Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 10/04/14 we wszystkich miejscach

  1. SPOILERY. Po raz pierwszy czytałam to opowiadanie dawno temu i zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Teraz, z okazji wstawienia go na forum, postanowiłam go sobie przypomnieć i… cholera, jakoś lepiej ten tekst zapamiętałam. No dobra, ale zacznę od tego, że jest to naprawdę solidne opowiadanie z doskonałą, dopracowaną fabułą (ale nie we wszystkich momentach), pełnokrwistym głównym bohaterem, mocnym zakończeniem… czy to wystarczy, by zagłosować na Epic? No właśnie się zastanawiam. Przede wszystkim, jeśli chodzi o rzeczy, które psuły lekturę – za pierwszym razem jakoś nie zauważyłam, że w tym tekście jest tyle błędów. W każdym dialogu są błędy, każda jedna rozmowa jest źle zapisana. Strasznie to daje po oczach… ale okej, może ten zapis nie jest najważniejszy. Znacznie gorsze jest to, że dialogi i didaskalia nie są odpowiednio wyważone, przez co ma się często wrażenie, że czyta się ciągiem schemat: kwestia - didaskalia, kwestia - didaskalia i tak przez całą stronę. Generalnie amatorstwem mi to trąciło… Ale. To wszystko to są pierdoły, bo liczy się przecież to, o czym jest dany tekst, nieprawdaż? A ten tekst naprawdę zasługuje na rozgłos, komentarze, pamięć i wszystkie inne przyjemne rzeczy, które mogą spotkać opowiadanie i jego autora. Fabuła. Mamy tutaj do czynienia z czymś więcej niż tylko fikiem TCB. To jest absolutny klasyk wszystkich tego typu opowiadań. Ghatt ma rację, że od „Ostatniej rzeczy…” wiele osób zaczęło swoją przygodę w tym uniwersum, a ów skrót z niezrozumiałego ciągu literek stał się najlepszą rozrywką. Między innymi za to autorowi należą się gratulacje. Dalej mamy typowy obraz Equestrii oraz charakteryzację rasy kucyków – o ile normalnie nie podoba mi się robienie z koników jakichś świętych (a jak słyszę o alergii na przeklinanie, to też dostaję alergii), o tyle tutaj to pasuje. Ponadto stwierdzam, że ten tekst stał się swego rodzaju inspiracją dla wszystkich tworzących fiki TCB. Nie wiem na pewno, ale to od Thara się wzięło, czyż nie? Sama fabuła jest… dobra. W sumie można to uznać za opowieść o życiu – mamy rozterki młodego chłopaka, który został wciągnięty w pracę w Biurze Adaptacyjnym. Bohater ma problemy z aklimatyzacją, kłóci się w nim idealizm oraz chęć niesienia pomocy innym, ma własne przekonania, jest charakterny… a akcja kręci się wokół jego działań i emocji. Niby nic wielkiego, ale jednak dostajemy wiarygodną opowieść o tym, jak życie Tomka się zmieniło, jak on sam się zmienił… I co lepsze, przechodzimy przez to wszystko razem z nim – fascynacja nieznanym, brak zaufania, egoizm, potem pragnienie poznania tej obcej rasy lepiej, lęk przed zmianą, a wreszcie i ta zmiana… wyczekiwana, pragnę dodać, bo ponyfikacja akurat była nieunikniona, ale to przecież oczywista oczywistość. W myślach podzieliłam sobie opowiadanie na dwie części – przed ponyfikacją Tomka i po niej. Pierwsza część podobała mi się znacznie bardziej – jest bardziej dynamiczna, lekka, przyjemnie się to czyta. Druga, po przemianie, też jest dobra, ale czegoś w niej brakuje, jakiegoś przebłysku geniuszu… miejscami wiało nudą. A już stosunki Tomka z Forestem… no dobra, nie lubię tej postaci. W życiu nie widziałam tak irytującego typa. I ten survival z szukaniem wody i innymi pierdołami nie przypadł mi do gustu, nawet jeśli miał za zadanie sprawić, że Tomek odkryje swój talent. Bohaterowie. Tomka mamy scharakteryzowanego, więc dodam tylko, że w niektórych komentarzach widziałam opinie, że jest on bucowaty i niesympatyczny. Ja się z tym absolutnie nie zgadzam – dla mnie on po prostu broni swoich racji, to po pierwsze, a po drugie, znalazł się w nowej sytuacji i jest trochę zagubiony. Taka reakcja obronna. Miejscami Tomek bywa naiwny. Przytoczona przez Cahan sytuacja z ofertą pracy… tutaj akurat miałam wrażenie, że autorowi coś się pomerdało, musiał wcisnąć coś na szybko i jakoś nie chciało mu się zrobić lepiej, więc zostało jak zostało. Z rozwalonym mieszkaniem również się z nią zgadzam, że to się z dupy wzięło, „bo tak trzeba i koniec”. Podobało mi się bardzo, że Tomek od początku wzbraniał się przed ponyfikacją, jak również to, że niektórzy ludzie bronili jej rękami i kopy… znaczy, em, nogami. A skoro już o tym mowa… Doktor Majska. Co. Za. Suka. I to nawet nie chodzi o to, czego ostatecznie się dopuściła. Od początku wywoływała we mnie same negatywne uczucia ze względu na swój sposób bycia, charakter, idealizm podszyty hipokryzją, bo z jednej strony uznaje racje Tomka i dopuszcza do odratowania go w tradycyjny sposób, a z drugiej urządza mistyfikację po to, by przemienić go w kuca. I nie, nie wzruszają mnie jej doświadczenia, jej rycerskość, jej walka o równość ras czy wreszcie jej dobre chęci. To jest po prostu doskonale skonstruowana postać, którą czytelnik darzy szczerą nienawiścią. Gratulacje! Dalej mamy jeszcze wiele innych postaci, jedne mocniej zarysowane, inne słabiej… Cloudy i jej ojciec prowadzący Biuro są sympatyczni i stworzeni naprawdę fajnie. Diana jest absolutnie urocza, wprowadza swoim głupiutkim dziewczęcym zauroczeniem masę radości i śmiechu do tej opowieści. Do tego udało ci się idealnie oddać charakter nastolatki – „smok” . O Foreście już napisałam i zdania co do jego osoby nie zmienię… I kto tam jeszcze był… chyba z ważniejszych to już wszyscy. W każdym razie, Tomek z każdym się powoli oswaja, zapoznaje, może nie zaprzyjaźnia, ale przynajmniej współpracuje. O, i jeszcze jedna rzecz do niego – cudownie, że po przemianie zostało w nim trochę z człowieka. Opisy. No, niektóre są naprawdę dobre. W ogóle styl jest bardzo dobry, całość czyta się płynnie, a obrazy tego, co się dzieje, same wyskakują w głowie czytelnika. Fajnie, fajnie. Z dialogami nieco gorzej, czasami wydawały mi się nieco sztuczne, ale może to tylko wrażenie spowodowane niedbałym wykonaniem. Zakończenie. Em. Ekhm. EKHM, EKHM. No nie wiem, co o nim myśleć. Naprawdę nie wiem. Z jednej strony jest naprawdę mocne… szczególnie ostatnie zdanie, które genialnie spina i podsumowuje fik, całą tę Tomkową batalię o ideały, człowieczeństwo, stanie na dwóch nogach zamiast czterech itd… niby wiele wyjaśnia, pozostawiając jednak czytelnikowi spory margines do interpretacji… niby wszystko jest okej, a jednak nie uwiodło mnie. Przede wszystkim, spodziewałam się tego od początku i nie przekonuje mnie to. Mogę to podsumować tak, że opowiadanie jest naprawdę dobre, choć za pierwszym razem pozostawia po sobie lepsze wrażenie. Każdy istotny bohater ma swoje pięć minut, każdy jest inny i czytelnik może z łatwością wybrać swojego ulubieńca i ofiarę. Fabuła do pewnego momentu bajecznie wciąga, a kolejne wydarzenia logicznie wynikają z poprzednich (w większości). Potem jest zakończenie, które stanowi mocny punkt, o ile nie jest się taką wredną, złośliwą, opryskliwą, „jak jesteś taka mądra to napisz lepiej” marudą jak ja. No i teraz dylemat: dać głos na Epic czy nie… niby to jest klasyk klasyków, ludzie się tym inspirują do teraz, a stworzyć coś, co przeszło do historii, to nie lada wyczyn… z drugiej strony, idealnie nie jest, a dla tego tagu poziom powinien sięgać Himalajów… dobra, ja się jeszcze zastanowię. Na razie dziękuję za bardzo przyjemną lekturę, Madeleine
    3 points
  2. Zależy od osoby. Ja nigdy nic nie napisałam bez planu. Dwa razy jedynie miałam wyłącznie ogólną ideę, jak tekst ma wyglądać albo jakie chwyty chcę w nim wykorzystać, generalnie - o czym chcę napisać. Oba teksty nieprzekraczające pięciu stron. Jeden pisałam trzy dni w mękach, drugi pisałam pół nocy... też w mękach. Jeden wygrał w Dolarowym konkursie, ale się go wstydzę (jak mogłam coś takiego napisać, święci pańscy...), drugi nigdy nie ujrzy światła dziennego. Jak już mam coś napisać, to zawsze dzielę sobie fabułę na części, układam je w głowie, tworzę ogólny plan wydarzeń, a w skrajnych przypadkach rozpisuję sobie w kajecie punkt po punkcie, co ma być, kiedy, gdzie i po co. Tak powstały "Pszczoły". A samą wenę miewam bardzo rzadko. Raz w życiu chyba na mnie spłynęła potężna chcica, bez skojarzeń ^^. A tak to siadam, napiszę stronę czy dwie z trudnością, a potem to już leci. W związku z tym ciężko powiedzieć, jak należy się zabierać do pisania. To jest zajęcie twórcze, każdy ma własną metodę. Czy pisać na żywioł, czy planować - a co za różnica? Ważne, żeby efekt był zadowalający ^^. I żeby przyjemność z tego mieć, bo bez przyjemności daleko się nie zajedzie.
    2 points
  3. Czcijmy Słońce, Słońce codziennie wstaje i oświetla nas swoimi promieniami.
    2 points
  4. Rabunkowa gospodarka i brak dbałości o środowisko naturalne powoli wykańczają Ziemię. W chwili największej potęgi gatunku ludzkiego do bram naszego świata zawitał ktoś nowy. Kuce przybyły do nas prosząc jedynie o przestrzeń życiową. Nawet wrogo przywitane wciąż nie stały się dla nas nieprzyjaciółmi... A może tkwi w tym coś więcej? https://docs.google.com/file/d/0B1_0PyJ3oi4WaC1XYnJETG95d0U/edit?pli=1 Piszę temat, bo Wungiel koniecznie chciał. Epic: 8/10 Legendary: 8/50
    1 point
  5. PAM PARAPAMPAM PAMPAM Zrobiłem więcej heheszek. Nie, nie ma tam opisów. Nie, sensu też nie ma. Nie, humor pewnie też nie każdemu podejdzie (jest tam humor, wystarczy UWIERZYĆ). Tak, pewnie pisałeś lepsze teksty w gimnazjum. No, w każdym razie przed czytaniem dobrze jest się zapoznać z tym: http://mlppolska.pl/watek/10960-jak-zosta%C4%87-ksi%C4%99ciemhumanoneshotrandomromansparabola/ , bo stanowi to niejako kontynuację. Jeszcze opis by się pewnie zdał, co? Jako że w Equestrii brakło miejsca do rządzenia, Jej Najprzyjaźniejsza Mość Księżniczka Twilight przybywa na Ziemię z misją (pokojową) skucykowania/sponifikowania ludzkości (żeby miała kim rządzić), i ewentualnie odnalezienia Wojciecha (tak na poważnie to napisałem to parę dni temu i już nie pamiętam dokładnie o czym to, a nie chce mi się znowu tego czytać). To będzie seria. Czyli będę co jakiś czas wrzucał link z kilkoma stronami tekstu. Mam nawet w planach, że te teksty będą ze sobą powiązane. O MÓJ BORZE ZIELONY, TYLE WYGRAĆ Preriderzył Arrok. Nie, gorszego tytułu dać nie mogłem, choć się starałem. https://docs.google.com/document/d/1ctGTVkkmQ5J91T7uzYBHxxNkaaAYoUndjCPDAu1F09o/edit - rodział 0, w którym to następuje pierwsze spotkanie Księżniczki z przedstawicielem naszego świata. https://docs.google.com/document/d/1CQyh_sMn2QveWjRfq2lwnLLmXrIoetkjS7Qk4jZu6PA/edit - rodział 1, w którym to formuje się nasz tytułowy Warsztat. https://docs.google.com/document/d/1-CGDLkE6AfBzFiEDCd8guIp9K-NV2_CYphW3U9jm66U/edit rodział 2, w którym nasz Warsztat przyjmuje pierwszego klienta Edit: dowaliłem, krótkie opisy rozdziałów, BO CZEMU NIE? Zapraszam do czytania. Pozdrawiam. Ja.
    1 point
  6. Dobry dzień. Więc tak oto postanowiłem sobie założyć serwer MC, i potrzebuję pomocników do jego stworzenia. Jeśli się dobrze spiszą, to czemu by nie dodać ich do administracji? Wymagania: -> non-premium bądź premium -> 1.7.2 -> Ogarnianie (obowiązkowe!) Wymagania nieobowiązkowe: -> Umiejętność edycji Permissions (taka osoba się przyda!) Przy zgłoszeniach proszę o podanie nicka - podczas robót obowiązuje whitelista! Jeśli są jacyś zainteresowani, to prosiłbym pisać na priv. IP będzie podane po zaakceptowaniu zgłoszenia. Lista współpracowników: PanMinish Yax Mephisto Pheles Camed Aretra
    1 point
  7. UWAGA! Skracam datę oddawania prac. Termin: 19.10 23:39. Szczegóły - tutaj
    1 point
  8. ... bo jak nie, to w pewnym momencie się stanie z pustką w głowie i niemym pytaniem pt. "I co teraz?". Skąd ja to znam ^^.
    1 point
  9. Dziękuje za odświeżenie tematu, inaczej nie zauważyłbym go, a rzeczywiście jest bardzo ciekawy. Osobiście za błąd uważam traktowanie Boga jak istoty ludzkiej, obdarzonej uczuciami. Identyczną pomyłkę popełnili starożytni grecy, ale oni mieli już swoich filozofów. Wracając, Bóg, jako istota całkowicie idealna, nie może złościć się ani nudzić. Więc dlaczego jest tak napisane w Piśmie Świętym? Ponieważ to nie Bóg je napisał, a ludzie. A nasz gatunek, jak dobrze wiemy, ma skłonność do popełniania błędów. Wątpię by Bóg, taki jaki jest według mnie, zesłał plagi na Egipt, ostatnią łamiąc swoje własne przykazanie. Ale błędem byłoby przecież samo danie dla Mojżesza takiej mocy. Wniosek nasuwa się sam: Biblia nie jest z nami szczera. Napisano ją tak, żeby ludzie się bali „naszego" Boga. Właśnie, naszego. Bo czyż to nie my, ludzie, stworzyliśmy Boga na swoje podobieństwo? W odwrotnym przypadku, głoszonym przez Biblię, byłby zbyt idealny żeby stworzyć gatunek o takim potencjale destrukcyjnym. Czyli że samym błędem było stworzenie nas. Ale ja, heretyk, wspomniałem, iż było to inaczej. Dalej, Jezus, Abraham, Mojżesz, Dawid i im podobni. Kto wie czy nie byli chorzy na jakąś wyjątkową chorobę psychiczną? Usłyszeli o Bogu od ludzi, sami w to uwierzyli, a potem przekazali to tłumom. Może po prostu byli genialnymi szaleńcami. Któż to wie? Na pewno nie ludzie. Z mojej wypowiedzi można wywnioskować, że Bóg nie istnieje. A ja sam w niego wierzę, jako katolik. Wierzę, ponieważ jestem człowiekiem i słucham ludzi. Czy to jest błąd? Sam nie wiem. Ale wiem, że wszystko co wychodzi z ludzkich ust nie może być traktowane jako prawda. A jeśli Bóg przemówiłby do mnie, to sam bym w to nie uwierzył. Dlaczego? Ponieważ uważałbym, że to jest tylko projekcja mojego umysłu. Advilion, wasz heretyk-katolik-filozof, sam zdziwiony, że potrafi tyle wykrzesać ze swoich zwojów mózgowych.
    1 point
  10. Cóż powiedzieć, cóż napisać? SPOILERY!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Zacznę od końca. Rozdział VI pozostawił lekki (hmm...) niedosyt. Zabrakło mi czegoś w zakończeniu, nie pytaj czego, bo nie wiem. Od początku ładnie się przedstawia opis zamku, reakcja głównych bohaterów, zapadnia przypomniała mi mój zjazd do piwnicy w wieku 8 lat, było fajnie póki nie spadłem na wungiel Dodałeś nawet postać "Mrocznej Zjawy" czy jak go tam zwali, jako organisty Niby zły ale jednak dobry. Dalej, przejścia Sawanta i Silent po rozdzieleniu, ten żal złych uczynków względem przyjaciela, radość ze spotkania i to zakończenie. Rozumiem je w pełni, choć jak wcześniej wspomniałem, czegoś mi zabrakło, czego? Nie wiem :( Błędów wykazywać nie będę, to zrobił Psoras. Całość opowiadania ma kilka zmiennych, które można było poprowadzić ciut inaczej. Dajmy na to spotkanie Twi i Sawanta. Ona by go nie wypuściła tak po prostu, już prędzej by przeprowadziła kilka badań Wcześniej, spotkanie naszych przyjaciół z podróżnikiem. Kto normalny na dzień dobry daje komuś zioło? Ale to wyjaśniłeś później, więc jak dla mnie jest dobrze Przepraszam najmocniej, że nie umiem pisać recenzji. Jednakowoż polecam to opowiadanie wszystkim, którzy chcą się pośmiać, trochę porozważać, czy też po prostu się nudzą. Zachęcam Cię do dalszego pisania, z chęcią poznam dalsze losy naszej dwójki przyjaciół/kochanków P.s. Silent wyzdrowiała, a Sawant pozostał idiotą?
    1 point
  11. Widzę, iż nikt się nie wybija, więc pozwolicie, że zacznę. Zwłaszcza, iż zabawa ma potencjał, jeśli opisać obrazek w ciekawy sposób
    1 point
  12. Według mnie zarówno trzecia część jak i spotkanie dwóch Twillight w 100% będą miały miejsce. Nie daje się takich scenek bez przyczyny.
    1 point
  13. Tak wpadam na forum i widzę fanfik prawie bez komentarzy, to sobie pomyślałem: a co mi tam, przeczytam i powiem, co myślę... [sad] to ogólne nie moje klimaty, ale walić to. No i przeczytałem. Uwaga, spojlery. Pomysł jest nawet niezły. Sawantyzm to dość rzadka przypadłość i można wokół niej nadbudować naprawdę ciekawy charakter. Do tego druga główna bohaterka jest głuchoniema. Może być ciekawie... Za to z realizacją bywa różnie. Mam wrażenie, że mogłeś wyraźniej zaznaczyć zarówno upośledzenie Sawanta połączone z jego matematycznym geniuszem, jak i problemy Silent. Niestosowanie się przez naszego "genialnego idiotę" do prawideł gramatyki nie wydaje mi się najlepszym pomysłem, jako że przyswaja się je, przynajmniej w podstawowym zakresie, na dość wczesnym etapie życia. Znacznie lepiej, moim zdaniem, wyszłaby jego postać, gdyby popełniał zabawne pomyłki, typowe dla przedszkolaków (np. mówił "buty z patykami" na buty na obcasach). I taka ciekawostka do wykorzystania w przyszłości - osoby głuche i niedosłyszące mają z reguły znacznie uboższy słownik niż słyszące poprawnie. Fabuła też ma kilka dziur. Wycieczka do Canterlot lekarstwem na brak przyjaciół w Manehattanie? Jakoś nigdy nie widziałem warszawiaka, który w poszukiwaniu przyjaciół jechałby do Krakowa (z jakiegoś powodu od razu przyszło mi do głowy takie porównanie ). I o ile jestem w stanie bez trudu uwierzyć, że Sawantowi mogłoby coś takiego strzelić do głowy, o tyle matka powinna go przystopować. a przynajmniej zabrać się z nim. Nie puszcza się osoby upośledzonej samej przez pół kraju. No i tak się zastanawiam, z czego nasi bohaterowie właściwie się utrzymywali? Czy w Equestrii są renty inwalidzkie, czy też może raczej programy aktywizacji zawodowej niepełnosprawnych? Miałbym też pewne zastrzeżenia do charakteru Twilight. Niby są wszystkie elementy składowe, ale jakoś się nie kleją. Nie czuć tej... twalotowości, tej specyficzniej mieszanki inteligencji, pilności i lekkiej paranoi. Na twoim miejscu popracowałbym jeszcze nad tym. Postać uzależnionego podróżnika i zebrikańska trawa zdecydowanie na plus. Szpital w Ponyville... cóż, mógłby być lepszy. Scena w lesie była za to całkiem nieźle zrobiona, choć trochę kulały opisy. Podobała mi się za to twoja interpretacja zamku oraz Kucyka Cienia jako jego przyjaznego ducha. A końcówka... będę szczery: zdecydowanie wolałbym, gdyby nasza dwójka pozostała przyjaciółmi. Motyw znajomości rozwijającej się w miłość jest bardzo częsty i mimo wszystko było to dość przewidywalne. A odrzucając na bok całe gadanie o "friendzone", naprawdę rzadko widzi się w literaturze i filmie dobrze zrobioną przyjaźń osób płci przeciwnej - a mnie się bardzo ten motyw podoba. Ale tu już wkraczają moje osobiste preferencje, więc tę akurat uwagę możesz potraktować dość luźno. No i plus za poprawność ortograficzną fanfika (strony technicznej jako całości oceniał nie będę, czytałem na telefonie, gdzie nie wszystko dobrze widać). Ogólne wrażenie jest więc, jak widzisz, dość ambiwalentne. Na pewno będę zachęcał cię do dalszego pisania, ale radziłbym popracować nad opisami i motywacjami postaci. Powodzenia.
    1 point
  14. Pisałem o tym już w innym temacie. No ale cóż. Odnośnie tej Twilight o której mówiła Pinkie, to widzimy ją na koniec Rainbow Rock. Najwyraźniej obserwuje tę szkołę a co najważniejsze faktycznie istnieje i prowadzi jakieś badania czy coś w tym stylu.
    1 point
  15. Po zobaczeniu tej "skromnej" kolekcji, do głowy przyszło mi tylko jedno...
    1 point
  16. Myślę, że to jest żałosne i szkoda mi biednych Ukraińców. Putin to debil jak większość rusków, o których się słyszało w internetach. Mam tylko nadzieję, że ten jego bzdurny konflikt nie przerodzi się w coś gorszego. Co myślisz o USA?
    1 point
  17. 1) Actually ComingTrueMusic jako pierwszy zgłosił swój utwór na konkurs, więc nie wiem, o co ci chodzi. 2) Ee, co to znaczy "preferujesz wulgaryzmami"? 3) Widzę, że zupełnie źle zrozumiałaś post Vunlinura. On w swoich postach starał się pokazać właśnie to, że tworzenie muzyki na komputerze wcale nie jest łatwiejsze; przeczytawszy jego post w całości z łatwością można to dostrzec.
    1 point
  18. Nie oglądam Simpson'ów, nie jestem w stanie potwierdzić autentyczności.
    1 point
  19. Wersja z napisami http://www.dailymotion.com/video/x273ma9 http://www.dailymotion.com/video/x273qs4 I wersja z lektorem http://www.dailymotion.com/video/x2752hk http://www.dailymotion.com/video/x2754ts
    1 point
  20. 1 point
  21. Dziekuję, Cahan! Drogi SzwaGrze, tak wygląda Fluttershy ode mnie: Jakby co to zapraszam na https://www.facebook.com/UnicorniaWorkshop
    1 point
  22. SPOILERY. Przeczytałam… i mam mocno mieszane uczucia. Nie wiem, ile masz lat, ale coś czuję, że nie jesteś jeszcze pełnoletnia. Zgadłam? Dobra, przejdźmy do samego tekstu. Hmm… Pomysł. No, pomysł jest całkiem niezły – Discord doszedł do władzy, kraj się chwieje, generalnie jest źle, a w tym wszystkim funkcjonuje sobie Ostatnie Królestwo, czyli po prostu miasteczko, w którym umiejscowiona jest akcja. O sytuacji politycznej wiemy bardzo mało, ale to dopiero pierwszy rozdział, wszystko jeszcze może się zdarzyć… i niech się zdarzy, bo szerszego opisu świata zewnętrznego mocno brakuje. W ogóle nie mogłam się w tym odnaleźć. Stosunki między mieszkańcami są jakieś… dziwne. Z opisu wynika, że w miasteczku mieszkają same dzieci, ale czytając opowiadanie nie miałam takiego wrażenia. Początkowo miałam nawet skojarzenia z taką młodzieżową serią „GONE” M. Granta – tam też osoby powyżej któregoś tam roku życia po prostu znikały, a pozostawione same sobie dzieci musiały odnaleźć się w nieprzyjaznej rzeczywistości. Tworzyły się gangi, potem doszło do regularnej walki… Nieważne. W każdym razie tam dzieciaki przez długi czas zachowywały się jak dzieciaki, a tutaj mamy maluczkich dorosłych. Wydaje mi się to wyjątkowo dziwaczne. Bohaterami fika są latorośle postaci znanych z serialu – Rainbow Dash, Twilight, Fluttershy, Zecory… Z jednej strony fajne, ale z drugiej – nie podoba mi się, że dzieci są tak podobne do swoich rodziców. Jak córka Sparkle, to musi być aspołeczna i uwielbiać biblioteki. Jak córka Flutter, to musi się jąkać, mówić bez grama pewności w głosie i zajmować się czymś powiązanym z medycyną (serio, przy tej scenie z wizytą u „psychologa” palnęłam się dłonią w czoło – taki z tej młodej był psycholog, jak z koziej dupy trąba. Z tej dwójki to ona była osobą, której bardziej przydałaby się wizyta u specjalisty). Jak córka Zecory, to zielarka i miejscowa pani doktor. No błagam. Ani grama oryginalności. Podoba mi się natomiast, że klacze nie są piękne i wspaniałe – główna bohaterka została opisana jako brzydka, koścista, o nieproporcjonalnej twarzy, zaś „pani psycholog” choruje na łamliwość kości. Cudo! Bardzo, bardzo dobry pomysł. To mnie rozśmieszyło: Zaczęłam się śmiać jak głupia, kiedy wyobraziłam sobie rozmowę dwójki anonimowych dzieciaków na ulicy: – I co, znowu ci w domu świrują, że cię wyślą do specjalisty? – Stary, żebyś wiedział. Już mi umówili wizytę u Klaczy O Kościach Ze Szkła, Mięśniach Z Pajęczyny I Skórze Z Papieru. Czasami warsztat trochę kuleje. Wiem, że opowiadanie było już przez ciebie poprawiane pod okiem korektorów i pre-readerów, więc nie chcę czynić ci wyrzutów, ale są miejsca, kiedy opisy są stanowczo zbyt skąpe i akcja toczy się za szybko. Ubogo, nie sądzisz? Krzyk, wyjrzała, podeszła. Może jakieś jej przemyślenia by się przydały, chociażby lakoniczne: „Na ogrom głupoty mojego brata, kto tak wyje”? Gnanie na złamanie karku jest dobre na stadionie, a nie podczas pisania opowiadania. Jeżeli nieznajoma była chora na zapalenie płuc, to Rica nie powinna zostawić jej pod opieką Wise. Takie osoby się hospitalizuje, zapalenie płuc to ciężka choroba zagrażająca bezpośrednio życiu, na dodatek zaraźliwa. Ale te objawy pasowały tak naprawdę równie dobrze do grypy (no, może poza tą flegmą). Nie jestem lekarzem, ale nie słyszałam, by osoby chore „wiły się w agonii” albo miały jakieś napady… Chyba że miałaś na myśli duszności albo dreszcze. W każdym razie: Podsumujmy: pacjentka rzuca się na łóżku, prawdopodobnie nie może złapać tchu, a ta WLEWA JEJ W GARDŁO jakąś ciecz. Przecież to prosta droga do morderstwa! W przypadku osoby, która może się zadławić, należy przeczekać atak, dbając o to, by nie zrobiła sobie krzywdy… a nie wmuszać w nią płynne lekarstwo. Pod koniec rozdziału Wise doszła do tego, że głupio postąpiła, zostawiając chorą klacz samą w domu, ale już nie pomyślała, że równie głupie było zostawienie tej klaczy samej w OBCYM domu. A co, gdyby się obudziła? Przecież byłaby przerażona, nie wiedząc, gdzie jest i jeszcze bardziej by jej się pogorszyło. Wypiła PIĘĆ. SZKLANEK. BIMBRU? Takiego alkoholu, co miewa nawet 70% mocy? Szklanek, czyli naczyń o pojemności od 200 ml wzwyż? Chyba że te „szklanki” to jednostki takie jak w przypadku picia whisky, czyli naparstek na dnie. Na razie to chyba wszystko. Generalnie idea mi się podoba, o bohaterach nie można za dużo powiedzieć, samej akcji też jest dopiero zalążek… No nic. Pożyjemy, zobaczymy. Na tę chwilę w skali ocen szkolnych opowiadanie zasługuje na dobry na szynach. Pozdrawiam, Madeleine
    1 point
  23. Ja też się podpisuję. I jednocześnie dam dla Ciebie tani drogi Airlicku racjonalny powód/ody dlaczego powinieneś upiec nam ciasto. Po pierwsze: spójrz na swój nick! Pisze tam "Airlick" co odrazu nasuwa na myśl to, że: -ciasto ma w środku powietrze (air!) które dostaje się tam podczas pieczenia z powodu drożdży -Kolejne litery twego nicku: - A - jak ananas będący częstym dodatkiem do ciast - I - jak indywidualizm, bo ty nigdy nie korzystasz z instrukcji - R - jak rolada, a ona poprostu jest pyszna <33 - L - jak lukier, co to za ciasto bez lukru? - I - znów indywidualizm, a co - C - jak cukier, a nie jakieś sztuczne słodziki :3 - K - jak karmel, myślę że szybko załapiesz aluzję Mógłbym jeszcze wymieniać i wymieniać, ale pamiętaj, głosowi ludu się nie odmawia!
    1 point
  24. 1 point
  25. No przeczytałam i powiem, że jakoś to do mnie nie trafiło. Nie żeby było złe, czy coś, ale jakoś ten typ humoru mnie tutaj nie rozśmieszył. Brakuje mi porządnych opisów. Kreacja postaci też mogłaby być lepiej rozwinięta. Mam wrażenie, że pisałeś to na szybko, niezbyt dokładnie.
    1 point
  26. Wow, jestem aż trzykrotnie na liście No i cóż mogę powiedzieć, Soli wziął system i go potrzaskał... ze trzy razy, a potem zmienił go w Kuotha i kontynuował dzieło zniszczenia. Zniszczenie zaś było z tego powodu wielce niepocieszone, więc poszło sobie gdzieś. Kiedy coś nowego, Soli?
    1 point
  27. 1 point
  28. Soli uosobienie i awatar Boga Randomu jak zwykle z tego co widzę. Tego się opisać nie da, to po prostu nie do przewidzenia co sobie wymyśli DDDD: Ale i tak jest boskie xD Btw. SPIN WSPIERA
    1 point
  29. Śmiechłem. Szczególnie przy idealnie przeprowadzonej grze słów, zresztą pewnie nie tylko ja. Dobre, nie zbyt kuche żarty ładnie doprawiają całość gagów. Trafiłeś w mój typ humoru. 9/10, bo świetne, ale krótkie.
    1 point
  30. Mam nadzieję, że po rozdziale pierwszym z dwóch pojawi się drugi z dwóch, a później zedytujesz rozdziały i wypuścisz trzeci z trzech itd.
    1 point
  31. Cały niklas xD Co do opowiadania: Random znalazł nową definicję. Potem poszli na kawę. A, no i...
    1 point
  32. Co. Ja. Przeczytałem. Niezły kawałek randomu Przez cały czas czytania towarzyszył mi uśmiech. W sumie lubię gościa, więc nie mam nic przeciwko jego towarzystwu. Fika polecam. Bo Fik to też fajny koleś.
    1 point
  33. Ja cię nie wspierałem? Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem? FOCH! NIE POLECAM FICA! Co prawda dobry i randomowy, że nie sposób przewidzieć, o czym myśli Soli, ale nie czytajcie, bo nie
    1 point
  34. "Katolicki" Bóg wg toku rozumowania wielu księży każdego niewiernego wysyła do piekła. Zaś definicja słowa "niewierny" - ten, który nie wierzy. Mówiąc krótko - nieważne, czemu nie wierzysz, czy w ogóle miałeś możliwość dowiedzieć się skądkolwiek o istnieniu Boga (ludzkość istniała długo przed tym, gdy pojawili się pierwsi żydzi) i jaki jesteś wobec innych ludzi i tak będziesz smażyć się w piekle. Bo nie wierzysz. Bo nie chodzisz co niedzielę do kościoła wygłaszać formułkę, którą tak naprawdę mało kto z głębi serca wypowiada, a większość "bo co inni pomyślą jak tego nie zrobię", a przynajmniej w mojej rodzinie. Tak więc, jeśli Bóg jest taki, jak go opisuje biblia oraz sami księża - tak, jest on zły, gdyż jego ocena ludzi ogranicza się do tego, czy w niego wierzą, czy nie, a pomija inne ważne (a nawet ważniejsze od wiary) aspekty. Problem w tym, że Bóg niekoniecznie może być taki, jakim go księża opisują. Już w wielu kwestiach kościół miał swoje założenia, które później z łatwością były obalane. Żeby słów na wiatr nie rzucać jako przykład podam teorię heliocentryczną, z którą, gdy ta raczkowała jeszcze kościół zaciekle walczył. A w ostatecznym rozrachunku okazała się ona prawdziwa. Skąd pewność, że obraz Boga, jaki nam przedstawia kościół jest prawdziwy? Kościół tworzą ludzie. A ludzie popełniają błędy. Do tej pory człowiek nie stworzył niczego, co by było całkowicie wolne od błędów i nieprędko to ulegnie zmianie. Sama kwestia istnienia jakiejkolwiek istoty wyższej w najbliższym czasie nie będzie rozstrzygnięta do tego stopnia, iż znacząca większość ludzi stanie po jednej stronie barykady. Na istnienie Boga, czy też jego nieistnienie po prostu brakuje jeszcze jednoznacznych dowodów. Tak więc jeśli wziąć pod uwagę fakt, iż tak naprawdę nie wiemy "jaki jest" Bóg w rzeczywistości i czy on w ogóle istnieje moja ostateczna odpowiedź jest - nie wiem. Nie potrafię jednoznacznie się określić w kwestii dualizmu Boga. Można na ten temat pisać bardzo długo, lecz każde zdanie wypowiedziane tutaj rodzi tylko kolejne pytania, na które brak jednoznacznej odpowiedzi.
    1 point
  35. Cóż, co ja mogę powiedzieć. Z tego co pamiętam, wyjaśnieniem była wypowiedź Pinkie. Było to coś w guście" Skądś cię znam, czy masz bliźniaczkę, która ma psa Spike'a i wyprowadziłą sie z miasta?". Co prawda nie przytoczyłem tego dosłownie, ale taka wypowiedż na pewno była.
    1 point
  36. Cóż jako wielki zwolennik używania angielskich nazw, zawsze staram się namówić innych do stosowania tej maniery. Broń Boże, zmuszać - to w końcu wolny wybór każdego autora, jaką formę uzna za odpowiednią do swoich tekstów. Sam część mniej ważnych nazw tłumaczę, jednak kiedy tylko mogę staram się tego uniknąć. Żeby rzecz ująć obrazowo czytanie takich tłumaczeń jest równie przyjemne jak zgrzyt paznokci przesuwanych po tablicy, lub dźwięk tartego siebie styropianu. Co do kolejnego rozdziału - przy opowiadaniu tego formatu jestem w stanie (i sądzę, że inni czytelnicy się ze mną zgodzą) długo czekać, jeżeli w perspektywie jest kolejna porcja tak doskonałego tekstu. PS: Co do "120 dni..." - należy przecież poszerzać swoje horyzonty . Chociaż rzeczywiście tej książki nie polecałbym nikomu poniżej... powiedzmy 21-23 lat.
    1 point
  37. Mam dość. Idę po swoje rzeczy, do sypialni. Muszę to zrobić, inaczej będą mieli przejebane. Pozatym czuje się jak potwór.
    1 point
  38. Po kilku chwilach rysy się zupełnie zatarły i kobieta wyglądała jak manekin o czarnej barwie. Powoli zaczęła się zmieniać w kulę.
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...