych teorii jak jej wątek zostanie poprowadzony, są one mniej lub bardziej naciągane i prawdę powiedziawszy nie mam za bardzo pomysłu co się teraz stanie. Samo jednak pojawienie się Au w prologu sugeruje, że wciąż będzie jedną z główniejszych bohaterek z pewną istotną rolą do spełnienia. Zastanowił mnie jednak dziwny brak którejś z wiedźm, oczywiście nie licząc kilku wzmianek, z których na uwagę zasługuje Darklighta z Ropem. Czy to naprawdę może być koniec pasiastej? Tylko gdzie w takim razie mogła zniknąć? Cudowne zmartwychwstanie? Może coś dużo bardziej oczywistego (chyba nie tylko Darklightowi zależałoby by przeprowadzić sekcję mutanta)? A Erynia? Co z nią? Wróci do włóczenia się po świecie? Znajdzie jakieś własne miejsce? Odwiesi miecz na ścianę? Będzie nową główną bohaterką? Może drugi tom przedstawi nam już trzecią zabójczynię potworów? Tyle ciekawych pytań, tak mało odpowiedzi… No i ten podtytuł, który tajemniczo wyjaśniono w opisie… Serocżerca… Mam w tej kwestii tylko jedno do powiedzenia – zżera mnie, być może niezdrowa, ciekawość. Zodiak, pisz szybko i dużo, bo zostawiasz niedosyt.3 points
-
Cześć! Error! Oddawanie czci jest zbędne... Przestań. Przepraszam. To to rozdwojenie osobowości. Właściwie to raczej czcionki...nieważne. Po prostu ją ignorujcie. Słyszałam to!3 points
-
Nie oglądam. Osobiście sądzę że jeśli się robi serial o kolorowych kucykach to nie ma sensu przerabiać go później na serial o kolorowych nastolatkach ze szpiczastymi uszami i (niekiedy) skrzydłami. Ale co kto lubi.3 points
-
Obiekt znany jako Discord wydaje się najinteligentniejszą postacią. Potrzebujemy takich obiektów testowych. Niestety jego zdolności znacznie przekraczają wszelkie limity. Nie wydaje się również chętny do dobrowolnego poddania się eksperymentom. Mam też taką teorię że w odcinku z Tirekiem tylko udawał że jest zdrajcą. Wiele argumentów na to wskazuje. Np: On wiedział gdzie są klucze do tej kryształowej szkatułki o czym świadczy fakt że zaznaczył właściwe fragmenty w pamiętniku i praktycznie rzucił nim Twilight w twarz. A jeśli umie liczyć do sześciu to musiał zauważyć że Twilight nie ma jeszcze swojego klucza. Później trochę za łatwo dał się przekonać do zmiany stron, zwłaszcza że nietrudno było się domyślić że Tirek nie podzieli się władzą. No i czemu Discord nie powiedział koledze że wyczuł wielkie zakłócenia w mocy? Aż cały zafalował. A sądząc po minie domyślał się co oznaczają. Discord wie że jest postacią z serialu. Co jakiś czas zwraca się nawet do widzów. Może po prostu rozumiał że gdyby pokonał Tireka na początku, to by nie miało sensu, scenariuszowo? Twilight musiała znaleźć swój klucz i to w możliwie dramatycznych okolicznościach więc czemu jej tego nie umożliwić? Ale ja o sobie i o sobie. Pewnie to już nudne.3 points
-
Ta... bester i jego nowy FF. O czym tym razem? Naszło mnie na małe przemyślenia w pewnej dziedzinie, wrócił bardzo dawny pomysł na całe opowiadanie, ale, że tworzę jeden projekt, w planach jest kolejny a skończy muszę jeszcze inny, postanowiłem zredukować swój pomysł do tego krótkiego opowiadania i do przemyśleń. Więc, co byście rozbili na miejscu głównego bohatera? Postąpili tak jak on? Czy przeciwnie? FF opowiada krótką historię z życia pewnego lekarza, którego jedna decyzja może zaważyć na czyimś losie. Po pierwsze: nie szkodzić A tutaj tekst przeczytany przez miśka : I kilka pytań, na które chciałbym, byście w miarę możliwości odpowiedzieli. Po lekturze, oczywiście: I jeszcze coś:2 points
-
Witamy w aperture laboratories Według procedur, przed rozpoczęciem testów należy uzupełnić dane osobowe. Obiekt testowy [wstaw imię obiektu testowego] proszony o zajęcie pozycji stojącej na Forum. Zanim jednak zaczniemy przypominam że chociaż podstawowym działaniem instytucji jest zabawa i nauka, można też odnieść poważne obrażenia. (Będziemy cię obrażać na okrągło.)2 points
-
ban, bo nie czytałam tego więc nie rozumiem o czym gadacie,trochę dziwne uczucie , po za tym dziękuje za współczucie, wszystko się wyjaśniło z moją koleżanką i coś tam naprawiamy między sobą.2 points
-
14 batalion spec adidas dres,uzbrojony w rydwan wpier*olu(bmw),polo wpierdolo,okowy grzmotu(im więcej koksu tym lepszy dmg) ,dedektor szacunku,żupan popłochu i czapke wpier*olke która chroni przed śniegiem,deszczem mrozem i konfidentami,również czyni ich niewidzialnymi.2 points
-
2 points
-
@Arkane Whisper Mnie się chce komentować, ale przez ostatnie dwa dni musiałem grać w Tekkena. @Uszatka Koniecznie zmień opcje udostępniania opowiadania tak, aby możliwe były tylko sugestie, a nie bezpośrednie edytowanie, żeby nikt Ci nie zniszczył/ skasował opowiadania! Krótki i spokojny – tak w dwóch słowach mógłbym opisać nowy tytuł autorki, „Prawdziwą magię”. Choć opowiadanie opatrzone zostało tagiem [Slice of Life], są tutaj pewne elementy podpadające pod [Sad], ale w związku z konstrukcją zakończenia, one trochę się „zerują”. Trudno mi to opisać, ale postaram się to zrobić w późniejszej części, co by nie zaczynać od opisu zakończenia. Ogólnie, nie ma za bardzo do czego się przyczepić, gdyż opowiadanie nie jest zbyt długie i służy głównie jako coś do poczytania w wolnej chwili, kiedy nie pracujemy, nie uczymy się, ale zbieramy energię, odpoczywamy. To, co od razu rzuca się w oczy to brak justowania tekstu, ale jest to czynnik techniczny i może zostać łatwo już został naprawiony poprzez jedno kliknięcie. Co mnie nieco uwierało w samym tekście, to występujące gdzieniegdzie zdania zbudowane z pojedynczego, czy dwóch słów. Jakoś źle się komponowały z resztą tekstu, pasowałyby lepiej jako jakie „jednolinijkowce”, oddzielające dłuższe akapity. Poza tym, gdzieniegdzie nie podpasował mi dobór słów. „Musiała się zebrać do kupy”… Nie brzmi zbyt ładnie, na ten przykład. No, może jeszcze na początku jest trochę kliszowo – mam tu na myśli wzmiankę o „TYCH” uczuciach. Ale to akurat drobnostka, gdyż później, w zasadzie nigdzie się to nie pojawia. Generalnie, na tym zakończę listę wad opowiadania. Cała reszta wypada pozytywnie. Jeśli chodzi o koncepcję, jest to coś, czego zdaje się nikt od dłuższego czasu nie ruszał, o ile nie weźmie się pod uwagę szybkich odpowiedzi w tematach o źrebakach i prokreacji w kucykowym świecie. Ogólnie, przychodzi mi na myśl jeden taki temat, on jest już chyba usunięty, ale padła tam żartobliwa odpowiedź, że „źrebaki przynosi Celestia”. Czym jest „Prawdziwa magia”? Jest to nic innego, jak poważne potraktowanie powyższej sugestii. Polecam poświęcić na ten tekst trochę czasu, by na własne oczy przekonać się jak wyobraziła to sobie autorka, ale ogólnie mogę powiedzieć, że to nie wygląda tak, że zamiast naszego polskiego bolka bońka boćka jest Celestia, która musi co noc brać zawiniątka w zęby i kurs po całej Equestrii zrobić, bo taka praca. Przy okazji, jak się okazuje, dzieje się coś jeszcze, kiedy powstaje nowe życie. To już zadanie Luny. Powracając do zakończenia, myślę, że zostało zrealizowane naprawdę dobrze – krótkie, treściwe, tłumaczy co się wydarzyło i dlaczego, ukazuje dwie strony tego samego medalu, co należy do obowiązków Luny, a co do obowiązków Celestii, kiedy nadchodzi właściwy czas. Ogólnie, jest tu trochę elementów smutnych, natomiast z drugiej strony mamy niewątpliwie elementy pozytywne, związane z powstaniem nowego życia. Końcówka może nie zszokowała, ale tak delikatnie, troszeczkę potrząsnęła czytelnikiem, choć w gruncie rzeczy, można było to odgadnąć. Takie „wyzerowanie” pod koniec znosi elementy tagu [Sad], utwierdzając nas w przekonaniu, że jest to krótki, spokojny, pomimo pewnych zgrzytów ładnie napisany [Slice of Life]. Reasumując, mamy niedługie, godne poświęcenia kilku chwil opowiadanie, ukazujące nieco inne aspekty codziennego życia królewskich sióstr, związane z ich boskimi mocami, których używają do utrzymania naturalnego porządku rzeczy, że tak powiem. Co prawda pod koniec rodzi się pytanie jak to wyglądało za czasów, kiedy Luna była na księżycu, ale przyjmę, że po prostu Celestia wszystkim się zajęła. Taka praca. Pozdrawiam!2 points
-
2 points
-
Ogólnie, widzę, że wśród opowiadań na liście znajdują się również tytuły konkursowe, które miałem już przyjemność recenzować, jako sędzia. Zatem, nie powtarzając się, od razu przejdę do tekstów, których jeszcze nie czytałem. Na dobry początek, wybiorę sobie trzy. Zobaczmy, co takiego zmajstrował autor. Klacz o złotych oczach Po zakończeniu lektury tego opowiadania mam trochę mieszane uczucia. Z jednej strony nie mogę narzekać, gdyż to, co sugerował tag [Noir] zostało zawarte i napisane bardzo dobrze, z dbałością o szczegóły, słowa, tempo akcji, dzięki czemu możemy bez problemu wyobrazić sobie scenerie, znaleźć się obok głównego bohatera. Z drugiej jednak strony, czytelnik odczuwa pewien niedosyt. Generalnie, myślę, że ten kawałek tekstu jest dowodem na to, że autor jest w stanie stworzyć dobrego, wciągającego fanfika detektywistycznego, czy wręcz mafijnego, osadzonego w znanej metropolii Equestrii. Co prawda miałem już wcześniej styczność ze „Sprawą pewnego wazonu”, ale tamta historia była bardziej żartobliwa, zrealizowana jakby z przymrużeniem oka… Co oczywiście było jej plusem, bardzo miło wspominam tego fanfika. Przy „Klaczy o złotych oczach” jednak, mamy do czynienia z czymś innym. Od razu widać, że to już nie są przelewki, historia była pisana na poważnie, emanując mrokiem brudnych ulic, smrodem dymu papierosowego, z niejasnymi interesami i krwią w tle. Naprawdę, wszelakie wstawki takie jak deszcz, spływająca wraz z wodą krew do kanałów, zniszczone pojazdy, czy zupełna obojętność przechodniów, wszystko to buduje solidny, gęsty, gangsterski klimat. Od razu przypominają mi się scenki, czy to z gier, czy to z filmów, których przesłanie było takie, że jeśli ktoś chciał jeszcze pożyć, niczego nie widział, niczego nie słyszał. To były interesy, nic więcej. Z drugiej strony, od razu przypomniały mi się memy o sprzedawcach w GTA, którzy najpierw są świadkami masakry, a potem sprzedają hot-doga, jakby nic się nie stało. W każdym razie, fabuła rozkręca się całkiem sprawnie, a dosyć syte opisy nie spowalniają znacząco tempa akcji. Jest tu sporo tajemnic i niedomówień, może nawet za dużo. Czytelnik po prostu chce wiedzieć więcej. Co mnie lekko uwierało, to fakt, że to była bodajże praca konkursowa w dziale Derpy… No i wystąpiła tu Derpy… Tylko, że nie wydaje mi się tak do końca, by była to dla niej rola, nawet jeśli mówimy tu o pracy konkursowej. Sam nie wiem, średnio mi pasowała, choć z kolei wzmianka o doktorze Whoovesie zadziałała bezbłędnie. Choć z jednej strony dodało to mistycznego posmaku, z drugiej umocniło mgłę tajemnic i niedomówień, pozostawiając czytelnika bez żadnej konkretnej wiedzy co tak naprawdę się wydarzyło i co się może wydarzyć. I to właśnie stąd wynika niedosyt – historia w pewnym momencie się ucina, choć cała wcześniejsza treść zapowiadała coś więcej. No i samo zakończenie następuje dosyć nagle… Sam nie wiem. Psuje nieco wrażenie, ale na szczęście, nieznacznie. Nie jest to wrażenie, jakby autor nagle stracił zainteresowanie pisaną pracą, po prostu… To już? Zupełnie, jakby był to zaledwie prolog do pełnej historii, której głównym bohaterem jest właśni ów przyjaciel detektywa. Problem w tym, że niczego dalej nie ma. Przyglądając się samej treści, możemy odnaleźć wiele solidnie zbudowanych zdań, brzmiących bardzo dobrze i przy tym wiernie opisujących to, co znajduje się, dzieje się wokół postaci, budując raczej ciężki, poważny klimat, o czym zresztą już wspominałem. Jest tu dużo tajemnic i niedomówień, tempo akcji jest raczej stałe, choć zakończenie przychodzi nagle, w moim odczuciu. Charakter detektywa został zarysowany poprawnie, lecz nie wyróżnia się on niczym szczególnym. Chodzi mi o to, że nie da się tu wymienić żadnej szczególnej cechy, czy nawyku. W ogóle, samej Derpy jest nieco zbyt mało, by móc wyczytać coś więcej z jej postawy. Myślę, że największym atutem opowiadania jest jego klimat. Jeżeli coś zostaje w głowie po przeczytaniu go, nie są to postacie, nie są to opisywane wydarzenia, ale właśnie klimat. Niemałą rolę w jego kreowaniu odgrywa pierwszoosobowa narracja. Ogólnie, to właśnie ten element, dla którego chciałoby się powracać do lektury. Jeśli chodzi o wydarzenie, wszystko wskazuje bardziej na wstęp do dużo dłuższej, większej historii i to właśnie na nią zostaje narobiony smak. Jeśli chodzi o postacie – jest w porządku, ale niczym specjalnym nie powalają. Ogólnie, jest to bardzo solidnie napisane opowiadanie z gęstym, trudnym klimatem, solidną dozą niedopowiedzeń, która nie drażni czytelnika, a sprawia, że chce poznać prawdę. Niestety, jako pojedynczy oneshot, opowiadanie pozostawia niedosyt, na dłuższą metę trochę zawodzi, gdyż najlepiej sprawdziłoby się jako prolog do czegoś dłuższego. Jedynie jego klimat nie umiera, co nieco nadrabia za tę niedogodność. Ogólnie, warto poświęcić mu nieco czasu, choć naprawdę szkoda, że nie ma tu żadnego ciągu dalszego. Czegoś, co w pełni pozwoliłoby rozwinąć skrzydła charakterom postaci, wydarzeniom rozkręcić się, przy okazji dając nam więcej tego, co w pierwowzorze wypada zdecydowanie najlepiej – więcej klimatu. Tajemnica Lyry Heartstrings Słowem wstępu, jest to opowiadanie, które mimo solidnego wykonania, pomysłu oraz zgrabnie prowadzonej akcji, nie wzbudziło u mnie jakichś szczególnych emocji. Ale może po kolei. Jeśli miałbym w kilku słowach określić do czego według mnie aspiruje niniejszy tytuł, powiedziałbym, że jest to fanowski odcinek serialu. Po prostu niedługa, stworzona dla rozrywki animacja, o dosyć prostej fabule, zmierzająca do nieszczególnie zaskakującego końca, oczywiście pozytywnego, jakkolwiek byśmy tego nie postrzegali. Całość wypada dobrze, poprawnie, kreskówkowo, choć nie wyróżnia się niczym spektakularnym. Mówiąc nieco konkretniej, opowiadanie zawiera w sobie elementy tajemnicy, czego przykładem są poczynania Bon Bon, pragnącej dowiedzieć się co takiego „knuje” jej przyjaciółka, której to imię widnieje w tytule historii. Biorąc pod uwagę fakt, że powstała ona (historia, nie przyjaciółka) przy okazji konkursu, na Dzień Serc i Podków, czytelnik ma prawo spodziewać się wielu rzeczy, zwłaszcza mając na uwadze tag [Comedy]. Myślę, że to są główne przyczyny, dla których zakończenie trochę zawodzi. Pomysł, budowanie pewnego napięcia, kolejne poszlaki, czy domysły, wskazują na coś nietuzinkowego. Może niekoniecznie chodzi tutaj o jakiegoś tajemniczego partnera, czy cokolwiek związanego z Dniem Serc i Podków, ale coś dziwnego. Ogólnie, rozwiązanie zagadki, obiektywnie, jest dziwne, ale w związku z tym, że motyw ten został wykorzystany już zbyt wiele razy, owe rozwiązanie nie ma już w sobie oryginalnego blasku. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że mogło to zostać zrealizowane dużo, dużo lepiej. Ale przechodząc do wydarzeń, które poprzedzają rozwiązanie zagadki, jest całkiem sympatycznie, kreskówkowo. Podobało mi się to, jak opisane zostało śledzenie Lyry, kolejne kryjówki, czy pozyskiwanie informacji. Jednocześnie, kolejne poszlaki okazały się całkiem interesujące, co służyło budowaniu napięcia, o czym wcześniej wspominałem. Opisy zostały napisane solidnie, choć bez żadnych fajerwerków. Kolejne sytuacje mają w sobie elementy komediowe, choć znów, nie ma tutaj niczego szczególnego. Powiedziałbym wręcz, że widzę w tym tytule czysto rzemieślniczą robotę, natomiast samego autora stać na dużo, dużo więcej. Nie to, by „Tajemnica Lyry Heartstrings” była zła, o nie, po prostu nie jest tak dobra, jak mogłaby być i jak powinna być. Generalnie, trudno jest mi bardziej rozpisać się na temat tego fanfika. Myślę, że jeśli ktoś przepada za Lyrą i Bon Bon, to warto rzucić na niego okiem. Nie jest długi, jego klimat jest całkiem kreskówkowy i luźny, te osiem stron z pewnością nadają się na umilenie kilku chwil, ale jednocześnie nie jest to nic, co zapada w pamięć na dłużej. Jak już pisałem, opowiadanie przypomina scenariusz fanowskiej animacji, gdzie główną bohaterką jest Bon Bon, w tle przewijają się inne postacie, a akcja zmierza do jasnego i mało zaskakującego zakończenia, pozytywnego zakończenia. Ot, prosta historia, choć nie ma przy niej mowy o rozwinięciu skrzydeł przez autora. Symfonia To opowiadanie jest interesujące. W porównaniu z poprzednimi tytułami autora, to jest trochę inne, jest inaczej skomponowane, jest w gruncie rzeczy dosyć eksperymentalne, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Zanim przejdę do rzeczy, wspomnę o tym, co mnie osobiście poraziło w oczy, praktycznie już od pierwszych zdań. Powtórzenia. „Dźwięki”, „dźwięki”, „dźwięki”, jeszcze raz „dźwięki”, na początku jeszcze „światła”, „światła”, dużo „świateł”. Poza tym, niektóre zdania brzmią nieco… Sztucznie. Myślę, że jest to efekt próby napisania czegoś w nieco inny sposób – bardziej poetycki, wyniosły, artystyczny. Objawia się to na przykład innym szykiem zdań, czy konstrukcją całych akapitów, no i ogólnie, jest tu albo biało, albo czarno. To znaczy, jest wiele zdań, które brzmią bardzo dobrze, ładnie, solidnie, ale są również takie, które wypadają sztucznie (o czym już pisałem), takie, których sens się rozmywa, no i takie, które brzmią po prostu dziwnie, źle. Ale na całe szczęście, jasna strona znacząco „przykrywa” tę ciemną, jeśli mogę to tak określić. Zdecydowanie częściej towarzyszyły mi pozytywne wrażenia. Nowy szyk sprawdzał się, dobrane słowa w większości przypadków spełniały swoje zadanie, nadając opowiadaniu innego, bardziej artystycznego charakteru. Kolejne opisy są barwniejsze, ciekawsze, bardzo dobrze oddają to, że treść jest w gruncie rzeczy czymś w rodzaju wizualizacji wygrywanych melodii. Również tematyka jest powiewem świeżości. Ogólnie, ponieważ zdarzyło mi się sędziować w niejednym konkursie literackim, znam kilka prac konkursowych autora oraz innych tytułów. „Symfonia” w żaden sposób nie przypomina żadnego z nich. Również zaangażowanie w fabułę Octavii było dobrą decyzją, co z kolei znajduje swą kulminację w końcówce. Nie jest ona zbyt długa, nie jest rozbudowana, ale naprawdę świetnie wieńczy wszystko, co zostało opisane wcześniej, nadając całości smutnawy wydźwięk. Bardzo dobrze. Wnikając głębiej w treść, kolejne opisy i scenerie, inspirowane melodiami, wypadają całkiem ładnie, kawałek o znajomym domostwie, czy pokoju z tańczącymi do wygrywanego rytmu zabawkami ma w sobie pewną nutkę nostalgii. Nie jest to zbyt szczegółowo rozpisane, ale myślę, że złapałem koncept. Ogólnie, w poprzednich opisach dużo jest natury, czy spokoju, choć, jak już wspominałem, wrażenie burzą nieco powtórzenia. Bardzo dużo „dźwięków”, przez jakiś czas też „świateł”. Do spółki z kilkoma średnio, czy wręcz źle brzmiącymi zdaniami, obniżają nieco finalną ocenę tegoż opowiadania, ale ostatecznie, i tak jest pozytywnie, świeżo, ciekawie. Jak wspominałem, wygląda mi to na eksperyment z innym stylem, czy też nowym podejściem do tematyki, co się bardzo chwali. Ogólnie, myślę, że warto, aby autor trochę potrenował z tym stylem, nowym szykiem, czy też częściej porywał się na wykorzystywanie synonimów, czy wszelakich poetyckich, artystycznych określeń. Kto wie co się stanie, kiedy styl ten zostanie należycie wytrenowany? Albo kiedy takie opisy opatrzą coś dłuższego? Chyba warto by było spróbować. A może to już się stało, tylko ja jeszcze nie miałem z tym do czynienia? Jest tylko jeden sposób, by to sprawdzić – czytając pozostałe opowiadania autora. Tak więc, „Symfonię” postrzegam jako ogólnie udany eksperyment z nieco innym szykiem, czy bardziej poetyckim wydźwiękiem opowiadania. Mimo paru zgrzytów, całość oceniam pozytywnie. Konkretna próbka wciąż rozwijających się możliwości autora. Na razie, to by było na tyle. Do napisania, przy okazji lektury kolejny tytułów z serii "Szeptanych opowieści" Pozdrawiam!2 points
-
Zanim przejdę do rzeczy, chciałbym sprostować jedną rzecz. Otóż, to prawda, że uważam atmosferę panującą w „Tańczacym z Herbatnikami” za zdroworozsądkowo rozluźnioną, szczególnie w porównaniu z klimatem opowiadań poświęconym w całości Królowi Sombrze, Kryształowym Imperium oraz temu, co działo się na długo przed wydarzeniami ukazanymi w serialu. Poprzez „zdroworozsądkowo”, pojmuję lekką zmianę ogólnego wrażenia, dzięki czemu czujemy, że dostajemy od autora coś nowego. Ale, ale! Prawdą jest też, że nie wydaje mi się, aby dobrane tagi w pełni odzwierciedlały to, czym naprawdę jest niniejsza historia. Uważam, że akcja zmierza za wolno, a random, którego jest tu na pęczki, skutecznie wypiera element przygodowy, w czym jeszcze pomaga mu bardzo rozbudowana narracja w dialogach, a także sposób, w jakim zostały napisane kolejne opisy. Tematyka jest w porządku. Nie jest to żadna mroczna historia, żadna wojna, ani żaden przełomowy moment w historii Equestrii, gdzie ważą się losy wszechświata. Po prostu, poszukiwania herbatników w sobotni wieczór, w Manehattanie, oczami całkiem sympatycznego i dającego się polubić bohatera, który różne rzeczy bierze trochę na wyrost, nazbyt serio. Niemniej, w kilku miejscach poczułem się nieco znużony, zmęczony i naprawdę, chciałem, aby akapit po prostu się skończył, a akcja popędziła dalej. W stosunku do tematów krążących wokół Kryształowego Imperium, jest to zdrowe rozluźnienie, zmiana otoczenia, bohaterów, świeżość. Ale w stosunku do ogółu dostępnych na forum (i nie tylko), różnych komedii, opowiadanie wciąż wydaje się dosyć… Statyczne. W każdym razie, opowiadanie zostało napisane z godną pochwały dbałością o szczegóły. Mówię poważnie. Jakiego fragmentu bym nie wybrał, z ekranu wylewa się, być może nieco chorobliwy perfekcjonizm, objawiający się głównie starannym doborem słów oraz kreowanym przez autora klimatem. Zdecydowanie dominują zdania złożone, choć miejscami miałem wrażenie, że autor starał się trochę za bardzo i najzwyczajniej w świecie, trochę przedobrzył. Ogólnie, są to jednocześnie te fragmenty, które mnie trochę zmęczyły. Jeśli chodzi o bohaterów, tutaj również jest nieco nierówno. Występujące postacie, wymyślone na potrzeby fabuły, raczej nie wzbudzają negatywnego wrażenia, na swój sposób są charakterystyczne i zapadają w pamięć. Gdybym miał wskazać najlepiej wykreowaną postać, to na mój gust byłby to Fortissimo. Dosłownie wszystko działa – jego historia, sytuacja w jakiej się znajduje gdy go poznajemy, sposób w jakim się wypowiada, wszystko to buduje wokół niego otoczkę elegancji, dostojności, charakteru. W ogóle, jakoś do tej pory Diamond Spades bardzo kojarzył mi się z Zorro, ale po tym jak w historii pojawia się Fortissimo, wówczas to właśnie on przejmuje to wrażenie. Sam nie wiem czemu, być może to przez to jak sobie ich wyobrażałem (w sensie, mowa, ruchy, czy inne drobne rzeczy), a może przez tę atmosferę. Z jakiegoś powodu, było to pierwsze, co przyszło mi na myśl w trakcie czytania. Podobnie, myśląc o „tańczącym z Herbatnikami”, to Fortissimo pojawia się w głowie jako pierwszy. Jak wspominałem wcześniej, pod względem bohaterów jest nie równo. Omówiłem już co ważniejsze osobistości będące bohaterami niekanonicznymi, ale jeśli chodzi o postacie kanoniczne… Czy ja wiem? Wprawdzie nie ma ich zbyt wiele, ale jak już się pojawiają, nie wzbudzają jakichś szczególnych emocji. Tirek po prostu pełni swoją funkcję w fabule, natomiast Trixie… Och, to ta postać, którą doceniłem po latach! A więc to ona wysłała Spadesa po herbatniki krakersy… Ekhm. Czy ja wiem? Jakoś to na mnie nie zadziałało. Pojawiła się zupełnie znikąd i była po prostu sobą, ale prawdę powiedziawszy, po całej uprzednio przeczytanej treści, spodziewałem się czegoś innego, większego. Jasne, od początku było wiadomo, że to sprawka jakiejś klaczy, ale sytuacja w jakiej Spades do niej powraca, dosyć mało satysfakcjonująca i krótka końcówka, sprawiła, że ostateczne wrażenie było takie, jakby autor bardzo ciężko, bardzo długo pracował nad treścią, starannie dobierając słowa, sprawdzając każde z nich w słowniku, unikając powtórzeń, a potem nagle stracił zainteresowanie i pomyślał „ok, a teraz trzeba to szybko zakończyć”. Ponieważ nie chcę być gołosłowny powiem trochę o migawkach, jakie pojawiły się w mojej głowie kiedy myślałem sobie jak to mogłoby się zakończyć. Ja wiem? Herbatnik nagle zaczyna mówić i uciekać od Trixie więc Spades znów rusza w drogę. Spades gubi herbatnik. Trixie jest w trakcie występu a on wpada nagle na scenę wszystko psując, ale pokazuje jej herbatnik. Trixie dostaje herbatnik, Spades znika w cieniach, a za chwilę przyjeżdża milicja i aresztuje Trixie za kradzież herbatnika. Cokolwiek. Kończąc, chciałbym jeszcze raz powiedzieć, że na tle pozostałych prac autora jest to coś luźniejszego, weselszego, bardziej zabawnego i nacechowanego zdrową losowością. Ale na tle komedii, jako ogółu, nie jest to do końca to, czego można by się spodziewać po samym tagu – wypada poważniej, bardziej statycznie, jakby zbyt wykwintnie na komedyjkę. Akcja nie przebiega dostatecznie szybko i mamy tu liczne przystanki, połączone w bardzo rozbudowanymi opisami i narracją w dialogach, co skutkuje zbiciem klimatu komediowego na tyle, że ktoś mógłby poczuć się nieco zawiedziony. Gagi po prostu się rozmywają, rozcieńczają się w eleganckiej, poważnej otoczce. Na szczęście, klimat przygody utrzymuje się na tyle, że czytelnik czuje się w samym sercu nietypowych wydarzeń, co zachęca do dalszej lektury, ku, jak już pisałem, mało satysfakcjonującego zakończenia. Gdybym został po przeczytaniu czegoś podobnego poproszony o dobranie za autora tagów, zasugerowałbym [Random] [Adventure], dokładnie w takiej kolejności. Tak czy inaczej, niezależnie od tego, czy „Tańczącego z Herbatnikami” porówna się do pozostałych dzieł Malvagia, czy ogólnie do fanfików o podobnych tagach, tekst wypada pozytywnie. Jak już wspominałem, ogromna dbałość o każde słowo, szczegóły, kompozycja oraz ogólny wydźwięk, połączony z ciekawie zarysowanymi charakterami postaci niekanonicznych, są to niezaprzeczalne atuty, dla których warto poświęcić fanfikowi trochę czasu. Trzeba jednak uważać, bo nie jest to taka komedia, jakiej można by się spodziewać. Dlatego też, mam kłopot z poleceniem tytułu każdemu. Ci zaznajomieni z opowiadaniami autora, czy lubiący sobie po prostu od czasu do czasu poczytać jakiegoś fanfika, z całą pewnością powinni sprawdzić ten tekst. Ale ci, którzy po [Adventure] oczekują hord bestii, widowiskowych walk, długich podróży, zadziwiających miejsc, magicznych artefaktów, zwrotów akcji i tajemnicy, zaś po [Comedy] tony żartów, obśmiewania czego tylko się da, czy znanych postaci w krzywym zwierciadle, mogą się trochę rozczarować, gdyż tych elementów jest tutaj dużo mniej niż zazwyczaj, w tak otagowanych fanfikach. Warto sprawdzić historię samemu i ocenić według własnego uznania. Pozdrawiam serdecznie!2 points
-
Myślę, że największym wyzwaniem dla czytelnika jest w tym przypadku połapanie się o co tu tak naprawdę chodzi. Jaki jest związek tytułu opowiadania z zaprezentowanymi wydarzeniami? Jaki jest cel bohaterów? Jakie motywacje stoją za ich poczynaniami? Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że nie zawsze się to udaje, bądź nie zawsze autorzy chcą ujawniać wszystko od razu, a zamiast tego zostawić pewne rzeczy do własnej interpretacji… Ale „ParaPegaz” to zdecydowanie inna para kaloszy. Jasne, rozumiem wiek autora, rozumiem fakt, że to pierwszy fanfik (albo jeden z pierwszych), rozumiem brak doświadczenia, rozumiem nieznajomość pewnych pojęć. Ale nie zawsze jest tak, że pierwszy fanfik = stuprocentowy niewypał. Nie zawsze jest tak, że brak doświadczenia i odtwarzanie oklepanych motywów kończy się totalnym, niestrawnym bezsensem. Zatem nie uważam, że powinienem zachować większy dystans do opowiadania, ponieważ da się stworzyć coś, co jest jednocześnie pierwszym fanfikiem i czymś, co można ze spokojnym sercem przeczytać. A zatem – z fanfika nie wynika nic konkretnego. Tła bohaterów nie zostały należycie zarysowane, nie znamy zbytnio ich motywów ani jakie są między nimi relacje (są przesłanki, ale brakuje konkretnych scenek, czy dłuższych dialogów). Co gorsza, nie potrafię określić gdzie tak naprawdę rozgrywa się akcja. Wszystko wskazuje na to, że to stara, dobra Equestria, lecz z jakiegoś powodu kucyki w szkole uczy się angielskiego, niemieckiego, a migawki ze szkolnego życia bohatera przypominają nasze, polskie realia. Kolejna rzecz, to brak opisów, rozmywająca się fabuła i naprawdę mało interesujące wykonanie. Gdyby nie kilka fragmentów, które szczerze mnie rozbawiły, przypuszczam, że zamknąłbym przeglądarkę. Oto kilka przykładów: Ogólnie, te fragmenty aspirują do kategorii „So bad, it’s good”. Powtórzę, gdyby ich nie było, zapewne odpuściłbym sobie czytanie, pomimo faktu, że kolejne rozdziały są króciutkie, tak na jedną stronę. Generalnie, próżno tu szukać czegokolwiek, co mogłoby realnie zainteresować czytelnika losem postaci, czy zachęcić do śledzenia kolejnych wydarzeń. Tak jak ma to miejsce w wielu przypadkach pierwszych opowiadań, dominują średnio skonstruowane dialogi, kolejne akapity mają charakter bardziej informacyjny, niż opisowy, przez co w ostatecznej konsekwencji, trudno sobie wyobrazić cokolwiek. No, ale nie zamierzam być dupkiem, który jedynie narzeka i się pastwi, a poza tym nie chcę znowu wylądować w pułapce, toteż podpowiem jak, w mojej opinii, autor może stosunkowo szybko i bezboleśnie poprawić swoje umiejętności i z czasem napisać coś znacznie, znacznie lepszego. Po pierwsze, sprawdź jak wygląda to w książkach. W różnych książkach. Nie mówię, że od razu musisz przeczytać 100 tytułów, od początku do końca. Uważam, że na początku będzie dobrze, jak wybierzesz coś losowego i na wyrywki będziesz czytał różne fragmenty. Na przykład bierzesz na ślepo co Ci wpadnie w rękę, otwierasz na losowej stronie i czytasz kolejne pięć stron. Chodzi o to, żebyś zobaczył, jak różni autorzy/ autorki piszą, jak wygląda konstrukcja opisów, jak wyglądają dialogi, jaka jest narracja. Przy okazji, powinieneś poznać nowe słowa, określenia. Sprawdź różne tytuły różnych autorów, aby znaleźć ten styl, na którym mógłbyś się wzorować, zanim wyrobisz sobie własny. Po drugie, trening. Według mnie, najlepiej, jak będziesz sobie pisał niedługie oneshoty, takie na 3-10 stron. Ponieważ po „ParaPegazie” widać, że nie masz jeszcze konkretnych koncepcji na opisy, czy dialogi, myślę, że takie krótsze opowiadania sprawdzą się najlepiej. Nic skomplikowanego, czy rozrośniętego. Dobrym pomysłem, może być również zaglądanie do książek między kolejnymi opowiadaniami. Po tym, jak napiszesz kilka opowiadań, porównaj najnowsze z najstarszym. Zobacz co się zmieniło, co Ci najbardziej odpowiada, te sprawy. Chodzi o to, abyś spróbował wyznaczyć sobie kierunek, w jakim chcesz podążać, aby wyrobić swój styl. Po trzecie, sprawdź swoją historię. W internecie jest masa słowników, również wyrazów pokrewnych/ bliskoznacznych, Word sam sprawdza błędy i podkreśla je na czerwono. Postaraj się zwracać uwagę na błędy ortograficzne, interpunkcyjne, powtórzenia. Program nie zawsze podkreśli wszystko, więc najlepiej będzie, jeśli po napisaniu opowiadania sam je przeczytasz. Postaraj się naprawić każdy błąd, na który trafisz. Nie zaszkodzi, jak poczytasz co nieco o formatowaniu tekstu. To naprawdę proste, a dobrze sformatowany tekst nie tylko wygląda lepiej, ale ułatwia czytanie. No i po czwarte, nic na siłę. Jeżeli chwilowo nie masz konkretnego pomysłu, jeżeli brak Ci chęci, niczego nie pisz. I nie ciśnij od razu przesadnie głębokiej, sztucznej, nadymanej fabuły, próbującej być czymś więcej, niż w rzeczywistości może być, bo to prawie zawsze źle się kończy (patrz: „Sonic the Hedgehog 2006”). Na początku, pisz o rzeczach prostych, bez zbędnych udziwnień, przesadnego mroku, czy przydługich scen walki. Dobrym pomysłem może być również skupienie fabuły wokół którejś z kanonicznych postaci. Jak ogarniesz oddawanie poszczególnych cech, które znamy, popróbuj co nieco pozmieniać. Nadaj znanym postaciom nowe, a może przedstaw je w zupełnie inny sposób. A potem przejdź do tworzenia własnych, oryginalnych postaci. Wydaje mi się, że to wszystko, co na początku będzie może Ci się przydać. Generalnie, wracając jeszcze do „ParaPegaza”, opowiadanie w gruncie rzeczy wypada blado i nijako, toteż w pierwszej kolejności, polecałbym ćwiczenia nakierowane na kreację postaci. Potem spróbuj wymyślić niedługą historyjkę, którą Twoi bohaterowie/ bohaterki mogliby odegrać. Plan wydarzeń może okazać się pomocny. Z mojej strony, to by było wszystko w tej materii. Powodzenia i pozdrawiam!2 points
-
Hey hey. Zwariowany weekend bez chwilki na kompa, a tu takie bombardowanie Okey, spróbujemy w miarę po kolei... 1) Littlepip, pewnie nic specjalnie oryginalnego 2) mój zły? Swego złego nie posiadam 3) o boshhh... to są te cosie ze zmutowanych palmtopów, co się zaraza rozprzestrzeniają? Ani jedno, ani drugie. Korpo to zło! 1) Bug Queen. True royalty! 2) Pc, zdezelowany laptop Swego czasu próby z gitarą, nie polubiłyśmy się. 3) głośnej 4) wasteland wailers 5) Applejack (okej, to było ponizej pasa... Lyra? Albo Colgate? nie mam chyba jednego typu) 6) podoba mi się Lyra ^^ 7) ee-yup 8) odpowiem inaczej: jestem mobilna 9) ooo... episode 100. Pojechali ostro. 10) 3/10 Górołażenie, ogólna włóczęga, zamierzchłe seriale (nieobyczajowe :))) . 1. I am the Zerg. 2. Sparkle. 3. ... hybrid? 4. dobra książka, a po niej dobry film 0. Aaaa za wysoka lista pytań, przewijać muszę 1. Cool. Carbonite Cool 2. było kiedyś takie określenie "antyczna komoda"... 3. Przekładanie stron książek. Górki to bardziej dla radochy niż na sportowo. 4. pytanie padło. 5. patrz pkt 0. 6. patrz pkt 4. Lyra chyba zaczyna wygrywać... 7. Bez zmian 8. Green Daya też. Czasem. 9. High Hopes, banda Pinka Floyda 10. AJ, silna baba ze wsi. 11. ee-yup 12. planszówki. 13. skrzypców nie zepsułam jeszcze 14. Nie zmieszczę listy, forum by się zwiesiło ale powiedzmy że przedkładam jakość nad ilość, klasyczna fantastyka i scifi trzymają się mocno w moim prywatnym rankingu. Czyli Gibson bardziej niż Webber. 15. skoro tu trafiam, wychodzi że kreskówki 16. Sean Connery. Z rodzimych Fronczewski Witaj, I'm Cool. So Cool:) O, koniec, udało się! No to pędzę upolować jakieś marchewki na szamkę:))) Hugs 4 all!2 points
-
:( Osoby wolące EG (tak jak ja) to chyba raczej rzadkość :(  Ps(obie serię bardzo.bardzo lubię)2 points
-
Ech, niektórzy tutaj zapomnieli o jednym z najważniejszych przykazań: miłowaniu bliźniego jak siebie samego. I spirala zawiści się kręci.Odpłacanie złem za zło-do Boga na pewno to nie prowadzi.2 points
-
2 points
-
Od zakończenie Tomu I minęły prawie 3 miesiące, dlatego ofiaruję Wam rozdział-prolog Tomu II zatytułowanego "Sercożerca". Po odbiór linku zapraszam do pierwszego posta2 points
-
2 points
-
2 points
-
Zgodnie z rozkładem, wrzucam kolejny rozdział. Miłej lektury Rozdział Dwudziesty Trzeci2 points
-
2 points
-
DEKLARACJA WOJNY? NAPRAWDĘ? tłumaczenie: Niklas korekta: Gandzia prereading: Bury oryginał: Tawny Flower Delegaci z Yakyakistanu okazali się być mniej... życzliwi niż życzyłaby sobie tego Twilight Sparkle, szczęśliwie jednak dzięki wsparciu Pinkie Pie wszystko zakończyło się dobrze, a deklaracja wojny odeszła w niepamięć. Teraz zaś Książę Rutherford obserwował z rozbawieniem bawiące się kucyki i chichotał w duchu, kręcąc głową. No bo w końcu sami powiedźcie... Deklaracja wojny? Naprawdę? I UWIERZYLIŚCIE W TO? oryginał: http://www.fimfiction.net/story/274706/declaring-war-really1 point
-
Kolejne króciutkie opowiadanie pozbawione przydziału na gatunek. Coś z pogranicza komedii i powieści obyczajowej, acz uznałem, że do żadnego z powyższych się nie nadaje. Tradycyjnie - One Shot z okazji ostatniej odsłony pierwszej edycji Mojego Małego Fanfika, który miał miejsce kilka miesięcy temu. Całość nie przekracza tysiąca słów, tak więc jest to na jeden wdech. Rarity w towarzystwie Twilight Sparkle oraz Pinkie Pie przybywają do Zamku Canterlot na specjalną uroczystość organizowaną przez Księżniczkę Lunę. Czy uznana projektantka z Ponyville zdoła spełnić swe marzenia o byciu sławną? Link do Google Docs oraz MLPFiction Pozdrawiam1 point
-
tłumaczenie: Niklas korekta: Gandzia prereading: Amolek, Bury oryginał: bahatumay Po incydencie z Amuletem Alicorna, Wielka i Potężna Trixie zmuszona jest pohamować swoje wspaniałe ambicje i skupia się na wykonywaniu swoich sztuczek dla źrebaków. Ale czy faktycznie jest to tak złe, jak początkowo sądzi? DZIESIĄTKA KIELICHÓW http://www.fimfiction.net/story/300350/ten-of-cups1 point
-
Oto Equestria, kraj bogaty i spokojny zamieszkany przez kucyki, naród zjednoczony po latach długich waśni. Oto Canterlot, klejnot w koronie tego młodego państwa. Oto nadciągające zdarzenia rzucające cień na dotychczas świetlaną przyszłość. Ambitna władczyni od lat podejmująca wysiłki ziszczenia swojego wielkiego marzenia jest gotowa posunąć się daleko by osiągnąć swój cel. Narzędziem w jej kopytach stanie się głodny wiedzy adept sztuk tajemnych, nieświadomy roli jaką poniesie w wydarzeniach epoki, do której nie należy. Podjęte decyzje wpłyną zarówno na losy tych, których kocha jak i tych, których nienawidzi a im samym przyjdzie zaakceptować przeznaczenie, którego nie pragną. Rozdział 1 Rozdział 2 Stara wersja Pamiątka dawnych czasów pozostawiona wyłącznie jako forma ciekawostki. W ciągu mijających kolejno miesięcy moja wizja i to jak chce ją przedstawić uległy znacznej zmianie. Pojawiły się też pomysły na nowe motywy opowiadania i sposoby zazębiania się poszczególnych wątków, których realizacja koniecznie wymagała pewnych zmian w napisanych wcześniej rozdziałach. Poza tym, co tu dużo mówić, z upływem czasu przestałem być zadowolony z większości napisanego przeze mnie tekstu, tym samym podjąłem decyzję, że zamiast wprowadzać poprawki, dużo łatwiej będzie mi zrobić nową wersję. Nikomu nie mogę zabronić przeczytania starszej wersji, ale jednak odradzałbym to, bo nie robiłbym przecież rewrittu, gdybym nie wierzył, że za drugim razem uda mi się ubrać myśli w słowa lepiej. Prolog Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Premiery Przy okazji pisania nowej wersji Ścieżek donikąd, zależało mi by podejść do sprawy choć odrobinę poważniej niż wcześniej. Tym samym mogę obiecać czytelnikom, że przynajmniej pierwsze rozdziały będą pojawiać się w regularnych odstępach, choć nie ma sensu nikomu tu mydlić oczu – prędzej czy później zapał opadnie i jestem bez mała pewien, że okres przerwy między rozdziałami prędzej czy później ulegnie wydłużeniu. Zobaczy się co przyniesie przyszłość. Tymczasem jednak nie zaraz tak najgorzej i w chwili obecnej mogę obiecać, że nowy rozdział będzie się pojawiać pierwszego dnia kolejnego miesiąca. Kanoniczność Fik narodził się bodajże w czasach czwartego sezonu serialu, choć pierwsze związane z nim pomysły sięgają w przeszłość jeszcze dalej. W owych czasach było moją ambicją by stworzyć opowiadanie jak najbardziej zgodne z tym, co można by nazwać kucykowym kanonem, takie które objaśniałoby wątki traktowane w serii trochę po macoszemu. Wody jednak od tamtych chwil upłynęło sporo, wcześniejsze tajemnice znalazły rozwiązanie, niektóre oficjalnie uznawane motywy spadły mi z nieba, inne ni jak nie pasowały mi do koncepcji. Doszło do tego, że uparte dopasowywanie mojego opowiadania do kanonu MLP wymagałoby zbyt daleko idących zmian, dlatego też zdecydowałem się pogodzić z tą nieprzyjemnością i pisać najlepiej jak potrafię by przedstawiony świat miał jako taki sens. Tag [Altenate universe] robi jednak swoje, jest konieczny by niektóre z rozwiązań były możliwe i dlatego można spodziewać się pewnych różnic w stosunku do oficjalnego kanonu MLP. Nie wszystkie postacie będą posiadać charaktery zgodne z tym, co widzimy w serialu, nie wszystkie zdarzenia będą mogły być sensownie dopasowane do oficjalnej chronologii, nawet nie wszystkie gatunki ani prawa natury będą przedstawione tak samo jak dyktuje to kanon. Tagi Przydzielenie tagów niemal od początku stanowiło dla mnie trudność. Nie potrafię jednoznacznie określić czym jest moje opowiadanie, ale za radą kilku znajomych uznałem, że najtrafniejszy będzie [Slice of Life]… przynajmniej w początkowej części historii. Domyślny plan zakłada pewną dawkę [Adventure] oraz [Violence], choć elementy z nimi związane pojawią się dopiero później. Powiedziałbym, że Ścieżki donikąd to opowiadanie o powolnym tempie, skupiające się nie tyle na samych przygodach, co na biorących w nich udział bohaterach oraz całym towarzyszącym im tle. Prym w opowiadaniu będą wiodły uwielbiane przeze mnie opisy. Lubię mówić, że mój styl jest gawędziarski i klimatyczny i mam nadzieję, że jego tworzenie to nie tylko moje urojenia oraz, że czytelnicy zobaczą to co chciałbym im przedstawić. Komedia? Tag [Comedy] to niejako mój eksperyment. W miarę pisania dość sporadycznie nachodziła mnie ochota by ubogacić tekst śmiesznymi w mojej ocenie dygresjami oraz aby samo opowiadanie było ogólnie napisane luźno i przynajmniej w niektórych miejscach zabawnie. Czy mi się to udało w ilościach kwalifikujących Ścieżki donikąd jako komedię? Nie wiem i pozostawiam to ocenie czytelników. Na pewno starałem się by humor był w opowiadaniu odpowiednio dawkowany, nie przekraczał granic absurdu, nie psuł klimatu, a wręcz stanowił jego ważny element. Epic: 1/10 Legendary: 1/501 point
-
CRISIS wrócił, ale przerwa w tłumaczeniach pobocznych jest z mojej strony niewybaczalna! Dlatego wziąłem się ostro za naprawę tego błędu i prezentuję wam kolejne tłumaczenie. Niezwykle zwykłe opowiadanko, których mi (i nie tylko mi, jak sądzę) zawsze brakuje. Czytajcie, komentujcie, opieprzajcie tłumacza - jednym słowem, miłej zabawy autor: Slate Sadpony korekta: Jet.Wro (radosny mamut o wektorze [0, Wieczna Kraina Rozpusty na Wenus], SŚCh, APU, OiPPontiMax, KPUiŚ), Jacek Hożejowski Opis: Derpy jest oddaną swojej pracy listonoszką, ale niestety nieutalentowaną pod tym względem. W końcu szef daje jej ultimatum: albo dostarczy następną przesyłkę w całości, albo będzie ona ostatnią w jej karierze. Strzaskane piękno Cracked Beauty [ENG]1 point
-
Opowieści żałobnego miasta Gdzieś na rubieżach Equestrii istnieje sobie miasto, gdzie dzieją się rzeczy niezwykłe. Pod protektoratem Księżniczki Celestii oraz największych mocy tego świata znajduje się miejsce, o którym rzekomo nikt nigdy nie słyszał. A mimo to w swoich murach mieści z roku na rok coraz więcej mieszkańców poszukujących w swoim życiu czegoś nowego, czegoś innego, czegoś... technologicznego. Przypadkowe ułożenie napisanych przez lata tekstów. Gdyby kto mnie pytał, polecałbym czytać od końca (najlepsze stylistycznie), co jakiś czas wracając do Zbioru informacji użytecznej. 1. Półsmok [Violence][Sad] 2. Zbiór informacji użytecznej [Slice of Life] [Czarny humor] Bestiariusz Wszędobylskiego Travellera Elementarz Wszędobylskiego Travellera Panteon Wszędobylskiego Travellera Grubymi nićmi szyty “Przewodnik po magii” - autor zbiorowy 3. Gra [Grimdark] 4. Beatrycze [Slice of Life] [Sad] 5. Sadyzm [Dark] 6. Osioł w wielkim mieście [Slice of Life] 7. Maskarada [Slice of Life] 8. Ostatnie milczenie [Slice of Life] 9. Jak to sobie ON z Celestią pogadywał... [Slice of Life][Sad] Odliczanie Przypadek Anthro-Medy Antagoniści świata minionego 10. Spotkanie rodzinne [Comedy] 11. W złotej klatce zaklęci [Dark] [Slice of Life] 12. Mit o stworzeniu [Slice of Life] 13. Odprawa na skraju nowego jutra [Comedy] 14. Spotkanie na szczycie [Sad] Duma Archiwalne teksty albo inny śmietnik: 1. Pisarz do wynajęcia [Slice of Life] 2. Jedna agentka, jeden naród [Sad] 3. O tym, jak Nenja powstała [Slice of Life] 4. Śniadanie w stylu nenjijskim [Comedy] Pozdrawiam1 point
-
Die Hard Spotkanie z Pancerną Bestią Gdy Rainbow Dash latała sobie nad Ponyville nie mogła przypuszczać, że tego dnia, razem ze swoimi przyjaciółkami, zmierzy się z łotrem, jaki jeszcze nie stanął na jej drodze. Gniew, łzy, szaleństwo, niegodziwość w najczystszej postaci. Nadszedł dzień starcia. Kto wyjdzie z niego cały? Przekonajmy się. Krótkie, moim zdaniem całkiem przyjemne, lekkie opowiadanie, napisane w celu zregenerowania sił. Zapraszam do lektury! Die Hard Spotkanie z Pancerną Bestią Przy okazji, skromne podziękowania. Decaded jak zwykle sprawnie uwinął się z korektą, chwała mu! Drugą osobą zasługującą na wdzięczność, która zainspirowała mnie do napisania tego... czegoś, jest Dolar84. Czapki z głów dla obu panów!1 point
-
Czy tańczyliście kiedyś z herbatnikami w bladym świetle księżyca? Ekhm. Tym razem przedstawiam pracę (moją najdłuższą, toż to niemal 20 stron!) napisaną na ostatnią edycję Mojego Małego Fanfika na FGE (która przeszła jakoś bez większego echa, pewnie z powodu szybkiego zepchnięcia ze strony głównej przez Dzień Celestii). Jej tematem przewodnim był HERBATNIK i to właśnie skłoniło mnie do odświeżenia sobie komediowego stylu, a zarazem przywrócenia do życia postaci, którą stworzyłem kiedyś w innych ramach. W ramach ciekawostek - dlaczego [Huzzah!]? Ano dlatego, że opowiadanie wydaje mi się bardziej "Huzzah!" niż "Tally ho!". Tytuł: Tańczący z Herbatnikami Tagi: [One-shot], [Komedia], [Przygoda], [Huzzah!] Obrazek okładkowy: "Zatańczymy, heh?" Ogromne podziękowania dla Frotterki za stworzenie tego portretu Link: https://docs.google.com/document/d/12_-a7w_mhfyLS-1ocsVR0HmiDbJzfAgAbPEO3vBGY4o/edit Opis: Niezwykła Misja, czyli poszukiwania herbatników w Wielkim Mieście. Życzę miłej lektury. Epic: 1/10 Legendary: 1/501 point
-
Temat ten stanowi zbiór wszelkich moich opowiadań, napisanych na konkursy lub dla czystej przyjemności dokonania aktu przelania koncepcji na "papier". Z czasem będą się tutaj pojawiać nowe opowieści, jak jakieś napiszę oczywiście. Tak więc, koniec z tworzeniem nowych tematów do każdego opowiadania. W linku znajduje się lista moich opowiadań, wraz z odnośnikami do nich. Mam nadzieję, że nie będzie to dla nikogo utrudnieniem, ponieważ dla mnie, taki sposób zamieszczenia opowiadań na forum jest sporym ułatwieniem. Lista opowiadań Życzę miłego czytania wszystkim tym, którym zechce się to czytać1 point
-
1 point
-
Dobra, to i ja coś wrzucę 6. Rzeczywistość to wyższa forma iluzji - Historia każdego kucyka 9. Popełniłeś właśnie ogromny błąd - Nowy i nieznajoma 1. Wiele musi się zmienić, by wszystko zostało po staremu - Co się (nie)zmieniło? Tym razem ta trójka tworzy jedną całość i wszystkie mają tag: [Slice of Life]1 point
-
Znowu na ostatnią chwilę: "9. Popełniłeś właśnie ogromny błąd" - "Widmo nad Nortarm" "5. Baśń Kucyków" - "Groza głębin" "10. Ta noc należy do nas" - "Gdy bogowie giną, rodzi się przyszłość"1 point
-
1 point
-
Wiesz,nie będę się tym przejmował Możę i masz analityczny umysł i potrafisz tą matmę wyższą i mi to nie przeszkadza,fajnie że to lubisz i masz do tego talent.Ale to chyba jedyne co masz bo uczuć i szacunku do innych ludzi to ty nie masz.Tak, taka prawda,poczytaj sobię co ty wogóle piszesz,ty wogóle myślisz co piszesz? Bo wiesz skoro jesteś wykształcony to oczekuję że zastanowiasz się czy te słowa aby nie urażą drugiej osoby. Ale po tobie tego nie widać tylko klepiesz kujońskie paragrafy z książek niczym prokuratura.Jak nie wiesz co to kujon to zapraszam do zapoznania się z tą definicją.Wiesz takie stwierdzenie że masz niższe iq bo wierzysz w boga jest naprawdę nie na miejscu.Albo uprawianie sportu jest obroną ludzką przed byciem beznadziejnym jest naprawdę przykre.Mi to tam lata, co ty tam do mnie klepiesz, ale druga osoba będzie urażona.Wszyscy sa potrzebni społeczeństwu,nikt nie jest beznadziejny,każdy sie realizuję w jakiś sposób, i nie masz prawa tej osoby zaniżać, i odbierać jej wartość bo nie poszedł na studia np.I jeszczę taka rada na przyszłość.Bo wiesz internet internetem i tu jest inaczej.Ale pamiętaj sa różni ludzie,normalni i ci wybuchowi.Jak z kimś rozmawiasz w realu to zastanów sie 100 razy zanim coś powiesz,ja jestem wyrozumiały i za te słowa krzywdy bym tobie nie zrobił,ale niech to będzie fanatyk religijny albo osoba wybuchowa którą łatwo wkur*ić,ty się odwrócisz a ona dłutem w łep lub nóż w plecy.Widziałem taki przypadek i to u takiej osoby ktorej bym nie podejrzewał.1 point
-
No nie! Tak się dzisiaj niesamowicie spiąłem, żeby zdążyć dzisiaj napisać dwa opowiadania przed deadline'm, a tu taka wiadomość... prokrastynacja mi się zaraz włączy i na pewno nie zdążę!1 point
-
Astrologowie ogłaszają tydzień Dolara. Populacja godzin na oddanie fanfików, zwiększyła się.1 point
-
Jako że wczoraj wieczorem forum padło na jakiś czas, przedłużam termin oddawania prac do 23:59 02.03.2016.1 point
-
No dobra, jestem i ja. Co prawda, to nie do końca to, co chciałem osiągnąć, ale zobaczymy co z tego wyniknie: Temat 9 - Ślady pazurów Temat 6 - Mądrość niby-żywa Temat 10 - Przypadek pana Leather Aprona Wszystkie opowiadania mają te same tagi: [Alternate universe] [Dark] [Lovecraft] Pierwszy z nich jest właściwie kosmetyczny - zmiany uniwersum względem wersji oficjalnej są raczej niewielkie. Tag [Lovecraft] oznacza wzorowanie się na twórczości H.P.Lovecrafta. Szczerzę radzę czytać w podanej przeze mnie kolejności, gdyż zapewni to najlepszą ciągłość. Starałem się jednak by każde opowiadanie stanowiła mniej więcej zamkniętą całość. Jak mówiłem, zobaczymy co z tego wyniknie1 point
-
1 point
-
1 point
-
I znów mam pomysł na rysunek, ale nie chce mi się rysować. ~ Uszatka "Z pamiętnika lenia"1 point
-
Ja też mam słabość do ciemnej skóry.1 point
-
Hoi! Tak więc szukam jakiejś ogarniętej osoby do sesji RPG z Undertale lub Overwatcha. Z góry thanks.1 point
-
1 point
-
Właśnie wrzuciłam nowe, krótkie opowiadanko.1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00